Walczą wręcz, strzelają bez pudła, skaczą ze spadochronem i nurkują. Żołnierze GROM-u są gotowi na każdą ewentualność. Nieprzypadkowo zalicza się ich do najlepszych wojskowych formacji specjalnych świata. Co trzeba przetrwać, by zostać jednym z nich?
Selekcja
Dostanie się do GROM-u, czyli Jednostki Wojskowej 2305, jest nie lada wyczynem. Testy sprawności fizycznej i badania psychologiczne to tylko wstęp do właściwej rekrutacji. Ochotnicy muszą przejść morderczy, kilkudziesięciokilometrowy marsz w Bieszczadach. Tu odpadają nawet najtwardsi. Brytyjczycy z jednostki SAS, ze względu na specyfikę naszych gór, nazwali je nawet „Polish fucking jungle”.
Warunkiem zaliczenia jest przy tym nie tylko pokonanie trasy, ale też osiągnięcie poszczególnych punktów kontrolnych w ścisłe wyznaczonym limicie czasowym. Ochotnicy nocują w trudnych górskich warunkach. Nie wolno im mieć przy sobie własnych zapasów jedzenia. Racje żywnościowe rozdzielają instruktorzy. Zwykle składają się głównie z wody i wojskowej konserwy, tzw. psiny, którą rzadko uzupełnia czekolada i wafle.
Przyszły komandos, oprócz siły fizycznej, powinien cechować się odpowiednią odpornością psychiczną. Gigantyczna presja była na nich wywierana niemal na każdym kroku. Naval, ówczesny kandydat do jednostki GROM, w swoich wspomnieniach pod tytułem „Ostatnich gryzą psy” pisze:
Instruktor od niechcenia, ziewając, wskazuje nam dzisiejszy kierunek. Zachęca do zrezygnowania z selekcji, będzie tylko gorzej, a po co się męczyć, tłumaczy.
Pożądana jest też umiejętność orientacji w terenie. W skrajnych przypadkach można znaleźć się za granicą. Jeśli zapędzicie się na Ukrainę bez dokumentów, będziecie tam przesłuchiwani przez tydzień i to prawdopodobnie boleśnie – przestrzegali instruktorzy. Naval zakwalifikował się do jednostki, ale był tak wyczerpany, że po powrocie do domu nie miał siły wejść po schodach na górę.
Szkolenie bojowe
Przejście nieludzkiej rekrutacji i dostanie się do GROM-u nie czyni jeszcze z żołnierza prawdziwego komandosa. By móc założyć upragniony szary beret i przejść do oddziału bojowego, trzeba zaliczyć specjalny kurs.
Kończy go egzamin w postaci odpowiednio wyreżyserowanego ćwiczenia taktycznego. Naval swój beret otrzymał dopiero po dwóch latach spędzonych w jednostce. Podczas ćwiczenia wraz z kolegami „odbijał” z rąk terrorystów „zakładników” z pociągu warszawskiego metra.
GROM różni się od regularnych jednostek Wojska Polskiego. Nie ma salutowania, można chodzić w cywilnych ubraniach. Komunikując się między sobą żołnierze posługują się ksywkami, a nie stopniami, nawet w stosunku do wyższych szarżą. Ekwipunek każdy dobiera według własnego uznania i odpowiednio je modyfikuje.
Na pytanie, czy taka praktyka jest dozwolona, jeden ze szturmowców GROM-u, cytowany w książce „Ostatnich gryzą psy”, odpowiedział kiedyś bardzo rzeczowo: Mam to w dupie. To ja w tym walczę, a nie logistyk. Wpaja się również żołnierzom, że w boju liczy się przede wszystkim zespół.
Bardziej intensywne niż w innych formacjach wojskowych są treningi siłowe, nauka walki wręcz i strzelania. Dosadnie ujął to inny żołnierz jednostki:
Wpierw strzelamy do wyrzygania, potem trenujemy walkę wręcz do wyrzygania, a kiedy masz już dość ćwiczymy coś innego.
W trakcie zajęć na strzelnicy jeden żołnierz może wystrzelać… nawet kilka tysięcy sztuk amunicji. Wprowadziło to kiedyś w osłupienie pewnego magazyniera w GROM-ie, który przyszedł tam z innej jednostki, gdzie, jak twierdził, tyle to kompania przez rok nie wystrzelała. Oznaczało to zresztą dla niego dużo więcej pracy: wedle przepisów MON obowiązkiem magazyniera jest przeliczenie oddanych łusek, aby ich ilość zgadzała się ze stanem pobranych pocisków!
Trening czyni mistrza
Zadaniem komandosów jest prowadzenie operacji specjalnych i antyterrorystycznych. By poradzić sobie nawet w najtrudniejszych warunkach, żołnierze przechodzą odpowiednie wyszkolenie w skokach spadochronowych, nurkowaniu, działaniach z wykorzystaniem śmigłowców. To GROM-owcy jako pierwsi w Polsce skakali na spadochronach z wysokości 10 tysięcy metrów.
Doskonaląc się w zakresie taktyki niebieskiej, czyli działań w środowisku wodnym, szturmowcy trafili nawet na polskiej platformie wiertniczej na Bałtyku. Trenowali tam działania antyterrorystyczne w warunkach morskich. Podczas jednodniowego treningu komandos może spalić… nawet 12 tys. kalorii.
Jest to tyle, ile górnik traci podczas trzech zmian pracy pod ziemią! W ćwiczeniach pod wodą żołnierze jednostki specjalnej szkolą się między innymi w korzystaniu wspólnie z kolegą z jednej butli tlenowej, i to bez ustnika, wprost z zaworu. Inny rodzaj ćwiczenia obejmuje podawanie tlenu partnerowi metodą usta-usta. Trzeba również nauczyć się przygotowywać pod wodą sprzęt do akcji.
Operatorzy działają w zespołach bojowych. Każdy taki team – i każdy jego członek! – musi cechować się dużą wszechstronnością. Nurek, spadochroniarz czy snajper zdobywa z reguły jeszcze co najmniej jedną dodatkową specjalność, aby móc w razie nieprzewidzianego wypadku zająć miejsce kolegi w grupie. Żołnierzy szkoli się też w działaniach wywiadowczych bądź kontrwywiadowczych. Wymaga to od nich często niestandardowego zachowania i wyglądu, co nie zawsze podoba się „regularnym” wojskowym.
Jeden z oficerów GROM-u spotkał się z niechęcią dowódcy polskiego kontyngentu podczas misji w Iraku w 2003 roku, ponieważ był… nieogolony. Zwrócono mu uwagę, że taki wizerunek nie przystoi polskiemu oficerowi! Zrugany komandos odpowiedział wówczas generałowi, że zarost jest mu niezbędny, ponieważ tylko w taki sposób może wtopić się w tłum Arabów.
Zresztą najwyżsi wojskowi włodarze, wychowani na radzieckich standardach, niespecjalnie doceniają tego typu odziały. Jeden z szefów Sztabu Generalnego WP powiedział kiedyś pogardliwie o GROM-ie, że to jest tak mała jednostka, że może co najwyżej zdobyć jedną chałupę.
„Terroryści” na Okęciu
Treningi siłowe i zasady taktyki niebieskiej to jednak nie wszystko. W zespołach bojowych potrzebni są także paramedycy. Komandosi poznają więc podstawy taktyki czerwonej, czyli przechodzą kurs ratownictwa. Aby oswoić się z krwią i ranami oraz nauczyć się składania złamanych kończyn, wybrani GROM-owcy towarzyszyli podobno w wyjazdach… lekarzom pogotowia. Podstawowe przeszkolenie w udzielaniu pierwszej pomocy musi przejść każdy. O ich wartości miał okazję przekonać się jeden z operatorów, który podczas ćwiczeń runął z wysokości 30 metrów. Żołnierz ten miał liczne złamania i obrażenia wewnętrzne, ale dzięki szybkiej i fachowej interwencji kolegów przeżył i wrócił potem do służby.
Z kolei taktyka czarna obejmuje działania w środowisku miejskim: w budynkach, pojazdach, pociągach i samolotach. Tutaj szturmowcy uczą się na przykład zjeżdżania na linie z pokładu śmigłowca na dach atakowanego obiektu. GROM-owcy przechodzą również kurs z działań antyterrorystycznych z użyciem samolotów. Podczas jednego z takich ćwiczeń, które odbyło się w połowie lat 90-tych na warszawskim Okęciu, pięćdziesięciu żołnierzy przez 12 godzin odbijało z rąk „porywaczy” zakładników z pokładu Boeinga 767.
Chcąc pochwalić się doskonałym przygotowaniem do walki, pewnego razu GROM-owcy urządzili dla zagranicznych oficjeli pokaz z zakresu odbijania zakładników w pomieszczeniach zamkniętych. Szturmowcy najpierw wysadzili materiałem wybuchowym drzwi piwnicy, w której przetrzymywano zakładnika. Potem wtargnęli do ciemnego pomieszczenia, strzelając ostrymi nabojami z broni, na której zamontowano latarki. Między imitującymi terrorystów manekinami siedział jako „zakładnik” płk Sławomir Petelicki, założyciel i pierwszy dowódca jednostki. Z jego strony był to wyraz najwyższego zaufania dla profesjonalizmu i umiejętności swoich chłopców.
Rambo z podwarszawskich lasów
Komandosi wychodzą również w teren, poza obszar zabudowany, realizując szkolenia z zakresu taktyki zielonej. Naval wspomina w książce „Ostatnich gryzą psy” dosyć humorystyczną przygodę, jaka spotkała jego oddział pewnej wiosennej nocy. GROM-owcy pieszo podążali z okolic Karczewa w kierunku Sulejówka.
Nieco rozluźnieni doszli do torów kolejowych, gdzie usłyszeli odgłos przeładowywanej broni i okrzyk Ręce do góry!. Zostali zatrzymani przez… dwóch brzuchatych strażników ochrony kolei! Chłopaki padli na ziemie, odbezpieczyli broń i oświetlili swoich „przeciwników” latarkami.
Tamci, nie widząc w ciemnościach z kim mają do czynienia, nie chcieli dać wiary, że natknęli się na żołnierzy Wojska Polskiego. Sytuacja wyjaśniła się dopiero, kiedy strażnik oświetlił jednego z komandosów. Widząc wycelowaną w siebie lufę karabinka, aż jęknął wówczas z wrażenia: Kurwa, Rambo. (…) To wy naprawdę jesteście żołnierze. Ostatecznie cała sprawa zakończyła się polubownie i każdy poszedł w swoją stronę.
Sprawdzianem i uzupełnieniem rozbudowanych treningów dla żołnierzy jednostki GROM są obozy szkoleniowe za granicą. Przeznaczone dla komandosów „wycieczki” na Saharę i do wenezuelskiej dżungli organizował między innymi znany polski podróżnik i ekspert z technik przetrwania, Jacek Pałkiewicz. Naval również brał udział w podobnej eskapadzie. Znalazł się w podzwrotnikowej dżungli Belize.
Wojskowa elita
Zgodnie ze starym wojskowym porzekadłem, im więcej znoju i potu na poligonie, tym mniej krwi w boju. Komandosi GROM-u dowiedli prawdziwości tej maksymy w operacjach na Haiti, w byłej Jugosławii, Afganistanie i Iraku. Wyjątkowe możliwości najlepszej polskiej jednostki specjalnej obrazuje proste porównanie. Kiedy po 11 września 2001 roku Amerykanie poprosili nas o udział w misji w Afganistanie, ówczesny MON mógł wysłać około stu pierwszych żołnierzy dopiero po trzech miesiącach szkolenia. Tymczasem operatorzy jednostki GROM gotowość bojową osiągali w półtorej godziny!
Doskonałe wyniki komandosi zawdzięczają przede wszystkim codziennemu, twardemu, profesjonalnemu treningowi. W końcu każda, nawet najbardziej wyrafinowana broń, jest tylko tyle warta, ile żołnierz który ją obsługuje. Nawet posiadacz najbardziej wypasionego karabinu, maski na twarzy, kevlarowego hełmu z noktowizorem na głowie, ale po doraźnym szkoleniu, nie staje się automatycznie komandosem. A w boju na pewno nie będzie w stanie sprostać jednostkom specjalnym potencjalnego przeciwnika. Może być co najwyżej „prawie jak GROM”… tylko w tym przypadku to „prawie” będzie robiło kolosalną różnicę.
Bibliografia:
- Eric Denece, Historia oddziałów specjalnych, Bellona 2007.
- Hubert Królikowski, Operacja Little Flower, Gdański Dom Wydawniczy 2002.
- Hubert Królikowski, Wojskowa Formacja Specjalna GROM im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej, Gdański Dom Wydawniczy 2002.
- Naval, Ostatnich gryzą psy, Bellona 2017.
- Naval, Przetrwać Belize, Bellona 2017.
- Sławomir Petelicki, Komandosi narodowym skarbem, MMS Komandos 2(156) 2006.
- Jarosław Rybak, Nieprzepisowi do kąta, MMS Komandos nr 6(149) 2005.
- Krzysztof Skrobot, GROM z wody, MMS Komandos nr 4(136) 2004.
KOMENTARZE (17)
Cześć mam na imie Kamil Mrozek i czytałem wszystko na temat wojska GROM i bardzo chciałbym sie tam dostać, mam 21lat i jestem silny mocną przychika i wieże w siebie że dałbym rade przyjść całe szkolenie w GROM
Tu już odpadasz w przedbiegach, składając dokumenty, wieŻo…
WieŻo. Musisz znać przynajmniej Angielski nie mówiąc o Polskim z którym masz problem. Sprawność fizyczna to nie wszystko. To raczej drugorzędna sprawa, szkolenie to załatwia. Ważna jest inteligencja, zdolność do przystosowania się, umiejętność obsługi sprzętu o którym nawet nie słyszałeś… Zgodnie z przedmówcą odpadasz w pierwszym…
Może sprawdzisz się w innej roli :)
Sądząc po wypowiedzi, albo troll albo dzieciak podszywający się pod starszego.W każdym bądz razie jedno z dwóch…
Oni nie tylko szkolą się w kartkach, ale również studiują ratownictwo medyczne. Na roku w WSR mam dwóch operatorów.
Przepraszam miało być w karetkach.
Ludzie z jajami
Tekst dla głupich. Niby w imię czego ktoś ma marzyć o założeniu szarego beretu? W Imię radości służenia przygłupim, polskim politykom?! Dziękuje pięknie za taką radość. ;))
Wiesz po co? zeby cymbaly jak ty mogly spac spokojnie.
Nie lada wyzwanie zostać komandosem, chciałem kiedyś zostać wojskowym ale zdrowie mi nie pozwoliło :(
Drogi Panie Karolu, prawda: wymaga to naprawdę dużej siły (fizycznej i psychicznej) oraz umiejętności. Przykro nam, że nie udało się Panu spełnić marzeń, ale cieszymy się, że w dalszym ciągu interesuje się Pan tematem. Pozdrawiamy.
Czterdziestolatków też biorą?!
Pytam, pół żartem, pół serio.
Biora do betoniarki
Witam takie pytanie czy trzeba mieć doświadczenie/służbę w wojsku przed zostaniem komandosem?
rozumiem , że musimy mieć takie jednostki jak GROM ,ale w imię czego wysyłamy ich do Iraku ,Afganistanu na Grenadę ?
W celu zdobycia doświadczenia. J. Specjalne muszą brać udział w walce jak najczęściej, aby przenieść trening na prawdziwe pole walki.