Zorganizowanej na porażającą skalę deportacji europejskich Żydów nie dało się ukryć. Można było jednak maskować jej rzeczywisty cel – zwłaszcza przed tymi, którzy wsiadali do jadących na wschód wagonów. Dzięki okrutnemu systemowi kłamstw i iluzji większość ofiar sama przekraczała próg komory gazowej…
„Nikt sobie nie wyobrażał, że pewnego dnia może powstać taki obóz zagłady jak Auschwitz” – opowiada w książce „Żona nazisty” Edith Hahn-Beer, Żydówka, która przeżyła wojnę jako „nurek”, ukrywając swoje prawdziwe pochodzenie. Kobieta przyznaje, że gdy trwały walki, docierały do niej pogłoski o nazistowskich okrucieństwach i o straszliwych warunkach panujących w obozach koncentracyjnych. „Och, to już przesada, to musi być wroga propaganda” – mówiła sobie jednak. Odkrycie skali niemieckich zbrodni było dla niej szokiem.
Podobnie jak ona myślały miliony mieszkańców okupowanej przez III Rzeszę Europy. I nic dziwnego. Choć wszechobecne były antysemickie hasła, a Hitler i Goebbels w przemówieniach zdradzali, jakie są ich zamierzenia względem Żydów, nazistowskie władze zadbały o to, by rzeczywisty kształt „ostatecznego rozwiązania” został zachowany w tajemnicy. Już na początku stycznia 1942 roku Biuro Prasowe Rzeszy nakazało, by nie ukazywały się żadne informacje na temat „kwestii żydowskiej na okupowanych terytoriach wschodnich”. Polecenie wykonano – w oficjalnych mediach zapadła cisza.
Sukces propagandy
Co więcej, na potrzeby międzynarodowej opinii publicznej (a częściowo także samych ofiar Zagłady) uruchomiono szereg zabiegów „maskujących”. Ich celem było przekonanie wszystkich, że mimo wszelkich ograniczeń Żydzi mogą na terenach Rzeszy prowadzić względnie bezpieczne życie. Jak opowiada Dorit Bader-Whiteman, badaczka losów żydowskich uciekinierów:
Nawet po tym, jak rozpoczęły się masowe mordy, wysiłki nazistów, by oszukać świat, nie ustały. Sławni żydowscy artyści byli zmuszani do występowania na specjalnie w tym celu zbudowanej scenie w Westerbork, niemieckim punkcie zbiorczym w Holandii, przed Żydami wysyłanymi na śmierć.
Aktorka Camilla Spira opowiadała, że przebrano ją za żonę właściciela gospody, z blond warkoczami, i śpiewała operetkowe arie […] dla tysiąca więźniów żydowskich, którzy pewnej nocy przybyli do Auschwitz. „To było okropne” – wspomina. „Przez chwilę zapomnieli o wszystkim. Następnego dnia pociągi zabrały ich na śmierć”.
Naziści włożyli również wiele wysiłku w to, by przekonać świat o niewinnym charakterze budowanych przez siebie obozów koncentracyjnych. Od momentu, gdy przejęli władzę, przedstawiali je jako skrajne przeciwieństwo brytyjskich ośrodków z czasów wojen burskich. Propaganda malowała obraz instytucji, w których więźniów wykonujących pracę „dla wspólnego dobra” traktuje się surowo, ale sprawiedliwie. Część z nich umieszczano tam też rzekomo po to, by nie odbierali zajęcia pełnoprawnym obywatelom.
Pozory cywilizowanych warunków utrzymywano jeszcze w czasie wojny. „Modelowym” obozem był Theresienstadt, założony w czeskim Terezinie. Wysyłano tam – już w czasie realizacji „ostatecznego rozwiązania” – między innymi Żydów powyżej 65-roku życia oraz weteranów I wojny światowej, a później także bardziej znane osobistości. I właśnie tam zaproszono przedstawicieli Czerwonego Krzyża, by mogli zbadać warunki przetrzymywania więźniów.
Po odpowiednim „przygotowaniu” scenerii gościom, którzy pojawili się w czerwcu 1944 roku, pokazano sielankową miejscowość. Mogli przejść się uroczymi uliczkami, wśród kwiatów i świeżo odmalowanych frontów budynków, odwiedzić funkcjonującą bibliotekę oraz miejsce odprawiania modłów. Theresienstadt nie był też zatłoczony – przed wizytą 7500 tysiąca osób odesłano do Auschwitz, by zwolnić trochę miejsca. Wysłannicy Czerwonego Krzyża dali się zwieść tej idylli – organizacja odwołała kolejne wizyty w obozach, między innymi w samym Auschwitz!
„Moja mama służącą? Niemożliwe!”
Dzięki tym i innym zabiegom deportowani Żydzi, zwłaszcza ci z zachodniej Europy, mieli jedynie mgliste wyobrażenie na temat tego, co faktycznie czeka ich po wyjeździe na wschód. Potwierdza to Edith Hahn-Beer we wspomnieniowej książce wydanej pod tytułem „Żona nazisty. Jak pewna Żydówka przeżyła Zagładę”:
Polskich Żydów odesłano już z powrotem do Polski. Teraz, w lecie 1941 roku, usłyszeliśmy, że niemieccy i austriaccy Żydzi też będą musieli tam pojechać. Te deportacje – czy Aktionen, jak je nazywaliśmy – napełniały nas trwogą. Nie wiedzieliśmy wówczas, co oznaczała deportacja do Polski, przeczuwaliśmy jednak, że to nic dobrego.
Myśleliśmy o tym kraju jako o niecywilizowanej dziczy, gdzie Niemcy kolonizują i podporządkowują sobie miejscowych chłopów. Gdyby Mamę wysłali do Polski – myślałam – musiałaby być służącą u niemieckich kolonistów: zmywać naczynia, szorować podłogi, prasować ubrania. Nie mogłam znieść myśli, że znalazłaby się w takich warunkach. Moja mama służącą? Niemożliwe!
Wielu ofiarom taki scenariusz mógł wydawać się prawdopodobny. Władze III Rzeszy w 1941 roku wydały broszurę, która przedstawiała życie Żydów w okupowanej Rzeczpospolitej jako co najmniej znośne. Wprawdzie czekała ich praca, ale także – jak zachwalali autorzy tekstu – czyste szpitale, kuchnie, własna prasa, a nawet system kształcenia zawodowego!
Organizując kolejne transporty na wschód, naziści bardzo dbali również o język. Rzadko była mowa o „deportacjach”. Częściej używano określeń takich jak „ewakuacja” czy „przesiedlenie”, a nawet po prostu „przeprowadzka poza granice Rzeszy”. By uwiarygodnić tę bajeczkę, nieraz obciążano „przeprowadzanych” kosztami ich podróży. Ustalano też wysokie, nawet 50-kilogramowe normy dla dozwolonego bagażu.
„Gorzej już nie będzie…”
Nieco inaczej wyglądała sytuacja wśród Żydów zamkniętych w gettach w okupowanej Polsce, którzy nie mogli mieć już złudzeń odnośnie charakteru reżimu. Nawet dla nich jednak prawdziwy cel deportacji często pozostawał nieznany. „Nie wiedzieliśmy, dokąd jedziemy i co nas czeka” – opowiadał Samuel Willenberg, który z getta w Opatowie trafił do Treblinki. Dodaje też, że wprawdzie słyszał Polaków, mówiących ironicznie, że ludność żydowską wysyła się „do gazu” i „przerabia na mydło”, ale w to po prostu nie wierzył.
W większości przyjmowano kolejne transporty z przerażeniem, lecz zdarzały się nieliczne wyjątki. „Wielu niemieckich Żydów zdecydowało się na podróż dobrowolnie. Byli całkowicie zdemoralizowani, nie mogli już ani chwili dłużej znieść życia w Łodzi, i mieli nadzieję, że ich nieznany cel może oznaczać polepszenie sytuacji” – opowiada badacz Holokaustu, David Cesarani.
Nawet, gdy wśród łódzkich deportowanych zaczęły krążyć przerażające pogłoski, grupa ta przyjmowała swój los obojętnie. „Ponad pięć miesięcy głodu i zimna, na nagich podłogach, w najmniejszym stopniu nie skłania ich do walki o życie w getcie” – zapisano w kronice łódzkiego getta – „Mówią, że gdziekolwiek się znajdą, nie będzie im już gorzej”.
Do samego końca
Stworzoną przez Niemców iluzję podróży „na wschód”, gdzie Żydzi będą mogli się osiedlić, podtrzymywano do ostatniej chwili. Jak opowiada historyk Laurence Rees:
Doświadczenie SS pokazywało, że kluczem do sprawnego działania obozu śmierci jest podstęp. Treblinka udawała więc obóz przejściowy i nowo przybyłych jak najszybciej kierowano na śmierć, pędząc ich „pod prysznice” w „bloku dezynfekcyjnym”.
Podobne pozory normalności stwarzano w Sobiborze. Oberscharführer Hermann Michel witał więźniów krótką przemową, w której wyjaśniał, że zostaną skierowani na Ukrainę, gdzie czeka ich ciężka praca. „Musicie się rozebrać i zostawić swoje rzeczy w porządku” – informował następnie – „nie mamy zbyt wiele czasu”. Przekonywał, że po wyjściu z pryszniców powinni być w stanie szybko zebrać się do dalszej drogi.
„Ludzie mu wierzyli” – przekonuje Cesarani. Rozbierali się, przekazywali swoje kosztowności i pieniądze. Niektórzy zakopywali je w piasku, z nadzieją, że po powrocie spod prysznica je odzyskają. Nie wiedzieli, że powrotu już nie będzie.
Bibliografia:
- Edith Hahn-Beer, Żona nazisty. Jak pewna Żydówka przeżyła Zagładę, Napoleon V 2019.
- Samuel Willenberg, Bunt w Treblince, Biblioteka „Więzi” 2004.
- Paul Moore, ‘And What Concentration Camps Those Were!’: Foreign Concentration Camps in Nazi Propaganda, 1933-9, „Journal of Contemporary History” t. 45 (2010).
- Dorit Bader Whiteman, The Uprooted. Voices of Those Who Escaped Before the ‘Final Solution’, Da Capo Press 2001.
- David Cesarani, Final Solution. The Fate of the Jews 1933-1949, Macmillan 2016.
- Laurence Rees, Nowa historia, Prószyński i S-ka 2018.
- Karel Margry, ‘Theresienstadt’ (1944-1945): The Nazi propaganda film depicting the concentration camp as paradise, „Historical Journal of Film, Radio and Television” t. 12, nr 2 (1992).
- Deceiving the Public, Holocaust Encyclopedia, US Holocaust Memorial Museum.
KOMENTARZE (7)
Chodźcie tam czekają na was reparacje.. Będziecie bogaci.
Mordercy i donosiciele, szmalcownicy domagają się reparacji.
„Myśleliśmy o tym kraju (Polsce) jako o niecywilizowanej dziczy ,gdzie Niemcy kolonizuja i podporzadkowuja sobie miejscowych chłopów.” Tylko parszywy żyd ,mogł tak pisać o kraju w którym nigdy nie było i którego nie zna. Żydzi szybko poznali niemiecką „kulture” która jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki zamieniają ich w dym i popiół albo kostkę mydła. Świetlana przyszłość żydów znikala w dymie Cyklonu B. Ale czego wymagać od prymitywow dla których wyrocznia była propaganda Gebbelsa. Polacy byli zabijanie w Oświęcimiu od 1940 do 1945. Żydzi tylko w latach 1942-1944 byli zabijanie w Brzezince. W Polsce „miejscowi chłopi” od 1939 do 1941 zakładali sobie opaski z żydowską gwiazda żeby być przez Niemców lepiej traktowani. Od 1939 do połowy 1942 ludność Żydowska w gettach nie była masowo mordowana ,mieli własną administrację Judenrat ,Żydowska Policję ,Żydowskie Gestapo – 13 Gancwajcha swoich Szmalcownikow i Kolaborantów Gwardia Wolności – Zagiew ,jeździły w getcie żółte tramwaje z gwiazdą Dawida tylko dla Żydów. Jednym słowem Niemcy zafundowali żydom ich wymarzoną Judeopolonie ,o która tak zabiegami u Niemców w czasie 1 WS. A ze później Niemcy zmienili zdanie ,no cóż Zydowstwo z Ameryki nie chciało już finansować Hitlera ,więc ten wprowadził dla nich „Ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej w Europie”.
Donosiciele i szmalcownicy dostali reparacje i za nie założyli państwo Izrael. Sprzedawali masowo swoich braci, a także tych, którzy im pomagali, czyli Polaków. Moi pradziadkowie oraz siostra i brat babci zostali rozstrzelani za ukrywanie żydów, na skutek donosu innych żydów, którzy myśleli, że zyskają za to wdzięczność hitlerowców. O tym filmów żydowskie Hollywood nie chce kręcić. Druga babcia mi opowiadała, że w pierwszym roku wojny Polacy musieli żydom schodzić z drogi na ulicy, gdyż opaska z gwiazdą Dawida dawała krótko pewne przywileje. Wystarczy poczytać o Leonie Skosowskim i Adamie Żurawinie, żydowskich konfidentach gestapo, którzy wysłali przez „Hotel Royal” i „Hotel Polski” do komór gazowych tysiące swoich pobratymców. Takie są FAKTY.
Komentarz o przerabianiu na mydło jest bez sensu. Nie ma możliwości, żeby informacje o robieniu mydła trafiały podczas wojny do opinii publicznej, nawet jako plotki wśród Polaków.
Mylisz się. „Żarty” o tym, że Żydów przerabia się na mydło krążyły już w czasie wojny. Skrótowiec „RIF” wytłoczony na mydłach w III Rzeszy (Reichstelle für Industrielle Fettversorgung) był „odczytywany” jako „Reines Judenfett” = czysty tłuszcz żydowski.
Nota bene, choć eksperymenty z produkcją mydła były przeprowadzane (w Gdańsku zresztą), to nigdy nie udało się wypracować odpowiedniej technologii – nie udało się m.in. usunąć specyficznego zapachu tak wytwarzanego mydła.