Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Polacy na kacu gromią Luftwaffe. Ostatnia wielka bitwa powietrzna biało-czerwonych orłów

W pierwszy dzień 1945 roku ruszyła ostatnia wielka ofensywa niemieckiego lotnictwa na froncie zachodnim. Zaatakowano też polską bazę pod Gandawą. Polaków było o połowę mniej niż napastników i większość cierpiała z powodu kaca. Wynik był przesądzony... Szczątki niemieckich maszyn zbierano z całej okolicy.

Od 16 grudnia 1944 roku trwała niemiecka ofensywa w Ardenach. Początkowo rozwijała się ona w miarę po myśli atakujących, przynajmniej dopóki osłaniały ich od góry mgła i nisko wiszące chmury. Dobra passa nie trwała jednak długo. Aliancka obrona okrzepła, a wraz z poprawą pogody do akcji mogło ruszyć brytyjskie i amerykańskie lotnictwo.

Niemieccy sztabowcy wpadli na dość prosty pomysł. Słusznie stwierdzili, że gdyby aliantom zabrakło sprzętu, Luftwaffe mogłaby odzyskać przewagę w powietrzu. Wsparłoby to niemiecką kontrofensywę na Zachodzie i spowolniło postępy wroga. Dowództwo zatwierdziło więc plan nagłego i zmasowanego ataku. Prawie wszystkie posiadane siły miały uderzyć na rozpoznane przyfrontowe alianckie lotniska, by zniszczyć jak najwięcej samolotów jeszcze na ziemi.

Hermann spotka Varusa o godz. 9.20

Plan natarcia opatrzono kryptonimem „Bodenplatte”. W przeddzień operacji jednostki myśliwskie Luftwaffe otrzymały szyfrogramy z datą i godziną ataku: „Varus 1.1.45” i „Hermann 9.20”. Kody nawiązywały do rozbicia rzymskich legionów przez plemiona germańskie w Lesie Teutoburskim w 9 roku naszej ery.  Traktowano to zapewne jak pomyślną wróżbę.

Wieść o noworocznym ataku nie ucieszyła niemieckich lotników. Ponieważ mieli się wzbić w powietrze dość wcześnie rano, zakazano im świętowania Sylwestra. Niedopuszczalne było zwłaszcza spożywanie alkoholu. W rezultacie wielu z nich już nigdy nie napiło się sznapsa…

1 stycznia 1945 roku Niemcy chcieli zaskoczyć świętujących nowy rok aliantów. Na zdjęciu poglądowym Focke-Wulf Fw 190.fot.domena publiczna.

1 stycznia 1945 roku Niemcy chcieli zaskoczyć świętujących nowy rok aliantów. Na zdjęciu poglądowym Focke-Wulf Fw 190.

Tymczasem po drugiej stronie frontu nie wprowadzano żadnych obostrzeń. W końcu wiadomo było, że wojna zbliża się do zwycięskiego końca, a mieszkańcy wyzwolonych terenów zachowywali się bardzo przyjaźnie. Pozwalano sobie na huczne świętowanie. Tak było na przykład w przypadku niektórych polskich lotników, stacjonujących na lotnisku Sint-Denijs-Westrem pod Gandawą.

W bazie znajdowali się lotnicy ze 131. Skrzydła Myśliwskiego, z dywizjonów 302. Poznańskiego, 308. Krakowskiego i 317. Wileńskiego. W zasadzie planowali obchodzić Nowy Rok po przenosinach na lotnisko Grimbergen pod Brukselą. Trafiła tam już nawet część personelu. Mimo tego ostatecznie pozwolono także na imprezowanie pod Gandawą.

Wspomnienia Jerzego Główczewskiego pod tytułem "Ostatni pilot myśliwca" opublikowało PWN.fot.Wydawnictwo Naukowe PWN.

Wspomnienia Jerzego Główczewskiego pod tytułem „Ostatni pilot myśliwca” opublikowało PWN.

Tych pilotów, którzy z zaangażowaniem witali nowy rok, rankiem czekała nieprzyjemna niespodzianka. Spaliśmy może ze dwie godziny, gdy dyżurny, łomocząc w coś i wrzeszcząc na całe gardło, obudził nas z głębokiego snu – wspominał przedwczesną pobudkę lotnik krakowskiego dywizjonu, sierżant Jerzy Główczewski. Okazało się, że dywizjony 308. i 317. powinny wystartować już za piętnaście minut. Polaków wysłano z zadaniem bombardowania niemieckich przepraw. Główczewskiemu dojść do siebie pomógł mechanik:

– O rany, śmierdzisz jak gorzelnia. Poczekaj chwilę… – [mechanik] zeskoczył ze skrzydła, złapał butlę z tlenem i wlazł z powrotem, pchając mi w usta koniec gumowej rury.

– Oddychaj – wrzasnął, odkręcając zawór.

Dreszcze ustały. Wzrok wyostrzył się. Jeszcze parę minut i byliśmy w powietrzu. Pogoda jak z bajki, słońce w górze, śnieg w dole, a pośrodku nas dwunastu, klnących na czym świat stoi. Nikogo w powietrzu, nikogo na ziemi, cisza w radiu, cały świat odsypia chyba ostatnią noc.

"Ostatni pilot" - Jerzy Główczewski przy swoim samolocie.fot.Wydawnictwo Naukowe PWN.

„Ostatni pilot” – Jerzy Główczewski przy swoim samolocie.

Niemcy nadlatują

Główczewski mylił się myśląc, że cały świat jeszcze śpi. W tym samym czasie, kiedy polskie jednostki praktycznie nieniepokojone zrzucały swoje bomby na wyznaczone cele, w stronę alianckich lotnisk kierowało się około 800 samolotów Luftwaffe. Nadlecieli, gdy Polacy już kierowali się ku bazie, myśląc o możliwości odespania nocnej imprezy. Tak opisał całą sytuację krakowski sierżant:

Tę senną ciszę zakłócił spokojny głos w słuchawkach. Ktoś wzywał kodem nasze dwa dywizjony (…) „Grupa około sześćdziesięciu myśliwców nieprzyjacielskich przeszła lotem koszącym linię frontu, kierując się na Brukselę, bierzcie kurs 210 stopni, za dziesięć minut się spotkacie. Over” (…) w radiu nie było już chwili spokoju, co chwila meldowali o jakichś grupach Niemców, lecących w różnych kierunkach.

Informacji w słuchawkach o coraz to nowych formacjach wroga było coraz więcej. Wkrótce Polacy dowiedzieli się, że również ich własna baza została zaatakowana. Znalazło się nad nią ponad czterdzieści niemieckich Focke-Wulfów Fw 190. Systematycznie niszczyły one stojące na ziemi samoloty, samochody, budynki. W końcu w ogniu stanął także skład paliwa. Cała okolica pogrążyła się w gęstym, czarnym dymie.

...dlatego też ponieśli spore straty.fot.domena publiczna.

Płonące alianckie samoloty zniszczone na ziemi w czasie niemieckiego ataku.

Personel naziemny chował się po rowach i bezradnie patrzył na atakujących Niemców. Wydawało się, że nic nie przeszkodzi napastnikom w zdemolowaniu lotniska. Pech chciał, że prawie całą artylerię przeciwlotniczą zdążono już przerzucić na lotnisko w Grimbergen. Przenosiło się tam przecież całe polskie Skrzydło…

Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn… dostał wsparcie

Po kilku minutach od rozpoczęcia nalotu sytuacja zmieniła się jednak na niekorzyść Niemców. Nad Sint-Denijs-Westrem zaczęły bowiem wracać polskie samoloty. Wprawdzie kończyła im się benzyna, ale miały jeszcze zapas amunicji i szczerą chęć pokazania Niemcom, kto tu rządzi.

Jako pierwszy do ataku ruszył porucznik Wacław Chojecki. Celnie ostrzelał jednego z napastników. Niemiec uderzył skrzydłem o drzewo, potem w dach małego budynku na lotnisku i wreszcie w stojący na ziemi amerykański ciężki 4-silnikowy bombowiec B-17. Niestety, było to drogie zwycięstwo.

" Paliły się zapasowe samoloty i beczki z benzyną. Na tym tle migały zielono-srebrne maszyny, widać było wyraźnie czarne krzyże." wspomina Jerzy Główczewski.fot.domena publiczna

„Paliły się zapasowe samoloty i beczki z benzyną. Na tym tle migały zielono-srebrne maszyny, widać było wyraźnie czarne krzyże.” wspomina Jerzy Główczewski.

Polaka zaraz potem zaatakowały cztery inne Focke-Wulfy i już wkrótce jego Spitfire eksplodował. Nad lotniskiem pojawiały się jednak kolejne polskie myśliwce i włączały się do walki z napastnikami. Główczewski relacjonował:

Czarny dym zasłaniał całe lotnisko. Paliły się zapasowe samoloty i beczki z benzyną. Na tym tle migały zielono-srebrne maszyny, widać było wyraźnie czarne krzyże. Było ich ponad czterdzieści. (…)

Powstał niezwykły „kocioł”, a atrakcyjność widowiska (jak nam mówiono później) powiększał fakt, że odbywało się ono tuż nad ziemią. Była to zapewne jedna z ostatnich klasycznych bitew myśliwców, z wykorzystaniem wszystkich umiejętności pilotów w zakresie akrobacji i z wykazaniem przez nich błyskawicznego refleksu. 

Jerzy Główczewski w kabinie swojego Spitfire'a.fot.Wydawnictwo Naukowe PWN.

Jerzy Główczewski w kabinie swojego Spitfire’a.

Krakowski lotnik nie tylko się zresztą przyglądał. Sam też dopadł jednego z atakujących. Tak opisał to w książce „Ostatni pilot myśliwca. Wspomnienia”:

Nacisnąłem spust: kawałki z jego maszyny prysnęły mi niemal w oczy. Samolot zaczął dymić z lewej strony silnika i zwinął się w ciasny zakręt w prawo. (…) [Niemiec] dymił coraz bardziej, (…) [a kolejna] moja seria doszła celu: błysk i wystrzał maszyny pionowo w górę. Widziałem go rozkrzyżowanego na tle jasnego nieba, drugi wybuch i zwalił się w dół.

Sierżant Główczewski sam też ledwo uniknął podobnego losu. Na dodatek w pewnym momencie silnik w jego Spitfire’rze po prostu… stanął. Zabrakło mu paliwa! Na szczęście było już po walce. Polacy zestrzelili połowę z atakujących samolotów niemieckich, a reszta pośpiesznie uciekła. Ci, którzy mieli jeszcze trochę benzyny w bakach, ruszyli za nimi w pościg. Inni lądowali na resztkach paliwa na lotnisku lub (ze schowanym podwoziem) na okolicznych polach.

Trofea – żywi, martwi i kawałki maszyn

Atak na polskie lotnisko spowodował znaczne zniszczenia. Niemcom udało się zestrzelić dwa Spitfire’y w powietrzu i zniszczyć siedemnaście kolejnych. Kilkanaście innych maszyn alianckich znajdujących się na ziemi także nie nadawało się już do użytku. Trzy dalsze polskie myśliwce zostały uszkodzone podczas lądowania na brzuchu.

Wspomnienia Jerzego Główczewskiego pod tytułem "Ostatni pilot myśliwca" opublikowało PWN.fot.Wydawnictwo Naukowe PWN.

Wspomnienia Jerzego Główczewskiego pod tytułem „Ostatni pilot myśliwca” opublikowało PWN.

Szczęśliwie, ofiar w ludziach było niewiele. Poległo czterech żołnierzy z personelu naziemnego; osiemnastu zostało rannych. W walce powietrznej zginęło dwóch pilotów. Oprócz porucznika Wacława Chojnackiego z 308. Dywizjonu, który jako pierwszy włączył się do walki, życie stracił porucznik Tadeusz Powierza z 317.

W walce nie uczestniczyli lotnicy z 302. Dywizjonu. Nie zdążyli powrócić na czas i nie spotkali wroga na swojej trasie.  Ostatecznie z braku paliwa musieli lądować na innym lotnisku. Tymczasem Polacy z 308. i 317. dywizjonów zgłosili po starciu aż 21 zwycięstw powietrznych. RAF oficjalnie zaliczył im 18,5 z nich na pewno, 1 jako prawdopodobne i 5 uszkodzeń. Jednym z potwierdzonych zestrzeleń był sukces Główczyńskiego. Podzielił je z artylerią przeciwlotniczą. Ślady jej pocisków znaleziono na strąconym przez niego samolocie.

Piloci, zmuszeni po walce do przymusowego lądowania gdzieś w okolicy, wracali do bazy przez cały dzień. Niektórzy przynosili ze sobą fragmenty zniszczonych maszyn niemieckich. Wszystkich na miejscu witał wrak Focke-Wulfa bez skrzydeł, z otwartą kabiną, w której siedział jeszcze przypięty pasami pilot, ale bez głowy. Swoiste „trofeum” pokazywał porucznik Tadeusz Szlenkier. Strącił on jednego Focke-Wulfa, ale z braku paliwa musiał lądować na jakiejś łące. Tuż obok niego po chwili usiadł niemiecki myśliwiec. Pilot, który z niego wyskoczył, poddał się Polakowi.

W czasie bitwy nad Gandawą polscy piloci mocno przetrzepali skórę Niemcom. Zestrzelili na pewno 18,5 samolotów Luftwaffe, 1 prawdopodobne oraz uszkodzili 5 kolejnych.fot.Wydawnictwo Naukowe PWN

W czasie bitwy nad Gandawą polscy piloci mocno przetrzepali skórę Niemcom. Zestrzelili na pewno 18,5 samolotów Luftwaffe, 1 prawdopodobne oraz uszkodzili 5 kolejnych.

Noworoczna bitwa nad polskim lotniskiem pod Gandawą była ostatnią większą bitwą powietrzną, którą stoczyli Polacy w czasie II wojny światowej. To też ostatnia bitwą, w której polscy lotnicy odnieśli zwycięstwa powietrzne latając na Spitfire’ach.

A jak powiodło się Niemcom? Atak w pewnym sensie się opłacił. Udało im się zniszczyć tego dnia 465 alianckich samolotów, w większości na ziemi. Koszt był jednak niewspółmiernie wysoki: sami stracili 304 maszyny i 238 pilotów, w tym 29 samolotów i 24 lotników nad polską bazą. Poświęciliśmy swe ostatnie siły podsumował bitwę as Luftwaffe generał Adolf Galland. Ironią losu był fakt, że aż 84 samoloty z czarnym krzyżem zostały zniszczone przez własną artylerię przeciwlotniczą, której nikt nie poinformował o akcji.

Operacja „Bodenplatte” nie uratowała ofensywy w Ardenach, którą Niemcy zakończyli dwa tygodnie później. Nie zatrzymała też aliantów. Z początkiem wiosny przekroczyli oni Ren i wkroczyli na terytorium III Rzeszy. Wodzowi Cherusków Hermannowi w Lesie Teutoburskim poszło jednak lepiej.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Bibliografia:

  1. Jerzy B. Cynk, Polskie Siły Powietrzne w wojnie 1943-1945, AJ-Pres 2002.
  2. Norman Franks, Marek J. Murawski, Operacja Bodenplatte, AJ-Press 1997.
  3. Jerzy Główczewski, Ostatni pilot myśliwca. Wspomnienia, Wydawnictwo Naukowe PWN 2017.
  4. Wacław Król, Polskie dywizjony lotnicze w Wielkiej Brytanii 1940-1946, Wydawnictwo MON 1981.
  5. Jacek Kutzner, Zwycięstwa pilotów myśliwskich PSP na Zachodzie 1940-1945, Adiutor-Qlco 2007.
  6. Janusz Piekałkiewicz, Wojna w powietrzu 1939-1945, Agencja Wydawnicza Jerzy Mostowski 2001.
  7. Piotr Sikora, Bitwy polskiego lotnictwa 1918-1945, Alma-Press 2016.
  8. Adam Zamoyski, Zapomniane dywizjony. Losy lotników polskich, Puls 1995

Kup książkę z rabatem na stronie wydawcy

Zobacz również

Starożytne drinki. Poznaj, czym upijali się nasi przodkowie

Ludzkość od tysięcy lat upajała się alkoholem. Większość starożytnych cywilizacji samodzielnie odkryła przepis na produkcję alkoholu. Czym zatem upijali się nasi przodkowie w starożytności?

9 maja 2020 | Autorzy: Sławomir Żywczak

Druga wojna światowa

Japońska enigma (Purple). Zapomniana maszyna szyfrująca, która zmieniła losy II wojny światowej

O sławnej Enigmie na pewno słyszałeś. Ale czy wiesz także o jej japońskim odpowiedniku? Choć Amerykanie złamali jego kod, nie uchroniło ich to przed najgorszym....

18 stycznia 2019 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Druga wojna światowa

Hitlerowcy zestrzelili mnie nad wrogim terytorium. Pilot dywizjonu 303 relacjonuje jak przedarł się przez okupowaną Europę i powrócił do bazy

Latał nocą i w dzień, na łowy i osłaniając bombowce. Nie raz widział, jak giną jego koledzy. Gdy wyruszył na feralną misję, nie spodziewał się,...

25 sierpnia 2018 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

Bitwa pod Czarnobylem (tak, TYM Czarnobylem). Wielki triumf odniosła tu… polska marynarka!

Zdobycie Czarnobyla miało kluczowe znaczenie dla otwarcia drogi na Kijów i zabezpieczenia linii rzek. Pierwsze skrzypce w przepędzeniu radzieckich okrętów z Prypeci odegrała Flotylla Pińska.

7 września 2017 | Autorzy: Sławomir Zagórski

Druga wojna światowa

Co Brytyjczycy naprawdę sądzili o polskich pilotach myśliwskich?

Kiedy polscy lotnicy pojawili się w Wielkiej Brytanii, nie spodziewano się zbyt wiele po „bandzie dzikusów”. Opinia o Polakach zmieniała się powoli. Jakie zdanie mieli...

17 sierpnia 2017 | Autorzy: Sławomir Zagórski

Druga wojna światowa

Ile samolotów NAPRAWDĘ zestrzelili polscy lotnicy w czasie II wojny światowej?

W powietrzu łatwo o pomyłkę. Czy samolot naprawdę został zestrzelony? Czy można przypisać zwycięstwo sobie, czy należy je z kimś podzielić? Odpowiedź na część wątpliwości...

4 kwietnia 2017 | Autorzy: Mateusz Drożdż

KOMENTARZE (6)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

ANDRUS

podpis pod 3 zdjeciem to chyba blad, piloci 131 skrzydla latali przeciez na Spitfire,a zdjecie pilota,, przy swoim samolocie”to chyby okazjonalne lub z innego okresu.W tle jest chyby P-47 Thunderbolt(moge sie mylic):

    Mateusz Drożdż

    To prawda, że piloci 131. Skrzydła latali na Spitfire’ach. Zdjęcie pilota (konkretniej Jerzego Główczewskiego) przedstawia autora wspomnień w czasu szkolenia lotniczego przy samolocie szkolnym Miles Master Mk. II. :)

    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Lugal

Bardzo infantylny artykuł.
Wygląda na to, że nasi piloci nic tylko pili, a między popijawami zestrzeliwali Niemców.
Zapomniano też o tym, że pod koniec wojny Niemcy praktycznie stracili swoich najlepszych pilotów, a młodzi nie mieli szans się nauczyć. Ginęli żółtodziobami.

    Mateusz Drożdż

    Natomiast, nie wiem, dlaczego Autorowi wpisu wygląda na to, że „nasi piloci nic tylko pili”, bo tak nie napisałem. Owszem prawdą jest, że pili, palili, odstresowywali się na różne sposoby, a w trakcie służby strącali Niemców. I sami też byli strącani – może też stąd chcieli odreagować – to jednak temat na inny artykuł.
    Kac w Nowy Rok można tłumaczyć tym, że nasi lotnicy nie spodziewali się porannych lotów, a świętowali Sylwestra.
    Oczywiście, Niemcy mieli swoje problemy kadrowe i wielu młodych stażem pilotów, ale też wielu Experten przeżyło do końca wojny i do końca wojny zadawało znaczne straty w powietrzu Aliantom, mimo że ci mieli znaczną przewagę. 1 stycznia na naloty poleciało wielu niemieckich żółtodziobów, ale to nie oznacza, że polecieli tylko po to, by Amerykanie, Brytyjczycy, Polacy i inni Alianci mogli poprawić sobie statystyki, tylko po to, by niszczyli alianckie samoloty i lotniska. I to poniekąd im się udało. Każdy ma jednak prawo do swojej oceny artykułu.

gość

Jeden z niemieckich lotników we wspomnieniach ciekawie opisał ten dzień, gdy po zestrzeleniu nad amerykańską bazą Thunderboltów dostał się do niewoli. Pisał, że wkrótce po tym jak zaczęto usuwać wraki zniszczonych na lotnisku P-47, zaczęły lądować nowe jeszcze bez oznaczeń najpewniej z jakiejś składnicy sprzętu jako uzupełnienie strat. I było ich więcej jak tych które udało się zniszczyć niemieckim pilotom. Zrozumiał wtedy, ze wojna już jest przegrana.

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    To bardzo ciekawe. Czy można prosić o podanie nazwiska autora tych wspomnień? Każdy zainteresowany mógłby wtedy sięgnąć do źródeł.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.