Po uprowadzeniu do Izraela przekonywał, że był tylko szeregowym urzędnikiem III Rzeszy, z którego - przez pomyłkę i tchórzostwo innych - zrobiono kozła ofiarnego. Do końca nie przyznał się do winy. Kto według Adolfa Eichmanna i jego niemieckiego obrońcy odpowiadał za śmierć milionów Żydów?
Poprosił o butelkę czerwonego wina i wypił połowę. Założywszy ręce do tyłu, szedł z celi do komory straceń wyprostowany. – Nie trzeba – oświadczył, gdy chcieli mu założyć czarny kaptur. 31 maja 1962 roku w nocy, w więzieniu w Ramali koło Jerozolimy powieszono Adolfa Eichmanna, głównego wykonawcę nazistowskiego planu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.
11 maja 1960 roku Eichmann został porwany przez izraelskich agentów na przedmieściach Buenos Aires. Dziewięć dni później przewieźli go samolotem ze stolicy Argentyny do Izraela. 11 kwietnia 1961 roku przed Sądem Okręgowym w Jerozolimie usłyszał 15 najcięższych zarzutów. Oskarżono go między innymi o popełnienie zbrodni przeciwko narodowi żydowskiemu, przeciwko ludzkości, a także zbrodni wojennych.
Filozoficzne spory historyków
Od procesu w Jerozolimie minęło już ponad pół wieku, ale w dalszym ciągu wśród historyków nie ma zgody, jak sklasyfikować Eichmanna. Niemiecka filozof i historyk Bettina Stangneth w wydanej w 2011 roku książce „Eichmann sprzed Jerozolimy” (właśnie ukazał się jej polski przekład) pisze, że „referent do spraw żydowskich” w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) bywa przedstawiany jako normalny człowiek, z którego totalitaryzm zrobił mordercę. Innym zaś razem jako skrajny antysemita i tępiciel Żydów albo osoba chora psychicznie, której reżim Hitlera umożliwił folgowanie sadystycznym skłonnościom.
Klasyczną pozycją o „SS-Obersturmbannführerze w stanie spoczynku” (podpułkowniku), jak podpisywał się Eichmann po ucieczce do Argentyny, pozostaje wydana w 1963 roku książka „Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła”, autorstwa Hanny Arendt. Urodzona w Niemczech Żydówka, która wyemigrowała do USA, profesor filozofii i politologii, w 1961 roku śledziła w Jerozolimie proces Eichmanna. Jej sposób przedstawienia Holokaustu od razu wzbudził kontrowersje, zwłaszcza wśród syjonistów i założycieli państwa Izrael.\
Książka Bettiny Stangneth „Eichmann sprzed Jerozolimy” to częściowo polemika z Hanną Arendt, a także podsumowanie obecnej wiedzy o zagładzie Żydów w oparciu o materiały, do których ani autorka „Eichmanna w Jerozolimie”, ani inni badacze na początku lat 60. XX wieku nie mieli dostępu. Spora część tak zwanych wywiadów Sassena, nagranych w Argentynie podczas spotkań dawnych funkcjonariuszy III Rzeszy, została upubliczniona dopiero w 1979 roku. Jeszcze później, bo po roku 1998, wypłynęło kilka nieznanych wcześniej taśm z wynurzeniami Eichmanna. To, co dziś wiemy o „Endlösung der Judenfrage”, czyli ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej, stawia pod znakiem zapytania tezę Arendt o „banalności zła”.
Eichmann w pigułce
Życiorys człowieka, który dla Arendt stanowił uosobienie „banalności zła”, wcale nie jest banalny. Aby spróbować odpowiedzieć na pytanie kogo Eichmann obarczył odpowiedzialnością za Holokaust niezbędne jest przytoczenie kilku punktów z biografii nazistowskiego zbrodniarza.
Do NSDAP i SS wstąpił w 1932 roku. Sześć lat później – po Anschlussie Austrii – jako szef Centralnego Urzędu ds. Emigracji Żydów dostał przeniesienie do Wiednia. Potem trafił do Pragi, a po wybuchu II wojny światowej spełniał się już jako szef referatu w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). Mówiąc współczesnym językiem, odpowiadał za logistykę wywożenia Żydów z całej Europy na wschód, gdzie poddawano ich eksterminacji.
Podczas osławionej konferencji w Wannsee, w styczniu 1942 roku, szef RSHA Reinhard Heydrich, uczynił Eichmanna koordynatorem tzw. ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, czyli planu wymordowania około 11 mln europejskich Żydów. Jak pisze Bettina Stangneth w książce „Eichmann sprzed Jerozolimy”, wdzięczny podwładny nie oszczędzał się w pracy; przeciwnie. Był w Amsterdamie, Hadze, Bratysławie, Nicei, Monako, Paryżu, Kopenhadze, Kijowie i Królewcu. Wizytował getta (m.in. Theresienstadt w Czechach) i obozy zagłady (m.in. Auschwitz), a pod koniec wojny zorganizował mordercze „ostateczne rozwiązanie” dla Żydów węgierskich.
Ponieważ Eichmann wiedział, że jest poszukiwany jako zbrodniarz wojenny, ukrył swoją tożsamość przed Amerykanami. W obozach jenieckich udawał niskiego rangą esesmana Adolfa Bartha, a potem Ottona Eckmanna. Zbiegł pod koniec 1945 roku i jako drwal, Otto Heninger, zaszył się w leśnej chacie w okolicach Hamburga. W 1950 roku ucieczkę do rządzonej przez Juana Peróna Argentyny umożliwiał mu łańcuch niemieckich, włoskich i argentyńskich pomocników, pracowników Czerwonego Krzyża i duchownych z Watykanu.
Dwaj kamraci Sassen i Eichmann
Przez lata opinia publiczna podziwiała związanego z amerykańskim magazynem „Life” dziennikarza śledczego Willema Sassena, który w Argentynie zdołał jakoby skłonić Eichmanna do opowiedzenia prawdy. Ale Sassen wcale nie był kryształowym człowiekiem, za jakiego chciał uchodzić. W rzeczywistości pozostał antysemitą, z wojenną przeszłością w ochotniczej holenderskiej jednostce Waffen-SS. Nazistowskie poglądy nie przeszkodziły mu wykorzystać „drogiego kamrata” Eichmanna dla celów zarobkowych. Zaprzyjaźnił się z nim i przez kilka miesięcy nagrywał jego wynurzenia.
Po uprowadzeniu Eichmanna przez izraelskich agentów, Sassen sprzedał część nagrań magazynowi „Life” (zainkasował co najmniej 20 tysięcy dolarów), przehandlował też fragmenty niemieckiemu tygodnikowi „Stern” i holenderskiemu dziennikowi „De Volkskrant”. Przy okazji starał się zdjąć odpowiedzialność z Hitlera, Niemców i Rzeszy. Tak jakby wymordowaniu 6 milionów Żydów miał być winien wyłącznie Eichmann.
Argentyna. Eichmann mówi prawdę
Sesje nagraniowe w domu Sassena w Buenos Aires trwały od kwietnia do października 1957 roku. Dziś historycy dysponują około tysiącem stron transkryptów i 29 godzinami nagrań, 107-stronicowym rękopisem esesmana, jego notatkami i komentarzami do książek. Wszystko to obnaża kłamstwa Eichmanna podczas procesu w Jerozolimie. Według tego, co mówił i pisał w Argentynie, nie był żadnym „trybikiem w machinie”, lecz kołem zamachowym Holokaustu. Jeśli odczuwał żal, to wyłącznie z tego powodu, że nie wykonał do końca postawionego przed nim zadania.
– Gdybyśmy z tych 10,3 miliona Żydów (…) zabili 10,3 miliona Żydów, to byłbym zadowolony i powiedziałbym, dobrze, zniszczyliśmy wroga. Ale przez złośliwość losu większość z tych 10,3 miliona Żydów została przy życiu, mówię więc sobie: los tak chciał. (…) Ja też jestem współwinny temu, że ta prawdziwa, całkowita eliminacja (…) nie mogła zostać zrealizowana. (…) Zostałem postawiony na stanowisku, na którym (…) powinienem był zrobić więcej – mówił na jednej z ostatnich sesji nagraniowych.
Masowe zabijanie napawało Eichmanna dumą: – Kiedy otrzymywałem rozkaz, to ja, do kata, ten rozkaz zawsze wykonywałem i jeszcze dzisiaj jestem z tego dumny. Gdybym tego nie zrobił, to by nie poszli do rzeźnika. Ubolewał na tym, że nie powiodła się eksterminacja Żydów przebywających w Danii: – Musiałem odwołać moje transporty, to był dla mnie diabelny blamaż.
Jerozolima. Eichmann kłamie
– Z zabijaniem Żydów nie miałem nic wspólnego. Nigdy nie zabiłem żadnego Żyda ani nie-Żyda: nigdy nie zabiłem żadnego człowieka – twierdził Eichmann przed izraelskim sądem. „Wiedziałem, ale nie mogłem nic zmienić” – tak można by streścić jego tłumaczenia w Jerozolimie.
– Umywając ręce, Piłat oświadcza, że nie utożsamia się z tą sprawą. (…) Jeśli wolno mi porównywać się z tak wielką postacią historyczną, to jego sytuacja była taka sama, jak moja – odparł, gdy więzienny psycholog zapytał go o Rzymianina, który wydał Chrystusa na ukrzyżowanie.
Butny „SS-Obersturmbannführer w stanie spoczynku” z czasów argentyńskich przeistoczył się w posłusznego urzędnika, wykonującego rozkazy Hitlera, Himmlera, Heydricha, jego następcy Ernsta Kaltenbrunnera i szefa Gestapo Heinricha Müllera. Przekonywał, że „słowa Führera miały moc prawa”. Dlatego zabiłby własnego ojca, gdyby tylko otrzymał takie polecenie. Twierdził, że w Wannsee – jako najniższy rangą – siedział grzecznie przy bocznym stoliku, temperując ołówki.
– Nie jestem potworem, jakiego ze mnie uczyniono. Padłem ofiarą oszustwa – mówił i zaręczał, że nigdy nie był „żydożercą”. Gdyby mianowano go komendantem obozu zagłady, tak jak jego przyjaciela Rudolfa Hössa (Auschwitz), musiałby popełnić samobójstwo, bo nie potrafił zabijać. Jego wina brała się stąd, że był posłuszny, a posłuszeństwo powinno się cenić jako zaletę.
Eichmann już nie chełpił się likwidacją milionów wrogów Rzeszy. Całą odpowiedzialnością obarczył ówczesny niemiecki rząd, a więc Hitlera, jego ministrów i reichsleiterów czyli ścisłe kierownictwo NSDAP. Z drugiej strony tłumaczył Führera, bo przecież trwała wojna, a on „spełniał tylko swój obowiązek” niszczenia przeciwników. Miał ponadto gorliwych pomocników z innych krajów.
Eichmann oskarża
Na całkowicie uzależnionej od III Rzeszy Słowacji, rządzonej przez katolickiego duchownego, księdza Józefa Tiso, ponad 50-tysięczną żydowską populację wywieziono do obozów zagłady już w 1942 roku. Eichmann przyznawał się co najwyżej do zorganizowania transportu. Żydów wyłapywała przecież słowacka policja.
Podobnie według nazistowskiego zbrodniarza było na Węgrzech, o czym pisze autorka „Eichmanna sprzed Jerozolimy”, Bettina Stangneth,. Marionetkowy rząd Miklósa Horthy’ego sam podsyłał mu „swoich” Żydów. Chyba jednak nie dość wydajnie, bo w ostatniej fazie wojny Niemcy obalili Horthy’ego i głową państwa uczynili jeszcze bardziej posłusznego im Ferenca Szalasiego. Jego siepacze w środku zimy, bez mrugnięcia okiem, wysłali 50 tysięcy ocalałych z wcześniejszych „łapanek” węgierskich Żydów w mordercze marsze w stronę Rzeszy.
Najbardziej kuriozalna teoria spiskowa, którą Eichmann zasugerował w Jerozolimie, głosi, że między syjonistami, dążącymi do utworzenia żydowskiego państwa w Palestynie, a niemieckimi narodowymi socjalistami od samego początku istniało tajne przymierze. Wynikiem owej zmowy miało być wyniszczenie przez nazistów „Żydów niesyjonistycznych” a finalnym jej efektem – powstanie żydowskiego państwa.
Bibliografia:
- Zvi Aharoni, Wilhelm Dietl, Operacja Eichmann. Jak to było naprawdę, Magnum, Warszawa 1998.
- Hannah Arendt, Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła, Znak, Kraków 1998.
- Neal Bascomb, Wytropić Eichmanna. Pościg za największym zbrodniarzem w historii, Znak, Kraków 2015.
- Michael Bar-Zohar, Mossad. Najważniejsze misje izraelskich tajnych służb, Rebis, Roznań 2012.
- David Cesarani, Eichmann, jego życie i zbrodnie, Replika, Zakrzewo 2012.
- Uki Goni, Prawdziwa Odessa. Jak Peron sprowadził hitlerowskich zbrodniarzy do Argentyny, Replika, Zakrzewo 2016.
- Raul Hilberg, Zagłada Żydów europejskich, Warszawa 2014.
- Deborah Lipstadt, Proces Eichmanna, Wielka Litera, Warszawa 2012.
- Peter Z. Malkin, Harry Stein, Schwytałem Eichmanna, Emka, Warszawa 2004.
- Heinz Schneppen, Odessa. Tajna organizacja esesmanów, Bellona, Warszawa 2009.
- Tom Segev, Szymon Wiesenthal. Życie i legenda, Świat Książki, Warszawa 2010.
- Timothy Snyder, Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie, Znak Horyzont, Kraków 2015.
- Bettina Stangneth, Eichmann sprzed Jerozolimy, Świat Książki, Warszawa 2017.
- Guy Walters, Ścigając zło, Świat Książki, Warszawa 2011.
KOMENTARZE (3)
I to jest prawda,a nie żadna spiskowa teoria.Ona przykrywa zawsze prawdę i chroni piszących o niej,bo mosad okrutny nie śpi…Całą wojną (mówili o tym ludzie starsi)manipulowali syjoniści w obronie własnych interesów kosztem śmierci milionów goyów i niesyjonistycznych zwykłych żydów,jako ofiar na ołtarzu holokaustu.Einstein,medialny niewiele warty dla rozwoju cywilizacji „twór”powstaly z kompleksu jego nacji,niby wielki naukowiec,noblista krwawicą żony,urzędnik patentowy-złodziej wzoru i strażnik naukowców,którzy przyczynili się do produkcji bomby atomowej,którą za jego namową spuszczono na miasta Japonii,bo walczyć przeciw niej normalnie nie potrafiono-ma zaslugi dla dzieła syjonistów,tj.dla powstania Izraela i sowicie go kosztem innych wynagrodzono w podrecznikach..Starsza pani mówila,że nawet pisano o tym…
Ciekawe słowa, brzmią jak prawda.
Józek Gobbels poraz pierwszy powiedział o mordach na polskich oficerach w Katyniu i zamordowaniu gen. Sikorskiego nad gibraltarem przez NKWD wraz z Churchill