Zabawa w Boga. Jak Rosjanie zbudowali największą bombę atomową na świecie

fot.National Nuclear Security Administration / Nevada Site Office /domena publiczna Car-bomba miała utrzeć nosa Amerykanom, którzy prężyli muskuły, przeprowadzając kolejne testy jądrowe (na zdj. test ładunku Badger w 1953 roku).
Od zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki świat kilka razy stanął na skraju nuklearnej zagłady. Mimo to można odnieść wrażenie, że ludzkość nadal nie zdaje sobie sprawy, z jakim żywiołem igra. Najlepiej świadczy o tym historia Car-bomby, która powstała w ZSRR tylko po to, by… utrzeć nosa Amerykanom.
Potencjał militarny nowej technologii był olbrzymi i niezwykle niebezpieczny. Podczas zimnej wojny broń atomową wykorzystywano w charakterze straszaka, a kolejne testy jądrowe przeprowadzane przez Stany Zjednoczone oraz ZSRR stanowiły najzwyklejsze demonstracje siły.
Oczywiście Związek Radziecki zawsze starał się rozmachem przewyższyć wszystko, co świat dotychczas znał. I w tym przypadku nie mogło być inaczej…
Niewyobrażalnie niszczycielska siła
Na zlecenie samego Nikity Chruszczowa zespół naukowców w składzie: Julij Chariton, Andriej Sacharow, Wiktor Adamski, Jurij Babajew, Jurij Smirnow oraz Jurij Trutniew miał stworzyć największą na świecie wodorową bombę termojądrową. Tak zwana Car-bomba o oznaczeniach AN602 lub RDS-220 została zaprojektowana i skonstruowana w ośrodku Arzamas-16 należącym do Wszechrosyjskiego Instytutu Naukowo-Badawczego Fizyki Eksperymentalnej.
Pokazową detonację ładunku, nazwanego pieszczotliwie Iwanem, zaplanowano na 30 października 1961 roku. Nie była to przypadkowa data, ponieważ mniej więcej w tym samym czasie miał się odbyć XXII Zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Wydarzenie było więc czysto propagandowe: miało pokazać imperialistycznemu Zachodowi, że ZSRR dysponuje teoretycznie nieograniczoną mocą rażenia, a jednocześnie udowadniać kamratom, że „zgnili kapitaliści” pozostają daleko w tyle w wyścigu zbrojeń.

fot.Bundesarchiv, Bild 183-B0628-0015-035 / Heinz Junge / CC-BY-SA 3.0 Pierwotnie Chruszczow zażyczył sobie bombę o mocy 100 megaton
Pierwotnie Chruszczow zażyczył sobie bombę o mocy 100 megaton, jednakże z logistycznego punktu widzenia skonstruowanie, transport oraz detonacja takiego olbrzyma była prawie niemożliwa. Oczywiście teoretycznie Rosjanie mogliby stworzyć bombę o takiej mocy, ale nie dało się przewidzieć skutków jej detonacji.
Zdecydowano się więc na przygotowanie ładunku o połowie „wymarzonej” mocy, co i tak było pozbawione precedensu. Car-bomba miała 8 metrów długości, 2,1 metra średnicy oraz ważyła 27 ton. Była tak skonstruowana, iż w bardzo niewielkim stopniu uwalniała zanieczyszczenia promieniotwórcze do atmosfery, przez co – paradoksalnie – była jedną z „najczystszych” bomb atomowych w historii.
Czytaj też: Mały gracz w wielkiej wojnie – jak Brytyjczycy budowali bombę atomową
Archipelag Nowa Ziemia
Na miejsce detonacji wybrano grupę wysp o nazwie Nowa Ziemia, znajdującą się w strefie okołobiegunowej na terytorium ZSRR. W niedawno odtajnionym przez Rosję filmie dokumentalnym pokazane są przygotowania do tej operacji.
Samą bombę transportował specjalny bombowiec Tu-95 w asyście samolotu obserwacyjnego Tu-16. Ten drugi został wyposażony w narządy pomiarowe oraz kamery, mające za zadanie zbierać wszelkie informacje o eksplozji. Iwana zrzucono na wysokości 10 500 metrów, a detonacja nastąpiła na pułapie 4000 metrów nad lądem. Wybuch był tak potężny, że sama kula ognia miała średnicę prawie 4000 metrów, a rozbłysk był widoczny z odległości 900 kilometrów. Fala uderzeniowa obiegła planetę trzykrotnie. W promieniu 100 kilometrów fala cieplna była tak ogromna, że mogła spowodować poparzenia trzeciego stopnia.

fot.Bourrichon/CC BY-SA 3.0 Satelitarne zdjęcie Paryża, na którym pokazano skutki ewentualnego zdetonowania Car-bomby nad miastem
Powierzchnia ziemi w tamtym miejscu została nieco wypłaszczona, a niewielkie skaliste wysepki wchodzące w skład Archipelagu Nowej Ziemi wyparowały. Grzyb atomowy sięgał 60 kilometrów wysokości oraz 40 kilometrów średnicy. Był to istny Palec Boży. Szacuje się, że siła przemian termojądrowych była równa 1% mocy, jaka wytwarza się na powierzchni Słońca. Była to moc prawie dziesięciokrotnie większa niż suma użytej broni podczas II wojny światowej.
Perspektywa detonacji dwa razy potężniejszej bomby przekracza wszelkie wyobrażenia. Car-bomba zrzucona na Berlin zagroziłaby połowie kontynentu. Gdyby celem została któraś z wielkich aglomeracji Stanów Zjednoczonych, natychmiastową śmierć poniosłyby miliony ludzi.
Najbardziej uderzające w tym wszystkim jest to, że detonacja Car-bomby była zabiegiem czysto propagandowym. W warunkach bojowych transport – nieważne, czy drogą lądową, czy powietrzną – ważącej prawie 30 ton bomby byłby niemalże niewykonalny. Nie zmienia to jednak faktu, iż 30 października 1961 roku świat zobaczył, do czego zdolny jest owładnięty megalomanią człowiek i można tylko snuć domysły, do czego doprowadziłaby dalsza eskalacja zimnej wojny…
Bibliografia:
- Maciej Zaremba, Eksplozja Car-bomby na ujawnionym przez Rosjan nagraniu. To największa bomba wodorowa w historii, „Wprost” (dostęp: 2.11.2020).
- Brandon Specktor, Russia declassifies footage of ‚Tsar Bomba’ — the most powerful nuclear bomb in history, „Live Science” (dostęp: 2.11.2020).
Ruscy byli głupi zbudowali dzwon Car Kołakoł który nigdy nie zadzwonił ,zbudowali też armatę Car Puszkę która nigdy nie wystrzeliła. Ale głupoty Ukraińców nikt nie przebije zbudowali Car Bombę i zrzucili ja na swoje terytorium. Zresztą zrzucanie bomb atomowych nawet na zaludnione obszary i swoich żołnierzy to Rosyjska specjalność. Chociaż w USA robiono też podobne głupoty ale nie na taka skalę.
Ćpie matka, że wiesz?