Grupy przestępcze już w czasach Polski Ludowej obracały nieraz wielkimi kwotami. Gangsterów stać było na niedostępne innym luksusy i opłacanie "sojuszników" wśród funkcjonariuszy państwowych. Ale... skąd dokładnie brali na to pieniądze? I co zmienił w tych układach upadek komunizmu?
Przestępczość zorganizowana istniała w kraju nad Wisłą na długi czas przed rokiem 1989, ale to dopiero koniec Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej powszechnie kojarzy się z chwilą uformowania się układów mafijnych. Nic dziwnego: w okresie komunizmu społeczeństwo było przeważnie biedne, a struktury półświatka funkcjonowały za cichym przyzwoleniem milicji i Służb Bezpieczeństwa. Potwierdza to Kjetil Stensvik Østli w książce „Policjanci i złodzieje”, pisząc: „[…] policjanci i złodzieje byli dla mnie niczym dwa odrębne światy. Teraz zaczynam rozumieć, że to ten sam świat, tylko rozdzielony przez prawo”.
Cinkciarskie początki
W Polsce Ludowej niedobór towarów był na porządku dziennym. Ci, którzy później zrobili karierę w świecie przestępczym, zajmowali się wówczas niewinnymi oszustwami lub… wymianą walut. Co ciekawe, ten ostatni proceder nie był szczególnie popularny w Polsce. Można nawet z pewną ironią stwierdzić, że w PRL-u cinkciarze byli zmuszeni wyjeżdżać na saksy. Zawiłość sytuacji tłumaczy Tadeusz Batyr w tekście „Spowiedź Nikosia zza grobu”:
W ciągu miesiąca sprawny waluciarz był w stanie zarobić dziesięciokrotność przeciętnej polskiej pensji, która wynosiła około 3-4 tysiące złotych. Dodatkowe możliwości finansowe w sferze wymiany walut stwarzała zarobkowo emigracja przestępcza. Stolicą przemytników, waluciarzy i innych grup elementu przestępczego w całym bloku wschodnim był Budapeszt. Krzyżowały się tam drogi turystów, przestępców i towarów z dwóch światów podzielonych żelazną kurtyną. Sezon w Budapeszcie trwał niemal cały rok.
Cinkciarze gromadzili dolarowe oszczędności, a prowadzony dzięki nim luksusowy tryb życia dawał im poczucie wyjątkowości. W kraju, gdzie niewiele osób mogło sobie pozwolić na zakup telewizora czy samochodu, osoby dysponujące tymi dobrami miały wstęp do różnych kręgów. W efekcie ludzie z półświatka bez większych problemów przenikali do różnych instytucji lub organizacji. Pozwalało im to zyskać większą swobodę działania. Taka kariera miała jednak swoje ograniczenia. Środki zarobione na wymianie walut zapewniały dostatnie życie, lecz z uwagi na ograniczenia gospodarki socjalistycznej nie pozwalały na pomnażanie bogactwa.
Motoryzacyjne eldorado
„Telewizor, meble, mały fiat: oto marzeń szczyt” – tak brzmi wers piosenki Perfectu z 1981 roku. Świetnie oddaje on mentalność okresu tak zwanego karnawału „Solidarności”. I choć członków mafii nie interesowały polityczne zmiany, chętnie powitali kolejną okazję do zarobku. Tak było w przypadku Nikodema Skotarczaka, „Nikosia”. Tadeusz Batyr, autor biografii tego znanego gangstera, robiącego karierę w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych na Pomorzu, wyjaśnia:
Myślę, że „Nikoś” przeszedł obok Solidarności… Tym bardziej że decyzja komunistów o wprowadzeniu stanu wojennego miała dla niego oznaczać początek wielkiej samochodowej przygody.
Jak rozkręcił się ten dochodowy biznes? Zmiany polityczne i społeczne lat osiemdziesiątych zaowocowały zjawiskiem, które nie miało precedensu w historii Polski. Ludzie zarabiali pieniądze, których… nie mieli jak wydać. Brakowało podstawowych artykułów, a szansa na zakup dóbr luksusowych była reglamentowana przez państwowy monopol – Pewex. W końcu niewydolne państwo socjalistyczne wyręczyła szara strefa. Jak pisze Batyr w książce „Spowiedź Nikosia zza grobu”:
Prawdziwą rewolucją przemytniczego podziemia stanowił wobec tego nielegalny obrót zachodnimi samochodami, zalewającymi w latach osiemdziesiątych PRL. Od momentu powstania zorganizowanych autoband przemycany towar – inaczej niż złoto czy artykuły spożywcze – był jednocześnie narzędziem przemytu.
Proceder ten był powszechny i stosunkowo łatwy. Przestępcy wypożyczali samochód na przykład w Niemczech lub Danii, a następnie przewozili go do kraju, gdzie ślad po nim się urywał. Po kilku tygodniach pojazd z nowymi dokumentami i numerami silnika trafiał do obrotu.
Co ciekawe, niemal każdy etap tego procesu był dobrze znany milicji i innym służbom. Bezkarność przestępcom gwarantowały odpowiednie kontakty i układy finansowe. Dopiero zmiana systemu politycznego sprawiła, że kradzież aut stała się mniej opłacalna. Wszystko przez to, że klienci otrzymali szerszy dostęp do legalnych pojazdów sprowadzanych z Zachodu.
Handlowano zresztą nie tylko samochodami. Zwłaszcza koniec PRL-u był w działaniach lokalnego półświatka opłacalny dzięki szmuglowaniu różnych towarów. Funkcjonowały grupy przestępcze, które zajmowały się głównie przerzucaniem do Polski tirów z podrobionymi papierosami i alkoholem.
Ponieważ skala przedsięwzięcia była spora, przemyt pozwalał na gromadzenie pokaźnych środków. Wojciech Sumliński w tekście „Czego nie powie Masa o polskiej mafii” przywołuje zeznania bohatera swojej książki, który wyliczał: „Zysk na jednym tirze papierosów wynosił około 200 tysięcy USD, a na jednym tirze alkoholu kilkadziesiąt tysięcy USD”.
Narkotykowe morze i automaty
W latach 80. ubiegłego wieku Polska nie była raczej za to kojarzona z narkotykami. Zapotrzebowanie na ten towar było stosunkowo niewielkie, tym bardziej, że narkomani często sami wytwarzali z maku tak zwany „kompot”. Ale geopolityczne położenie naszego kraju sprawiało, że był on idealnym miejscem do przerzutu heroiny i haszyszu do Berlina. Przeładunek odbywał się najczęściej w portach. Jak duża była wykrywalność tego typu przestępstw? Tadeusz Batyr wyjaśnia:
Skuteczność służb Polski „ludowej” w zakresie wykrywalności przerzutu narkotyków była zbliżona do skuteczności innych państw. Podobnymi statystykami mogła pochwalić się Republika Federalna Niemiec, gdzie w połowie lat osiemdziesiątych liczbę uzależnionych od heroiny szacowano na 50 tysięcy osób. Aby zaopatrzyć erefenowskich narkomanów, potrzeba było około 2,5 tony heroiny, tymczasem w ciągu całego roku 1987 celnicy zatrzymali niespełna 200 kilogramów.
Narkotykowy interes rozkwitał już w okresie schyłkowego PRL-u. Głównym źródłem zarobku polskiej mafii został jednak dopiero w pierwszych latach demokracji. Polska z kraju tranzytowego stała się wówczas również jednym z głównych producentów metamfetaminy. Dopiero wejście do Unii Europejskiej i wspólne działania w ramach Europejskiego Urzędu Policji (Europolu) przyczyniły się do ograniczenia tego procederu.
O tym nowym „modelu” biznesowym opowiadał między innymi Jarosław Sokołowski pseudonim „Masa”. Były członek „Pruszkowa” wspomniał również o jeszcze jednym, na pierwszy rzut oka niepozornym sposobie zarobkowania:
Obecnie grupa największe zyski czerpie z automatów do gry i handlu narkotykami. Z automatami zaczęło się na przełomie 1998/99. Nie wiem, jak to się zaczęło, mnie powiedzieli […], że dogadali się z SLD. Układ polegać miał na tym, że miejsca, w których wystawiane były maszyny do gry, uznawane były przez grupę jako własne, a właściciele lokali, gdzie były takie maszyny, musieli płacić określoną kwotę pieniędzy od każdej maszyny. Z reguły było to od 50 do 100 USD miesięcznie.
Handel żywym towarem
Stosunkowo późno polskie grupy przestępcze zajęły się innym potencjalnie dochodowym biznesem, czyli handlem ludźmi. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych struktury podziemnego świata były jeszcze zbyt słabe, by go rozwinąć. Niemal nieograniczony wywóz kobiet do zachodnich domów publicznych rozpoczął się natomiast po upadku komunizmu. Warto dodać, że problem wymuszonej prostytucji dotyczył zresztą także młodych mężczyzn.
Różne szacunki wskazują, że w latach dziewięćdziesiątych na ulicach Berlina było stręczonych nawet pięć tysięcy Polaków. Gangi miały spory udział w ich dostarczaniu. Z czasem przemyt współczesnych niewolników zmienił się również w pośrednictwo w nielegalnej imigracji. Ta działalność trwa w najlepsze do dnia dzisiejszego.
Nie ulega wątpliwości, że polska mafia w okresie lat dziewięćdziesiątych dostała wiatru w żagle. Swoje wyjaśnienie tego fenomenu zaproponował między innymi Wojciech Sumliński, pisząc: „To bowiem nie wolny rynek i demokracja sprawiły, że w III RP nagle pojawiła się przestępczość zorganizowana. Ta istniała bowiem i w PRL, a wysocy funkcjonariusze milicji i oficerowie służb specjalnych byli jej inspiratorami. Gdy skończyła się PRL, setki oficerów służb specjalnych, mających bliskie kontakty z podziemiem, po prostu stanęło na jego czele”.
Gangsterzy wykorzystali też nieuniknione przy zmianie ustrojowej zmiany gospodarcze. Pomógł w tym jeden nielichy argument – kapitał dolarowy zdobyty z wymiany waluty, sprzedaży samochodów, alkoholu i papierosów. A także jeszcze jeden aspekt, o którym wspomina Tadeusz Batyr w książce „Spowiedź Nikosia zza grobu”:
Wiem natomiast, że każdy profesjonalny przestępca musi wykazać się nieideologicznością. Musi po prostu umieć zarabiać w każdym systemie, nie angażując się w zachodzące zmiany, a już po przełomach stara się zmiany konsumować. Konsumować dla swojej korzyści, dla pieniędzy, które kolekcjonuje i inwestuje.
Bibliografia:
- Tadeusz Batyr, Spowiedź Nikosia zza grobu, Wydawnictwo Fronda 2018.
- Wojciech Sumliński, Czego nie powie Masa o polskiej mafii, WSR 2015.
- Kjetil Stensvik Østli, Policjanci i złodzieje, Wydawnictwo Czarne 2016.
KOMENTARZE (5)
„Środki zarobione na wymianie walut zapewniały dostatnie życie, lecz z uwagi na ograniczenia gospodarki socjalistycznej pozwalały na pomnażanie bogactwa.”
Chyba raczej NIE pozwalały.
Szanowny Panie Jarku, bardzo dziękujemy za zwrócenie uwagi, błąd już został poprawiony. Pozwolę sobie jednak po raz kolejny skierować do Pana prośbę o zgłaszanie pomyłek w specjalnym formularzu na dole strony… Pozdrawiam.
A czasami nie „metamfetamina” zamiast „metaamfetamina”?
Szanowny Panie Jakubie, chodzi o metamfetaminę, czyli pochodną amfetaminy. Działania psychotropowe obu związków są zbliżone, ale metamfetamina działa dłużej i intensywniej, a przez to jest bardziej toksyczna. Pozdrawiam serdecznie.
@JAREK : jak nie pozwalały, jak pozwalały i działo się to pomnażanie na szeroką skalę, wyworzona waluta na Zachód, z powrotem wracała do Polski w masowym sprowadzaniu deficytowych towarów, a niby po co cynkciarze skupowali waluty, żeby ją trzymać w materacu ? Sprowadzone towary miały kilkakrotną przebitkę , np. niejaki Icek Kierbel posługujący się zabranymi dokumentami podczas wojny polskiego oficera Władysława bodaj że Kargula , sprowadzał z ówczesnej NRF sztucznego misia dla polskich elegantek, a będąc oficjalnie kierownikiem wydziału zdrowia WRN bodaj że w Radomiu, pomimo braku wykształcenia podstawowego dorobił się ogromnej fortuny i stać go było na co rocznej całorocznej rezerwacji apartamentu w warszawskim hotelu , jego historia podkreśla tępotę & bezmyślność tzw. wymiaru sprawiedliwości , który sądził go nie pod jego własnym nazwiskiem a pod nazwiskiem bohatera, a może też chodziło o nie wykazywanie że był żydem . Skazany na 14 lat odsiadki, zwolniony został przed końcem wyroku ze względu na powikłania zdrowotne, a pointą jego życiorysu było, gdy po wyjściu z więzienia zwrócił się do ówczesnego kurewnika wydziału zdrowia WRN o nieodpłatne przyznanie mu opieki pielęgniarki
ze względu na stan zdrowia, ponieważ nie mógł wyjechać do córki w RFNie , a może to córka go nie chciała ??? Nawet interesująca postać biorąc pod uwagę uwarunkowania społeczne lat 60 – 70 tych