Powojenna Polska to nie tylko wyklęci bohaterowie z jednej strony i współpracujący z komunistycznym rządem zdrajcy z drugiej. Poznajcie człowieka, który wymyka się prostym podziałom na „czarne" i „białe".
Styczeń 1945 roku. Przed imponującym gmachem Sejmu Śląskiego w Katowicach zatrzymuje się ciężarówka. Spod plandeki zaczynają wyskakiwać zziębnięci mężczyźni ze swoim skromnym dobytkiem. Będą organizować polską administrację w województwie śląskim, powiększonym o ziemie, które przed wojną należały do III Rzeszy.
Wśród przybyszów jest Roman Hrabar, wysoki, przystojny, 36-letni prawnik. Jak podkreśla w swojej książce „Brunatna kołysanka” Anna Malinowska, nie ma on dobrego życiorysu na nowe czasy. Pochodzi z zagarniętych przez Sowietów Kresów, z inteligenckiej rodziny: jego ojciec był adwokatem, a matka malarką. Nic dziwnego, że ten członek kresowych elit szuka szczęścia na dzikim zachodzie, gdzie komuniści, którym zależy za wszelką cenę na zdobyciu urzędników, przymykają oczy na przeszłość i pochodzenie.
Nie ma papierów? Radź sobie!
W lipcu 1945 roku do wszystkich urzędów wojewódzkich wpływa pismo z Warszawy z lakonicznym żądaniem sporządzenia spisu dzieci wywiezionych do Niemiec podczas wojny. Na Śląsku to szczególnie palący problem. Wiadomo, że do Rzeszy wywieziono w celu germanizacji tysiące dzieci, ale nie ma na to praktycznie żadnych dowodów – Niemcy bardzo starannie zacierali ślady.
Przełożeni wpadają na świetny pomysł: niech poszukiwaniem dzieci zajmie się młody prawnik, przechwalający się znajomością aż trzech zachodnich języków obcych (niemieckiego, angielskiego i francuskiego). Hrabar energicznie zabiera się do dzieła. Zamieszcza ogłoszenia w prasie, prosi o pomoc dziennikarzy, rozpoczyna współpracę z Czerwonym Krzyżem. Od sierpnia 1946 roku rozwija także kontakty z UNRRA, Administracją Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy, której jeden z oddziałów zajmuje się właśnie poszukiwaniem zaginionych na wojnie dzieci.
Dyrektorka Głównej Kwatery Poszukiwań Dzieci UNRRA (a prywatnie przyjaciółka Eleanor Roosevelt), Eileen Blackley, udziela polskiemu prawnikowi wszelkiej możliwej pomocy i mobilizuje go do jak najszybszego działania. Czas działa bowiem na niekorzyść polskich dzieci, ślady będą się zacierać. Już teraz w obozach UNRRA w Niemczech przebywa mnóstwo dzieci, które nie potrafią powiedzieć niczego o swoim pochodzeniu. Nieustannie spływają też sygnały o polskich dzieciach w niemieckich rodzinach zastępczych. Dopytywani o to Niemcy reagują jednak wrogo, a w najlepszym wypadku – wymijająco. Tymczasem do katowickiego prawnika zaczynają docierać też rodziny zaginionych dzieci, najpierw ze Śląska, potem już z całej Polski.
W paszczy lwa
Hrabar angażuje się bez reszty. Występuje do władz centralnych o pełnomocnictwo do prowadzenia poszukiwań na terenie alianckich stref okupacyjnych w Niemczech, pakuje najważniejsze dokumenty, które udało mu się zdobyć w Polsce wraz ze zdjęciami zaginionych dzieci i wyjeżdża do Heidelbergu. Nie posiadamy żadnych informacji, jak poszukuje się dzieci. Przed nami wielka niewiadoma – notuje w swoim dzienniku.
Główny delegat Polskiego Czerwonego Krzyża na Niemcy ostrzega Hrabara: będziecie mieli wrogów wszędzie. Na miejscu okazuje się, że istotnie, nie tylko Niemcy, ale także Amerykanie i Anglicy mnożą problemy. Nie chcą repatriować nastolatków bez ich zgody, nie zgadzają się też na wyjazd dzieci, które nie mówią po polsku. Zaangażowany prawnik sprzeciwia się takiej postawie. Jak pisze:
Akcentuję mocno, że wszystkie zrabowane dzieci muszą powrócić do ojczyzny – nie tylko zresztą polskie – by częściowo wyrównać krzywdy wyrządzone potworną okupacją hitlerowską.
Niestety definitywne określenie tożsamości dziecka jest często praktycznie niemożliwe. W wielu przypadkach jedyny materiał dowodowy, jakim dysponuje Hrabar, to wytarte zdjęcie sprzed lat. Tymczasem niemieccy urzędnicy, gdy tylko pojawiają się wątpliwości, nie chcą wystawiać odpowiednich zaświadczeń. Niektórych prowadzi to do desperackich kroków: jeden z członków grupy poszukującej polskich dzieci, kapitan Rosołek, posuwa się wręcz do tego, że niechętnym do współpracy urzędnikom… grozi pistoletem.
Sam Rosołek, w przeciwieństwie do niemieckich biurokratów, nigdy nie ma wątpliwości. Rozpoznaje polskie dzieci na pierwszy rzut oka. Nie stwierdzono, by się kiedyś pomylił, jednak skargi na stosowane przez niego metody spowodowały, że musiał pożegnać się z funkcją poszukiwacza dzieci – notuje z żalem katowicki prawnik.
Zagadki godne najlepszych detektywów
Z czasem Hrabar coraz lepiej radzi sobie z dopasowywaniem elementów układanki, za którą kryje się tożsamość dzieci. Odkrywa metody, jakich naziści z Lebensborn, instytucji działającej na rzecz odnowienia krwi niemieckiej i hodowli nordyckiej rasy nadludzi, używali, by „pomóc” dzieciom zapomnieć o ich pochodzeniu. Zniemczając nazwiska tych starszych, starali się na przykład zachować pierwsze sylaby. Dzięki temu nowe nazwisko zlewa się ze starym i dzieciom wydaje się, że noszą je przez całe życie.
Sława polskiego prawnika rośnie, gdy udaje mu się odszukać Alodię i Darię – dwie siostry Witaszek. Wpada na ich ślad, gdy natrafia w alianckich spisach na dwie dziewczynki o nazwisku Wittke. Daty urodzenia dziewczynek pokrywają się, chociaż miejsca zostały zmienione. Podobnie brzmią też imiona, którymi posługują się w nowej ojczyźnie: Alice i Dora. Wkrótce, odzyskane z niemieckich rodzin zastępczych, wracają do rodzeństwa w Polsce. Prasa krajowa i zagraniczna rozpisuje się o ich cudownym odnalezieniu.
Polskie dzieci ofiarą zimnej wojny
Zmiana klimatu w Europie i rozpoczęcie zimnej wojny niestety utrudnia poszukiwania wywiezionych do Niemiec polskich dzieci. Alianci zachodni coraz mniej chętnie współpracują z Sowietami, a co za tym idzie, także z przedstawicielami komunistycznego rządu polskiego. Polska grupa coraz częściej słyszy od przedstawicieli UNRRA czy władz okupacyjnych, że odrywanie dzieci od niemieckich rodzin, z którymi się zżyły, jest niehumanitarne. W niektórych niemieckich landach dzieciom o niewiadomym pochodzeniu zaczynają być wydawane nowe metryki. Zrozpaczony Hrabar pisze:
Zaprzestaje się gromadzenia dokumentów, analizy szlaków deportacyjnych, śledzenia poszczególnych grup dzieci (…) Trudno mi się opanować. Takie stanowisko jest legalizowaniem zbrodni hitlerowskiej… Jakim jednak prawem wciąga się do gry politycznej dzieci?
Jego samego polityka nie interesuje. Chce przywrócić prawdziwą tożsamość zgermanizowanym, siłą oderwanym od ich rodzin dzieciom. Liczbę wywiezionych ocenia na dwieście tysięcy…
Lebensborn w Norymberdze i koniec misji
20 października 1947 roku w Norymberdze zaczyna się kolejny z serii procesów przeciwko zbrodniarzom III Rzeszy. Tym razem na ławie oskarżonych zasiadają pomysłodawcy i wykonawcy nazistowskich programów rasowych, w tym także twórcy organizacji Lebensborn. Hrabar współpracuje z prokuratorem Edmundem Schenkiem – niemieckim Żydem, który zdążył przed wojną uciec do Stanów Zjednoczonych (jego rodzice zginęli w Auschwitz).
Razem dwaj prawnicy gromadzą w Polsce materiał dowodowy, przygotowują też kilkoro dzieci do roli świadków w procesie. Niepomyślny dla nich wyrok, ogłoszony 10 marca 1948 roku, w którym trybunał uznaje Lebensborn za organizację czyniącą wszystko, żeby otoczyć dzieci należytą opieką, jest dla Hrabara szokiem. Ale nie poddaje się. W licznych referatach i publikacjach będzie do skutku walczył o uznanie Lebensborn za organizację zbrodniczą.
Zagraniczna misja Hrabara trwa jeszcze przez jakiś czas po zakończeniu procesu. Dobiega końca dopiero w 1950 roku, kiedy wraz ze współpracownikami opuszcza Niemcy. Ma poczucie, że udało się rozwikłać jedynie niewielki ułamek spraw. Taki jest tragiczny, bolesny finał – notuje gorzko w dzienniku. Po powrocie do Katowic rozpoczyna zwykłą praktykę adwokacką, ale wciąż interesują go sprawy niemieckie. Chce pisać o Lebensborn, o swoich odkryciach. Interesują go prawne aspekty rewindykacji dzieci. Zapowiadając swoją książkę „Hitlerowski rabunek dzieci”, za którą dostanie nagrodę Polityki stwierdza:
Uprowadzenie przez faszystów niemieckich było zabiegiem pomyślanym jako transfuzja świeżej krwi dla zniszczonego biologicznie vaterlandu. Tego nie mieliśmy jeszcze w literaturze (…) społeczeństwo nie dostrzegło, iż hitlerowcy zagarniali polskie dzieci w jasyr.
Pakt z komunistycznym diabłem
Jego trwająca całe życie krucjata nie pozostaje bezowocna. Artur Ossowski z łódzkiego oddziału IPN, z którym rozmawiała Anna Malinowska, autorka „Brunatnej kołysanki”, z podziwem mówi:
Dzięki staraniom Hrabara wynaradawianie zostało uznane przez Zgromadzenie Ogólne ONZ za zbrodnię ludobójstwa, które nie podlega przedawnieniu. To jego kluczowe osiągnięcie!
Jaka jest cena, którą Hrabar musi zapłacić za możliwość swobodnego prowadzenia swojej działalności? Zdaje sobie sprawę, że otrzymanie paszportu i zagraniczne wyjazdy – nie tylko te w walce o sprawy zgermanizowanych polskich dzieci, ale też do brata w RPA – zależą od przychylności Służby Bezpieczeństwa… Daje się pozyskać do współpracy jako TW Roman.
Esbek odnotowuje honorowy charakter współpracy, nie opartej na wynagrodzeniu materialnym lub na przymusie. Od tajnego współpracownika nie jest też wymagane podpisanie zobowiązania do współpracy. SB będzie sobie chwalić współpracę ze katowickim prawnikiem, określanym jako jednostka zdyscyplinowana, realizująca dokładnie i chętnie otrzymane wytyczne.
Ocena kompromisów z władzą na jakie szli tacy ludzie jak Roman Hrabar nigdy nie będzie łatwa. W podobnej sytuacji w PRL był każdy – od szarego człowieka chcącego odwiedzić rodzinę w Stanach Zjednoczonych zaczynając, na Ryszardzie Kapuścińskim kończąc. Czy konieczność donoszenia SB jest ceną zbyt wysoką za możliwość walki o polskie dzieci na forum międzynarodowym?
Zadanie do wykonania
Wieloletnia życiowa partnerka Hrabara w „Brunatnej kołysance” mówi o nim tak:
Roman, jeśli coś zaczynał robić, angażował się w pełni. Odszukiwanie dzieci, łączenie rodzin było dla niego misją (…) On po prostu po wojnie otrzymał pracę, zadanie do wykonania. Z czasem, gdy wiedział już, na jaką skalę zabierano dzieci, zrozumiał, że jego powinnością jest nie tylko je znaleźć, lecz także całą sprawę jak najbardziej nagłośnić. Dlatego pisał książki, udzielał wywiadów, prowadził własne badania. Był przekonany, że o tej zbrodni nie wolno nigdy zapomnieć. Pomagał, jeśli ludzie go o to prosili.
Ten współpracownik komunistycznego rządu i donosiciel SB bezpośrednio lub pośrednio pomógł aż trzydziestu tysiącom polskich dzieci. Tej sprawie poświęcił całe swoje życie.
Bibliografia:
- Andrzej Fedorowicz, Człowiek, który odzyskał 30.000 dzieci, „Polityka”, 30.07.2013.
- Roman Hrabar, Hitlerowski rabunek dzieci polskich. Uprowadzanie i germanizowanie dzieci polskich w latach 1939-1945, Wydawnictwo Śląsk 1960.
- Roman Hrabar, Lebensborn czyli źródło życia, Wydawnictwo Śląsk, 1980.
- Anna Malinowska, Brunatna kołysanka. Historie uprowadzonych dzieci, Agora 2017.
KOMENTARZE (32)
Bolek też współpracował w szlachetnej sprawie.
Gratuluje wiedzy.
Tak na marginesie to dokumenty były fałszywkami.
W sumie nie ma o kim mówić, bo człowiekiem wolności z kryształową przeszłością Jarek.
A to ciekawe, żaden sąd nie potwierdza tych rewelacji. 3 certyfikowane instytucje ds. analiz pisma również
Bolek sam się przyznał i to wielokrotnie, potem wszystko odwoływał oczerniając za wszystko Kaczyńskich, taki z Bolka bohater od wygranych w totolotka.
czytaj ze zrozumieniem , albo się nie odzywaj
To niby z kim miał współpracować, z rządem emigracyjnym który od początku był nielegalny bo powstał w wyniku zamachu stanu sfinansowanego przez obce mocarstwa, a następnie w wyniku sfałszowanych wyborów.
Lojalka, lojalką, lecz czy są państwu znane szczegółowe informacje odnośnie jego współpracy ze służbą bezpieczeństwa ? Sądzę, że w przypadku tego rodzaju zagadnień moralnych, warto nakreślić obie strony medalu.
„:Ocena kompromisów z władzą na jakie szli tacy ludzie jak Roman Hrabar nigdy nie będzie łatwa. W podobnej sytuacji w PRL był każdy – od szarego człowieka chcącego odwiedzić rodzinę w Stanach Zjednoczonych zaczynając, na Ryszardzie Kapuścińskim kończąc.”. To relatywizm, porównuje się na którego donoszono z tym, który donosił. Fajnie. Wiele osób nie zgodziło się donosić wydawać ustawionych wyroków, itd i oni nie awansowali, płacili nie mniej, a więcej. I takie podsumowanie artykułu? Dla mnie dno, to podsumowanie. Taki relatywizm, to inny przykład: W Niemczech, wszyscy w jakiś sposób byli związani z partią nazistowską, to przykład jednego „dobrego” w jakimś działaniu ss-mana, wybiela wszystkich, może podać trzy przykłady takich ss-manów? Oczywiście kapuś, kapusiowi nie równy i dlatego jak w Niemczech i Czechach, powinno było się te sprawy załatwić i zbadać teczki, i „patriotyzm” tych ludzi. Jak nie robili nic złego, to nie mają się czego bać. A jeśli…, to nie ma co ich wybielać. Tu nie zajrzano i nie napisano jakie zadania realizował, więc trudno ocenić tę jego działalność.
Kompromisy są kosztowne politycznie,historycznie,moralnie i życiowo.Często niosą ze sobą póżniejsze konsekwencje przy zmianie sytuacji politycznej i należy tą prawdę godnie przyjąć i nie szukać uzasadnienia moralnego danego postępowania.
Owszem, ale jego życie i walka z niemieckim systemem wynaradawiania (nota bene działającym do dzisiaj) zasługuje na szacunek i pochwałę.
Niby co on dobrego zrobił? Dzięki niemu te dorosłe dzisiaj dzieci wegetują na niskich emeryturach, tymczasem niemieccy emeryci wygrzewają się na plażach
To nie jest jego wina.
Między innym,kubai dzieki niemu masz gdzie żyć. Kraj sie sam z gruzów nie podniósł, ktos go musiał odbudować. Każde ręce byly potrzebne.
Chciałem coś napisać, ale widzę, że i tak byś tego nie pojął. Napij się „bira”, zjedz „kartofle mit schnicel”, wygrzej się się gdzieś mocno.
Odpowiedź dotyczy rzecz jasna aurora „racjonalnie”.
Ale materialista z ciebie człowieniu
Ja tylko przypominam, że Katowice przed wojną były polskie. Z tekstu jawi się obrazek jak by to był poniemiecki dziki Zachód.
Bo byl(!).Katowice na sile germanizowano. Slazakow cielano do Wermachtu a kto sie nie poddal ladowal w KC .
Serce rwie się, żeby powiedzieć: furda z tymi lojalkami, najważniejsze są dzieci. A rozum mówi tak: a jakie zadania wykonywał TW dla SB? Ile tych zadań? Co z ofiarami? I na te pytania nie ma tu odpowiedzi. Szkoda – super artykuł ale autor zadając nam pytanie wprost: Potępicie go? nie dał nam szans na ocenę zostawiając luki w jej kryteriach. Miło się czytało ale odpowiedzi nie będzie.
Świetny człowiek, szkoda, że szerzej nieznany. A lojalka? Cóż znaczy wobec setek tysięcy odzyskanych dzieci. Wobec sukcesów świstek papieru, niekiedy trzeba pewnie i tak!
Marny tekst, autor powinien się wstydzić. Hrabar zajmował się odzyskiwaniem polskich dzieci do 1950 r. a tajnym współpracownikiem SB został po 1956 roku. Sześć lat po zakończeniu akcji poszukiwania dzieci. Po powrocie z Niemiec mieszkał w Katowicach, był adwokatem i zgodził się donosić jako tajny współpracownik SB. Z dziećmi nie miało to już nic wspólnego.
Madry i godny uznania artykul.Hrabar byl przede wszystkim Polakiem i rozumial co to znaczy.Niewazna byla wladza ale przynaleznosc do narodu.I to czyni go wielkim .Wladze przemijaja a wzor jaki stanowi Hrabar nie przemija. To jest moim zdniem postac pomnikowa i zasluguje na szacunek anie opluwanie.
A tak na marginesie.PiSuary buduje sobie negatywny pomnik dla potomnych jak isc na udry ze spoleczenstwem.Dzis Hrabar jest dla nich zdrajca a ja sie pytam kto slyszal o kaczynskich w 1980 r w czasie strajkow w Stoczni Gdanskiej.?Ja slyszalem o Kuroniu, Michniku , Mazowieckim, Geremku …itp a nie slyszalem o tchorzliwych blizniakach.ktorych nawet nie aresztowano w stanie wojennym .Po prostu zlekcewazono ich walecznosc z Komuna :) tak byli oddani walce z PRLem .Uslyszalem o nich po raz pierwszy gdy poszla wiadomosc ze Walesa usunal ich od wspolpracy gdy byl Prezydentem i ze rozpoczeli budowanie formacji politycznej opartej na ultra prawicowych wartosciach.Potem slyszalem o tym jak ich Porozumienie Centrum bogacilo sie na uwlaszczaniu spolecznych zakladow na ktorych pieniadze lozyli wszyscy Polacy w PRL ,poprzez spolke TELEGRAF.ktorej wlascicielem bylo PC.DZis ci ludzie wydaja wyroki kto byl moralny a kto nie ?
widzę, że znajomość historii Polski XX wieku czerpałeś z GW…
Jak na mnie te dzieci w Niemczech miały lepiej.
Arletta – A co bys powiedziala ich polskim rodzicom ktorym zabrano dzieci? Proponuje oddaj swoje dzieci na wychowanie do niemiec – beda mialy lepiej niz u Ciebie idiotko !!!!!
Dokładnie taka sama odpowiedź mi się nasuwa… Może i lepsze perspektywy na przyszłość miały te dzieci, może nawet były bardzo kochane ale co z tęsknota ich prawdziwych rodzicow?
Najbardziej smutne jest tutejsze komentowanie, potwierdzające starą, jak świat, prawdę o nas, jako o ludziach podłych i niewdzięcznych. Jak mało w nas, jest zwykłego, uczuciowego człowieka.
Nie, nie należy potępiać tego jednak głupca.
taki kraj jak Niemcy a raczej niemcy nie powinien w ogóle istnieć…naród morderców i złodziei
Taaaa… Mordercy i złodzieje… Johann Wolfgang von Goethe, Johanes Keppler, Wilhelm Conrad Rentgen, Ludwig van Bethoveen, Jan Sebastian Bach, Immanuel Kant, Friedrich Nietzsche, Heweliusz, Max Planck, Johann Gutenberg, Friedrich Schiller, Wagner, Albert Einstein – żeby wymienić tylko kilku… Jak ktoś patrzy takimi kategoriami, to Polska to też tylko kraj morderców i złodziei…
Aga, doskonale to ujełaś
Czy możecie sobie wyobrazić ile szkód może wyrządzić adwokat który ujawnia wiadomości swoich klientów ,bo jakie inne zadania mógł realizować adwokat ? Wówczas instytucji ani firm adwokaci nie obsługiwali ,jedynie prywatnych obywateli ! O czym innym mógł donosić ??Tylko trochę o sędziach i najpełniej o klientach.