Na kartach sienkiewiczowskiej trylogii to kryształowy bohater. Ale zdaniem lwowian „młot na Kozaków” był też tchórzem i kanciarzem. Okradł nawet... siostry karmelitanki!
Rzecz działa się niedługo po bitwie pod Piławcami (1648), w której wojska polskie poniosły w starciu z Bohdanem Chmielnickim dotkliwą porażkę. Uciekające z pola bitwy oddziały pod wodzą Wiśniowieckiego skierowały się do Lwowa. Pierwsi rozbitkowie, jak pisał Henryk Sienkiewicz, dotarli do miasta świtaniem dnia 26 września.
Regimentarz Władysław Dominik Zasławski-Ostrogski, uznawany za głównego sprawcę klęski Polaków, tylko minął miasto i popędził dalej w głąb Rzeczypospolitej. W jego ślady poszedł również syn wielkiego hetmana Stanisława Koniecpolskiego, Aleksander. We Lwowie zatrzymał się za to trzeci regimentarz, Mikołaj Ostroróg. Otoczony przez lamentujących mieszczan, uległ ich prośbom i został w mieście, obiecując go bronić. Nie widział jednak wielkiej szansy na zwycięstwo.
Niechętny obrońca
Nie był jedynym nieprzekonanym. Szybko okazało się, że wojsko wątpiło… w skuteczność samego Ostroroga. Żołnierze odmówili mu posłuszeństwa, oznajmiając, że wybiorą sobie nowego wodza. Chciano, by został nim książę Wiśniowiecki. Namówienie go do przyjęcia tego „zaszczytu” nie było jednak łatwe. Przeciwnie: Jeremi odmówił przyjęcia buławy, zaznaczając, że przecież mianowany regimentarz jest w mieście.
Zdania nie zmienił także po naradzie, która odbyła się 28 września w kościele bernardynów. Ostroróg zaprosił na nią wszystkich znaczniejszych oficerów. Burzliwe obrady, wśród krzyków, przekleństw i wymysłów zakończyły się oddaniem buławy Wiśniowieckiemu. Ten jednak uparcie odmawiał, obawiając się oskarżenia o zagarnięcie dowództwa bez zgody stanów Rzeczypospolitej.
Możliwe, że pozostałby przy swoim zdaniu, gdyby nie pewna szlachcianka, która wręcz rzuciła do nóg książęcych bogactwa klasztoru karmelitanek. Zaklinała go przy tym z płaczem na miłość ojczyzny, na Boga, na wszystkich świętych patronów kraju, aby stanął na czele wojska i ratował ojczyznę. Dopiero ten gest, dołączony do licznych głosów żołnierzy, sprawił, że książę przyjął buławę z rąk Ostroroga. Poprosił go też, by pozostał przy nim jako drugi regimentarz.
Ucieczka przed oblężeniem
Po nominacji rozpoczęła się mozolna praca. Wojsko i mieszczanie podjęli przygotowania do obrony. Skończył się tumult i zaprzestano waśni, co świadczyło o olbrzymim szacunku, jakim Wiśniowiecki cieszył się wśród szlachty i mieszczan Lwowa. Może zadziałał też strach przed Kozakami: już kilka dni później, 2 października 1648 r. nadeszła bowiem do Lwowa wiadomość o zbliżającej się czterdziestotysięcznej armii kozacko-tatarskiej Chmielnickiego.
Przygotowania trwały w najlepsze, gdy 5 października gruchnęła po mieście wiadomość, że Wiśniowiecki zabrał pieniądze, zebrał wojsko i… uciekł! Lwowianie, którzy poczuli się oszukani, uznali ten czyn za zdradę. Trudno im się dziwić. Tym bardziej, że kiedy obudzili się następnego dnia, zobaczyli pod miastem chmary kozackiej czerni i Tatarów.
Co tymczasem robił Wiśniowiecki? Po opuszczeniu miasta skierował się na północ, w stronę Zamościa. Po drodze zniósł oddział tatarski. Wysłał też do Lwowa… ostrzeżenie przed zbliżającym się nieprzyjacielem!
Książę zostawił jednak za sobą instrukcje. Do obrony miasta wyznaczył dragonów, piechotę niemiecką i załogę zamku. Razem było to jedynie niewiele ponad 200 ludzi, Wiśniowiecki liczył jednak także na czynny udział 1500 mieszczan. Na dowódcę wyznaczył generała artylerii, Krzysztofa Arciszewskiego. Ten jednak – trzeci z kolei dowódca! – zrzekł się roli na rzecz burmistrza Marcina Grozwayera.
Zdrajca… a może strateg?
Próbując się usprawiedliwić, Wiśniowiecki pisał do prymasa, że mieszczanie nie mieli sił proporcjonalnych do sił nieprzyjacielskich. Obiecał jednocześnie, a wraz z nim Ostroróg i inni dygnitarze, że wrócą z odsieczą pod Lwów i uratują miasto.
Dyskusja wokół tej kontrowersyjnej decyzji o opuszczeniu Lwowa tuż przed atakiem kozackim trwa do dzisiaj. Władysław Serczyk uznaje tłumaczenie księcia Jeremiego za niedorzeczne. Nie wątpi, że Wiśniowiecki wydał bezbronne miasto w ręce nieprzyjaciela. Tego samego zdania jest Władysław Czapliński, który łączy opuszczenie Lwowa ze zbliżającym się sejmem elekcyjnym: Jeremi nie chciał ponoć, by wybór króla odbył się bez jego udziału.
W innym świetle widzą całą rzecz historycy Władysław Tomkiewicz i Jan Widacki. Ich zdaniem Wiśniowiecki czuł się odpowiedzialny za ratowanie nie tylko Lwowa, ale całej Rzeczypospolitej. Trzeba pamiętać, że armia, którą dysponował, stanowiła jedyną zorganizowaną siłę zbrojną w Koronie. Gdyby została we Lwowie, Chmielnicki mógłby uderzyć główną kolumną na ogołocone z wojska centrum kraju.
Lwów nie miał też takiej wartości strategicznej jak leżący bardziej na północy Zamość. To Zamość stał na drodze do Warszawy. Idąc na stolicę Chmielnicki nie mógł tak po prostu ominąć tej twierdzy, zagrażającej liniom komunikacyjnym armii kozackiej. Lwów leżał bardziej na uboczu i nawet szczupłe siły powinny wystarczyć do obrony w trakcie oblężenia.
Co więcej, decydując się na przeniesienie do Zamościa, Wiśniowiecki mógł liczyć na wsparcie ze strony chorągwi i wyborowej piechoty kasztelana elbląskiego Ludwika Wejhera. Nic dziwnego, że Tomkiewicz twierdzi, iż opuszczenie Lwowa i pozostawienie sobie swobody działania było ze strony Wiśniowieckiego jedynym rozsądnym wyjściem z sytuacji.
Wyrok historii
Strategia Wiśniowieckiego ostatecznie się opłaciła. Chmielnicki obległ Lwów, ale nie zdobył go, zadowalając się okupem. Pociągnął za to na Zamość. Była to najpotężniejsza, obok Kudaku, twierdza siedemnastowiecznej Polski. Na dodatek Wiśniowiecki zdążył ją zawczasu zaopatrzyć w żołnierzy i żywność. Załogę wzmocniła też rzeczywiście piechota Wejhera.
Miasto czekało na Chmielnickiego dobrze przygotowane… Ale znowu bez Wiśniowieckiego! Ten bowiem opuścił Zamość, zabierając ze sobą jazdę. Niepotrzebna w czasie oblężenia twierdzy, mogła się przecież przydać do działań zaczepnych i podjazdowych na tyłach nieprzyjaciela.
Książę Jeremi całą swoją energię poświęcił wojsku i na tym polu oddał krajowi usługi. Czy jego działania i decyzje były arcydziełem sztuki wojennej? Na pewno przynajmniej tym razem przyniosły powodzenie. Niewątpliwie jednak najpiękniejszą kartę swojej biografii Wiśniowiecki zapisał nieco później, w okopach Zbaraża i na polach Beresteczka.
Biograf Jeremiego Wiśniowieckiego, Władysław Tomkiewicz, tak pisał o księciu:
Los nie pozwolił mu nigdy stanąć dłużej na czele wojska, co było marzeniem jego życia, toteż w rezultacie nie możemy należycie ocenić jego zdolności strategicznych. Wszystko jednak co zdziałał jako wódz, świadczyło wyraźnie, iż Rzeczpospolita mogła w nim mieć godnego następcę hetmana Koniecpolskiego.
Widząc, jak udał się manewr lwowski, trudno się z nim nie zgodzić. To zrozumiałe, że zaraz po opuszczeniu miasta emocje wzięły górę i na głowę Wiśniowieckiego posypały się zarzuty. Patrząc na pełen obraz sytuacji, nie sposób jednak przyznać racji oskarżycielom.
Bibliografia
- Ludwik Kubala, Szkice historyczne, t. 2, Gebethner i Wolff 1923.
- Władysław A. Serczyk, Na płonącej Ukrainie, Książka i Wiedza 1998.
- Władysław Tomkiewicz, Jeremi Wiśniowiecki, nakł. Towarzystwa Naukowego Warszawskiego 1933.
- Jan Widacki, Kniaź Jarema, Wyd. Śląsk 1984.
KOMENTARZE (7)
Jaśnie oświecony książę Jeremi Wiśniowiecki był jakby nie mówić jednym z najlepszych, najdzielniejszych, polskich dowódców tamtych czasów. Bez wątpienia był postacią wybitną.
Polskich? Jeżeli już, to Rzeczpospolitej, bo z niego był taki Polak…
Pochodzenia Rusińskiego ale nadal Polak, przyjął Katolicyzm i się Polonizował. Nie mysi być ktoś „czystej polskiej krwi” by być Polakiem.
Olisadebe jest Polakiem …
Walczył po stronie Korony a w tamtych czasach liczyła się przynależność do stanu, religii i królestwa a nie etniczna.
7t76t76t76t6tt67t6777777ghhfgfvgh
nhiuhu