Ciekawostki Historyczne

O torcie, sukni ślubnej i uczcie z prawdziwego zdarzenia nowożeńcy mogli tylko pomarzyć. Mimo to uczestnicy skromnych powstańczych ceremonii zapamiętali je jako jedne z najpiękniejszych chwil w życiu. Bo choć brakowało niemal wszystkiego – tego, co najważniejsze, było pod dostatkiem.

„Irka” (Irena Kowalska) i „Czarny Jaś” (Jan Wuttke) mogli mówić o prawdziwym szczęściu. Po ich ślubie, 4 września 1944 roku, odbyło się całkiem spore weselne przyjęcie, zorganizowane przez kapitana Ryszarda Białousa „Jerzego”… w hali ambasady bułgarskiej! „Na menu składały się kanapki z konserwami, befsztyki z koniny i oczywiście wino. W ramach rarytasu każdy z gości otrzymał po naparstku czarnej prawdziwej kawy” – opowiada w książce „Miłość ’44. 44 prawdziwe historie powstańczej miłości” Agnieszka Cubała.

W czasie powstania warszawskiego na zawarcie związku małżeńskiego zdecydowało się aż 256 par.fot.Wacław Żdżarski/domena publiczna

W czasie powstania warszawskiego na zawarcie związku małżeńskiego zdecydowało się aż 256 par.

Państwo młodzi wprawdzie nie mieli uroczystych strojów – sakramentalne „tak” powiedzieli sobie w panterkach – ale jak na warunki powstańcze zostali wręcz obsypani prezentami. Otrzymali pachnące mydełka, chusteczki do nosa, skarpety oraz… paczkę naboi pistoletowych. Oprócz tego (na co mało która z par mogła liczyć) przyznano im osobny pokój i dzień wolny od służby. „W morzu okrucieństwa, śmierci, bólu była to jasna, radosna chwila” – wspominał po latach ksiądz Józef Warszawski, który poprowadził ceremonię.

„Stroiłyśmy te dziewczyny w to, co kto mógł”

Śluby, aranżowane nieraz na szybko, nie zawsze miały tak uroczystą oprawę. „Przecież nie było co jeść, nie było co pić. Myśmy byli stale w walce” – opowiadał Jan Władysław Maciejewski „Henryk”. On sam przez przypadek, właściwie z marszu, został świadkiem na ślubie podchorążego i łączniczki. Młodzi w swoim szczęśliwym dniu nie zdołali urządzić żadnego, choćby najskromniejszego przyjęcia. Później także nie było im to dane – oboje zginęli w powstaniu.

W podobnym pośpiechu wierność przysięgała swojemu ukochanemu sanitariuszka „Zosia” (Zofia Szczepańska). Jak wyjaśnia, nie było szans na zorganizowanie większej uroczystości. „Poczęstunek był, kanapeczki” – wspominała – „Chyba nie było nawet alkoholu, bo w każdej chwili trzeba było [móc] wyjść”. Jeden element pozostawał jednak w zgodzie z tradycją: panna młoda miała białą sukienkę, załatwioną przez koleżanki z Konduktorskiej.

Z zasady starano się w miarę możliwości celebrować krótkie chwile szczęścia, rozświetlające ponurą powstańczą codzienność. „Stroiłyśmy te dziewczyny w to, co kto mógł. Jakaś tam pani przyniosła bluzkę z domu, z mieszkania, białą. Spódniczkę jakąś tam ktoś jej pożyczył czy dał, żeby włożyła. Tu jakieś kwiatki” – relacjonowała „Magda”, czyli Maria Halina Kucenty.

fot.Eugeniusz Lokajski/domena publiczna

Uczty weselne były w dużej mierze „składkowe”. Zdjęcie poglądowe.

Z kolei „Krysia” (Krystyna Kunowska-Prędecka) zapamiętała, że jedna z wojennych panien młodych poszła do ślubu w jej płaszczu i pantoflach. „Która miała jakieś możliwsze ciuchy, to jej oczywiście wszystko przekazałyśmy, żeby była jak najbardziej elegancka” – wyjaśniała.

W kwestii ubiorów nie obowiązywały żadne reguły. Młodzi występowali w swoich zwykłych strojach, czasem w panterkach. Beata Branicka „Atka” w czasie ceremonii ubrana była w zwykły chirurgiczny fartuch, a Maria Nowotna „Róża” wystąpiła w żółtej jedwabnej bluzce… uszytej ze spadochronu zrzutowego!

Równie przypadkowe były często wymieniane przez młodych obrączki. Niektórzy dostawali je od rodziny, innym udawało się zdobyć pierścionki wykonane na przykład z brązu, a jeszcze inni zadowalali się… kółkami z firanek. Prawdziwie „powstańcze” były natomiast kółka wytaczane z łożyska karabinu maszynowego. Taki właśnie symbol małżeństwa otrzymała „Róża”. „Używaliśmy [ich – przyp. A.W.] bardzo długo” – opowiadała – „Do momentu, kiedy nam zaczęły zielenieć palce”.

Zobacz również:

Dwa pomidory i siedem śledzi

„Składkowo” organizowano także uczty weselne. Jak opowiadała „Magda”:

No więc jak było to wesele, to każdy jakiś prezent przyniósł. Każdy coś tam miał. Jeden miał jakąś gumę do żucia, gdzieś tam poderwał ze zrzutów, drugi przyniósł jakiś tam pomidor. O, pomidory mieliśmy dwa. (…) zostały one podzielone na wszystkich uczestników, to jest na osób kilkanaście. I było to jako prezent dla państwa młodych. Oni dostali największe kawałki.

Pomidory znalazły się na stole również podczas świętowania związku „Atki” i Leszka Rybińskiego „Pata”, 3 września. W tym przypadku młodzi poczęstowali też gości wieloma trudno dostępnymi delikatesami. „Na ucztę weselną składały się plasterki suchej kiełbasy, suchary, kompot z truskawek, pudełko sardynek i kanapki z cząstkami ostatnich dwóch pomidorów” – opisuje Agnieszka Cubała w książce „Miłość ‘44”. Toasty wznoszono zaś wiekową śliwowicą z piwnic Branickich.

Na weselu bezimiennej pary, w którym uczestniczyła „Krysia”, gwoździem programu stały się natomiast… kartofle. „To był rarytas niesamowity” – podkreślała po latach – „Po jednym kartoflu, czy po pół kartofla na głowę”.

Dostępność jedzenia zmieniała się oczywiście z biegiem czasu. Najsłynniejsza (bo uwieczniona na pięknych zdjęciach Eugeniusza Lokajskiego) powstańcza para, Alicja Treutler i Bolesław Biega, czyli „Lili” i „Bill”, 13 sierpnia częstowała gości francuskimi pasztetami, portugalskimi sardynkami i biszkoptami.

Niecały miesiąc później, bo 7 września, Jan Nowak-Jeziorański, biorąc ślub ze swoją „Gretą”, cieszył się z poczęstunku złożonego z puszki angielskich konserw, dwóch sardynek i butelki wina. A podczas innej uroczystości, która odbyła się 2 października, na stole pojawiły się zaledwie dwie kromki chleba, każda z plasterkiem słoniny. Spożyli je oczywiście państwo młodzi – był to ich prezent ślubny.

Wręczanie przysmaków w prezencie spotykało się zresztą często. Halina Czarniecka „Karolina” i Stanisław Jastrzębski „Kopeć” dostali na przykład z okazji zawarcia związku małżeńskiego… siedem śledzi. Wzbogaciły one złożony z bochenka gliniastego chleba i potrawki z królika posiłek dla dziesięciu osób.

Alicja Treutler i Bolesław Biega, czyli „Lili” i „Bill”, 13 sierpnia częstowali gości francuskimi pasztetami, portugalskimi sardynkami i biszkoptami.fot.Eugeniusz Lokajski/domena publiczna

Alicja Treutler i Bolesław Biega, czyli „Lili” i „Bill”, 13 sierpnia częstowali gości francuskimi pasztetami, portugalskimi sardynkami i biszkoptami.

„Bluzka panny młodej zrobiła się szara od pyłu i tynku”

Nawet w czasie najwystawniejszych uczt weselnicy musieli jednak liczyć się z tym, że będzie trzeba szybko wrócić do trudnej rzeczywistości. „Karolina” i „Kopeć” przekonali się o tym na własnej skórze. Ich ślub opóźnił się najpierw z powodu nalotu, który na pewien czas uniemożliwił bratu pana młodego wyprawę po konieczny do udzielenia sakramentu brewiarz. A i później wszyscy przeżyli kilka przerażających chwil. Jak w książce „Miłość ‘44” pisze Agnieszka Cubała:

Kiedy ksiądz w końcu mógł przystąpić do rozpoczęcia ceremonii, nastąpił wybuch bomby. Trafiła w ich dom – na szczęście w inne jego skrzydło. Biała bluzka panny młodej zrobiła się szara od pyłu i tynku. Przez chwilę dosłownie nie było nic widać. Gdy kurz opadł i nalot ustał, trzeba było nieco uprzątnąć mieszkanie. Po trzydziestu minutach ksiądz wrócił do ceremonii.

Pod ostrzałem odbył się też ślub Andrzeja z batalionu „Nałęcz” z łączniczką. Wspominał go jeden z gości, Wiesław Feliga „Huragan”:

(…) był fatalny ostrzał i cały czas, jak ksiądz udzielał ślubu parze młodej, myśmy stali, wszystko się nam sypało na głowę: szyby, żelastwo, wszystko to, w co trafił pocisk z tak zwanych krów ryczących czy z „szaf” (…).  Ten odcinek był również ostrzeliwany i z działa kolejowego na Dworcu Gdańskim. To była „Berta”, o średnicy sześćset czy sześćset pięćdziesiąt, taki „cielaczek”, który jak uderzył, to od razu nie było połowy domu. Ostrzeliwała właśnie artyleria niemiecka (…), ale wzięli ślub szczęśliwie. Myśmy byli poranieni szkłem.

Najlepsze wspomnienia

Mimo wielu trudności, które pojawiały się przy organizowaniu ślubu i wesela, w czasie powstania na zawarcie związku zdecydowało się aż 256 par. Oznacza to, że średnio dziennie odbywały się aż cztery takie ceremonie! Czy młodzi nie chcieli poczekać, aż wojna się skończy, i pobrać się „normalnie”? „Nie, nie chciałam. Chciałam tylko męża mieć, bo wiedziałam, co to za człowiek” – mówiła po prostu „Zosia”.

Alicja Treutler i Bolesław Biega stali się najsłynniejszą parą powtańczych nowożeńców - ich ślub uwiecznił na zdjęciach fotograf Eugeniusz Lokajski.fot.Eugeniusz Lokajski/domena publiczna

Alicja Treutler i Bolesław Biega stali się najsłynniejszą parą powtańczych nowożeńców – ich ślub uwiecznił na zdjęciach fotograf Eugeniusz Lokajski.

W ekstremalnych warunkach powstania takie decyzje podejmowało się szybciej. Młodzi, którzy codziennie ryzykowali wszystko, nie chcieli czekać na życie, które mogło nigdy nie nadejść. I dla wielu niestety rzeczywiście nie nadeszło – nie wszyscy młodzi małżonkowie doczekali końca walki…

Podczas zrywu miłość stanowiła jednak prawdziwą pociechę. Także dla innych. „Ciepłe były te śluby powstańcze” – opowiadała Magda. A „Leszek” (Leszek Dąbrowski) zaznacza, że ślub kolegi był dla niego jedną z najpiękniejszych chwil tego okresu. „Odbywało się wesele i grałem na akordeonie. To było najlepsze wspomnienie, jak kilka godzin się bawiliśmy” – wspominał. W końcu na chwilę można było zapomnieć o bombach i karabinach, i żyć zwyczajnie i szczęśliwie…

Bibliografia:

  1. Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Znak Horyzont 2019.
  2. Agnieszka Cubała, Miłość ’44. 44 prawdziwe historie powstańczej miłości, Prószyński Media 2019.
  3. Anna Swatowska, Miłość i małżeństwa w powstaniu warszawskim, wPolityce.pl 30.07.2012.
  4. Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego, relacje Wiesława Feligi, Zofii Szczepańskiej, Anny Uklejskiej, Marii Haliny Kucenty, Leszka Dąbrowskiego, Krystyny Kunowskiej-Prędeckiej.

Poznaj prawdziwe historie miłosne z powstania warszawskiego, przeczytaj książkę Agnieszki Cubały „Miłość ’44. 44 prawdziwe historie powstańczej miłości”.

KOMENTARZE (2)

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anonim

Ale mieli coś najpiękniejszego co w życiu może się nam przydarzyć..miłosć,piękną,bezinteresowną.

Andrzej Jankowski

powstanie warszawskie bylo wielka tragedia i katastrofa i za to odpowiedzialnosci w duzej mierze ponosi bor komorowski i chrusiciel monter

Zobacz również

Nowożytność

Hej że ha, bawmy się wesoło! Tylko jak? Dawne zwyczaje ślubne w Polsce mogą Was zaskoczyć!

Ślub zawsze był jednym z najhuczniej świętowanych wydarzeń w życiu. Dziś wiąże się z wieloma obrzędami i zwyczajami. Dawniej było ich... jeszcze więcej.

21 sierpnia 2023 | Autorzy: Gabriela Bortacka

Nowożytność

Jak znaleźć dobrego męża? Najlepiej przez swata! Tak działał staropolski Tinder...

W oknie panna czeka na wybranka swego serca. Zamiast niego do drzwi puka... swat. I pół biedy, jeśli przyszli małżonkowie w ogóle się wcześniej znali.

12 sierpnia 2023 | Autorzy: Gabriela Bortacka

Dwudziestolecie międzywojenne

Na śmierć zakochana w życiu i... niemieckim poruczniku. Największa skandalistka okupowanej Warszawy

Przez wiele lat uważano, że zginęła podczas Powstania. Nie miało to w sobie wiele z romantycznej legendy, ponieważ niedługo przed śmiercią zakochała się w Niemcu,...

24 lipca 2019 | Autorzy: Zuzanna Pęksa

Druga wojna światowa

Jak długo miało trwać powstanie warszawskie?

Gdyby 31 lipca 1944 roku ktoś powiedział generałowi Borowi-Komorowskiemu, że walka o Warszawę potrwa aż sześćdziesiąt trzy dni i skończy się kapitulacją, ten zapewne popukałby...

22 lipca 2019 | Autorzy: Anna Winkler

Druga wojna światowa

„Kiedy się miłość śmiercią stała”. Najtragiczniejsza historia miłosna powstania warszawskiego

Miłość od pierwszego wejrzenia, przeciwni związkowi rodzice, a w tle wojna – ta historia do złudzenia przypomina „Romea i Julię”. I niestety kończy się równie...

17 lipca 2019 | Autorzy: Maria Procner

Druga wojna światowa

Siedemnastolatka, która chciała zabijać Niemców. Niezwykła historia z powstania warszawskiego

Kiedy wybuchło powstanie warszawskie, Wanda Traczyk miała zaledwie siedemnaście lat. Nie miała jednak wątpliwości, że chce wziąć w nim udział - i to z bronią...

8 lipca 2019 | Autorzy: Magda Łucyan

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.