Dnia 21 grudnia 1908 roku panna Marion Gilchrist została zamordowana. Była kobietą pobożną, uczciwą, onieśmielającą, o doskonałym zdrowiu i nieskazitelnych manierach – w skrócie nie była zbyt lubiana. Zbrodnia ta była niezwykle brutalna i stała się „najgłośniejszym morderstwem epoki”. Zwłaszcza, że za jej popełnienie skazano niewinnego człowieka.
Panna Gilchrist za kilka tygodni miała skończyć 83 lata. Była kobietą niezwykle zamożną z drobnymi dziwactwami, dlatego jej sposób życia uznawano za ekscentryczny. Mieszkała w Glasgow w domu na piętrze wraz ze służącą Lambie, którą wieczorem 21 grudnia wysłała po gazetę. Po około 10 minutach służąca wracając do mieszkania spotkała przed drzwiami zaniepokojonego hałasem sąsiada. Otworzyli drzwi, z których niezwykle spokojnym krokiem wyszedł na nich mężczyzna, przeszedł obok i na schodach zerwał się do biegu.
Chwilę później w jednym z pokoi służąca znalazła na podłodze zwłoki swojej pracodawczyni. Jej ciało skierowane było nogami do drzwi, a głowę przykrywał skórzany dywanik. Panna Gilchrist żyła jeszcze kilka minut, choć niemal wszystkie kości jej twarzy i czaszki zostały tak zmasakrowane, że twarz jej w najmniejszym stopniu nie przypominała ludzkiej.
Broszka z diamentami
Panna Gilchrist wiodła dość skromne życie, jak na bogaczkę, której majątek wynosił około 15 000 funtów (obecnie około 2 miliony dolarów). Miała jedną słabość – kochała biżuterię i masowo ją gromadziła. Wartość kolekcji wyceniono po jej śmierci na 3000 ówczesnych funtów, co w dzisiejszych czasach odpowiadałoby około 400 000 dolarów.
Starsza pani bała się panicznie złodziei, dlatego nie tylko nie nosiła na raz więcej niż jednej sztuki ze swojej pokaźnej kolekcji, ale także chowała je w różnych dziwnych miejscach w swoim mieszkaniu: wkładała je między ubrania, przypinała do zasłon czy też chowała w kieszeniach ubrań. Właśnie element tej kolekcji – wysadzana diamentami broszka stała się jednym z ostatecznych dowodów w sprawie o jej morderstwo. Służąca bowiem zeznała policji, że broszka ta została w dniu morderstwa skradziona.
Informacja o broszce została szybko rozpowszechniona zwłaszcza wśród właścicieli lombardów i bardzo szybko pewien sprzedawca rowerów zgłosił, że dokładnie taką broszkę próbował zastawić w lombardzie Oskar Slater – niemiecki Żyd, który niedawno sprowadził się do miasta.
„Odrażająca zmowa, w której równą rolę odgrywały głupota i nieuczciwość”
Jak pisze Margalit Fox w książce: „Arthur Conan Doyle i sprawa morderstwa. Prawdziwe śledztwo twórcy Sherlocka Holmesa” – to co stało się potem było najtragiczniejszą farsą sądową epoki. Już następnej wiosny przed sądem został postawiony Oskar Slater, który wcześniej śledzony był przez policję, ponieważ władze chciały dowieść, że nowoprzybyły obcokrajowiec miał jakoby utrzymywać się z hazardu.
Jego życie stanowiło obrazę dla wrażliwości ludzi żyjących w pozostałościach po epoce wiktoriańskiej. Nie tylko określano go jako dandysa, to jeszcze jego towarzyszką była rzekoma piosenkarka rewiowa, która w rzeczywistość pracowała raczej jako prostytutka. Już wtedy stawiano mu zarzut „niemoralnego prowadzenia gospodarstwa domowego”.
Proces Slatera odbył się w Edynburgu w maju 1909 roku i był pełen nieścisłości, błędów prokuratorskich i sędziowskich. Manipulowano świadkami i ich przekupywano, pomijano dowody niewinności, składano fałszywe zeznania. Jeden z policjantów pożegnał się nawet z karierą, bo pozwolił sobie głośno wyrazić opinię na temat niesprawiedliwości w trakcie prowadzonego dochodzenia.
Jednym z dowodów uznanym za kluczowe był fakt, że Slater jakiś czas wcześniej zastawił w lombardzie diamentową broszkę w kształcie półksiężyca. Nikogo nie obchodziło wtedy, że nie znał on ofiary. Według ustaleń panna Gilchrist na tydzień przed swoją śmiercią miała powiedzieć przynajmniej jednej osobie, że zostanie zamordowana. Nie brano pod uwagę nieścisłości, ani dowodów ułaskawiających.
Ławnikom wystarczyła 70-cio minutowa narada. Wydano wyrok skazujący. Kara śmierci. Trzy tygodnie później, na 48 godzin przed wykonaniem tego wyroku, karę zmieniono. Slater miał spędzić swój żywot w więzieniu Jego Królewskiej Mości w Peterhead w północnej Szkocji pracując w kamieniołomach.
Ciosanie granitu i częste pobyty w izolatce
Oto w jaki sposób Oskar Slater spędził większość czasu w ciągu odsiadywania swojego wyroku. Więzienie w Peterhead było bardzo rygorystyczne. Zakazane były tu nawet rozmowy między więźniami poza tymi, które związane były z pracą. Jego sprawy nie można było rozpatrzeć ponownie, ponieważ w tamtych czasach nie istniała jeszcze instytucja sądu apelacyjnego. Przez większość wyroku pracował w kamieniołomach granitu, jadł kleik, chleb i bulion. Po 15 latach przeniesiono go z kamieniołomów do pracy w stolarni.
Strażnicy zainspirowani antyniemieckimi nastrojami w kraju, karali Slatera częściej niż innych. Często wrzucano go do izolatki za takie przewinienia jak rozmowa ze współwięźniem. Odnotowany został także przypadek, kiedy został on przywiązany w ramach kary do słupa i pozostawiony na słońcu przez 2 godziny. Zdaje się, że wniesiona z tego powodu skarga do władz więziennych nie spowodowała zmiany w traktowaniu więźnia. Slater podupadał na zdrowiu i duchu, a przy życiu utrzymywały go nadzieja, że jego niewinność zostanie ostatecznie dowiedziona i że w swoim życiu będzie jeszcze mógł spotkać się ze swoją rodziną w Niemczech. To drugie marzenie miało się nigdy nie spełnić.
Swoją jedyną szansę zobaczył Slater w osobie sir Arthura Conan Doyle’a, który poza swoją sławą jako autor kryminałów o Sherlocku Holmesie znany był jako „rycerz przegranych spraw”. Najtrudniejszym zadaniem było przekazanie błagania o pomoc w dowiedzeniu niewinności. Możemy sobie wyobrazić, że więzienie, które zakazywało osadzonym rozmów, nie było zbyt skore do rozsyłania listów nakłaniających do ponownego wszczęcia postępowania w sprawie skazanych. Mogli oni jedynie wysyłać jeden list w określonym okresie, a Slater pożytkował tę możliwość na kontakt ze swoją rodziną w Niemczech.
Szczęśliwa proteza i mistrzowski umysł
W jaki zatem sposób Conan Doyle dowiedział się o rozpaczliwej prośbie Oskara? Na jego szczęście współwięzień 2988 William Gordon w roku 1925 został zwolniony z odbywanej kary i to jemu Slater potajemnie przekazał krótki liścik zawinięty w sreberko. W trakcie czynności związanych z opuszczaniem więzienia Gordon był bardzo szczegółowo przeszukany, na szczęście żadnemu ze strażników nie przyszło do głowy, aby sprawdzać zawartość jego sztucznej szczęki.
Późniejsze wydarzenia pokazały, że Gordon wywiązał się ze swojej obietnicy i dostarczył ten krótki liścik sir Arthurowi. Conan Doyle bardzo szybko podjął rękawicę i zabrał się do pracy. Niczym bohater swoich opowieści ponownie analizował materiał dowodowy, przesłuchiwał świadków i poszukiwał odpowiedzi.
Jak pisze Margalit Fox, jego strategią były:
1. Wyszukanie szczegółów, które umknęły śledczym prowadzącym sprawę
2. Wykazanie błędów logicznych policji i oskarżycieli
3. Odnalezienie dowodów negatywnych i zrozumienie ich znaczenia
4. Próba obserwacji zamiast zwykłego patrzenia
Podjęte przez Doyle’a działania były niezwykle żmudne i trudne. Okazało się, że siatka niedopatrzeń i machlojek związana z tym procesem, była tak utkana, że nie sposób było udowodnić błędów w postępowaniu. Głównie dlatego, że wykazanie błędów jednych organów odsłaniało błędy innych. A nikt nie chciał narażać swojej posady i reputacji tylko po to, aby uniewinnić skazanego za morderstwo człowieka.
Jednak na skutek działań Conan Doyle’a, rok po tym jak ustanowiono instytucję sądu apelacyjnego w Szkocji, sprawa Oskara Slatera została ponownie rozpatrzona. Zarzuty oddalono, a więźnia zwolniono.
Podczas pobytu w więzieniu Slater stracił swoje niemieckie obywatelstwo i już nigdy nie miał powrócić do Niemiec, aby zamieszkać lub choćby spotkać się ze swoją rodziną. Paradoksalnie patrząc na późniejsze wydarzenia w Europie, mogło to uratować mu życie. Najgłośniejsze morderstwo epoki, które obiegło nie tylko Wielką Brytanię, ale także cały świat, doczekało się dwóch śledztw. Pierwsze było farsą sądową i doprowadziło do skazania i niemal zabicia niewinnego człowieka.
Drugie przeprowadzone zostało przez znanego na całym świecie sir Arthura Conan Doyle’a – ojca Sherlocka Holmesa i dr. Watsona, „rycerza przegranych spraw”, które doprowadziło do uniewinnienia Oskara Slatera. Dokładną analizę krok po kroku tego dochodzenia przedstawiła Margalit Fox w swojej książce „Arthur Conan Doyle i sprawa morderstwa”. To właśnie tutaj w sposób przejmujący i wciągający czytelnik może poznać więcej szczegółów tej z życia wziętej historii kryminalnej.
Artykuł powstał na podstawie książki Arthur Conan Doyle i sprawa morderstwa, która ukazała się na rynku nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
KOMENTARZE (7)
„Była kobietą pobożną, uczciwą, onieśmielającą, o doskonałym zdrowiu i nieskazitelnych manierach – w skrócie nie była zbyt lubiana.” – Pani „doktor”, ajk widać, ocenia ludzi według zasad wyniesionych z własnego domu, bo ja na przykład bardzo lubię pobożne, uczciwe, o doskonałym zdrowiu i nieskazitelnych manierach staruszki.
Oj widać, że niektórym ludziom brakuje poczucia humoru…
no cóż treść jest zbyt subtelna, jak widać, dla niektórych. To,ze ty lubisz nie znaczy,ze każdy ma wielbić osoby w sposób oczywisty upośledzone i uznające akurat żydowskie mity jako prawdę objawioną i poważnie traktować te brednie. Ja staram się unikaćtych bezmózgich, uposledzonych stworzeń ale rozumiem,że ty wyniosłes głupotę z własnego domu. Jednym z jej przejawów jest przekonanie, że każdy powinien tak jak twoja rodzina przekazywać głupotę kolejnym pokoleniom.
W przypadku osobnika podpisującego się jako zabójczy debil ,sprawdzaja się słowa Marka Twaina. „Lepiej milczeć i tylko wydawać się głupim ,niż otworzyć usta i rozwiać wszelkie wątpliwości”.
Żyję już trochę na tym świecie i doskonale wiem, że brak wad to to samo co posiadanie samych wad. W tym przypadku wystarczy obiektywnie przyjrzeć się zachowaniom i fobiom tej nieskazitelnej postaci aby przyznać mi rację.
Był dandysem a nie dyndasem :)
Dzięki za czujność – poprawione :)))))