Ciekawostki Historyczne

Od zakończenia II wojny światowej ludzkość co najmniej kilkanaście razy o włos uniknęła katastrofy nuklearnej. Z powodu niesprawnych systemów bezpieczeństwa, błędów komputerów i zwyczajnych ludzkich pomyłek wielokrotnie ogłaszano alarmy. Jak niewiele brakowało, by faktycznie wybuchła wojna atomowa?

Czynnik ludzki – błędna ocena, opaczne zrozumienie faktów, pochopne podjęcie ryzyka – nie jest jedyną dźwignią kryzysu. Istnieje długa lista mniejszych „prawie kryzysów”, fałszywych alarmów i technicznych wypadków związanych z bronią atomową i systemami dowodzenia oraz kontroli.

Niektórym udało się zapobiec dzięki wbudowanym w nie systemom bezpieczeństwa, innych uniknięto dzięki interwencji człowieka, jeszcze innych przez łut szczęścia. Żaden z nich nie spowodował eksplozji nuklearnej.

Fałszywe oskarżenia

W listopadzie 1979 roku wyglądało na to, że amerykańskie komputery wojskowe pokazują, iż zanosi się na masowy sowiecki atak nuklearny, wymierzony w amerykański system dowodzenia i siły nuklearne. Ośrodki dowodzenia rakietami Minuteman zostały postawione w stan gotowości, myśliwce przechwytujące wystartowały, a „prezydencki samolot sądnego dnia” – latająca placówka dowodzenia, z której w razie potrzeby można było kierować wojną nuklearną – wzniósł się w powietrze, chociaż bez prezydenta na pokładzie.

W historii broni atomowej niejednokrotnie zdarzały się wypadki, które – gdyby nie łut szczęścia – mogły zakończyć się tragicznie.fot.U.S. Navy image/domena publiczna

W historii broni atomowej niejednokrotnie zdarzały się wypadki, które – gdyby nie łut szczęścia – mogły zakończyć się tragicznie.

Po sześciu minutach alarm został odwołany, kiedy satelity wczesnego ostrzegania oraz radary nie wykryły żadnych oznak ataku. Stało się tak, ponieważ przeznaczona do ćwiczeń taśma symulująca atak przypadkiem została włożona do działającego w Dowództwie Lotnictwa Strategicznego systemu komputerów. Jak poinformowano Kongres, lotnictwo podjęło środki zaradcze, które miały „zagwarantować, że [podobny incydent] nigdy się nie powtórzy” (…).

Rosjanie zwrócili uwagę na ten błąd. Leonid Breżniew wysłał tajny list do prezydenta Cartera, w którym pisał, że ów omyłkowy alarm był „ogromnym niebezpieczeństwem […]. Myślę, iż zgodzi się Pan ze mną, że w tej dziedzinie nie powinno być żadnych omyłek”. Carter odpowiedział, że wysuwane przez Breżniewa oskarżenia są „nieścisłe i niedopuszczalne”.

(…) Inny fałszywy alarm zdarzył się rok później. Trzeciego czerwca 1980 roku wojskowe komputery znowu wskazały na wielki atak rakietowy. Załogi bombowców uruchomiły silniki. Bazy Minutemanów postawiono w stan alarmu. Jeszcze raz alarm anulowano, kiedy radary nie wykryły żadnych oznak ataku.

Po trzech dniach sytuacja się powtórzyła. Tym razem ostrzeżenie dotarło niemal do samego szczytu. Doradcę do spraw krajowego bezpieczeństwa Zbigniewa Brzezińskiego o trzeciej nad ranem obudził jego asystent wojskowy William Odom, informując, że około dwustu pięćdziesięciu sowieckich rakiet zostało wystrzelonych przeciw Stanom Zjednoczonym.

Prezydent miał nie więcej niż dziesięć minut na wydanie rozkazu odwetu, ale Brzeziński zażądał potwierdzenia, nim go będzie niepokoił. Odom zadzwonił jeszcze raz i oświadczył, że poprzedni komunikat był błędny: w drodze jest nie dwieście pięćdziesiąt rakiet, tylko dwa tysiące dwieście. Brzeziński już miał dzwonić do prezydenta, kiedy Odom zatelefonował jeszcze raz – inny system ostrzegania nie potwierdził sowieckiego ataku.

Artykuł powstał m.in. w oparciu o książkę Rodricka Braithwaite'a „Armagedon i paranoja. Zimna wojna – nuklearna konfrontacja”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.fot.materiały promocyjne

Tekst pierwotnie ukazał się w książce Rodricka Braithwaite’a „Armagedon i paranoja. Zimna wojna – nuklearna konfrontacja”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Brzeziński nawet nie obudził swojej żony, oceniając, że wszyscy i tak zginęliby w ciągu pół godziny. Analiza wykazała, że zawiódł czip komputera. Pułkownika, który zarządził alarm, usunięto ze stanowiska. Następnie jego funkcję przydzielano tylko generałom na tej zasadzie, że pułkownicy mogą się mylić, ale generałom nigdy się to nie zdarza. Po trzydziestu latach Lotnictwo Stanów Zjednoczonych nadal używało tych samych komputerów.

Zobacz również:

Zagubione głowice atomowe

(…) Nie było powodu, aby sądzić, że tego rodzaju godne pożałowania wypadki nie zdarzały się również po stronie sowieckiej. Informacje o kilku takich zdarzeniach przedostały się do wiadomości publicznej.

Do niepokojącego incydentu doszło na przykład podczas serii manewrów NATO, które rozpoczęły się na jesieni 1983 roku. 26 września pułkownik Stanisław Pietrow pełnił dyżur w centrum dowodzenia nowego i wciąż jeszcze wadliwie działającego systemu wczesnego ostrzegania nazwanego „Oko”. W pewnym momencie system wygenerował zagadkowy sygnał, który mówił o tym, że pięć amerykańskich rakiet jest w drodze do celu.

Pietrow słusznie doszedł do wniosku, że był to fałszywy alarm, i postanowił nie informować swoich zwierzchników. Ludzie na Zachodzie spekulowali później, że gdyby jego raport został przekazany dalej, mógłby wywołać atak atomowy. (…) Sam Pietrow umniejszał znaczenie tego incydentu, ale po przejściu na emeryturę został na Zachodzie obsypany nagrodami, a w 2015 roku powstał o nim hollywoodzki film zatytułowany Człowiek, który uratował świat.

Stanisław Pietrow 26 września 1983 roku prawdopodobnie zapobiegł wybuchowi globalnego konfliktu nuklearnego.fot.Queery-54/CC BY-SA 4.0

Stanisław Pietrow 26 września 1983 roku prawdopodobnie zapobiegł wybuchowi globalnego konfliktu nuklearnego.

Niezależnie od fałszywych alarmów generowanych po obydwu stronach przez systemy ostrzegawcze sama broń na przestrzeni lat także wielokrotnie ulegała technicznym awariom. Amerykańskie Ministerstwo Obrony nadawało takim wypadkom specjalne kody słowne (…).

Wypadki opisane jako Pinnacle-Nucflash (Szczyt-Błysk Atomowy) miały związek z wybuchem albo możliwością wybuchu broni nuklearnej, przypadkowym lub nieautoryzowanym wystrzeleniem rakiety lub wysłaniem samolotu w kierunku innego kraju dysponującego bronią atomową. Inne zdarzenia – takie jak nieautoryzowane wystrzelenie lub wyrzucenie broni, spowodowanie pożaru, wybuchu, uwolnienie energii atomowej albo wybuch nuklearny, niewywołujące ryzyka wojny – nazywano Broken Arrow (Złamaną Strzałą).

W 2013 roku Ministerstwo Obrony USA poinformowało, że od 1950 roku zdarzyły się trzydzieści dwa wypadki opatrzone tym kodem. Ich rzeczywista liczba mogła być prawie dwa razy większa. W całym okresie zimnej wojny Amerykanie zgubili jedenaście bomb nuklearnych, których nigdy nie odnaleziono.

Wypadki i awarie

Między 1950 i 1980 rokiem zdarzyło się około dwudziestu pięciu wypadków z udziałem amerykańskich samolotów i broni nuklearnej. Samoloty rozbijały się, wybuchały albo znikały. Jeden wleciał w chmurę i nigdy więcej go już nie widziano. W styczniu 1961 roku B-52 rozpadł się nad Północną Karoliną – niewiele brakowało, żeby jego dwie bomby wybuchły.

(…) Rakiety były tak samo narażone na wypadki. Zapalały się i wybuchały w swoich silosach. Broń spadała z wózków podczas ładowania bądź zapodziewała się w magazynach. Wrażliwe urządzenia zapłonowe albo się psuły, albo miały zwarcia, co wiązało się z potencjalnie katastrofalnymi konsekwencjami.

Amerykańskie rakiety Tytan II okazały się wyjątkowo awaryjne.fot.US Air Force/domena publiczna

Amerykańskie rakiety Tytan II okazały się wyjątkowo awaryjne.

Pod koniec lat siedemdziesiątych arsenał Stanów Zjednoczonych zawierał pięćdziesiąt cztery napędzane ciekłym paliwem rakiety Tytan II. W sierpniu 1965 roku wzmacniano bazę rakietową w Arkansas, aby mogła wytrzymać uderzenie atomowe. Głowicę usunięto z rakiety, ale jej zbiorniki były pełne. Wybuchł pożar i cały obiekt wypełnił się dymem – udusiło się w nim pięćdziesięciu trzech robotników budowlanych. Sama rakieta nie uległa uszkodzeniu (…).

We wrześniu 1980 roku w Arkansas lotnik upuścił narzędzie podczas pracy przy rakiecie Tytan II. Narzędzie przedziurawiło w rakiecie zbiornik z paliwem. Paliwo wylało się i następnego dnia rano rakieta wybuchła. Jej głowica wylądowała na ziemi w odległości niecałych stu metrów. Mechanizmy zabezpieczające zadziałały. Nie doszło do eksplozji ani utraty materiału radioaktywnego, ale zginął człowiek i zniszczeniu uległo stanowisko rakiety. (…) Ministerstwo Obrony w końcu przyznało przed Kongresem, że rakieta była niesprawna i mogła ulec wypadkowi. Mimo wszystko sześćdziesiąt trzy rakiety Tytan II pozostały w wyposażeniu do 1981 roku (…).

W ciągu tych lat zdarzyło się też kilka wypadków z udziałem amerykańskich atomowych okrętów podwodnych. Większość z nich była raczej drobna, chociaż w paru doszło do uwolnienia substancji radioaktywnych. (…) Niewiele natomiast wiadomo o sowieckich katastrofach nuklearnych. Rosyjscy uczeni twierdzili, że ich system bezpieczeństwa był znacznie lepszy niż amerykański. Podkreślali, że broń została tak zaprojektowana, aby była odporna na ogień i zewnętrzne eksplozje.

Pośpiech jest złym doradcą

Po części twierdzenia te okazały się zgodne z rzeczywistością, z pewnością jednak były dalekie od całej prawdy. Za Michaiła Gorbaczowa zaczęto ujawniać coraz więcej danych o sowieckich wypadkach nuklearnych. (…) Sowieccy konstruktorzy broni przyznali, że początkowo ich standardy bezpieczeństwa były niskie, częściowo dlatego, że musieli pracować bardzo szybko, aby dogonić Amerykanów.

(…) Tragiczną konsekwencją pospiesznego rosyjskiego programu rozwoju łodzi podwodnych była ich awaryjność. W dziesięciu wypadkach chodziło o reaktory lub inne nuklearne komponenty. W dwunastu była mowa o pożarach lub awariach wyposażenia. Sześć okrętów podwodnych zostało uszkodzonych bądź zniszczonych w wyniku kolizji z okrętami Stanów Zjednoczonych albo innych zderzeń. Jeden okręt podwodny zgubił broń nuklearną, którą odnaleziono po szeroko zakrojonych poszukiwaniach.

Artykuł powstał m.in. w oparciu o książkę Rodricka Braithwaite'a „Armagedon i paranoja. Zimna wojna – nuklearna konfrontacja”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.fot.materiały promocyjne

Tekst pierwotnie ukazał się w książce Rodricka Braithwaite’a „Armagedon i paranoja. Zimna wojna – nuklearna konfrontacja”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

(…) W lipcu 1961 roku okręt podwodny K-19/KS-19 projektu 658 (według klasyfikacji NATO: Hotel I) podczas swego dziewiczego rejsu miał przeciek w systemie chłodzenia reaktora. Po próbie jego naprawy ośmiu marynarzy zmarło od razu z powodu napromieniowania, a dalszych piętnastu poniosło śmierć w ciągu następnych dwóch lat (…).

W kwietniu 1977 roku okręt podwodny K-171 w pobliżu Władywostoku przypadkowo wypuścił głowicę nuklearną. Głowicę odzyskano po poszukiwaniach z udziałem kilkudziesięciu statków i samolotu. W sierpniu 1985 roku dziesięciu marynarzy zginęło od wybuchu reaktora na łodzi podwodnej K-431 projektu 659 i projektu 675 (według klasyfikacji NATO: Echo I i Echo II).

(…) W 2000 roku okręt podwodny K-141 Kursk projektu 949A (seria: Antiej, kod NATO: Oscar II) zatonął na Morzu Barentsa. Nie był to wypadek atomowy, spowodowała go eksplozja wadliwej torpedy. Cała załoga licząca 188 osób zginęła – większość od razu, inni żyli jeszcze kilka godzin. Inaczej niż przy okazji katastrofy K-19, zdarzenie to było szeroko komentowane w światowych mediach.

Źródło:

Powyższy tekst stanowi fragment książki Rodrica Braithwaite’a „Armagedon i paranoja. Zimna wojna – nuklearna konfrontacja”, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Zobacz również

Zimna wojna

Komandosi kontra cywile, czyli radziecka agresja na Litwę w 1991 roku

Litewska droga do uniezależnienia się od ZSRR była trudna. Jej punktem kulminacyjnym było zajęcie przez Sowietów wieży telewizyjnej w Wilnie w 1991 roku.

25 lutego 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

Zimna wojna

Jeden z najbardziej kontrowersyjnych eksperymentów atomowych w dziejach. Amerykanie sprawdzali, czy da się zrobić bombę... we własnym garażu?

Czy dobrze wyposażona biblioteka, ogólnodostępne materiały i dwaj szopenfeldziarze z zapałem wystarczą, by zrobić bombę atomową? Amerykanie to sprawdzili.

4 sierpnia 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Zimna wojna

„Najpierw wypadły mu włosy, potem zęby. Lekarze nie umieli dopatrzyć się na zdjęciu rentgenowskim płuc...”

W latach 1949–52 w kopalni rudy uranu w sudeckim Kletnie Sowieci – rękami Polaków – wydobywali surowiec do budowy własnej bomby atomowej.

18 maja 2022 | Autorzy: Maria Procner

Zimna wojna

Atomowa Polska Ludowa – PRL przechowywała głowice jądrowe do ataku na NATO

Przez kilkadziesiąt lat na terenie Polski znajdowało się nawet 300 głowic nuklearnych, które miały być użyte w razie ewentualnego konfliktu bloku sowieckiego z Zachodem. Polscy...

8 kwietnia 2021 | Autorzy: Marcin Moneta

Zimna wojna

Zabawa w Boga. Jak Rosjanie zbudowali największą bombę atomową na świecie

Od zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki świat kilka razy stanął na skraju nuklearnej zagłady. Mimo to można odnieść wrażenie, że ludzkość nadal nie...

13 listopada 2020 | Autorzy: Filip Bogaczyk

Zimna wojna

Admirał mówi nie, czyli ludzkość na skraju zagłady

W 1962 roku zimna wojna trwała w najlepsze. Nuklearny arsenał USA i ZSRR wystarczyłby do zniszczenia Ziemi 20 razy! Do konfrontacji jednak nie doszło, a...

2 lutego 2020 | Autorzy: Michał Procner

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.