Musimy pokładać ślepą wiarę w Przewodniczącym! Musimy być posłuszni i całkowicie oddani Przewodniczącemu! – krzyczał członek politbiura. Inni chińscy komuniści mu przyklasnęli i zaczęli szukać sposobów na pokazanie Mao swego uwielbienia. Czasami robili to na najdziwniejsze sposoby.
Pewnego letniego dnia na fregacie patrolującej rzekę Jangcy rozległ się alarm. Kapitan nakazał wciągnięcie na maszt wszystkich flag, a załoga ustawiła się karnie na pokładzie, by po chwili ujrzeć kuriozalną scenę.
Oto półnagi, siedemdziesięciotrzyletni przewodniczący Mao płynął z nurtem rzeki, otoczony łodziami i żołnierzami pływającymi wokół niego z uniesionymi czerwonymi chorągiewkami. Jak opisuje Torbjørn Færøvik w książce: Mao.Cesarstwo cierpienia:
Z megafonu umieszczonego na jednej z towarzyszących im łodzi dobiegała żywa, wojskowa muzyka. Za tą procesją było jeszcze więcej pływaków. Jeden z nich, starszy mężczyzna z wielkim brzuchem, płynął na plecach. „To przewodniczący Mao! Zaniemówiliśmy z niedowierzania i szoku!”
Następnego dnia Mao ustanowił nowy pływacki rekord świata. Według „Dziennika Ludowego” pokonał piętnaście kilometrów w sześćdziesiąt pięć minut. Żaden człowiek przed nim nie płynął tak szybko.
Oczywiście w całym kraju odtrąbiono niezwykły sukces przewodniczącego. Kiedy ten płynął z nurtem Jangcy, w wodzie towarzyszyło mu pięć tysięcy młodych komunistów.
Pod pomnikami przewodniczącego w całych Chinach zbierały się wiwatujące tłumy; świadkowie pływackiej wyprawy, którzy widzieli ją z pokładu fregaty, opisywali ją w utworach poetyckich, a gdy pojawiali się na lądzie, także na ich cześć wiwatowały tłumy. Ludzie wskakiwali w nurty Jangcy, żeby płynął w tej samej wodzie, co ukochany wódz.
Mordować ku chwale przewodniczącego Mao!
Mao kreował siebie na największego w dziejach ideologa rewolucji. W związku z tym tworzył kolejne „dzieła literackie”, które stawały się strawą duchową dla jego fanatycznych zwolenników. Tak było na przykład z czerwoną książeczką, czyli wyborem jego cytatów, jakie tłumy potrafiły recytować z pamięci (i dokładnie to robiły przy różnych okazjach!).
Chiński Komitet Centralny planował także wydanie „Dzieł wybranych” przewodniczącego w nakładzie… 35 milionów egzemplarzy. Wszystkie książki miały być rozprowadzone wśród ludu łaknącego słów przywódcy.
Cytaty z Mao były jednak dla części Chińczyków problematyczne. Ich analfabetyzm nie pozwalał na swobodną lekturę złotych myśli ukochanego przywódcy. Rozwiązaniem okazywało się wspomniane już wkuwanie ich na pamięć. Wielu poddanych czerwonego reżimu dochodziło do wniosku, że najłatwiej przyjdzie im to jeśli będą je wyśpiewywać. Pewien chiński kompozytor ułożył aż sto melodii do cytatów!
Mao tymczasem stworzył gazetkę „Bombardować sztaby”, która miała popchnąć naprzód rewolucję kulturalną. Założenia w niej zawarte były jednak wyjątkowo ogólnikowe, co dawało pole do szerokiej nadinterpretacji. Fanatycy potraktowali ją jako przyzwolenie do atakowania wszelkich ośrodków władzy, włącznie z partią komunistyczną. Szczególnie ostro podeszła do jej zapisów młodzież, która za cel obrała sobie nauczycieli. Jak opisuje to Torbjørn Færøvik w książce: Mao.Cesarstwo cierpienia:
W Pekinie zabito pierwszego nauczyciela tego dnia, w którym została opublikowana gazetka Mao. Bian Zhongyun pracowała w jednej z miejskich szkół żeńskich przez siedemnaście lat, ostatnio jako wicedyrektorka. […] W marcu w Pekinie było kilka niewielkich trzęsień ziemi. Wicedyrektorka wydała instrukcję, zgodnie z którą w przypadku kolejnego trzęsienia ziemi uczennice mają natychmiast opuścić sale lekcyjne.
Jedna z nich zapytała, czy nie należy zatrzymać się na chwilę, żeby zabrać portret Mao wiszący nad tablicą. Bian zawahała się i powiedziała tylko, że ewakuacja powinna nastąpić tak szybko, jak to możliwe.
Uczennice uznały swoją nauczycielkę za zdrajczynię i kontrrewolucjonistkę. Prześladowały ją, grożąc, że wyrwą jej psie serce i psi łeb. Bian Zhongyun ratunku szukała u partii komunistycznej. W liście do jej przedstawicieli opisała, że była torturowana, bita i upokarzana. Wreszcie ogarnięte szałem spowodowanym znieważeniem ich ukochanego Mao dziewczęta ze szkoły zamordowały nauczycielkę. Zamiast kary spotkała je sława i zaszczyty.
Palenie książek ku chwale przewodniczącego Mao
W jednej z pekińskich szkół osoby, które nie były fanatycznie oddanymi komunistycznej rewolucji kulturalnej czerwonogwardzistami, zostały zmuszone do opróżnienia szkolnej biblioteki. Tomy jakie się w niej znajdowały były przecież „reakcyjną literaturą”. Przerażeni uczniowie i nauczyciele mieli zanieść je wszystkie na boisko.
Gdy utworzył się już całkiem spory stosik, książki zostały podpalone, a tragarzy zmuszono by stali jak najbliżej ognia. „Płomienie rewolucji kulturalnej” miały wypalić ich spaczone poglądy.
Jeden z obserwatorów, który po latach opisał ten odrażający spektakl, zauważył wśród prześladowanych swoją nauczycielkę angielskiego. Kobieta płakała. Jej łzy tylko nakręcały spiralę wściekłości czerwonych gwardzistów, którzy coraz mocniej ją katowali. Wiele osób zakończyło ten dzień z poparzeniami twarzy, ramion i rąk. Tymczasem oprawcy z entuzjazmem wykrzykiwali „Niech żyje przewodniczący Mao! Niech nam żyje dziesięć tysięcy lat!”
Mao towarzyszył wielu Chińczykom od samego rana. Jak opisuje to Torbjørn Færøvikw, w jednej z pekińskich fabryk włókienniczych oddawano przewodniczącemu wręcz rytualny kult. Każdego ranka dzień pracy rozpoczynał się od zebrania pod portretem komunistycznego przywódcy i oddania mu hołdu oraz złożenia prośby o to, by przewodniczący zainspirował załogę do wysiłku. Zmiana kończąca dzień ponownie składała raport przed portretem Mao.
Komitet Centralny na wieść o tym jakże genialnym pomyśle nakazał powielenie go w innych ośrodkach przemysłowych. Zatem każdy dzień pracy miliony mieszkańców zaczynały od oddania hołdu obrazowi wiszącemu na ścianie fabryki.
Komunistyczna komunia z kompotu z mango?
Choć Nikita Chruszczow już dawno zdążył wygłosić swój referat dotyczący negatywnego wpływu kultu jednostki, Chińczycy nic sobie z tego nie robili. Kult przywódcy kraju osiągnął apogeum pod koniec lat sześćdziesiątych.
W 1968 roku kraj odwiedził minister spraw zagranicznych Pakistanu, który sprezentował Mao Zedongowi skrzynkę mango. Ten miły gest zagranicznego gościa stał się początkiem prawdziwego szaleństwa. Mao zdecydował się wykorzystać owoce do celów propagandowych.
Posłał je robotnikom, a oni wprost zwariowali na ich punkcie. Nie, nie chodziło wcale o walory smakowe, estetyczne, czy kuszący zapach. Niezwykłą właściwością owoców było to, że dotykał ich sam Mao. Zakłady posyłały sobie mango, które szybko stały się obiektami kultu, a robotnicy organizowali uroczystości dla ich uczczenia:
Pokryte woskiem owoce wystawiano w fabrycznym audytorium, a robotnicy ustawiali się w kolejce, żeby przemaszerować koło nich. Przechodząc obok, z wielką powagą się kłaniali. Jednakże nikt nie pomyślał o tym, że owoce mogą się zepsuć, i po kilku dniach, jakie upłynęły od ich uroczystego wystawienia, zaczęły zdradzać objawy gnicia.
Komitet rewolucyjny fabryki odratował owoce, obrał je, a potem ugotował ich miąższ w ogromnym garnku wypełnionym gorącą wodą. Odbyła się jeszcze jedna ceremonia, równie uroczysta jak poprzednia. Znowu złożono wyrazy głębokiej czci wobec Mao, a wywar z mango wysławiano jako dowód wielkiej troski, jaką okazywał przewodniczący robotnikom. Potem wszyscy pracownicy fabryki przeszli w szeregu i każdy wypił po łyżce kompotu z uświęconych owoców.
Chińscy rewolucjoniści potępiali religie, uznając je za przeżytek. Mimo to, w pewnym sensie zaadaptowali na własne potrzeby obrzęd komunii. Zresztą trudno oprzeć się wrażeniu, że z przywódcy rewolucjonistów przewodniczący został podniesiony do rangi zbawcy narodu, a jego kult stał się niemalże wyznaniem, praktykowanym przez Chińczyków z gorliwością neofitów. Mao zaś ze swej strony żywił się ich czcią.
Źródła informacji:
- Daniel Leslie, Mao Cult: Rhetoric and Ritual in China’s Cultural Revolution, Ludwig-Maximilians-Universitat Munchen 2011.
- Geremie Barme, Shades of Mao: The Posthumous Cult of the Great Leader: The Posthumous Cult of the Greate Leader, Routledge 1996
- Torbjørn Færøvik, , Prószyński i S-ka 2018.
KOMENTARZE (2)
zwłaszcza współczucie i dobroć wobec tych zgwałconych Bośniaczek które chciał nakłonić do rodzenia dzieci serbskim mordercom?
Greetings boys nad girls. Jaki pan taki kram i co kraj to obyczaj.