Gdy tylko umilkły działa i nastał pokój, historycy przystąpili do ustalania ile ludzkich istnień pochłonął największy kataklizm wojenny w dziejach. Nie było to łatwe. Nawet teraz, po ponad siedemdziesięciu latach, odpowiedź nie jest oczywista.
W państwach zachodnich, takich jak Wielka Brytania, USA, Francja, Belgia czy Holandia, gdzie straty wojskowe i cywilne były ograniczone i dobrze udokumentowane, szybko podsumowano skalę katastrofy.
Jak czytamy w pracy World War II: People, Politics, and Power pod redakcją Williama L. Hoscha, w Stanach Zjednoczonych i krajach Wspólnoty Brytyjskiej udało się ustalić oficjalną liczbę zabitych, rannych, wziętych do niewoli i zaginionych żołnierzy.
W USA było ich 294,5 tysięcy, a w Imperium Brytyjskim 39,7 tysięcy. Określono też liczbę zabitych cywilów. W USA było ich 6000, z tego 5638 stanowili marynarze floty handlowej. Inne ofiary cywilne globalnej pożogi z tego kraju to zaledwie 362 osoby. Dla porównania w Wielkiej Brytanii zginęło około 70 tysięcy cywilów.
Gorzej było z Europą Wschodnią (i po części Południową) oraz Azją, gdzie działania wojenne przybrały znacznie szerszą skalę, straty ludzkie były nieporównanie większe, a rejestracja ofiar nie zawsze miała miejsce. W dodatku w Europie Wschodniej na wyliczeniach cieniem położyła się polityka.
Przykładowo w Związku Radzieckim liczba ofiar nie była wyłącznie wynikiem ustaleń historycznych, lecz ważnym elementem propagandy władzy. Z jednej strony musiała być odpowiednio wysoka, by uzmysłowić Zachodowi skalę ofiar poniesionych przez ojczyznę proletariatu, z drugiej zaś – paradoksalnie – nie mogła być zbyt duża, by nie ujawniać niekompetencji radzieckiego kierownictwa. Nie wolno przecież było uzmysławiać poddanym, że wódz kompletnie nie liczył się z ich losem.
Z kolei w Polsce przez długie lata w podręcznikach, artykułach i propagandowych hasłach podawano liczbę 6 milionów 28 tysięcy polskich ofiar wojny. Nie była ona wynikiem badań naukowych, ale zwyczajnym wymysłem. W 1946 roku ówczesny podsekretarz stanu w Prezydium Rady Ministrów Jakub Berman arbitralnie stwierdził, że zginęło sześć milionów. A dla stworzenia pozorów realizmu dopisał jeszcze dwadzieścia osiem tysięcy.
Od 30 000 000 do 60 000 000
Według wyliczeń zachodnich historyków łączna liczba ofiar II wojny światowej zamyka się pomiędzy 35 a 60 milionami zabitych. Dane takie znaleźć możemy np. we wspomnianej wyżej pracy World War II: People, Politics, and Power. Powtarza je też opracowanie World War II pod redakcją Alishy Bains.
Z kolei w amerykańskiej World War II: The Encyclopedia of the War Years 1941-1945 Normana Polmara i Thomasa B. Allena czytamy, że według kompilacji danych kilku międzynarodowych agencji przedstawionych w 1946 r. w Watykanie, śmierć poniosło 22,06 miliona osób (żołnierzy i cywilów), a rannych zostało 34,4 milionów.
Inna amerykańska publikacja – The Real History of World War II: A New Look at the Past Alana Axelroda – podaje, że podczas wojny zginęło od 30 do 50 milionów cywilów. Brytyjski historyk wojskowości Jeremy Black w swojej książce World War Two: A Military History wylicza 21 milionów poległych żołnierzy i ponad 38 milionów zabitych cywilów. Wszystkie przywołane tu publikacje stwierdzają, że ustalenie dokładnej liczby ofiar jest niemożliwe, a podawane dane są jedynie przybliżone.
Straty przechodzą ludzkie pojęcie
Oddajmy teraz głos znanemu i poważanemu brytyjskiemu historykowi Ianowi Kershawowi. W swojej najnowszej książce „Do piekła i z powrotem. Europa 1914-1949” podaje on, że liczba ofiar II wojny w samej tylko Europie przekroczyła 40 milionów i było ponad cztery razy wyższa niż w I wojnie światowej. Straty przechodzą ludzkie pojęcie. Tylko w Związku Radzieckim zginęło ponad 25 mln ludzi. Liczba zabitych Niemców sięga około 7 mln. Polska straciła 6 mln obywateli – stwierdza historyk.
Kershaw pisze, że największe straty poniosły kraje Europy Wschodniej i Południowej (Bałkany), bo tam wojna była najbardziej brutalna. Łagodniej los i historia obeszły się z Europą Zachodnią:
Łączne straty wszystkich aliantów w czasie drugiej wojny światowej wynoszą nieco ponad 14 mln zabitych (bez ofiar cywilnych). Z tego na Wielką Brytanię (i jej terytoria zamorskie) przypada około 5,5% tej liczby, na Francję (z koloniami) około 3%, na ZSRR około 70%. (…)
W wyniku bombardowań miast brytyjskich zginęło niecałe 70 000 cywilów. Za to straty wśród cywilów w samym centrum tego hitlerowskiego cyklonu śmierci – czyli na obszarze Polski, Ukrainy i Białorusi oraz krajów nadbałtyckich i w zachodnich częściach Związku Radzieckiego – są nieporównywalnie wyższe, liczba ofiar bowiem wśród nich wyniosła około 10 mln.
43 000 000 zabitych!
Z kolei Norman Davies w swojej pracy „Europa walczy 1939-1945” podaje, że w opracowaniach znaleźć można mocno różniące się dane o liczbie ofiar ostatniej wojny: 62 miliony (37 milionów cywilów i 25 milionów żołnierzy), 38,2 milionów (24 milionów cywilów i 14,2 milionów żołnierzy) czy wreszcie 25,95 milionów (16,6 milionów cywilów i 9,3 milionów żołnierzy).
On sam skłania się do liczby 28 milionów 288 tysięcy (z podziałem na straty odnotowane w rejestrach w krajach Europy Zachodniej – 2,96 miliona, oraz na straty szacunkowe w krajach Europy Wschodniej i Południowej – 25,32 miliona). Jednocześnie zaznacza, że żadnych z tych obliczeń nie można uznać za ostateczne, bo wiele z ich elementów składowych wciąż jest kwestionowanych i poddawanych rewizji.
I rzeczywiście: w książce rosyjskiego badacza Borysa Sokołowa „Prawdy i mity Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-1945” czytamy, że dzięki nowym badaniom rosyjskich historyków z lat 90. ubiegłego wieku i dostępie do tajnych dotychczas źródeł, zmieniają się szacunki sowieckich ofiar II wojny światowej. Mogą one sięgać nie 20 milionów osób, jak twierdzono po wojnie, ani nawet 27 milionów (do tego poziomu podniesiono je po upadku ZSRR), tylko niebotycznej wielkości 43,3 milionów ludzi…
50 000 000 zabitych!
Nie można też zapominać o dalekowschodnim teatrze działań wojennych. Historycy uznają, że II wojna światowa zaczęła się tutaj już w 1937 roku. Jak pisze Antony Beevor w swojej „Drugiej wojnie światowej”, są też tacy badacze z Azji, którzy przesuwają cezurę już na rok 1931, a więc na moment zajęcia Mandżurii przez wojska japońskie.
Później były radziecko-japońskie walki graniczne w latach 1938-1939, a wymiar światowy konflikt dalekowschodni przybrał po japońskim ataku na azjatyckie posiadłości państw zachodnich w grudniu 1941 r. Zakończył się natomiast wraz z kapitulacją Japonii 2 września 1945 roku.
Wojna na Dalekim Wschodzie była bardzo brutalna (miejscami brutalniejsza niż w Europie) i kosztowała w sumie życie ponad 2 milionów ludzi po stronie japońskiej i prawie 22 milionów po stronie alianckiej. Szczególne dotkliwe straty ludzkie poniosły Chiny, zmagające się od 1937 r. z Japonią. Okupująca Państwo Środka armia cesarska dopuszczała się tam wielu krwawych i masowych zbrodni (jak choćby trwającej sześć tygodni masakry w Nankinie).
Antony Beevor podaje, że w skutek działań wojennych w Chinach zginęło ponad 20 milionów obywateli tego kraju (a 15 milionów zostało rannych). Straty wojskowe prezentują się następująco: siły narodowe 3,2 miliona zabitych i rannych, siły komunistyczne 580 tysięcy zabitych i rannych.
Chińscy historycy od niedawna szacują jednak, że zabitych mogło być znacznie więcej – blisko 50 milionów ludzi! Z kolei – jak czytamy u Beevora – od dziesięciu do dziewięćdziesięciu milionów ludzi uciekło przed Japończykami, a po wojnie nie mieli dokąd ani do kogo wracać.
Co gorsza, pokonanie Japonii wcale nie oznaczało dla Chin nadejścia pokoju. W kraju rozpoczęła się wojna domowa trwająca aż do 1949 r. Bez wątpienia Chiny należą, obok Polski, Niemiec i ZSRR, do krajów, które poniosły największe (w stosunku do całej swojej ludności) starty ludzkie podczas wojny.
Ciała zabitych znikały
Skąd tak duże różnice w dokonywanych przez historyków obliczeniach ofiar II wojny światowej? Winny jest charakter globalnego konfliktu.
Jego rozległość, wielowymiarowość, a także rodzaj zastosowanych do zabijania środków sprawiały, że niemożliwa była rejestracja wszystkich śmierci, do jakich dochodziło. Ustalenie liczby cywilnych ofiar nalotów dywanowych, artyleryjskiego ostrzału miast i wsi, przypadkowego ognia czy bezpośrednich walk na zamieszkanym terenie bardzo często było niemożliwe z czysto praktycznych powodów.
W sytuacji toczących się zaciętych zmagań nikt nie miał czasu, a często i możliwości, by zajmować się rejestrowaniem ofiar. Nie mówiąc już o tym, że w niektórych przypadkach ciała zabitych po prostu znikały, jak to miało miejsce chociażby w ogarniętych burzą ogniową po alianckich nalotach bombowych miastach niemieckich.
Kaci ofiar nie liczyli
Ofiary nie zawsze też liczono podczas masowych zbrodni popełnianych przez walczące strony: rozstrzeliwań, zabójstw, palenia żywcem. Do dziś między historykami toczy się spór o liczbę polskich ofiar rzezi wołyńskiej, a różnice w podawanych wielkościach sięgają niekiedy 40 000 ludzi.
Zdarzało się też, że przybywające do niemieckich obozów zagłady transporty Żydów przeznaczonych do eksterminacji nie były rejestrowane (wbrew opinii o niemieckiej skrupulatności), tylko od razu kierowane do komór gazowych.
Z kolei liczbę cywilnych ofiar powstania warszawskiego historycy szacują dziś na 150 do 200 tysięcy osób. Różnica wynosi – bagatela – 50 tysięcy ludzi. Dodajmy jeszcze, że tuż po wojnie liczbę zabitych w powstaniu mieszkańców stolicy określano na 700 tysięcy. Przykładów tak ogromnych różnic w szacunkach można podać znacznie więcej.
Armagedon Europy
Dochodzą do tego trudności w ustaleniu liczby ofiar zmarłych nie w wyniku bezpośrednich działań wojennych, lecz zjawisk towarzyszących wojnie: głodu, chorób, nędzy, bandytyzmu itp. Jak pisze przywoływany tu już Ian Kershaw w książce „Do piekła i z powrotem. Europa 1914-1949”:
Wysoka śmiertelność wśród ludności cywilnej była efektem ludobójczej natury drugiej wojny światowej, ponieważ to właśnie dążenie do wyeliminowania całych społeczności, nieznane w latach wojny 1914-1919, stało się przyczyną wielkiej pożogi. To było jak zstąpienie w otchłań nicości, która wcześniej nie zdarzyła się nigdy w historii, całkowite odrzucenie wszystkich ideałów cywilizacji, które odgrywały rolę w kształtowaniu społeczeństw od epoki oświecenia. To była wojna apokaliptycznych rozmiarów. Armagedon Europy.
Wszystko to sprawia, że ustalenie precyzyjnej liczby zabitych i zmarłych staje się po prostu niemożliwe.
Zabity czy zaginiony?
Wydaje się, że łatwiej ustalić liczbę poległych żołnierzy. Z natury rzeczy byli oni rejestrowani, a straty poniesione przez oddziały w walce – podliczane. Choć i tutaj nie zawsze udawało się odtworzyć losy każdego, kto zniknął z szeregów, a jego ciała nie odnaleziono. W takich przypadkach używano określenia „zaginiony”.
W dodatku największa uczestnicząca w tym konflikcie siła zbrojna – Armia Czerwona – od 1942 roku nie stosowała żołnierskich identyfikatorów zwanych nieśmiertelnikami. Niemcy zaś nie zawsze prowadzili ewidencję milionów sowieckich żołnierzy wziętych do niewoli i następnie zagłodzonych w obozach jenieckich. Stąd realne trudności w ustaleniu prawdziwych strat Armii Czerwonej.
Ofiary polskie, radzieckie czy białoruskie?
Kolejna poważna przeszkoda to metodologia, jaką należy zastosować przy liczeniu ofiar II wojny. Zabici Polacy z Kresów Wschodnich powinni zostać policzeni jako ofiary polskie, radzieckie, białoruskie czy może ukraińskie? Przynależność państwowa i etniczna tych terenów nie była przecież oczywista. Podobnie z zabitymi z ZSRR: w latach powojennych liczono ich łącznie i określano mianem „radzieckich ofiar wojny”.
Natomiast po 1990 roku zaczęto ich rozdzielać na poszczególne narodowości, które miały nieszczęście znaleźć się w granicach państwa Stalina. Norman Davies w swojej książce „Europa walczy 1939-1945” podaje następujące dane co do około 18 milionów sowieckich ofiar wśród ludności cywilnej (liczby w przybliżeniu): 2 miliony Żydów, 1-2 milionów Polaków, 2-3 milionów Rosjan, 2-3 milionów Bałtów, 3-4 milionów Białorusinów i 5-8 milionów Ukraińców.
Podobnego problemu nastręcza próba zliczenia zamordowanych europejskich Żydów: czy należy wliczać ich do strat poszczególnych państw i narodów, czy też traktować osobno? A co z państwami, które istnieją dziś, a nie było ich podczas wojny (jak np. Serbia)? I co z ofiarami sowieckich łagrów oraz stalinowskiego terroru zabitymi w czasie wojny? Takich pytań metodologicznych jest mnóstwo.
Szacunki, szacunki, szacunki
Wyliczenia historyków dotyczące ofiar II wojny światowej mają więc charakter szacunkowy. Tak pisze o tym rosyjski historyk Borys Sokołow:
Ustalając straty ludzkie w krótkotrwałym i ograniczonym w skali konflikcie zbrojnym, w którym liczba ofiar liczona jest w setkach, bądź najwyżej kilku tysiącach ludzi, można mieć niemal pewność, że liczby ofiar podawane w dokumentach źródłowych są zbliżone do rzeczywistych. Inaczej jest w przypadku, gdy wojna trwa kilka lat, a liczba poległych i rannych sięga milionów i dziesiątków milionów istnień ludzkich.
Wtedy badacz nie jest w stanie ogarnąć całej masy źródłowych raportów o stratach, które nierzadko zaniżają, a niekiedy zawyżają rzeczywistą liczbę ofiar. Historyk skazany jest zatem na wyliczenia szacunkowe, a im większa liczba ofiar, tym większy margines błędu.
I tak właśnie jest przy próbie obliczenia ofiar II wojny światowej. Nigdy nie poznamy dokładnej ich liczby.
Bibliografia:
- Alan Axelrod, The Real History of World War II: A New Look at the Past, Sterling 2008.
- Jeremy Black, World War Two: A Military History, Psychology Press 2003.
- Ian Kershaw, Do piekła i z powrotem. Europa 1914-1949, Znak Horyzont 2016.
- Norman Davies, Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo, SIW Znak 2008.
- Antony Beevor, Druga wojna światowa, SIW Znak 2013.
- Norman Polmar, Thomas B. Allen, World War II: The Encyclopedia of the War Years 1941-1945, Dover Publications 2012.
- Boris Sokołow, Prawdy i mity Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-1945, Wydawnictwo Wingert 2013.
- World War II, pod red. Alishy Bains, Britannica Educational Publishing 2016.
- World War II: People, Politics, and Power, pod red. Williama L. Hoscha, Rosen Publishing Group 2009.
KOMENTARZE (16)
Sprawdzić ilość płatników VAT przed i po. A konkretnie j i bez żartów liczbę osób w gminie.
Szacunki szacunki, ale to Polska straciła obok ZSRR procentowo najwięcej obywateli. II Wojna Światowa to była hekatomba dla naszego kraju. Pamiętajmy i dzisiaj o tym, bądźmy ostrożni w rozmowach z sąsiadami nie liczmy zbytnio na sojusze.
„w Imperium Brytyjskim 39,7 tysięcy” – chyba przecinek wam się przesunął
i tą liczbę razy 100 i wyjdzie ile osób podczas tej wojny zginęło
w Wielkiej Brytanii w wyniku nalotów zginęło 70 tysięcy ludzi, czyli tyle co w 2 (dwóch) niemieckich miastach…i warto było zaczynać tę głupią wojnę?
Chyba jedno z lepszych opracowań strat podczas 2 wojny światowej
właśnie…ale podobno angielscy lotnicy to szlachetni rycerze a nie mordercy cywili
Wojna się skończyła, a Europa Zachodnia zaczęła się dynamicznie rozwijać, byłoby tak samo w Środkowo-wschodniej, jeśliby nie sprzedali nas Bolszewii (Bezkresne tereny opanowane przez paranoje tego kalibru, że nawet Orwell byłby w szoku), która mało, że jako Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich była Rosją z przybudowanym Kaukazem, Azją Środkową (a to ogromne kraje), Państwami bałtyckimi, Rusią od Wilna, aż po Dniestr (Estonia, Łotwa, Litwa, Białoruś, Ukraina, Mołdawia), do tego zaraziła czerwoną zarazą wiele państw Azji z Chinami na czele, to jeszcze swoją rewolucję proletariatu rozszerzyła na państwa słowiańskie, Węgry, czy Rumunię. No nie można zapominać o NRD :-), Hitler znając przyszłość, w której powstanie niemieckie państwo komunistyczne, chyba by pierdolił tą wojnę, holokaust, rzucił wszystko i wyjechał do Argentyny (wcześniej o kilka lat;-)…
Ogromne straty w ludności przyczyniły się do rozwoju gospodarki w sporym stopniu, jest to brutalne, ale jednak… Thanos miał rację!
A w malutkiej Szwajcarii święty spokój – zawsze mnie to intrygowało od dziecka…. Teraz już wiem że tam były wtedy bankiety, przy winie na stole ustalano losy wojny, czy już ją zakończyć czy jeszcze nie – czytaj czy już dość zarobiliśmy, etc. Zwariować można ….
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta
nie nie nie … to nie o to loto… ;)
gdzie cały świat się bije szwajcaria korzysta
A ilu Niemcow zabili Polacy w czasie II wojny ? A ilu Zydow…?
Nie ma ani jednego zdania prawdy w tym wpisie, za to widać stojący za nim, słabo skrywany interes, żeby Polakom, którzy nie tylko nikogo nie mordowali, ale w dodatku ratowali potencjalne ofiary przed zamordowaniem z narażeniem własnego życia, dorobić „gębę”, a potem ich „wydoić”.
Dla zachowania większych pozorów wiarygodności, w przyszłych wpisach przynajmniej pomiń obronę hitleryzmu (z którego „nie wynikała” żadna rzeź), pochwałę AL („niektórych oddziałów” ;-)) i przyganę NSZ.
do europejski43.
Ty to nawet nie masz swojego kraju ani tradycji,których chciałbyś przestrzegać . Jesteś przybłędą, który temu służy kto mu więcej płaci. w naszym pięknym języku jest takie soczyste określenie tego rodzaju służby.
Ciekawe procentowo ilu warszawiaków zginęło w stolicy i ilu przetrwało….