Wybuch jedenastopiętrowego wieżowca w Gdańsku w 1995 roku wstrząsnął Polską. Strażacy przez kilka dni przeczesywali rumowisko w poszukiwaniu ocalałych, znajdując głównie trupy. Szybko wyszło na jaw, że eksplozja nie była wypadkiem. Ale kto w takim razie ponosił za nią odpowiedzialność?
W wielkanocny poniedziałek o świcie kilku mieszkańców bloku przy ulicy Wojska Polskiego 39 w Gdańsku było już na nogach. Zaniepokoił ich zapach gazu unoszący się na klatce schodowej. Jeden z lokatorów zawiadomił pogotowie gazowe – była godzina 5:49. Minutę później doszło do wybuchu.
Strażacy, którzy 17 kwietnia 1995 roku jako pierwsi dotarli na miejsce, nie wierzyli własnym oczom. Wezwano ich do eksplozji w jedenastokondygnacyjnym bloku. Tymczasem stojący przed nimi budynek liczył zaledwie osiem pięter. Dwa najniższe zostały dosłownie wbite w ziemię, trzecie znalazło się na poziomie parteru.
Krajobraz po katastrofie
Akcja ratunkowa zaczęła się kilka minut po szóstej, kiedy udało się odciąć dopływ gazu do wieżowca. Jak opisują Joanna i Rafał Pasztelańscy w książce „Strażacy. Tam, gdzie zaczyna się bohaterstwo”:
Część mieszkańców zawalonego bloku opuszcza go o własnych siłach. Przez okna, przez balkony. (…) Jakiś mężczyzna cały czas woła „mamo”. Inny trzyma się za ucho. Ktoś szuka kota, ktoś inny gwiżdże na psa, nie zważając na kawałki szkła wystające z ręki.
Pozostałych z gruzowiska wyciągali strażacy. Szukali ocalałych, lecz co rusz napotykali na kolejne zwłoki – niektóre potwornie okaleczone, zwęglone, pozbawione kończyn. Nie wszystkie dało się od razu zidentyfikować.
Łącznie w katastrofie zginęły 23 osoby, w tym jedna w wyniku szoku, dzień po wybuchu. 12 zostało rannych. Straty materialne oszacowano na 120 milionów złotych.
Znaleźć winnych
Na początku śledztwa Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku brała pod uwagę dwa scenariusze. Zgodnie z pierwszym z nich, przyczyną wybuchu mogła być kradzież zaworu instalacji gazowej przez bliżej niezidentyfikowanego złomiarza. Zabrany rzekomo element nie pojawił się jednak w żadnym punkcie skupu.
Konkurencyjne wyjaśnienie opierało się na założeniu, że to jeden z mieszkańców dokonał zamachu. Dowód? „(…) odnalezione na gruzowisku dwa korki odwadniaczy. Nie odpadły od instalacji same. Ktoś musiał je wykręcić. Ktoś, kto albo zdołał na czas opuścić budynek, albo zginął wraz z innymi” – piszą autorzy książki „Strażacy. Tam, gdzie zaczyna się bohaterstwo”.
W 2016 roku pojawiła się trzecia teoria. Historyk Sławomir Cenckiewicz obwinił o katastrofę Urząd Ochrony Państwa. Jego zdaniem do eksplozji doprowadziła źle przeprowadzona tajna akcja UOP-u, który chciał zniszczyć dokumenty przechowywane podobno przez jednego z lokatorów, byłego funkcjonariusza SB.
Sensacyjne doniesienia o upozorowaniu wypadku przez UOP ostatecznie zostały jednak uznane za mało wiarygodne i nie stały się przedmiotem śledztwa. Kto w takim razie był odpowiedzialny za śmierć 23 gdańszczan?
Ofiary pazerności
Joanna i Rafał Pasztelańscy przytaczają w swojej książce słowa rzeczniczki Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, Grażyny Wawryniuk: „Zebrany materiał dowodowy świadczył jednoznacznie, że rozszczelnienia instalacji gazowej dopuścił się Jerzy S. Prawdopodobnie jego celem było zniszczenie mieszkania i wyłudzenie z tego tytułu ubezpieczenia”.
Tę wersję potwierdziły zeznania ocalałych. Według sąsiadów mężczyzna był skłócony z większością lokatorów feralnego wieżowca oraz zarządem spółdzielni. Odgrażał się też, że wysadzi blok.
Kilkanaście dni przed katastrofą z jego mieszkania dochodziły podobno odgłosy kucia i wiercenia ścian. Wcześniej wszystkie swoje rzeczy wywiózł do córki. Jeszcze w styczniu 1995 roku ubezpieczył mieszkanie w dwóch towarzystwach ubezpieczeniowych na łączną kwotę 40 tysięcy złotych.
Zapewne nie spodziewał się, jak wysoką cenę przyjdzie mu zapłacić za próbę wzbogacenia się kosztem ubezpieczycieli. Sprawiedliwość dosięgnęła go natychmiast – był jednym z zabitych w eksplozji. Szkoda tylko, że pociągnął za sobą 22 niewinne ofiary.
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym anegdotom, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o:
- J. i R. Pasztelańscy, Strażacy. Tam, gdzie zaczyna się bohaterstwo, Znak Horyzont 2018.
KOMENTARZE (11)
Tytuł w kontekście treści mocno clickbajtowy, a gdy czytam że ta obalona teoria pochodzi od Cenckiewicza to w ogóle czuje się jak na jakimś newsbook’u czy innej niezależnej. Droga redakcjo, nie idźcie tą drogą ;)
…i w ogóle nic o lgbt tak? Nie pasuje to poszukaj w TVN…
Krwawa eksplozja? Naprawdę?
Trochę grubymi „słońmi” szyte to opowiadanko o lokatorze skłóconym ze wszystkimi. Zamiast ubezpieczać się w dwóch towarzystwach na 40 tysi mógł sprzedać mieszkanie za 200 i po kłopocie
W 1995 to za 200 tysięcy w Gdańsku pewnie można było kupić parę mieszkań ;)
W zeznaniach lokatorów bloku pojawiły się także informacje o tym, jakoby pan Jerzy S. próbował przedtem sprzedać mieszkanie – jednak bez powodzenia. Trudno dziś jednak ze stuprocentową pewnością stwierdzić, jak było, zwłaszcza, że mężczyzna, który doprowadził do wybuchu stał się jedną z jego ofiar.
Opowiesc o lokstorze btzmi tak samo jak opowiesc o samobojstwie Leppera czy o Boeningu 757 ktory wbil sie w Pentagon. Szkoda ze nigdy nie znaleziono wraku nawet silnokow ktore zawsze choc w kaealkach , zostaja po kazdej katadtrofie bo materialow z ktorych sa wykonane nie jest w stanie roztopic pozar spowodoeany paliwem
Jasne, bo wersja Cenckiewicza bardziej do ciebie przemawia? Służby gdyby tylko chciały zrobić kipisz u kogos, to by go zrobiły. Prócz rzekomo przechowywanych dokumentów znalazłyby pół kilo koki a gość poszedłby pierdzieć w pasiaki.
Źle przeprowadzona akcja a ten koleś to zasłona. Zawsze musi być ktoś winny, wyszukuje się delikwenta i mamy to. Nie tylko w Stanach takie akcje.
Cenckiewicz! Wow! Szur – historyk
Lyjo ze Śląska przyznaj się, szczepiłeś się na covid…