Obiecująca lekarka i jej przystojny mąż wychowują urocze bliźnięta. Znają się niemal od dziecka. Pobrali się wcześnie, wspólnie przetrwali wojnę, zdołali pogodzić pracę z życiem rodzinnym. Brzmi jak sielanka? Nic dziwnego. To wszystko nieprawda.
Co zrobić, gdy ukochany, podziwiany mąż ma ogromne potrzeby seksualne a żona (po złych pierwszych doświadczeniach) nie jest w stanie im sprostać? Nie pozostaje nic innego, jak zaprosić do tego układu bardziej zmysłową przyjaciółkę. Tak właśnie zrobiła słynna Michalina Wisłocka, autorka głośnej „Sztuki kochania”. Na wiele lat przed tym jak spisała najbardziej znany z polskich podręczników seksuologii, zainicjowała układ, który nawet w postępowym XXI wieku zaskakuje.
Wisłocka poznała swojego przyszłego męża, gdy miała zaledwie 12 lat. Stanisław Wuttke był o cztery lata starszy. Wtedy, jeszcze jako dziewczynka, mogła nie zauważyć, że chłopak przekracza pewne granice. Już na samym początku znajomości, mimo dzielącej ich różnicy wieku, dążył przede wszystkim do kontaktu fizycznego. Chciał pocałować Misię już na pierwszej „randce”, która odbyła się pod kuratelą rodziców za ścianą. Niecierpliwił się, że dziewczyna nie jest gotowa na nic więcej, ale ponieważ była wpatrzona w niego, jak w obrazek, postanowił nieco poczekać.
Fałszywy ślub, prawdziwa noc poślubna
W lecie 1939 roku młodzi przysięgli sobie miłość i wymienili obrączki. Była to ich prywatna ceremonia, bez żadnych świadków. Wystarczyła jednak, by Stachowi wreszcie udało się doprowadzić do nocy poślubnej. O rozkoszy ze strony „panny młodej” nie było mowy, a doświadczenie tego pierwszego razu na lata ugruntowało jej przekonanie, że seks to raczej ból, niż przyjemność.
13 września miał miejsce właściwy ślub, zorganizowany naprędce, niemal dosłownie pod bombami. 18-letnia wówczas Michalina całkiem inaczej wyobrażała sobie ten wyjątkowy dzień. Jak każda zakochana panienka planowała eleganckie przyjęcie i podróż poślubną. Niestety, młodzi zaczynali swe dorosłe życie w rzeczywistości wojennej, zatem o luksusach i zbytkach mogli jedynie pomarzyć.
Stach od początku korzystał z szans, jakie otworzyło przed nim życie małżeńskie. I to korzystał tak, że Misia musiała udać się do lekarza po specjalną maść na otarcia. Niewiele to pomogło, bo świeżo upieczony żonkoś nie planował zmieniać przyzwyczajeń. Od początku był despotą nie tylko w łóżku, ale także w życiu codziennym. Odcinał Wisłocką od bliskich, kategorycznie nakazywał jej naukę z wybranych przez siebie podręczników i sprawdzał postępy. To w jakimś stopniu imponowało, ale też było bardzo przytłaczające.
Bo do tanga trzeba trojga
Być może już wtedy w głowie przyszłej lekarki zakiełkowała myśl, by wprowadzić do małżeństwa Wandę – najlepszą przyjaciółkę, od której Stach skutecznie ją odseparował. Wcześniej dziewczęta były nierozłączne, czemu nie miałoby zatem być tak i teraz? Pewne jest, że to właśnie Wisłocka była inicjatorką dodania trzeciej osoby do małżeńskiego stadła. W książce „Wisłocka, czyli jak to ze sztuką kochania było” Konrad Szołajski cytuje mówiący o tym fragment jej pamiętników:
(…) przypomniałam sobie swoje marzenia o trójkącie. Koncept taki urodził mi się w głowie po przeczytaniu powieści japońskiej pt. „Historia lutni”. Był tam wielki uczony oraz dwie jego żony uwielbiające go bezgranicznie. Pomyślałam, że byłoby ślicznie stworzyć taki trójkąt w naszym życiu… Stach lubił Wandę i pociągała go oryginalność tej koncepcji.
(…) Kochałam Stacha bardzo, lecz mój związek z Wandą był na tyle głęboki, że skłonna byłam bez zastanowienia podzielić się mężem, obdarzyć ją jakąś jego częścią. W przyjaźni jak nasza – zazdrość nie będzie miała racji bytu.
Szybko okazało się, że mężczyznę pociągała nie tyle oryginalność koncepcji, co fakt, że wreszcie będzie mógł uprawiać seks zgodnie ze swoimi potrzebami, czyli co godzinę. Zazdrość także pojawiła się niemal od razu, a Michalina poczuła się odstawiona na boczny tor. Gdy po kilku tygodniach wróciła ze szpitala, w którym leczyła się na tyfus, zobaczyła że jej mąż i przyjaciółka (czule nazywana Dziulą) stworzyli już swój własny świat.
Układ mimo wszystko działał przez szereg lat, kobiety w jakimś stopniu się uzupełniały. Michalina od zawsze była typem naukowca, nie dbała o sprawy przyziemne, takie jak seksowny wygląd, sprzątanie, czy gotowanie. Wanda była jej całkowitym przeciwieństwem. Mężczyźni oglądali się za nią, umiała zakrzątnąć się w kuchni i zadbać o porządek.
To właśnie ona wzięła na siebie także niemal cały ciężar obowiązków łóżkowych. Poza jednym momentem, kiedy w Wisłocką coś wstąpiło. Wtedy to przez całą noc uprawiała seks z mężem, pełna determinacji i zacięcia. Cała trójka była przekonana, że Stach (zwany przez swe kobiety Ciapkiem) „strzela ślepakami”, zatem przynajmniej o zabezpieczenie nie trzeba było się martwić.
Modelowa rodzina 3+2
Stanisław zdecydowanie nie był typem mężczyzny domowego, najważniejsza była dla niego nauka i plany zawodowe, gdy więc dowiedział się, że zapłodnił obie swoje kobiety niemal jednocześnie, było mu to delikatnie mówiąc nie w smak. By ukryć swój stan, Michalina i Wanda wyjechały na wieś. Pierwsza z nich z powodu komplikacji urodziła córkę w szpitalu, syn drugiej przyszedł na świat w domu. W dokumentach wpisano, że matką Krysi jest Wisłocka, zaś Krzysia urodziła jej najbliższa przyjaciółka.
Do domu dzieci wróciły już jako bliźnięta – legalnie poczęte w małżeństwie państwa Wisłockich (w powojennych czasach Stanisław nie chciał już nazywać się Wuttke). I tak też były wychowywane, uważały, że są dziećmi Michaliny i Stacha. Jako że małżeństwo cały czas jeszcze studiowało i rzadko bywało w domu, większość obowiązków domowych wzięła na siebie Wanda.
I tylko dzieci żal
Wisłocka, jej mąż i najlepsza przyjaciółka mogli żyć w tym nietypowym układzie nie niepokojeni przez nikogo latami. A to dlatego, że po wojnie wszelkiego rodzaju „dokwaterowania” można było tłumaczyć względami lokalowymi. Mieszkań było za mało, a młodzi ludzie musieli się przecież gdzieś podziać. To, co łatwo było ukryć przed dalszą rodziną i znajomymi, ostatecznie nie umknęło czujnej uwadze Krysi i Krzysia. Prawdę poznali oficjalnie znacznie później, ale napięcie panujące w tej nietypowej rodzinie było wyczuwalne od zawsze.
Córka Wisłockiej, Krystyna Bielewicz, opowiadała po latach, że z dzieciństwa właściwie nie pamięta niczego dobrego, a jedynie sytuacje, które nią „rąbnęły”. Wanda traktowała ją znacznie gorzej, niż swego biologicznego syna. Rodziców nigdy nie było w domu, a gdy już Krysi udało się zobaczyć ojca, to zwykle w towarzystwie jakichś kobiet. Stach nie umiał bowiem, mimo posiadania dwóch „żon”, zrezygnować ze skoków w bok. Dziewczynka zdecydowanie bardziej zżyta była z matką, tej jednak często nie było, poświęcała się bowiem karierze naukowej.
Dziula, zwana Cipcią, odchodzi
O ile Michalina bez większego sprzeciwu znosiła fakt, że jej mąż sypia z całym tabunem kochanek (dzięki temu nie musiała wypełniać małżeńskich obowiązków), o tyle Wanda nie chciała się na to godzić. Przeszkadzało jej, że nie ona jest oficjalną żoną, a na wakacjach towarzyszą Stachowi inne panie. W końcu oświadczyła, że odchodzi. Mężczyzna obiecywał jej małżeństwo, rozwód z Wisłocką, twierdził, że bardzo mu zależy. Na odchodne Wanda przekazała przyjaciółce, jaką dostała ofertę. Tak scenę tę opisał w swojej książce „Wisłocka, czyli jak to ze sztuką kochania było” Konrad Szołajski:
– Wynoszę się od was, możesz mieć go dla siebie, tak jak zawsze chciałaś. Chociaż na Twoim miejscu też bym go rzuciła, bo to kłamliwy skurwysyn i dziwkarz, przed chwilą mi tu na kolanach proponował małżeństwo.
I to właśnie był powód końca największej miłości Wisłockiej. O seks lekarka nie była zazdrosna wcale, o miłość i atencję bardzo. Rozstanie doprowadziło ją do poważnej choroby serca, co należałoby chyba uznać za potwierdzenie tezy, że przez nieszczęśliwą miłość serce może rzeczywiście pęknąć.
Na rozstaniu, jak to zwykle bywa, najgorzej wyszły dzieci. Po ostatecznym odejściu ojca przez jakiś czas „bliźnięta” mieszkały z Wisłocką, potem Wanda zabrała Krzysia do siebie. Pewnego dnia, w kłótni, wykrzyczała mu, że jest jego matką, co spowodowało u chłopcu traumę na całe życie. Krysia zniosła wszystko lepiej. Jak później tłumaczyła, mniej przeżyła zmiany, bo nie była związana z ojcem. To właśnie ona zajęła się przyrodnim bratem po tym, jak doznał udaru. Jego życie było zresztą bardzo nieszczęśliwe.
Nie ma tego złego…
Po rozstaniu Wisłocka mogła poświęcić się pracy naukowej oraz mężczyznom, którzy traktowali ją lepiej, niż pierwszy partner. Jednak nie epatowała tymi związkami tak, jak kiedyś jej mąż kochankami. Nie znalazła niestety miłości. Cytując Konrada Szołajskiego:
(…) Michalina przebierała w adoratorach – po rozwodzie ze Stachem z nikim się na dłużej nie związała i prawdziwego uczucia (…) sama już nigdy nie znalazła. Sprawę doboru idealnego partnera utrudniał fakt, że wymagała od amantów pewnego poziomu: po traumatycznym, ale mentalnie stymulującym związku ze Stasiem pozostało jej przekonanie, że mężczyzna musi być intelektualnie rozwinięty.
Uczyła się jednak w praktyce sztuki kochania, o której rozmawiała w gabinecie ze swoimi pacjentkami. To właśnie tam oraz jeżdżąc z odczytami po Polsce zbierała przez lata materiały do swojej książki. Stając twarzą w twarz z młodymi kobietami, starała się im przekazać, że nie powinny wbrew sobie godzić się na wszystko, czego oczekuje od nich partner. Że z seksu mogą czerpać prawdziwą przyjemność, która nie musi kończyć się ciążą. Mówiła im zatem dokładnie to, czego sama nie wiedziała w ich wieku.
Bibliografia:
- Urszula Jabłońska, Sztuka kochania, czyli trójkąt z dwójką – rozmowa z córką Michaliny Wisłockiej.
- Violetta Ozminkowski, Michalina Wisłocka: kochać to ona umiała, ale nie umiała żyć.
- Konrad Szołajski, Wisłocka, czyli jak to ze sztuką kochania było, Świat Książki 2017.
KOMENTARZE (4)
A czy ten związek ze Stachem miał wpływ na wybór kierunku studiów Wisłockiej? W sumie w artykule nie jest napisane, czy on też był lekarzem?
Stanisław był utalentowanym mikrobiologiem, młodej Michalinie podsuwał do czytania głównie książki na temat biologii, można zatem uznać, że w znacznym stopniu przyczynił się do jej zainteresowania tą akurat dziedziną nauki.
A czemu ani słowa o kolejnym mężczyźnie Wisłockiej? Coś do ukrycia? Czemu to „Stach” jest przedstawiany jako osobnik z nadmiernym libido, a nie „Misia” jako oziębła – w tym związku ?
Misia nie była oziębła tylko mąż nie zadał sobie trudu, aby ją rozbudzić co potem zrobił kochanek na wczasach