Należeli do wąskiego grona najwybitniejszych polskich naukowców. W dzień konstruowali wynalazki, prowadzili badania, poszerzali królestwo rozumu. Wieczorem... wywoływali duchy. Czy byli głupcami? A może to my nimi jesteśmy, śmiejąc się z tego, co robili?
To, co wiemy, jest kroplą, a to, czego nie wiemy morzem – głosi łacińskie przysłowie. Taka konstatacja to punkt wyjścia dla wszystkich naukowców. Większość jednak trzyma się mocno tego, co można dotknąć, zmierzyć, oszacować. Większość. I niekoniecznie w Polsce.
Moda na seanse spirytystyczne i jasnowidztwo wzięła szturmem polskie elity w XIX i XX wieku. Także elity intelektualne. Tryumfy święcił tak zwany mediumizm. Termin wymyślił Julian Ochorowicz i, jak pisze Marek Borucki w książce „Wielcy zapomniani Polacy, którzy zmienili świat”, oznaczał on badanie reakcji osoby będącej pod wpływem hipnozy w transie mediumicznym.
W odniesieniu do „naukowców” prowadzących takie „badania” można by przywołać jeszcze inną łacińską sentencję: ułomność epoki, a nie ludzi. Tylko czy aby na pewno ich kontrowersyjne zainteresowania były… aż takie nieracjonalne?
Moda ma lewitujące stoły
Wspomniany Ochorowicz nie zajmował się tylko definiowaniem magicznych sztuczek. Był prawdziwym człowiekiem renesansu. Borucki przypisał mu co najmniej dwanaście profesji. Był: filozofem, psychologiem, pedagogiem, lekarzem, radioelektrykiem, pisarzem, twórcą parapsychologii, okultystą, teoretykiem pozytywizmu, organizatorem turystyki i wypoczynku, fotografikiem, menadżerem.
I to wszystko w epoce, gdy wcale niełatwo było coś osiągnąć nawet najbardziej zaradnym Polakom – Ochorowicz urodził się w 1850 roku a zmarł niedługo przed tym jak Polska odzyskała niepodległość.
Ochorowicz interesował się między innymi elektroakustyką, czyli przetwarzaniem fal głosowych na prąd elektryczny i odwrotnie. Pracował nad udoskonaleniem wynalazku Bella, z niemałymi sukcesami. Skonstruowane przez siebie telefony pokazywał w całej Europie, łącząc się nawet z miejscowościami oddalonymi o 320 kilometrów.
Razem z Janem Szczepanikiem, zwanym „polskim Edisonem”, pracował we Lwowie nad prototypem telewizora, na bazie stworzonych przez siebie konstrukcji wykorzystujących selen. Uczony doszedł do wniosku, że jeżeli elektryczność może wywoływać ciepło i światło – to i odwrotnie, światło i ciepło mogą wytwarzać elektryczność.
W tym mniej więcej czasie konstrukcję wykorzystującą płytkę selenową opatentowali inni uczeni i to oni są uznawani za prekursorów telewizji. Zaś współpraca Ochorowicza ze Szczepanikiem rozpadła się, prawdopodobnie na skutek niezgodności charakterów.
Poza wynalazkami przyspieszającymi rozwój nowoczesnej komunikacji, Ochorowicza pasjonowało coś innego – hipnoza i mediumizm. Z Wisły, którą popularyzował jako doskonały ośrodek wypoczynkowy, zrobił centrum ezoteryzmu.
Z prawdziwą żarliwością rzucał się na każde słynne medium, o którym usłyszał. Z Rzymu sprowadził do Polski Eusapię Palladino, którą poznał w willi malarza Henryka Siemiradzkiego. Ta prosta Włoszka cieszyła się wówczas olbrzymią popularnością, a jej fenomen badało wielu naukowców, w tym filozof Henri Bergson. Podczas seansów nawiązywała kontakt z duchami, sprawiała, że przedmioty lewitowały, meble się przemieszczały, a z jej ust miała się wydobywać ektoplazma.
Ochorowicz zaprosił na seans między innymi swojego przyjaciela Bolesława Prusa, którego sceptycyzm miał potwierdzać autentyczność paranormalnych wydarzeń. Literat osobiście przytrzymywał medium na krześle, żeby uniemożliwić wszelkie machinacje. Prus nie potrafił dopatrzyć się oszustwa, choć jego racjonalna natura nie chciała uznać nadprzyrodzonego charakteru doświadczenia. Podobno seanse z udziałem madame Palladino długo nie dawały mu spokoju.
Sam Ochorowicz przyznał w „Zjawiskach mediumicznych”, że Włoszka czasem posługiwała się fortelem. Jednak to nie studziło jego zapału. Związał się z innym medium, Stanisławą Tomczykówną. Oprócz zdolności telekinetycznych jej specjalnością było powoływanie do życia sobowtóra astralnego, utkanego z fluidycznej materii. Postać ta miała około pół metra wzrostu, dlatego nazywano ją… Małą Stasią.
Jeszcze przed I wojną światową zaangażował też inne medium o zdolnościach jasnowidzenia – Jadwigę Domańską. Długo po śmierci Ochorowicza utrzymywała, że ma z nim stały kontakt.
Te wszystkie poszukiwania nie wypływały po prostu z chęci sensacji. A już tym bardziej – z autentycznej wiary w możliwość kontaktu z duchami. Ochorowicz był, bądź co bądź, racjonalnym naukowcem. I jego zdaniem spirytyzm dało się wytłumaczyć bez uciekania się do jakichkolwiek argumentów metafizycznych…
Ochorowicz stworzył teorię ideoplastii, czyli sprawczej mocy myśli. Zgodnie z nią w odpowiednich warunkach (na przykład w stanie hipnozy) energia psychiczna z powodu rozszczepienia sił od tkanek traci swoje związki z organizmem i wywołuje materializację tego wyobrażenia.
Dzieje się tak dlatego, dowodził Ochorowicz, że posiadamy ciało eteryczne. Zjawiska mediumiczne to, w świetle tego wyjaśnienia, nie zjawiska nadprzyrodzone, a tylko nieznany jeszcze rodzaj zjawisk psychofizycznych…
Nieznany – co trzeba podkreślić – nie tylko przed stuleciem, ale też dzisiaj.
Promienie Röntgena i ektoplazma
Z Julianem Ochorowiczem zainteresowania parapsychologią dzielił inny uczony, inżynier Piotr Lebiedziński. Ten chemik, wynalazca i konstruktor, który był też pionierem polskiej kinematografii i przemysłu fotograficznego, również dał się oczarować magii latających stolików.
A jego naukowe i konstruktorskie osiągnięcia jak najbardziej predestynują go do miana poważnego uczonego. Interesował się zagadnieniem tak zwanej „żywej fotografii”, pozwalającej na uchwycenie ruchu. W 1895 roku skonstruował, we współpracy z Janem i Józefem Popławskimi, tak zwany „kinematograf Lebiedzińskiego” – połączenie kamery, pozwalającej na rejestrację 14 klatek na sekundę, z aparatem projekcyjnym, wyświetlającym ruchomy obraz.
Był człowiekiem wszechstronnych zainteresowań. W 1896 roku wykonał pierwsze w Polsce zdjęcia przy użyciu promieni rentgenowskich (w tym samym czasie dokonał tego też dr Edmund Biernacki). Pracował nad udoskonaleniem gramofonu, interesował się konstrukcją łodzi podwodnych, skonstruował aparat do rejestracji odkształceń szyn kolejowych podczas przejazdu pociągu. Razem z inżynierem Stanisławem Śliwińskim zbudował także projekcyjny aparat kinematograficzny „Cykloskop”.
Był też zdolnym przedsiębiorcą. W 1890 założył pierwszą w kraju wytwórnię papierów fotograficznych, produkującą materiały światłoczułe oraz aparaty fotograficzne. Jakość jego wyrobów była tak wysoka, że papier Lebiedzińskiego eksportowano do Berlina, Wiednia, Paryża i Londynu.
Gdy w 1920 roku powstało Polskie Towarzystwo Badań Psychicznych, Lebiedziński natychmiast się przyłączył. Nic dziwnego – znane były jego fascynacje psychokinezą i ektoplazmą. W 1916 roku to Lebiedziński – poważny przedsiębiorca i genialny konstruktor – jako pierwszy na świecie miał pobrać próbkę ektoplazmy! Pochodziła od znanego wówczas medium, Stanisławy Popielskiej.
Twórczo rozwijał też teorię ideoplastii Ochorowicza. Zjawiska paranormalne podzielił na trzy kategorie: ideoplastię osobowości, materii i energii.
W pierwszym z przypadków zjawiska pojawiające się podczas seansu to wytwór psychiki medium, w drugim – są to tak zwane zjawy ludzi lub przedmiotów (lecz nie duchy! Na takie stwierdzenie uczony pewnie by się obruszył. Bądźmy poważni…). Trzeci rodzaj obejmuje zjawiska na tle energetycznym, przejawiające się w lewitacji przedmiotów, dziwnych odgłosach, pukaniach itp.
Choć można mieć wiele zastrzeżeń do tych „metod naukowych” i prób porządkowania zjawisk paranormalnych, to trzeba pamiętać, że nasi pradziadkowie żyli w bardzo osobliwych czasach. To była epoka obfitująca w odkrywanie nowych sił, fal, zjawisk. Przełomowe wynalazki podważały wszystko, co dotychczasowe pokolenia wiedziały o namacalnym świecie.
Wydawało się, że starczy zrobić jeden krok więcej i dowolne zjawiska nadprzyrodzone też uda się wpisać w podręczniki do fizyki.
Doskonale ujął to poczucie Tadeusz Boy-Żeleński. Słynny publicysta pisał: Mediumizmem nie zajmowałem się nigdy. Nie iżbym weń nie wierzył; to byłoby po trosze to, co nie wierzyć w radiotelegrafię.
Od radia i telewizji do hipnozy na odległość
Droga od nauki o falach radiowych do spirytyzmu rzeczywiście okazywała się zaskakująco krótka. Przykładem jest Stefan Manczarski. Już jako student eksperymentował w dziedzinie radiofonii i był autorem pierwszych wynalazków – pisze o nim Marek Borucki w książce „Wielcy zapomniani Polacy, którzy zmienili świat”. – W 1922 skonstruował pierwszy radioodbiornik lampowy, a wkrótce pierwsze polskie konstrukcje antenowe.
W 1929 roku stworzył i opatentował aparat telewizyjny. Wykorzystując jego odkrycia zaczęto pracować nad uruchomieniem pierwszej polskiej stacji telewizyjnej. Próbne transmisje w gmachu wieżowca „Prudential” w Warszawie z udziałem Mieczysława Fogga odbyły się w 1938 i 1939 roku. Plany stałego nadawania przerwała wojna, w czasie której naukowiec pomagał AK w nawiązywaniu łączności z Zachodem.
Po wojnie wykładał na Politechnice Warszawskiej, Wojskowej Akademii Technicznej, był dyrektorem Zakładu Geofizyki PAN, uzyskał stopień profesora zwyczajnego.
Ten genialny polski konstruktor i uznany naukowiec miał też inne zainteresowania. Zajmował się propagacją fal radiowych wokół Ziemi i w przestrzeni kosmicznej, oddziaływaniem fal elektromagnetycznych na żywe organizmy oraz, uwaga, telepatycznym przekazywaniem informacji.
Sformułował hipotezę, wedle której możliwa jest hipnoza na odległość. Uważał, że każdy ma w sobie coś na kształt anteny przekaźnikowej, nad którą trzeba po prostu umieć zapanować. Twierdził, że możliwe jest wykorzystanie tych mocy za pomocą telewizji – wierzył w to, że poprzez odbiornik telewizyjny można hipnotyzować, uzdrawiać czy zmieniać nastrój.
w 1963 roku jako dziekan pierwszego w Polsce Wydziału Cybernetyki na Uniwersytecie Warszawskim zorganizował blok badawczy nad zjawiskiem telepatii. Prowadził testy ze studentami, mające udowodnić możliwość przekazywania sygnałów i obrazów bez użycia techniki.
Innym problemem pochłaniającym profesora było zjawisko psychometrii – pisze Marek Borucki. – Sformułowana przez niego hipoteza zakłada, że szczególnie wrażliwa osoba dotykająca jakiegoś przedmiotu jest w stanie ujawnić, kto go poprzednio dotykał. Osoba o uzdolnieniach psychometrycznych analizuje ślad chemiczny, na przykład wydzielinę skóry, albo ślad energetyczny fal uderzeniowych akustycznych, magnetycznych i innych.
Do dziś wielu poważanych naukowców zajmuje się dziedzinami zaliczanymi do paranauk. Tak, jak ludzie epoki węgla i stali zupełnie serio zrzeszali się w organizacjach typu Cambridge Ghost Society (skupiającej chemików, biologów i fizyków), tak i dziś na renomowanych uczelniach naukowcy pracują nad zagadnieniami, które odruchowo zbywamy wzruszeniem ramion.
I może wcale nie jest to tak zupełnie bez sensu? Poczekajmy, może jednak okaże się, że rzeczywiście każdy z nas ma wbudowaną antenę…
Bibliografia:
- Augustynek Andrzej, Julian Ochorowicz (1850 – 1917) – prekursorem psychologii klinicznej i hipnozy eksperymentalnej, dostęp: 21.04.2016.
- Borucki Marek, Wielcy zapomniani Polacy, którzy zmienili świat, wydawnictwo MUZA 2016.
- Sołowianiuk Paulina, Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej, wydawnictwo Iskry 2014.
- Aleksander Żakowicz, Piotr Lebiedziński (1860–1934), „Prace naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Edukacja Plastyczna. Fotografia” VII, s. 42, 2012.
KOMENTARZE (7)
Izaak Newton został Mistrzem Królewskiej Mennicy co dawało mu spory dochód i władzę nie za prawo powszechnego ciążenia ale za deklarowane umiejętności alchemiczne czyli tworzenia złota z innych materiałów.
Wyznawcy Gazety Wyborczej wierzą np. w „złote żniwa”.
Ależ skąd. Polacy to naród wybrany, my nie potrafimy nawet muchy skrzywdzić a co dopiero drugiego człowieka. Obok bramy do raju jest mniejsze wejście z napisem „Tylko dla dusz z Polski”.
O ile się nie mylę, zdjęcie z okładki „Czerwonej zarazy” zostało wykonane w Niemczech.
@fakt: Szanowny Panie, a gdzie w tekście znalazł Pan informację dotyczącą okładki „Czerwonej zarazy”? Wychwycił Pan gdzieś błąd lub inne stwierdzenie czy prosi o potwierdzenie swojego przypuszczenia? Z góry dziękuję za odpowiedź.
W co wierzyl niejaki Tadeusz Zelenski, ksywa Boy, okazalo sie po 17.09.1939 roku we Lwowie gdy agitowal za przylaczeniem Kresow do panstwa Stalina, pisal na jego czesc hymny pochwalne, jezdzil bic czolem do Moskwy…..Facet cale zycie plul na Polske, religie, moralnosc, dupczyl mezatke, a na koniec zostal zdrajca I kolaborantem. Mial jednak szczescie, drugi okupant go rozstrzelal, I tak zostal meczennikiem
Temat dotyczacy fascynacji XX lecia miedzywojennego zjawiskami niewyjasnionymi jest bardzo ciekawa sprawa. Wystarczy poszukac informacji o Ossowieckim, Messingu, Kluskim i innych znanych „medium”. Mozna sie smiac ale elity traktowaly to jako rozrywke i bardzo czesto w niej uczestniczyly. Jak np Piludski i wyzej wymienione osoby. Jest bardzo duzo historii o spotkaniach tych osob. Dlatego mam nadzieje ze jeszcze ten temat wroci kiedys w ciekawostkachhistorycznych w fromie opowiadan o Stalinie i Messingu, Pilsudskim i Ossowieckim lub historii spirytyzmu Kardeca. ;)