Ciekawostki Historyczne

Ślub zawsze był jednym z najhuczniej świętowanych wydarzeń w życiu. Dziś wiąże się z wieloma obrzędami i zwyczajami. Dawniej było ich... jeszcze więcej.

W całej Polsce usłyszeć można było niezliczone pieśni związane z małżeństwem i towarzyszącymi mu zwyczajami. Mniej lub bardziej wesołe wersy towarzyszyły każdemu etapowi pożegnania z panieństwem i kawalerstwem. Łukasz Gołębiowski spisał słowa chełmińskiej przyśpiewki dotyczącej swatania: A gdy swacha przyjdzie/Ja za piecem siędę/Niby płakać zacznę/W rzeczy rada będę. Kiedy natomiast rodziny dogadały się w kwestii małżeństwa i nastąpiły zrękowiny – wszystkich czekał ogrom przygotowań.

Pożegnanie z warkoczem

Mimo nawału pracy panna młoda musiała wraz z druhnami odbyć rozpleciny, nazywane też czasem warkoczem. W naszym kraju był to odpowiednik wieczoru panieńskiego, choć w porównaniu do współczesnych imprez przebiegał raczej smutniej. Druhny, przybywając do domu panny młodej, śpiewały najpierw pieśń powitalną dla rodziców. Później rozplatały warkocz, z którym przyszła mężatka musiała się rozstać. I choć często towarzyszyły temu tańce i alkohol, tradycyjna piosenka druhen była dosyć melancholijna. Kobiety śpiewały: Zakukała kukaweńka na sęku,/zapłakała Kasiuleńka na pieńku,/oj kukajże kukaweńko a głośniej,/oj płacz że ty Kasiuleńko żałośniej.

Wesele krakowskie, Wincenty Wodzinowskifot.Wincenty Wodzinowski/CC BY-SA 4.0

Wesele krakowskie, Wincenty Wodzinowski

W innej wersji tej tradycji mogli wziąć udział drużbowie i sam pan młody. Druhny celowo plątały włosy i wiązały czarną wstążką, a w sam warkocz wkładały wiele drobnych szpilek, by utrudnić jego rozplecenie. Następnie kolejną pieśnią wywoływały brata panny młodej, drużbów i przyszłego męża dziewczyny, aby ci po kolei zmagali się z kłopotliwym upięciem. Z biegiem lat zwyczaj rozplecin przyjmował nieco inne formy. Splatał się z wykupinami albo angażował inne osoby. Cała ceremonia mogła też odbyć się w dzień ślubu, tuż przed opuszczeniem domu. W XIX wieku stała się elementem oczepin, a później zaczęła stopniowo zanikać.

Zobacz również:

Stłuczone szkło? To na szczęście!

Kolejnym obowiązkowym punktem podczas przygotowań do ślubu był polter, pulteram lub polterabend. Wesoły (przynajmniej dla większości uczestników) zwyczaj bardziej znany jest w krajach niemieckojęzycznych – szczególnie w miastach należących dawniej do związku hanzeatyckiego. W Polsce polter bywa świętowany przede wszystkim na Pomorzu, Górnym Śląsku i w Wielkopolsce. Pierwotnie odbywał się on w wieczór poprzedzający ślub. Obecnie, gdy ktoś decyduje się na tę formę zabawy, organizuje ją nawet tydzień przed ceremonią.

Na czym polegał polterabend? Goście zbierali się przed domem panny młodej, by tłuc na podwórku przyniesione przez siebie naczynia i butelki. W niektórych regionach, choćby na Górnym Śląsku, należało unikać szkła. W innych nie miało to większego znaczenia. Polter łączył się z zabawą, poczęstunkiem i alkoholem – bywało, że przeradzał się wręcz w fałszywe wesele z udawanymi młodymi i księdzem. Na imprezę nie trzeba było mieć zaproszenia, a zabawa mogła nawet przeciągnąć się do rana.

Tłuczenie naczyń i butelek było czymś w rodzaju pożegnania ze starym życiem i przywitaniem nowego, wspólnego. Im więcej przyszłe małżeństwo miało sprzątania po takiej imprezie, tym szczęśliwszy miał być ich dalszy związek. A zgodnie z tradycją ludową – hałas rozbijanego szkła przepędzał złe duchy, które mogłyby próbować zakłócać mir domowy.

Czytaj też: Swaty w dawnej Polsce

Negocjacji ciąg dalszy

Spotkanie młodych w dzień ślubu mogło przebiegać naprawdę różnie. Często para widziała się już rano, przed ceremonią, np. podczas błogosławieństwa w domu panny młodej. Dawniej przyszły małżonek musiał nieco bardziej postarać się, by spotkać ukochaną. Mogły mu bowiem przeszkodzić wykupiny. Zwyczaj ten najczęściej pojawia się na Śląsku, choć czasem można też spotkać się z nim w innych częściach kraju. Najczęściej brał w nim udział pan młody i rodzice, bracia albo druhny panny młodej. Zdarzało się też, że negocjatorem zostawał swat młodej pary, a przyszłego męża mógł zastąpić drużba. Co do zasady wykupić należało kobietę – odwrotna sytuacja zdarzała się sporadycznie.

Wesele huculskie, Kazimierz Sichulskifot.Kazimierz Sichulski/domena publiczna

Wesele huculskie, Kazimierz Sichulski

Udając się do domu wybranki, pan młody powinien był być przygotowany na twarde negocjacje. Musiał mieć ze sobą prezent w postaci pieniędzy, kosztowności, słodyczy lub alkoholu. Zanim zobaczył się z panną młodą, jej najbliżsi musieli zaakceptować podarek i zapewnienia mężczyzny, że ten zadba o swą żonę.

Bywało, że wykupiny przybierały naprawdę spektakularną formę. Pan młody zbierał bowiem drużynę, której zadaniem było zdobycie wybranki. Orszak napotykał zamkniętą bramę, strzeżoną przez rodzinę i przyjaciół panny młodej. Mężczyźni inscenizowali najazd, strzelali (oczywiście nie do siebie nawzajem) i targowali się. Drużyna pana młodego musiała najczęściej zapłacić orzechami, serem i winem lub kwasem z czerwonych buraków, by dostać się na podwórko. Zwyczaj ten był znany przede wszystkim na ziemiach litewskich.

Podróż z przeszkodami

Panna młoda w międzyczasie przygotowywała się do ceremonii, oczywiście nie bez asysty. Matka i druhny pomagały jej założyć suknię i upiąć wianek, czemu towarzyszyły stosowne pieśni. Śpiewano wówczas: Marysiu! Weź wianek w dłonie,/oddaj go matce w pokłonie./„Moja mateńko kochanie!/Przyjm ten wianek córki w danie”./Mateńka wianka nie bierze,/bo od żałości nie zdoła./Serceż moje, żałość moja!/Czemuż ty mi nie zapłaczesz?

Po upięciu wianka kobietę mogło czekać jeszcze symboliczne przeproszenie całej swojej rodziny za wszystkie krzywdy, które kiedykolwiek wyrządziła – w innym wypadku jej własne małżeństwo mogłoby być nieszczęśliwe. Później rodzice błogosławili młodych, a ci opuszczali dom i wozem wyruszali do kościoła. Zgodnie z tradycją za nimi ruszał orszak, a wszyscy jego uczestnicy śpiewali pieśni pełne zarówno radosnych życzeń, jak i żalu po dawnym życiu. Czasem wśród śpiewów przewijały się okrzyki Łado! Łado!, opisywane przez Gołębiowskiego jako zwrot do słowiańskiego bóstwa. Obecnie jednak istnienie Łady jest kwestią sporną. Niekiedy na wozie leżała siekiera, która podczas drogi nie mogła się obrócić ani co gorsza spaść. Byłoby to bardzo złym znakiem dla przyszłości związku.

Rodzice błogosławili młodych, a ci opuszczali dom i wozem wyruszali do kościoła.fot.Alfred Wierusz-Kowalski/domena publiczna

Rodzice błogosławili młodych, a ci opuszczali dom i wozem wyruszali do kościoła.

Pasażerowie wozu powinni przygotować zawczasu stosowny zapas alkoholu. Bynajmniej nie po to, by umilić sobie drogę do kościoła. Młodzi mogli spodziewać się bram blokujących im przejazd. Zwyczaj ten wciąż czasem się pojawia, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Sąsiedzi i znajomi zagradzali drogę pary, domagając się słodyczy, wódki bądź wykonania jakiegoś zadania. Każda taka brama zajmowała od kilku do kilkunastu minut, więc im bardziej lubiani byli młodzi, tym później mogli dotrzeć na własny ślub.

Czytaj też: Z kim opłacało się brać ślub w średniowiecznej wsi?

Na nowej drodze życia

Po ceremonii ślubnej przychodził czas na wesele – często dłuższe niż jeden dzień. Im bogatsza rodzina, tym huczniejsze obchody. Wesela szlacheckie mogły trwać nawet ponad tydzień. Wiele z tradycyjnych elementów świętowania znanych jest do dziś. Wśród nich: posypywanie młodych płatkami kwiatów, ryżem lub monetami, przywitanie chlebem i solą, rzucanie za siebie kieliszków czy też najsłynniejsze – przeniesienie panny młodej przez próg. Inne zwyczaje odeszły już w niepamięć, jak choćby toczenie bochenków chleba przez parę młodą. To, kiedy i w jaki sposób upadną, miało być wróżbą rzutującą na ich wspólne życie rodzinne.

Wesela szlacheckie mogły trwać nawet ponad tydzień.fot.Korneli Szlegel/domena publiczna

Wesela szlacheckie mogły trwać nawet ponad tydzień.

Wraz z północą zbliżał się moment kluczowy – oczepiny. Do połowy XX wieku można było usłyszeć podczas nich Oj, chmielu… – najstarszą znaną polską pieśń weselną. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstała. Może pochodzić nawet sprzed X wieku. Dawne oczepiny niemal nie przypominały dzisiejszych. Początkowo odbywały się w domu pana młodego, później zostały elementem wspólnego świętowania.

Był to moment, w którym panna młoda ostatecznie żegnała się z wiankiem. I co dziś niewyobrażalne dla wielu kobiet – traciła też warkocz. Po obcięciu włosów głowę nakrywano czepcem. Czasem, w ramach weselnej zabawy, panna młoda udawała niechęć i uciekała przed mężatkami goniącymi ją z czepcem. Bowiem nowe nakrycie głowy (a także pokładziny, których dziś na szczęście już nie celebrujemy) pieczętowało los kobiety, która stawała się oficjalnie częścią innej rodziny.

Polecamy video: Jak wyglądał dwór szlachecki?

Źródła:

  1. Biegeleisen H., Wesele: obrzędy i zwyczaje, Lwów 1928.
  2. Dmochowski F. S., Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego w Polsce i w ościennych prowincyach, Warszawa 1820.
  3. Gołębiowski Ł., Lud polski, jego zwyczaje, zabobony, Warszawa 1830.
  4. Wiącek E., Dziadowiec J., Kmita C., Małopolskie wesela – konsumpcja znaków [w:] „Semiotyczna mapa Małopolski”, Kraków 2015.

KOMENTARZE (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Bubu

Najsłynniejsze polskie wesele, no, może oprócz tego w Bronowicach, miało miejsce nie w rodzinie królewskiej, nie w szlacheckiej a w chłopskiej. Konkretnie na Żuławach, w Krzywym Kole. Do dziś się je wspomina… a odbyło się w XVII wieku!
https://czaykowska.com/2013/11/26/zulawy-steblewskie-cz-5-krzywe-kolo/

Zobacz również

Nowożytność

Czym się różnił „zwykły” szlachcic od magnata?

Teoretycznie w I RP „szlachcic na zagrodzie był równy wojewodzie”. Ale nie bez powodu przedstawiciele średniej szlachty marzyli, by wydać córkę za syna magnata.

29 grudnia 2023 | Autorzy: Maria Procner

XIX wiek

Nie tylko biała panna młoda. Jak w dniu ślubu wyglądały nasze prababcie?

Trudno wyobrazić sobie pannę młodą w innej niż biała sukience. Ale jeszcze w XX wieku suknia ślubna mogła być nawet czarna. I nikt nie uważał...

26 września 2023 | Autorzy: Gabriela Bortacka

Nowożytność

Jak znaleźć dobrego męża? Najlepiej przez swata! Tak działał staropolski Tinder...

W oknie panna czeka na wybranka swego serca. Zamiast niego do drzwi puka... swat. I pół biedy, jeśli przyszli małżonkowie w ogóle się wcześniej znali.

12 sierpnia 2023 | Autorzy: Gabriela Bortacka

Średniowiecze

Zastaw się, a postaw się! Jak wyglądało wesele w średniowieczu?

W średniowieczu uznawano ślub za jeden z najważniejszych momentów w życiu - i odpowiednio go celebrowano. Tak jak obecnie, obrządek w kościele był tylko wstępem...

3 grudnia 2022 | Autorzy: Frances Gies

Średniowiecze

Bogaty książę, ślub jak z bajki… Wesele Jadwigi Jagiellonki w Landshut było niezapomniane! 

500 lat temu polska królewna poślubiła bawarskiego księcia. Ich bajkowe wesele świętuje się do dziś, choć parze młodej nie było pisane żyć długo i szczęśliwie.

17 marca 2022 | Autorzy: Agnieszka Bukowczan-Rzeszut

Średniowiecze

„Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”. Skąd się wziął zakaz rozwodów?

Prawo rzymskie dopuszczało rozwody. Dopiero w średniowieczu surowo ich zakazano – z kilkoma wyjątkami. Dlaczego? I kiedy jednak można było się rozstać?

9 lutego 2022 | Autorzy: Frances Gies

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.