Mordowali kapłanów, gwałcili zakonnice, niszczyli kościoły. Ale nie tylko. Ponoć wbijali na pal niewinne kobiety, a nawet niemowlęta. Brutalni i prymitywni nie oszczędzali nikogo. Ale czy ta czarna legenda odpowiada historycznej prawdzie?
Żyjący na przełomie XIII i XIV wieku niemiecki kronikarz Piotr z Dusburga, o Prusach pisał w następujący sposób:
(…) wiele razy wtargnęli na ziemie polskie z wielką siłą wojowników i wyrządzili jej bardzo wiele szkód, gdyż po spaleniu budynków dorosłych mężczyzn przebijali mieczem, a kobiety i dzieci uprowadzali w długotrwałą niewolę. A jeśli przypadkiem jakaś ciężarna kobieta z powodu zbliżającego się porodu nie mogła za nimi iść, zabijali ją: wyrywali także niemowlęta z ramion matek i często zabijali wbijając je na pal.
Obraz to, mówiąc dość delikatnie, niezbyt pochlebny. Trudno się jednak dziwić, że w interesie autora Kroniki ziemi pruskiej było przedstawienie tego ludu w jak najgorszym świetle. Piotr z Dusburga należał bowiem do zakonu krzyżackiego, którego celem – oficjalnym – była chrystianizacja Prus. Mniej oficjalnym – zagarnięcie ziem i wyzysk finansowy miejscowej ludności.
Polakom taki przekaz również był na rękę. Wszak trzeba było uzasadnić, dlaczego książę mazowiecki Konrad, w latach 20-tych XIII wieku sprowadził Krzyżaków, którzy przez kilkadziesiąt lat podbijali Prusy. Pogaństwo jak widać nie wystarczyło. Opinia prymitywów i zbrodniarzy wydawała się idealnie dopełniać listę argumentów.
Wypruwanie flaków i ofiary z ludzi
Akcja misyjna w Prusach nasiliła się na początku XIII wieku. Jednocześnie najazdy na te ziemie zyskiwały rangę krucjaty. Polscy książęta rozpoczęli wyprawy na obszary dzisiejszej Warmii i Mazur, co pociągnęło za sobą w odwecie najazdy pruskie. To posłużyło za kolejny pretekst, tym razem dla Krzyżaków, do stosowania drastycznych metod walki. Prusowie nie pozostali dłużni.
Niektóre epizody z wojny krzyżacko-pruskiej są zatem wyjątkowo krwawe, niczym sceny z filmów gore. Zachował się opis, jak w 1249 roku torturowano jednego z wziętych do niewoli Krzyżaków:
Prusowie przywiązali go żywego za ręce do drzewa i wycieli mu z brzucha pępek, do którego były przytwierdzone jelita, a następnie przybili je do drzewa. Kiedy to uczynili wieloma uderzeniami zmusili go, aby biegał wokół drzewa tak długo, dopóki wszystkiego jego jelita nie przylgnęły do pnia.
Piotr z Dusburga zapewniał przy tej okazji czytelników swojej kroniki: „Przerzuć i przekartkuj wszystkie pisma martyrologiczne, a nie znajdziesz w nich takiego rodzaju męczeństwa”.
Gdy Prusom udawało się wygrać, wodzów wrogich armii składali w ofierze swoim bogom. Jeżeli takowego nie było wśród jeńców (bo zginął albo uciekł), nieszczęśnika losowano. Wyjątkowego pecha miał niejaki Hitzhals, mieszczanin z Magdeburga, który dostał się do niewoli w 1261 roku w bitwie w Pokarwis.
Znał on jednak z dawnych czasów wodza pruskiej armii, Henryka Monte, który wychowywał się w Niemczech. Przywódca, przez wzgląd na dawną znajomość, kazał powtórzyć losowanie, jednak znowu wypadło na Hitzhalsa. Kiedy zdecydowano się na trzecie podejście i po raz trzeci „wybrańcem” okazał się magdeburski mieszczanin, ten zrezygnowany już nie protestował. Został przywiązany do konia i spalony żywcem.
Spiralę przemocy nakręcili jednak Krzyżacy, którzy – jak to ujmują kroniki – chcieli narzucić Prusom „jarzmo wiary chrześcijańskiej”, a przy okazji uczynić z nich darmową siłą roboczą. Zachowały się relacje, że po zdobyciu pruskich osad „wszystkich mieszkańców pojmali i wymordowali”. Tak po prostu. Innym razem, wyłupili oczy pruskim zakładnikom.
W trakcie walk toczonych przez zakonników-rycerzy z Prusami, trwających od 1230 do 1283 roku, przewaga technologiczna była zdecydowanie po stronie tych pierwszych. Prusowie nie znali na przykład kusz, co zaowocowało pewnym makabrycznym epizodem. Pewnego razu krzyżacki kusznik uciekając przed wrogami porzucił naciągniętą broń….
Tę kuszę podniósł pewien Samb [Sambowie byli jednym z pruskich plemion] i powiesił na swojej szyi. Pozostali otoczyli go kołem i dziwili się niezmiernie, cóż to takiego, ponieważ wcześniej takiej rzeczy nie widzieli, i dotykali jej rękoma w różnych miejscach, aż w końcu ktoś nacisnął i uwolnił spust oraz cięciwę kuszy, i rozciął nią jego szyję, tak iż po krótkim czasie wyzionął ducha. Po tym wydarzeniu Prusowie bardzo bali się kusz.
Wojna to jednak sytuacja skrajna. Czy wiemy jak ci poganie zachowywali się na co dzień?
Picie do upadłego
Prusowie to jeden z bardziej tajemniczych ludów zamieszkujących średniowieczną Europę. Ich ziemie obejmowały około 42 tysiące km2. Szacuje się, że w XIII wieku, przed inwazją krzyżacką, plemiona pruskie liczyły około 170 tysięcy osób. Polscy królowie i książęta próbowali sobie ich podporządkować, ale zwykle z miernym skutkiem. Najazdy wzbudzały chęć odwetu, stąd pogranicze polsko-pruskie było nie raz miejscem krwawych walk.
To nie znaczy, że tak było zawsze. Polacy i Prusowie handlowali ze sobą. Pojawiła się nawet sugestia, że matka Mieszka I mogła pochodzić z pruskiej krainy (o tym, kim była matka pierwszego polskiego władcy dowiesz się TUTAJ). Dowodem na bliskie kontakty między dawnymi sąsiadami są liczne zapożyczenia z polskiego w pruskim słownictwie. Jak pisała polska badaczka i archeolog, prof. Łucja Okulicz-Kozaryn:
Ze (…) znanych około 1800 słów języka pruskiego aż 200, czyli około 11% wywieść można bezpośrednio z języka polskiego lub traktować jako pruskie derywaty polskich słów.
Gdyby wybrać się w XI czy XII wieku w podróż do Prusów, to jego mieszkańcy zrobiliby raczej dobre wrażenie (chyba, że podejmowalibyśmy próby nawracania ich na chrześcijaństwo). Byli niezwykle gościnni – a pewne elementy ich biesiad wydają się dziwnie znajome. Oto, co pisze Piotr z Dusburga:
Swoim gościom okazują pełną, na ile mogą, życzliwość, i nie ma w ich domu potraw i napojów, którymi nie podzieliliby się z nimi. I nie wydawało im się, że zatroszczyli się o gości należycie, jeśli ci nie spożyli ich trunku aż do upojenia.
Gość musiał wypić tyle, ile gospodarz. W efekcie wszyscy biesiadnicy byli pijani. Przybyszy z innych krain uderzał również fakt, że w Prusach nie było żebraków i ludzi głodnych. Biedacy mogli bez problemów chodzić z domu do domu i spożywać posiłki z gospodarzami. Pruskie zwyczaje chwalili też rozbitkowie, których zwykle okradano bez najmniejszych skrupułów. Jednak nie tam – Prusowie udzielali im niemal zawsze pomocy.
Dzieciobójcy
Na tym jednak pochwały kronikarzy państw ościennych się wyczerpują. Wedle Piotra z Dusburga pruskie plemię Galindów – w przekonaniu, że mają oni za mało ziemi do dyspozycji, aby móc wszystkich wyżywić – postanowiło mordować nowo narodzone dziewczynki. Gdy ich matki protestowały, zagrożono, że nieposłusznym będą obcinane piersi.
Nie wiadomo, na ile relacja krzyżackiego kronikarza jest oparta na faktach, ale coś z zabijaniem dzieci musiało być na rzeczy. W 1218 roku papież Honoriusz III wydał dwie bulle, w których apelował o zbieranie składek na wykup pruskich dziewczynek przeznaczonych na zabicie.
Sama sytuacja kobiet w Prusach nie należała do najlepszych. „Liczba żon nie była u nich ograniczona, ile ich kto mógł kupić, tyle miał” – pisał tym razem polski kronikarz, Jan Długosz. Z kolei cytowany już nie raz Piotr z Dusburga notował, że „mąż traktuje żonę jak służebną; nie jada ona razem z nim przy stole i codziennie obmywa stopy domowników i gości”.
Wedle jednych relacji po śmierci męża kobieta była palona razem z jego zwłokami, wedle innych – syn „dziedziczył” żony po ojcu. Badacze zajmujący się Prusami, między innymi prof. Łucja Okulicz-Kozaryn, sądzą, że na stosie kończyła tylko jedna małżonka (matka dziedzica), a pozostałe przypadały spadkobiercy.
Prusowie – nasi przodkowie?
Tak więc Prusowie na tle epoki nie wyróżniali się ani in plus, ani in minus. W podręcznikach zwykle pojawiają się przy trzech okazjach: zabójstwo św. Wojciecha, uciążliwe najazdy na Polskę, walki z Zakonem Krzyżackim. Tymczasem w pewnym sensie plemiona pruskie, mimo różnić językowych, powinny być nam bliskie. Wielu Prusów w czasach „przedkrzyżackich” trafiło do Polski w charakterze brańców i musiało zamieszkać w tzw. osadach jenieckich.
Gdy Zakon Krzyżacki konsekwentnie podbijał Prusy, wielu ich mieszkańców emigrowało na Mazowsze. Wystarczy wspomnieć na przykład niektóre rodziny pieczętujące się herbem Prus. Wielu mieszkańców dzisiejszej Polski może mieć więc pruskie korzenie.
Bibliografia:
- Grzegorz Białuński, Emigracja Prusów w XI–XIV wieku, „Pruthenia”, 3, 2008.
- Henryk Łowmiański, Stosunki polsko-pruskie za pierwszych Piastów, „Przegląd Historyczny”, 41, 1950.
- Łucja Okulicz-Kozaryn, Dzieje Prusów, Wrocław 1997.
- Łucja Okulicz-Kozaryn, Życie codzienne Prusów i Jaćwięgów w wiekach średnich (IX–XIII w.), Warszawa 1983.
- Piotr z Dusburga, Kronika ziemi pruskiej, tłum. Sławomir Wyszomirski, wstęp i komentarz Jarosław Wenta, Toruń 2004.
KOMENTARZE (11)
Tak naprawdę to po tym ludzie pozostało niewiele albo nic. Kurhany, jakieś kawałki garnków lub grotów i biżuterii. Jaki był ten lud, tego już nie odtworzymy. Prusowie rozpłynęli się w żywiole polskim, litewskim i przede wszystkim niemieckim bo pamiętajmy że np. pod Płowcami 1/3 żołnierzy Zakonu stanowili Prusowie. Ale to co może być zdumiewające to fakt że gdyby ten naród to byli tylko i wyłączne dzikusy to ich nazwa przeszłaby do historii a tak przecież te ziemie do 1945 r. były nazywane Prusami, było Królestwo -Pruskie-, Niemcy z Północy nazywali siebie Prusakami…przecież nie wzieliby nazwy od jakiegoś barbarzyństwa, widocznie Prusowie byli więc narodem o jakimś przyzwoitym poziomie. Tego nie dowiemy się już raczej nigdy bo historie napisali Niemcy, podobnie jak historie Kartaginy Rzym, a podobno Kartagina była wysoko rozwinięta i wiele zdobyczy tej cywilizacji wzięli i przypisali sobie Rzymianie, Cóż, historie napisali ci co wygrali. I szkoda dla nas Polaków to duża że w XII i XIII w upadły państwa Obodrytów, Wieletów i Prusów. że pozwoliliśmy a nawet pomogliśmy ujarzmić te ludy i stworzyć ekspansywne monstrum które jest do dziś dla nas zagrożeniem. Starajmy się przynajmniej zrobić coś dla Łużyczan żeby za kilka pokoleń nie dołączyli do tej samej kategorii co Prusowie.
Jak się prześledzi herby polskiej szlachty, to się okazuje, że większość ma jakieś pruskie korzenie.
Jak się prześledzi drzewa genealogiczne różnych rodów szlacheckich to też pełno jest takich z tatarskim pochodzeniem. Podobno co najmniej milion Polaków to w linii prostej potomkowie Tatarów. Polaków mających w sobie krew pruską jest zapewne więcej. Wskazują na to zresztą wspomniane już herby. Cóż, chyba nikt nie wierzy że wszyscy nasi przodkowie już od Mieszka I to byli Słowianie- Polacy. Jestem po lekturze ,,Krucjaty Połabskiej” i los Prusów jako żywo przypomina mi Obodrytów i Wieletów którzy się zgermanizowali i jedyne co po nich zostało to nazwy i herby.
No to może dwie takie ciekawe informacje.
Obecnie część historyków za eskalację konfliktu z Prusami i osadzenie, sprowadzenie krzyżaków, głównie obwinia Henryka Brodatego, a nie Konrada Mazowieckiego. Jego wyprawy „na Prusów” były podobno wyjątkowo okrutne i być może już z udziałem krzyżaków.
Niektórzy uważają także, że tak zwana kolonizacja mazurska była dokonywana głównie przez potomków Jaćwingów i Prusów, którzy uciekli do Polski przed krzyżackim terrorem.
Potomkowie ci po prostu wracali do ojczyzny swych przodków.
Kurpie są w prostej linii potomkami Prusów i ich styl architektektura budownictwa, schronili się w obszarze granicy obecnego Mazowsza przed Zakonem Krzyzackim.
Drodzy Czytelnicy, jak widać po Państwa wpisach ostatni akapit Autora ma namacalne potwierdzenie. Bardzo dziękujemy za wpisy i pozdrawiamy.
Skoro dzisiaj większość z nas ma pruskie pochodzenie (prawdopodobnie ) To dlaczego w 18 i 19 wieku Prusowie uważali się za Niemiecko języczny naród i bardzo nienawidzący Polaków?
Nie Prusowie,tylko Prusaki.
Za co mieliby nas kochac? Przeciez tez bylismy powodem ich klopotow……..
1222 Krzyżacy pojawiają się na Śląsku w wyniku nadania wsi przez Henryka Brodatego.