Huk wystrzałów, szczęk oręża, tętent koni, jęki rannych – ot, typowy obraz bitewnych zmagań. A gdy dodać do tego noc ciemną choć oko wykol, buzujący w żyłach alkohol i wszechobecne, a niezrozumiałe dla wielu okrzyki, jawi nam się przedziwna batalia. Batalia, w której armia pokonała samą siebie – a mogło być zupełnie inaczej, gdyby już wtedy nie hołdowano, skądinąd znanej dewizie, że nikt nam nie będzie w obcych językach mówił, co mamy robić…
Nie od dziś wiadomo, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. W myśl tej dewizy chciał najwyraźniej postąpić cesarz austriacki Józef II Habsburg. Trwająca od 1787 roku wojna między Rosją a imperium osmańskim była świetnym momentem do realizacji jego planów. Władca Świętego Cesarstwa Rzymskiego zdawał sobie sprawę, że państwo tureckie przeżywa poważny kryzys i czasy swej świetności ma już za sobą. Oprócz bowiem wojen z Imperium Rosyjskim oraz Austrią państwo sułtana Abdülhamida I wstrząsane było również wewnętrznymi buntami na terenie Syrii i Morei. Zatem okazja, by dokonać swoistego rozbioru ziem tureckich lub chociażby uszczknięcia kawałka z ich bezmiaru, była doskonała.
Przygotowania do wojny
Mimo zakładanej słabości państwa sułtańskiego Józef II w żaden sposób nie zamierzał lekceważyć przeciwnika. Wiedział, że uważany za pacyfistę Abdülhamid rozumiał potrzebę modernizacji swojej przestarzałej armii. Sułtan starał się zreformować oddziały janczarów oraz flotę wojenną. Rozpoczął również dostosowywanie artylerii do wymogów ówczesnego pola walki. W tej sytuacji cesarz wystawił ogromną, bo liczącą około 245 tys. żołnierzy, doskonale wyposażoną armię. O skali przygotowań świadczy również liczba 898 dział, które miały zmieść obronę turecką. Jednocześnie szefostwo intendentury miało do dyspozycji 800 ton mąki i 200 wołów rzeźnych dziennie do wykarmienia tak ogromnych mas wojska. Dodatkowo cesarz dysponował wsparciem carycy Katarzyny II, która, prowadząc wojnę z Turcją, wiązała znaczne jej siły.
Uwikłane już w jedną wojnę państwo tureckie zdołało jednak wystawić na potrzebę austriacką 100 tys. świetnie wyszkolonych i karnych żołnierzy. Siły te podzielono na dwa korpusy, z czego większym, 70-tysięcznym dowodził wielki wezyr Jusuf Pasza. Chociaż siły sułtańskie znacznie ustępowały armii Józefa II, to jednak oprócz doskonałego wyszkolenia (słynni janczarzy, przed którymi w dalszym ciągu drżały Europa i Azja) dysponowały ważnym elementem dającym przewagę – była to armia jednolita kulturowo i… językowo. Tym nie mogła się pochwalić liczna, ale wymieszana etnicznie armia Świętego Cesarstwa Rzymskiego.
W szeregach cesarskich walczyli nieprzepadający za sobą Niemcy, Węgrzy, Chorwaci, Słoweńcy, Czesi, Włosi, Polacy i Ukraińcy. A jakby tego było mało, to oczywiście dowództwo było niemieckie i takiż język obowiązywał w komendach. A podwładni, jak ująłby to klasyk: język znali, ale go nie umieli. Józef jednak, nie bacząc na tę, jak się okaże, znamienną ułomność swojej armii, wypowiedział Porcie wojnę. Pierwotny plan zakładał uderzenie na ważny strategicznie, ale broniony przez słabe siły Belgrad. Ostatecznie cesarz zdecydował o przeniesieniu działań bardziej na wschód. W tym celu podzielił swoje siły i na czele 125-tysięcznego korpusu ruszył w głąb ziem sułtańskich.
Libacja?
W nocy z 17 na 18 września 1788 roku wojska cesarskie doszły do rzeki Temesz w miejscowości Karánsebes. Wysłani przodem huzarzy mieli zabezpieczyć przyczółek na drugim brzegu, tak by na drugi dzień mogły przeprawić się siły główne. Jak się okazało, w pobliżu operowania kawalerii straży przedniej swoje obozowisko założyli wołoscy Cyganie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że mieli oni spory ładunek alkoholu. Fantazja kawaleryjska nie pozwalała na przepuszczenie takiej okazji – huzarzy zarekwirowali gorzałkę i oddali się libacji w najlepsze. Gdy do mostu dotarły pierwsze oddziały piechoty, do rozdysponowania pozostała już tylko jedna beczka napitku. Jednak na żądanie piechurów, by się z nimi podzielić zdobyczą, huzarzy zdecydowanie odmówili. Szybko doszło do wyzwisk i wzajemnych przepychanek.
Padły pierwsze strzały, a niektórzy chwycili za szable. Wykorzystując puste beczki, huzarzy dodatkowo ufortyfikowali swoją pozycję, szykując się na dłuższe oblężenie. Chęć ugaszenia pragnienia u piechurów była tak wielka, że uciekli się w tej sytuacji do podstępu. Chcąc zmusić kawalerzystów do porzucenia szańców, zaczęli krzyczeć: Turci!, Turci! Efekt okrzyku przeszedł najśmielsze oczekiwania piechociarzy. Pijani huzarzy rzeczywiście wyszli zza barykady, ale zrobili to z takim impetem, że runęli przez most w stronę zdezorientowanych piechurów. Kawaleria podchwyciła okrzyk przerażenia przed Turkami, a ten poniósł się dalej przez kolejne grupy żołnierzy.
Odgłosy wystrzałów i galopujących huzarskich koni spotęgowały tylko panikę. Na dobitkę, do ogólnego zamieszania dołączyły się spłoszone konie pociągowe z obozowiska piechoty. W ogólnym tumulcie ginęły bez echa okrzyki Halt!, Halt! oficerów, próbujących zapanować nad chaosem. Co gorsza, jako że żołnierze cesarscy w większości lingwistami nie byli, to rozpaczliwe wołania oficerów zrozumieli jako: Allah!, Allah! To tylko jeszcze bardziej zmotywowało wszystkich do ucieczki.
Armia, która pokonała samą siebie
Wkrótce skłębiona masa zwierząt i ludzi zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do nadciągających sił głównych wojsk cesarskich. Grozę sytuacji potęgowała bezksiężycowa noc, która uniemożliwiała rozpoznanie nadciągających oddziałów. Po chwili na spanikowany tłum spadła lawina ołowiu – to artyleria sił głównych, sądząc, że to rzeczywiście Turcy, próbowała powstrzymać ten szaleńczy atak. Ziemia spłynęła krwią towarzyszy broni, ale panika jeszcze bardziej się wzmogła. Żołnierze poszli w rozsypkę, ostrzeliwując się dookoła. Trup ścielił się gęsto, a na krzyki rannych nikt nie zważał. Nad wszystkim próbował zapanować nawet sam cesarz, ale rozszalały tłum uciekinierów wpadł na niego, spychając władcę wraz koniem do rzeki. Udało mu się jednak wydostać z opresji i wycofać z częścią ocalałych sił. Z nastaniem dnia bitwa austriacko-austriacka dobiegła końca.
Jakież musiało być zdziwienie wielkiego wezyra, kiedy dotarł ze swoimi siłami w miejsce spodziewanej batalii z wojskami Józefa II. Zamiast gotowego do walki nieprzyjaciela zastał pole wokół przeprawy zasłane ciałami około 10 tys. żołnierzy cesarskich. Jusuf Pasza skwapliwie skorzystał z „łatwego zwycięstwa”, by w oczach sułtana okazać się pogromcą wojsk austriackich. Żołnierze osmańscy obłowili się, zabierając ekwipunek i broń porzucone przez uciekających nieprzyjaciół, z którymi nie wymienili nawet jednego strzału. Dodatkowo wezyr nakazał obcięcie głów poległym (rannym również), gdyż za każdą z nich mógł otrzymać nawet 10 dukatów nagrody.
Turcy podjęli wprawdzie pościg za siłami Józefa, ale i tym razem uniknęły one konfrontacji z wojskami osmańskimi. Ostatecznie feldmarszałkowi cesarskiemu von Laudonowi udało się zdobyć Belgrad, ale to był właściwie jedyny poważny sukces strony austriackiej, która w 1791 roku podpisała z Turcją pokój.
Bibliografia:
- Geoffrey Regan, The Brassey’s Book of Military Blunders, Dulles 2000.
- Ludwik Bazylow, Paweł Wieczorkiewicz, Historia Rosji, Wrocław 2010.
- Jan Reychman, Historia Turcji, Wrocław 1973.
- Henryk Wereszycki, Historia Austrii, Wrocław 1986.
- Erik Durschmied, The Hinge Factor: How Chance and Stupidity Have Changed History, New York 2000.
KOMENTARZE (10)
Wydaje mi się, że w tej bitwie nie mogli wziąć udziału Ukraińcy. Do czasu tamtej bitwy nie istniało żadne państwo ukraińskie, nie istniał język ukraiński, nie istniała tożsamość ukraińska.
Z drugiej strony w artykule nie ma wzmianki np. o Słowakach czy Białorusinach, o których można byłoby powiedzieć to samo.
Masz rację,Niektórym ,, historykom” myli się historia z terażniejszością. Zapominają , że dzisiejsza geografia i historyczne nazewnictwo,to całkiem inna rzeczywistość.J.Ch.
Czy Ty wiesz w ogóle o czym Ty piszesz???
Ukraińcy już w trakcie formowania Rzeczpospolitej Obojga Narodów stanowili 30 % społeczeństwa ówczesnych „polskich terenów”. Mieli własny język, kulturę i pragnienie utworzenia niepodległego państwa, więc o czym ty piszesz, nieuku?
Efekty wielokulturowego wzbogacenia.
Austria nic się nie nauczyła z historii wielonarodowosciowej 1 RP w której rozbiorach brała udział. Ten sztuczny zlepek państw też się rozpadł ,właśnie przez byle ziemię 1 RP. Ale o tej wspaniałej „Bitwie” z Turkami nigdy nie słyszałem. Turcy mogli na trasie pochodu Ruskiej Armi zostawiać alkohol ileż by zwycięstw odnieśli.
I RP rozpadła się z powodu porażki polityki Sasów i braku reform spowodowanych samouwielbieniem i mitomanią szlachty a nie z powodu który podajesz, żadne wielkie państwo nie ma szans pozostać całkowicie jednolite kulturowo, nawet Turcja i Chiny mają kilkanaście grup etnicznych różnych kulturowo od grupy stanowiącej trzon państwa a jednolitość armii tureckiej podana przez autora to bzdura
Tą bajkę opowiadają w szkole. Przyczyną upadku I RP była kontrreformacja. To w czasie reformacji Polska świeciła największe trumfy. Ta skończyła się akurat na potopie szwedzkim, a potem było już z górki do rozbiorów. Państwo było wewnętrznie rozbite.
Bitwa tutaj opisana przypomina mi „do złudzenia” naszą „hańbę plugawiecką” czyli klęskę w bitwie pod Piławcami.
Także tutaj bowiem okrzyki z kolei nie „Turcy” ale „Tatarzy”, doprowadziły do panicznej ucieczki i przypadkowych starć – walk między uchodzącymi, którzy myśleli, że są przez nich tj. Tatarów i ukraińskich kozaków ,ścigani. Tak, tak jak najbardziej ukraińskich kozaków, to nie błąd z mojej strony!
Drogi bowiem „anonimie”, nim się rzeczywiscie „słusznie” oburzysz i „poklepiesz z politowaniem” kogoś tak dobrze przygotowanego merytorycznie jak autor powyższego artykułu p. Piotr Dróżdż, to trzeba abyś zrobił choć pobieżną kwerendę podstawowych źródeł „w temacie”. A ta powie ci – mówi nam, ni mniej ni więcej, tylko, że „…termin Ukraina pojawił się po raz pierwszy w Latopisie kijowskim, opisującym wydarzenia z XII w. ….” (!!!)
A jako nazwa własna prowincji został on użyty po raz pierwszy już w 1590 r. w konstytucji sejmowej. Także praktycznie wtedy zresztą, nazwa „Ukraina” zaistniała w Europie, nawet na mapie wydanej w dalekim Amsterdamie w 1613 roku.
Język zaś ukraiński, jego początki to także przełom wieku XVI i XVII. Możemy zatem już wtedy mówić (bo używali tego pojęcia i ówcześni) o narodzie ukrainnym i Ukraińcach jako narodowości…
Czyli tak było i wtedy jak jest i „z teraźniejszością”, z…
Z tą tylko różnicą, że obecnie jest, została w końcu sformalizowana ukraińska państwowość.
Co do „braku reform spowodowanych samouwielbieniem i mitomanią szlachty”, to raczej winnych należy szukać po stronie magnaterii za wszelką cenę ten stan starających się „konserwować” i rozgrywać dla swych potrzeb.
Mimo to niezwykłe „parcie” naszej szlachty, nawet szlacheckich szaraczków, szlachty zatem mocno zubożałej, do edukacji (naprawdę wzruszające są dokumenty poświadczające fakty, że niektórzy szlachcice zagrodowi zastawiali całe swoje majątki ruchome i nieruchome, srebra rodowe nawet w to włączając; aby wykształcić nie tylko swych synów ale także zdarzało się i córki!) dało asumpt do powstania ogromnie patriotycznej i świadomej swojej historii – polskości, niezwykłej w Europie na owe czasy: większości szlacheckiej – większości stojącej w opozycji wobec – często dla zagranicznych zaszczytów i tytułów, zniemczonej i zruszczonej, naszej „postmagnackiej” arystokracji; większości zatem szlacheckiego głównie pochodzenia – patriotycznej, największej siły stojącej za odzyskaną przez nas niepodległością.
I kto tutaj drogi „dol672”, jest więc de facto mitomanem?
„Przyczyną upadku I RP była kontrreformacja…”
Chyba jednak i tutaj było wręcz odwrotnie: to reformacja odśrodkowo, dosłownie zaczęła rozsadzać i dezorganizować I RP – RON.
Po pierwsze bowiem w Polsce praktycznie kontrreformacji, jako stanu „opresyjnej” ofensywy wobec tzw. „lutrów”, w żadnym nawet razie nie było. Tzw. tumult toruński, jedyny u nas objaw jawnego sporu, zapoczątkowała walka niemieckich mieszczan katolików z tymi protestanckimi, dodajmy jednak także niemieckimi!
Na którym to „tumulcie” ochoczo chciało skorzystać (i skorzystało – konfiskata majątków protestanckich) okoliczne bogate tak polskie jak i niemieckie ziemiaństwo, głównie, choć nie wyłącznie, katolickie ale i protestanckie…
Kościół unicki to z kolei „pomysł” ligi świętej, a zatem głównie habsburski – ich „oczko w głowie”, wymuszany na Polsce za sojusznicze zobowiązania, na naszych władcach którzy się do tego wcale nie palili (no może za wyjątkiem pierwszego Wazy na naszym tronie), skłanianie ich dukatami i talarami do zgubnego dla nas jego (za)stosowania.
Reformacja przede wszystkim zantagonizowała wyraźnie „antypolsko” odtąd nastawione, niemieckie mieszczaństwo w polskich i litewskich miastach. Także magnateria chętnie przechodziła np. na kalwinizm, po to tylko aby jeszcze bardziej być w opozycji wobec króla, osłabiać – osłabić w ten sposób władzę centralną, a więc i państwo. To dlatego Kalwinizm rozwinął się zatem w Polsce np. w okolicach manufaktur kiejdańskich, birżańskich czy wileńskich – na Litwie, gdzie pełno było przecież protestanckich wyznań rzemieślników z zachodu Europy; oraz w również dość mocno zurbanizowanych i skolonizowanych przez np. zwykle protestanckich „ole(a)ndrów”, okolicach Sandomierza i Lublina.
Kontrreformacja w RON była więc głównie obroną polskości przed obcymi żywiołami, w myśl że bycie Polakiem to równoznaczne z byciem katolikiem. Po za tym protestantyzm, szczególnie luteranizm, bywał często skrajnie antysemicki, a współpracująca na polu ekonomicznym z polskim żydowstwem nasza szlachta, sobie tego po prostu nie życzyła…
Reformację traktowano więc w Polsce nie w kryteriach religijnych głównie, ale jako antynarodową, antypaństwową i niebezpieczną dla interesów szlachty.
Nie ma czegoś takiego jak państwowość ukrainska,tak twierdzi gensek ONZ 7.4. 2014