Jeszcze na początku XX wieku neurolog z Lipska, Paul Julius Möbius dowodził, że kobiety, mające mniejsze głowy i mózgi, niż mężczyźni, nadają się tylko do „zawodu” matki. Uniwersyteckiej karierze kobiet sprzeciwiały się przepisy prawa, obyczaje i... ich własne rodziny. A uczelnie? Szykowały ławkowe getto.
Za granicą, w przebraniu, a najlepiej – wcale
Zanim Polki mogły legalnie studiować na rodzimych uczelniach, przyjmowały je uczelnie w Szwajcarii, Francji, Belgii i Wielkiej Brytanii. Oznaczało to znacznie wyższe koszty nauki, a najczęściej także konieczność nostryfikowania dyplomu, czyli w praktyce: ponowny egzamin w kraju
Życie studentek także za granicą nie było zresztą usłane różami. Poetka i tłumaczka Maria Komornicka, która studiowała w Cambridge, skarżyła się, że brytyjska emancypacja to złoty papier naklejony na kajdany, Tamtejszy rektor miał prawo aresztować każdą studentkę, która wyszła wieczorem sama na ulicę!
Nic dziwnego, że niektóre kobiety szły śladem Nawojki, na wpół legendarnej studentki z XV wieku, która chcąc uzyskać uniwersyteckie wykształcenie udawała mężczyznę. Sposób ten wypróbowała utalentowana ilustratorka, Zofia Stryjeńska. Przez rok studiowała na niemieckiej uczelni, posługując się dokumentami swojego brata.
Zdobywanie wiedzy i chęć robienia kariery zawodowej były też obarczone znacznym ryzykiem: nauczycielkom i urzędniczkom państwowym utrudniano zamążpójście… a nawet go prawnie zabraniano! Od kobiet pragnących założyć rodzinę wymagano jedynie wiadomości praktycznych. Jak głosił jeden z ówczesnych poradników:
Każda kobiet powinna umieć krajać i szyć suknie oraz bieliznę, jest to bowiem wielka oszczędność, a zarazem przyjemne zajęcie. Młode dziewczęta niech się uczą kroju i szycia, bo to jest potrzebniejsze od innych talentów.
Długa droga na uniwersytet
W Krakowie pierwszymi jaskółkami zmian były siostry 27-letnia Filipina i 37-letnia Konstancja Studzińska, prowadzące aptekę w zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia. Po rocznych studiach w trybie eksternistycznym (bo przecież nie godzi się, aby uczęszczały na wykłady!) zdały w 1824 roku egzamin magisterski. Odbył się on jednak poza uczelnią i bez obecności dziekana czy prorektora.
Nieco później, w 1868 roku, namiastką nauki na poziomie akademickim stały się Wyższe Kursy dla Kobiet, uruchomione przez lekarza i społecznika Adriana Baranieckiego. Paniom oferowano wykształcenie w zakresie historyczno-literackim, przyrodniczym, sztuk pięknych, nauk handlowych i gospodarczych. Szkoła, choć jej dyplom nie był powszechnie uznawany, ściągnęła na wykłady uznanych krakowskich profesorów i wykształciła aż 4260 kobiet. Wkrótce podobne ośrodki powstały w Warszawie (w 1895 roku) i we Lwowie (w 1897 roku).
Już wcześniej w stolicy działał też „Uniwersytet Latający”, oferujący zajęcia prowadzone przez wykładowców uniwersyteckich… w prywatnych mieszkaniach. Po kilkunastu latach przekształcono go w oficjalne Kursy Naukowe dla Kobiet – jedną z ich absolwentek była późniejsza noblistka, Maria Skłodowska.
Koniec męskiej dominacji na Uniwersytecie Jagiellońskim
Przełom nastąpił w 1894 roku, gdy na Kongresie Pedagogów Polskich uchwalono wniosek o dopuszczenie kobiet do studiów na uniwersytetach. Kobiety tłumnie odpowiedziały na wezwanie do składania podań: na krakowską uczelnię napłynęło ich ponad 60.
Władze uległy i w roku akademickim 1894/95 dopuściły na studia magisterskie z farmacji trzy kandydatki, które „swoim doświadczeniem udowodniły wystarczającą wiedzę ogólną”. W końcu były to czasy, gdy zdecydowana większość kobiet nie miała możliwości zdawania matury… Były to: 26-letnia Jadwiga Sikorska, 22-letnia Stanisława Dowgiałło i 31-letnia Janina Kosmowska.
Przeciwko pionierkom występowały nawet własne rodziny, ostrzegające: Męża nie dostaniesz, bo mężczyźni nie lubią uczonych kobiet, albo: Żaden kawaler się do ciebie nie zbliży, bo będzie cię czuć karbolem i jodoformem. Ale społeczeństwo, a zwłaszcza jego liberalna część, przyjęło pierwsze studentki z entuzjazem. Jak wspominała Sikorska:
Nasza popularność jako pierwszych studentek sprawiała, że wszędzie nas chciano mieć, więc wciągano nas do najrozmaitszych stowarzyszeń, imprez, uczestnictwa w zabawach, wycieczkach, balach urządzanych na cele dobroczynne.
Panie nadal były jednak traktowane z nieufnością. Zgodę na przedłużenie studiów musiały uzyskiwać co semestr, a na niektórych zajęciach studentki musiały siadać… w ławkowych gettach oznaczonych napisem „Miejsce dla pań”. Swoją wrogość otwarcie wyrażali też niektórzy profesorowie. Antoni Wierzejski grzmiał: Tylko po moim trupie będą panie chodziły na zoologię! – No, to chyba pan profesor umrze przez wakacje, bo my jednak na rok przyszły na zoologię chodzić będziemy – odpowiedziała zdecydowanie Kosmowska.
KKK niszczy aspiracje naukowe pań
Co ciekawe, wszystkie trzy panie studiujące na krakowskiej uczelni pochodziły z zaboru rosyjskiego. Miejscowe dziewczyny nie garnęły się aż tak bardzo do wiedzy na poziomie akademickim. Kazimiera Bujwidowa uważała, winę ponosiło… niemieckie wychowanie, przyzwyczajające kobiety do myśli, że ich przeznaczeniem są trzy K: Kirche, Küche, Kinder [kościół, kuchnia, dzieci].
Opór rodzin, nawet, gdy prawo dopuszczało już studia kobiet, był silny także w Wielkopolsce. Pójściu memu na uniwersytet, celem studiowania filozofii, sprzeciwiała się matka i cała rodzina. Byli i tacy, którzy radzili mamie oddać mnie do jakiego sanatorium dla umysłowo chorych – skarżyła się Wielkopolanka Zofia Rzepecka.
Decyzji o podjęciu studiów nie ułatwiało też lekceważące podejście profesorów. Przeciwko uniwersyteckiej edukacji kobiet występował między innymi zasłużony dla rozwoju medycyny profesor Ludwik Rydygier. Inni wtórowali mu, twierdząc, że przecież kobiety nie mają ani psychicznej siły, ani właściwości rozumu i energii. Obawiano się też, że kobiety… odbierałyby mężczyznom pracę, a tym samym możność utrzymania rodziny! Nic dziwnego, że był i taki uczony, który chował przed żoną gazety codzienne do szafki. I zamykał ją na klucz.
Problemy z emancypacją
Mimo obaw licznych konserwatystów, studentki nie wywróciły Krakowa do góry nogami. Nie dawały też pożywki węszącym za sensacjami gazetom. Aż do 1939 roku praktycznie wszystkie przypadki (było ich około 30) aresztowania, sądzenia czy wydalenia studentek z uczelni dotyczyły… ich aktywności w sferze politycznej, przede wszystkim propagowania komunizmu.
Dostęp na uniwersytety nie wyrządził większych szkód moralności. Tak o sytuacji na Uniwersytecie Jagiellońskim opowiadała jedna z pierwszych studentek, Bronisława Bobrowska:
Uczęszczanie na wykłady i do pracowni razem z mężczyznami (…) narażało mocno na szwank opinię młodych dziewcząt. Otóż na straży tej opinii stanęli koledzy i na pewno najsurowsza matka i najskrupulatniejsza ciotka nie potrafiłyby bardziej dbać o to, by nawet pozorami nie „skompromitować” młodych dziewcząt.
Kobiety uczęszczające na uniwersytet i tak podejrzewano jednak o nieodpowiednie prowadzenie się. Zofia Kozłowska żaliła się, że właścicielki mieszkania, które wynajmowała, próbowały ją nawrócić, czytając jej na głos antysocjalistyczne broszury. Ponieważ się nie udało, napisały do rodziców, oskarżając mnie o niecnotliwe życie – wspominała.
Oczywiście, zdarzały się przypadki kojarzenia małżeństw między studentami czy między studentkami a ich byłymi już wykładowcami. Panie ostrożnie podejmowały jednak takie decyzje, bo wiązały się one z ryzykiem utraty prawa do studiowania. Działo się tak w przypadku kobiet studiujących w Galicji, które wychodziły za mąż za obcokrajowców (w tym także Polaków z innego zaboru, niż austriacki). Regulacja ta zmieniła się dopiero po 1918 roku.
Trzeba było też uważać na reakcję otoczenia. Przekonała się o tym warszawska studentka polonistyki i przyszła propagatorka edukacji seksualnej, wówczas jeszcze niezamężna Irena Krzywicka. Zaplanowała ona swój pierwszy raz… z jednym z uczących ją profesorów. Niestety, sprytny plan popsuły jej koleżanki, które też wprosiły się na to zaaranżowane romantyczne spotkanie.
A jednak przyswajają wiedzę
Dziewczyny z aspiracjami naukowymi, przez niektórych uczonych zwalczane, znajdowały jednak także wielu sojuszników w walce o równouprawnienie. Zwolennikami studiujących kobiet byli między innymi profesor Odo Bujwid i dziekan UJ, profesor Napoleon Cybulski. Ten ostatni sprytnie argumentował na rzecz praw kobiet do edukacji uniwersyteckiej, zwracając uwagę na polityczny aspekt zagadnienia. Jak pisał: z chwilą dopuszczenia kobiet do studiów uniwersyteckich ustanie cała agitacja w tej sprawie, roznamiętniająca coraz bardziej szerokie koła ze szkodą dla kobiet.
Studentki miały też oparcie w swoich kolegach. Jak wspominał Melchior Wańkowicz, ówczesny student rolnictwa na UJ: Na wiecu w sprawie równouprawnienia kobiet na Wszechnicy referentka pani Korwin Szymanowska wzywała, abyśmy kobietę traktowali „głębiej i na szerszym podłożu”. Daliśmy jej za to frenetyczne brawa.
Zmiany nie dało się powstrzymać. W Krakowie w roku akademickim 1897/98 było już 6% studentek, ale proporcja ta szybko rosła. W 1897 roku władze w Wiedniu ostatecznie przesądziły o dopuszczeniu kobiet do studiów, a w 1900 roku – także do doktoratów. Dwie pierwsze panie uzyskały stopień w 1906 roku. Pierwszą lekarką z doktoratem została Helena Donhaiser-Sikorska, szwagierka późniejszego gen. Władysława Sikorskiego. Przed płcią piękną w Krakowie najdłużej bronił się Wydział Prawa – do 1918 roku i Akademia Sztuk Pięknych – do 1920 roku. Kobiety musiały też poczekać na możliwość habilitacji: uzyskały ją dopiero w niepodległej Polsce.
Czasem zwolennicy starych czasów podnosili jeszcze głowy. I tak np. ekonomistka i absolwentka uczelni w Zurychu dr Zofia Daszyńska-Golińska skarżyła się, że Uniwersytet Jagielloński odrzucił jej podanie o habilitację stwierdzeniem, że jej dorobek naukowy nie zaznaczył się wybitnie w nauce europejskiej. Ironicznie dodawała, że wybitnie oziębiały się stosunki z profesorami krakowskiemi za każdą nową wydaną przeze mnie książką.
Bibliografia
- Marie Benedict, Pani Einstein, Kraków 2017.
- Janina Bieniarzówna, Jan M. Małecki, Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1796-1918, Kraków 1979.
- Stanisław Broniewski, Igraszki z czasem, Kraków 1973.
- Maria Estericherówna, Życie towarzyskie i obyczajowe Krakowa w latach 1848-1863, Kraków 1968.
- Ewa Furgał (red.), Krakowski Szlak Kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek. Tom II, Kraków 2010.
- Kamil Janicki, Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce, Kraków 2015.
- Marian B. Michalik (kierownik opracowania), Kronika kobiet, Warszawa 1993.
- Zygmunt Nowakowski, Lajkonik. Wybór felietonów z lat 1931-1939, Kraków 1975.
- Urszula Perkowska, Studentki Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 1894-1939. W stulecie immatrykulacji pierwszych studentek, Kraków 1994.
- Zofia Rzepecka, Wspomnienia, „Kronika Wielkopolski” 2004/3.
- Elżbieta Sala, Trasa emancypantek i naukowczyń w: red. Agata Dutkowska, Wojciech Szymański, Kraków kobiet. Przewodnik turystyczny, Kraków 2010.
- Stanisław Salmonowicz, Janusz Szwaja, Stanisław Waltoś, Pitaval krakowski, Kraków 2010.
- Katarzyna Sikora, Polski Piemont: ostoja wolności, czy matecznik konserwatyzmu? Ruch kobiecy w Galicji końca XIX wieku, Episteme 6/2008.
- Jadwiga Sikorska-Klemensiewiczowa, Przebojem ku wiedzy, Wrocław – Warszawa – Kraków 1961.
- Jadwiga Suchmiel, Emancypacja naukowa kobiet w uniwersytetach w Krakowie i we Lwowie do roku 1939, Prace Naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, seria: Pedagogika, 2004.
KOMENTARZE (22)
Nie znam się na historii z tego okresu, ale przeczytałam artykuł z przyjemnością. Dziękuję, Autorze :)
Bardzo dziękuję, Czytelniczko, za Twe miłe słowa. :)
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
To w sumie ciekawy wątek, że pierwsze studentki były wydalane czy nawet aresztowane przede wszystkim za propagowanie komunizmu. Czy wiadomo o tym coś więcej? Komunizm był popularny wśród wszystkich studentów, czy konkretnie wśród kobiet?
Komunizm był ostro zwalczany przez władze II Rzeczypospolitej, ale niektóre jego idee porywały serca i wyobraźnie studentów nie tylko w Krakowie, lecz i w innych miastach uniwersyteckich Polski i świata. Myślę jednak, że nie było związku pomiędzy płcią studentów a skłonnością do komunizowania – choć faktycznie byłby to bardzo ciekawy temat do zgłębienia.
Czytałam, że we Francji z możliwości studiowania korzystały głównie kobiety spoza kraju. Francuskie szkoły żeńskie miały tak niski poziom, że zdanie matury i dostanie się na studia, wymagało od aspirującej kobiety ogromnej pracy,na którą decydowało się jednak niewiele pań.
O ile dobrze pamiętam, to panie były bez problemu przyjmowane razem z mężczyznami do uniwersytetów w Bolonii i Salerno w średniowieczu, a nawet zdarzyło się, że kierowały tam wydziałem medycyny;)
Dziękuję za ten ciekawy wątek, mało znany, lecz niewątpliwie wart rozważania, a może i odrębnego artykułu. :)
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
„Dwukrotnie, o ile wiem, czyniły kobiety starania o wstęp do uniwersytetu warszawskiego, w 1884 roku od mówiono przyjęcia ośmnastu osobom, a w roku 1890 kilkudziesięciu.
Zapis (w r. 1884) Edwarda Łojki, 20.000 rubli, jako przeznaczony na stypendya dla studentek uniwersytetu warszawskiego, nie mógł też służyć na zapoczątkowanie specyalnych kursów medycznych dla kobiet. Pozbawione zatem możności odbywania studyów na miejscu, kobiety nasze musiały wyjeżdżać za granicę. Ankieta przeprowadzona przez komitet oddziału Pracy kobiet na wystawie lwowskiej w r. 1894 wykazała, że w uniwersytetach szwajcarskich i niektórych francuskich liczba studentek polek stanowiła 1/3 a nawet więcej, liczby ogólnej uczęszczających kobiet.
Pomimo prywatnego przygotowania, studentki nasze odznaczały się wogóle dobrem zdawaniem egzaminów, nierzadko z wyróżnieniem. Tezy ich doktoryzacyjne odnosiły nawet nagrody konkursowe, np. teza z zakresu badań nad kształtowaniem się oczu, Dr. nauk przyrodniczych Michaliny Stefanowskiej i teza p. t „Historya kobiet lekarek” Dr. med. Melanii Lipińskiej.
Umiejętność dawania sobie rady z różnemi trudnościami studenckiego życia, zdobywała wogóle studentkom naszym uznanie kolegów, profesorów i społeczeństwa.
Większość studentek kończyła, lecz mniejszość nieliczna tylko, wracała do kraju, szczególniej lekarek, które przez kilka lat nie mogły zdawać egzaminów państwowych. Te, które zdążyły skończyć studya wcześniej, lub znowu w latach ostatnich, znajdowały drogę praktyki już utorowaną.”
P. Kuczalska-Reinschmit, 1903 (źródło: http://www.czasemancypantek.pl/w-spoleczenstwie/edukacja/77-studia-medyczne)
Wynika też z tego, że 1904 r. w Galicji medycynę jako prełnoprawne studentki studiowało 25 kobiet.
W bardzo interesującym artykule Pana czytamy: „Przeciwko uniwersyteckiej edukacji kobiet występował między innymi zasłużony dla rozwoju medycyny profesor Ludwik Rydygier.”. Wydaje mi się jednak, że powyższemu stwierdzeniu przeczy treść zapisu, który znajduje się pod obrazem Leona Wyczółkowskiego ukazującym prof. Rydygiera w otoczeniu swych asystentów: „Nie wszyscy naukowcy byli tak postępowi, jak profesor Ludwik Rydygier.”, czyli, wniosek taki, że prof. Rydygier, w przeciwieństwie do innych naukowców, był jednak postępowy!
Stratos Vasdekis
Słuszne spostrzeżenie. Gdzieś przy dodawaniu podpisów do obrazka niepostępowy chochlik namieszał w głowie. Już zostało poprawione :)
Irena Krzywicka to byla po mezu
100 lat temu to Polki myslaly o swoich ojcacch braciach synach czy wrocą z wojny
troche ten tytul………
to nie znaczy ,ze nie chciały studiowac , jedno nie wyklucza drugie, ale moze dla ciebie wyklucza?
Jasne, nic nie robiły przez całe zabory i wojny, tylko siedziały i myślały o ojcach, braciach i synach… Z tego myślenia pewnie nawet z domu nie wychodziły…
Droga Czytelniczko, ironia trafiona w punkt. Pozdrawiamy :)
Szanowny Autorze z dużą przyjemnością przeczytałem artykuł, oprócz interesującej treści, zadziwia mnie jego niecodzienna tematyka, oczywiście pozytywnie. Zawsze z dużym entuzjazmem odnoszę się do różnych ciekawostek o naszych Paniach.Wychodzi na to że moje twierdzenie o Polkach jako najpiękniejszych kobietach świata, traci po przeczytaniu Pana artykułu sens..Koniecznie zawsze po urodzie trzeba dodawać ogromną pomysłowość i zaradnosc .Pozdrawiam.
Szanowny Panie Krzysztofie,
Dziękuję za wpis. Ma Pan rację – Polki wykazują się ogromną pomysłowością i zaradnością oraz kilkunastoma innymi pozytywnymi cechami, praktycznie na każdą literę alfabetu. Osobiście, bardzo się cieszę, że obecne czasy pozwalają Im na w miarę swobodne korzystanie z możliwości kształcenia się i samorealizacji. Myślę, że jeszcze wielokrotnie nas zadziwią swoimi osiągnięciami i sukcesami na różnych polach nie tylko naukowych, czego oczywiście szczerze Im życzę!
Pozdrawiam serdecznie,
Mateusz Drożdż
Szanowny Autorze,
pozwolę sobie na jedno sprostowanie. Jest błąd w opisie kamienicy dekorowanej przez Stryjeńską. Po pierwsze jest to polichromia a nie fresk, a kamienica znajduje się na Rynku Starego Miasta w Warszawie a nie w Krakowie. Poza tym artykuł bardzo mi się podobał
z pozdrowieniami
Zoe
Drogi Zoe, fotoedycja pochodzi od Redakcji nie Autora, zatem błąd leży po naszej stronie, dlatego dziękujemy za zwrócenie uwagi – podpis pod fotografią już został sprostowany. Cieszymy się, że tekst się spodobał i dziękujemy zarówno w imieniu Redakcji, jak i Autora. Również pozdrawiamy :)
Szanowna/ Szanowny Zoe,
Chylę czoła przed spostrzegawczością, dziękuję za zwrócenie uwagi oraz za dobre słowa pod adresem mojego artykułu. :)
Przy okazji dziękuję Redakcji za szybką akcję i wprowadzenie stosownych poprawek do opisu. :)
Pozdrawiam serdecznie,
Mateusz Drożdż
Przeczytałem dopiero dziś, ale chylę czoła przed autorem. Rzadki i ciekawy temat na tym portalu.
Bardzo dziękuję za miłe słowa pod adresem artykułu i moim! Jest mi naprawdę bardzo miło! :)
Dziękuję i pozdrawiam,
Mateusz Drożdż