Widmo wojny nuklearnej wisi nad ludzkością od 1945 roku, kiedy wraz z końcem II wojny światowej ujrzeliśmy destruktywną siłę głowic atomowych. Zdarzały się chwile, w których do ostatecznej zagłady brakowało dosłownie jednej decyzji!
Na całe szczęście okazuje się, że ludzka moralność i świadomość zagrożenia, jakie niosłaby ze sobą nuklearna konfrontacja, odgrywa tu kluczową rolę. Przykładem potwierdzającym takie stwierdzenie może być postać pułkownika Stanisława Pietrowa.
Był 26 września 1983 roku. W bunkrze Serpuchow-15, gdzie znajdowało się centrum radzieckiego systemu wczesnego ostrzegania „Oko”, pełnił dyżur właśnie on – Pietrow. Z pewnością nie spodziewał się, że właśnie tego dnia ujrzy na ekranie alarmujący napis, a wnętrze wojskowego przybytku wypełni się złowieszczym hałasem syren ostrzegawczych. Zgodnie ze wskazaniami systemu, Amerykanie właśnie wystrzelili pocisk nuklearny…
Rozsądek bierze górę
Pietrow mógł spanikować, mógł w tej chwili wydać rozkaz rozpoczęcia kontrataku. To oczywiście skończyłoby się faktycznym rozpętaniem wojny nuklearnej, a więc najprawdopodobniej całkowitym zniszczeniem ludzkiej cywilizacji. Pułkownik zachował jednak zimną krew, polecając załodze bunkra pozostanie na stanowiskach. Panika była w tej sytuacji najgorszym rozwiązaniem.
Coś się jednak nie zgadzało: system „Oko” wykrył wystrzelenie tylko jednego pocisku. Pietrow zupełnie słusznie pomyślał, że takie posunięcie byłoby bez sensu, zgodnie z doktryną MAD (Mutual Assured Destruction, czyli Wzajemne Zagwarantowane Zniszczenie). Gdyby przeciwnikowi chodziło o faktyczne rozpoczęcie ataku, to uderzenie byłoby przeprowadzone we wszystkie strategiczne cele jednocześnie. W związku z tym, trzeźwo myślący żołnierz stwierdził, że system najwyraźniej szwankuje.
Chwilę potem jego silna wola została wystawiona na próbę po raz drugi. „Oko” pokazało kolejne cztery pociski wystrzelone z terytorium Amerykanów. Pietrow stanął przed tragicznym wyborem: by definitywnie potwierdzić nadciągający atak, trzeba było poczekać aż pociski znajdą się w zasięgu naziemnych radarów – czyli zdecydowanie zbyt blisko celu, by dało się zareagować. Z drugiej zaś, meldunek o agresji złożony do sztabu dowodzenia wiązałby się z kontratakiem… I wojną. Ameryka musiałaby odpowiedzieć na rakiety wystrzelone z Rosji, a wtedy z obu państw (jak również całej reszty powierzchni Ziemi) zostałoby jedynie radioaktywne pustkowie.
Trudno sobie wyobrazić, jak trudną decyzję miał przed sobą Pietrow. Sama świadomość, że w jego rękach spoczywa los świata musiała być przytłaczająca. Całe szczęście, że trafiło akurat na niego: postanowił nie składać raportu, uznając wskazania „Oka” za błąd. Miał rację!
Skąd to zamieszanie?
By lepiej zrozumieć rozpaczliwą sytuację rosyjskiego pułkownika, trzeba uświadomić sobie skalę napięcia między Ameryką i Związkiem Radzieckim. W czasie, gdy Pietrow pełnił swoją wartę, NATO przeprowadzało manewry o kryptonimie „Able Archer” (Sprawny Łucznik). Przeprowadzone na szeroką skalę próby procedur uruchamiania broni jądrowej spowodowały, że cały świat stanął w gotowości. Wprowadzono ciszę radiową i symulację alarmów jądrowych, co wyglądało na tyle realistycznie, że Związek Radziecki uwierzył, że faktycznie może dojść do konfrontacji. Ronalda Reagana oskarżano o przygotowania do wojny. Jednocześnie, ówczesne systemy radarowe były bardzo niedoskonałe, nie pozwalały na dokładne zbadanie charakteru poruszających się w powietrzu obiektów. To wzbudzało jeszcze większą niepewność.
Wkrótce jednak miało się okazać, że błędne wskazania „Oka” były spowodowane zbiegiem okoliczności, którego konstruktorzy systemu nie przewidzieli. Światło słońca zwyczajnie odbiło się od warstwy chmur nad Stanami Zjednoczonymi, przekazując błędne wskazania do satelity. Tak prosta rzecz mogła sprowadzić na nas zagładę…
Pietrow dostaje po uszach
Trzeciej wojny światowej, jak wiadomo, nie było. Ale pułkownik Pietrow nie otrzymał należnego uznania za zachowanie zimnej krwi – zamiast tego spadły na niego gromy za… niedokładne prowadzenie dziennika zdarzeń. Później sprawnie usunięto go ze sceny i świat o nim zapomniał. Dlaczego?
Elita radzieckiego wojska i przemysłu zbrojeniowego jeszcze niedawno prężyła się w blasku chwały za stworzenie „Oka”, a tymczasem – ich urządzenie okazało się wadliwe, co o mały włos nie doprowadziło do wojny! Co gorsza, „zwyczajny” pułkownik z łatwością rozpoznał, że wskazania systemu są błędne. Gdyby go nagrodzono, to jednocześnie wiązałoby się z naganą dla wyżej postawionych osób… A do tego, oczywiście, nie mogło dojść.
Sam Pietrow dożył starości niemal całkiem zapomniany. O jego dokonaniu świat przypomniał sobie dopiero po opublikowaniu wspomnień generała Jurija Wotincewa w 1998 roku. Odnaleziono pułkownika i wypytano o wydarzenia sprzed lat, o których niechętnie opowiadał. W uznaniu zasług otrzymał liczne nagrody, w tym World Citizen Award, odznaczenie Organizacji Narodów Zjednoczonych, Niemiecką Nagrodę Mediów oraz pokojową nagrodę „Dresden-Preis”. Sam zawsze twierdził, że żaden z niego bohater, ponieważ zwyczajnie wykonywał swoje obowiązki. W wywiadzie z 2013 roku przyznał, że aż do samego końca nie był całkowicie pewien, czy alarm „Oka” był w istocie fałszywy. Jednocześnie, sytuacja z 1983 roku została uznana za chwilę w której byliśmy najbliżej wojny nuklearnej w historii. Pietrow zmarł w 2017 roku, mając 77 lat.
Bibliografia:
- Braithwaite, R., Armagedon i paranoja. Znak Horyzont, Kraków, 2019.
- Hoffman, D., I had a funny feeling in my gut. Washington Post Foreign Service, 1999.
- Pry, P., War Scare: Russia and America on the Nuclear Brink. Praeger, Westport, 1999.
- www.brightstarsound.com, dostęp: 16.01.2020
KOMENTARZE (13)
Tekst bylby godzien pochwaly no i autor takze,gdyby nei jeden „drobiazg”.
Oba kraje i obaj orzywodcy od dawna mieli jzu tak zwany Czerwony Telefon ,nie byli wiec zdani na zawodny sprzet i genialnych zolnierzy.
Oto fragment ze zrodel brytyjskich
W nocie z czerwca 1963 r. oba kraje uzgodniły, że „na wypadek sytuacji nadzwyczajnych rząd Stanów Zjednoczonych Ameryki i rząd Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich” powinny „tak szybko, jak to tylko technicznie możliwe, łączyć się ze sobą za pomocą bezpośrednich łączy telekomunikacyjnych”. „Halo, tu prezydent Johnson” Bezpośrednią linię telefoniczną łączącą Biały Dom i Kreml zamontowano dopiero w 1967 roku. Dzięki niej prezydent USA Lyndon Johnson rozmawiał z Sowietami w czasie wojny sześciodniowej na Bliskim Wschodzie. Według Smithsonian Muzeum, od tego czasu gorącą linię kilkukrotnie modernizowano. W 1971 roku o połączenie satelitarne, a w 1980 roku – o faks. Czy telefon był czerwony, jak w hollywodzkich filmach? Podobno nie, przynajmniej nie w Białym Domu. Autor: rf//gak/k /
To wszystko co piszesz to prawda ale na początku ewentualnego konfliktu.
W momencie gdy obie strony mają podniesiony tryb alarmowy do najwyższego to już nie ma telefoników do przyjaciela.
Tylko jeśli jedna strona zauważy że druga wypuściła swoje ptaszki to wtedy glownodowadzacy otwiera teczuszke i zezwala na użycie broni strategicznej.
I w tedy dla zwykłych ludzi pozostaje ok. 25 min życia. Więc otwieramy piwo i mamy nadzieję że zginie y od bezpośredniego trafienia a nie że będziemy umierać na chorobę popromienna dniami lub tygodniami.
Telefonem posługiwali się wtedy, gdy konflikt był lokalny i obydwu władcom / jak nazwać inaczej posiadaczy guzików / zależało na jego likwidacji.
Albo wtedy, gdy zaistniał zły przypadek.
A w sytuacji zamierzonego konfliktu wojny przez telefon z pewnością by nie wypowiadano…
GDZIE sa komentarze; dlazcego znikaja ?
Nie wstyd wam pisać pacyfistyczne kłamstwa że wojna atomowa pomiędzy USA a ZSRR spowodowałaby zagładę ludzkości? Półkula południową prawie wogole by nie ucierpiała, odczuli by tylko krótkie ochłodzenie klimatu. I u nas nie było by tak źle. Kłamstwa te były wymyślane przez pacyfistów sponsorowanych przez Moskwę, bo sowieci bali się walki.
bajędy , dinozaurów tytanie umysłu poza ptakami nie ma a bolid uderzył w jednym miejscu. Jarzysz to porównanie ich śmierć byłaby zwyczajnie wolniejsza od mutacji i raka . Równik to nie jest jakiś mur wysoki na kilka kilometrów
Lecz się kretynie
STALIN ocalił ziemię przed zagładą jakiej chcieli dokonać btunatni kapitalisci Hitlera, ale on był z pochodzenia Gruzinem
Dobrze że wśród fanatyków znajdzie się ktoś z mózgiem
A może należałoby zacząć mówić prawdę, że broń jądrowa od 1945 roku zapobiega III wojnie światowej, a nie serwować te komunistyczne pierdoły o zgubnym efekcie tejże bomby, promowane między innymi przez komucha watykańskiego Franka?
Jak się czyta niektóre wpisy, to się człowiek zastanawia, kto tych ludzi wykształcił?
Teraz kształci czarnek.
Za poprzednich tęga baba z Białegostoku.
Jeszcze wcześniej , pardon la mot, halowa czy inna obrzydliwość…
I tatko ojdyr też swoje robi.
I pomyśleć że stara komuna bardziej dbała o naukę słupkow niż o wcieranie w główki uczniowskie swojej „chlubnej ” przeszlosci bez skakania przez mur…
Jak tylko zobaczylem tytul wiedzialem ze bedzie miazga w komentarzach przez głupich głupków.