Historycy przez lata przezywali go gnuśnym nieudacznikiem. Zupełnie niesłusznie. Król Mieszko II pod pewnymi względami przewyższył nawet sławnego ojca. I nie bez powodu siedział z nosem w książkach.
Potomni nie zachowali ciepłych wspomnień o rządach Mieszka II (1025-1034). Pechowy władca przeszedł do historii jako ten, który roztrwonił osiągnięcia swojego wybitnego ojca. Za życia króla oceniano jednak zupełnie inaczej. Uchodził za intelektualistę i filantropa. Rzecz zupełnie niezwykła na tle innych słowiańskich władców, gros swojej uwagi poświęcających wojnom, polowaniom i najbardziej przyziemnym rozrywkom.
Komplementy nie bez znaczenia
„Nie dość Ci tego, że możesz we własnym i w łacińskim języku chwalić godnie Boga, zapragnąłeś jeszcze w greckim” – zapisano na karcie dedykacyjnej tak zwanego Kodeksu Matyldy. Ta księga to jedna z najwspanialszych pamiątek po państwie pierwszych Piastów. Do dzisiaj przetrwała w uszkodzonym stanie, bez karty z podobizną króla Mieszka i w niemieckiej, nie zaś polskiej bibliotece. Wielka szkoda, bo zawarty w niej tekst – list księżnej lotaryńskiej Matyldy do polskiego władcy – to unikalne źródło, rzucające światło na międzynarodową pozycję, ale też realne zasługi Bolesławowica.
Jest to, bez dwóch zdań, panegiryk. Tak zdobiona księga, jak i sam list, miały na celu połechtanie dumy świeżo upieczonego władcy oraz skłonienie go do poparcia jednego ze stronnictw sprzeciwiających się rządom niemieckiego króla Konrada II. Matylda nie hamowała się w komplementach. Na pewno też jednak nie kłamała.
Jeśli położyła nacisk na wielojęzyczne wykształcenie księcia, to musiała mieć ku temu twarde podstawy. W przeciwnym razie pochwała zostałaby odczytana nad Wisłą jako kiepski żart lub nawet – otwarta zniewaga.
Zajęcia niegodne króla
Nic nie wskazuje na to, by król potrafił pisać w jakimkolwiek alfabecie. Ta sztuka była nad wyraz rzadka: w średniowieczu na dziesięć osób obeznanych z czytaniem tylko jedna była zdolna samodzielnie stawiać znaki. Nic zresztą dziwnego, bo pisanie uważano za rzemiosło, a więc rzecz niegodną władcy czy arystokraty.
Prestiż przynosiła przede wszystkim umiejętność wprawnego chwalenia Boga i właśnie na to położyła nacisk Matylda. Wiemy, że Mieszko nie tyle mówił, co przede wszystkim modlił się na sposoby miłe Wszechmogącemu. Nie tylko po łacinie – na wzór innych władców Zachodu – ale też w języku Imperium Bizantyjskiego. Wybór tego drugiego nie był żadną fanaberią.
Jak podkreślała chociażby Brygida Kürbis, w Europie X wieku panowała prawdziwa moda na grekę. Zapoczątkowała ją pochodząca ze wschodu regentka Teofano, która przez ponad dekadę rządziła niemieckim cesarstwem w imieniu swojego małoletniego syna, Ottona III.
Na wzór samego cesarza
Za jej czasów w całym imperium zaczęły powstawać wpływowe klasztory promujące kulturę Bizancjum i propagujące jego język. Ważne ośrodki twórczości greckiej funkcjonowały między innymi w Reichenau, Kolonii, Leodium, Dijon, Gone i Toul. Kolejny cesarz też, rzecz jasna, posługiwał się biegle językiem, który wyssał z mlekiem matki.
Ucząc się greki Mieszko wzorował się na samym imperatorze. To była donośna deklaracja. Król na własnym przykładzie pokazywał, że Piastowie nie są już żadnymi dzikusami, ale pełnoprawnymi uczestnikami europejskiej kultury. List Matyldy dowodzi, że cel propagandowy został osiągnięty. Nie ma też żadnych wątpliwości co do tego, że władca działał z pełnym rozmysłem.
Wszystko wskazuje na to, że z greką zaznajomił się już jako dorosły mężczyzna, poświęcając czas w przerwach między wyprawami zbrojnymi i obowiązkami najbliższego współpracownika ojca.
Więzień do zadań specjalnych
Pomysł musiał się zrodzić niedługo po słynnej wyprawie na Kijów w 1018 roku. Ruskie kroniki podają, że Chrobry zabrał ze sobą do Polski kawalkadę jeńców. Wyjechał z nim także – i to z własnej woli – pewien człowiek posiadający wprost idealne predyspozycje do bycia dworskim tutorem. A nawet cennym doradcą w zakresie zakulisowych gier politycznych.
Mowa o Anastazym Korsunianinie. Wysoko postawionym dygnitarzu ruskiej Cerkwi i dawnym bizantyjskim szpiegu. Nikt nie mógł się nadawać lepiej do poszerzania horyzontów przyszłego władcy.
Hojny propagandzista
Także inne komplementy z listu księżnej Matyldy były oparte na twardych podstawach. Autorka podkreślała niezwykłą hojność króla na rzecz Kościoła. W istocie, Mieszko był darczyńcą przynajmniej dwóch niemieckich instytucji modlitewnych. Obydwu przekazał dary prawdopodobnie jeszcze zanim w ogóle zasiadł na tronie.
Mowa o klasztorze św. Michała pod Bambergiem (książę ofiarował mu drogocenne tkaniny i okrycia przeznaczone dla chłopców służących do mszy, a także znaczną sumę pieniędzy) oraz katedrze merseburskiej (donacja w nieznanej formie, która skutkowała wpisaniem Mieszka do miejscowego nekrologu).
Wiadomo też, że Bolesławowic dbał o wykształcenie własnego syna – informację o odesłaniu Kazimierza na naukę odnotowano nawet w dworskim roczniku. Prestiż władcy podnosiło jeszcze jego małżeństwo z Rychezą Lotaryńską czyli cesarską siostrzenicą. Wszystkie te fakty miały donośnie znaczenie.
W 1025 roku to nie krwiożerczy, nieustępliwy i mściwy Bolesław Chrobry uchodził w Europie za prawdziwie wybitnego władcę, ale jego następca. Żaden inny Piast we wczesnym średniowieczu nie miał równie dobrej prasy na początku swojego panowania, co Mieszko II. Żaden też tak szybko nie roztrwonił całego swojego politycznego kapitału.
***
Masz dość przypudrowanej i ugrzecznionej historii początków Polski? My też. Kamil Janicki przedstawia wersję wydarzeń do bólu prawdziwą. Masowe zbrodnie, handel niewolnikami, realia życia poza granicami cywilizacji i brutalne rozgrywki wczesnośredniowiecznych dworów. Oto fascynująca opowieść o bezwzględnych, ambitnych i żądnych władzy żonach pierwszych Piastów. I o państwie, w którego budowie brały udział.
Źródła:
Artykuł powstał w oparciu o literaturę i materiały zebrane przez autora podczas prac nad książką „Żelazne damy. Kobiety, które zbudowały Polskę”oraz jej właśnie powstającą kontynuacją: „Damami ze skazą”. Dowiedz się więcej klikając TUTAJ.
Poniżej kilka wybranych pozycji bibliograficznych:
- B. Bolz, Księga obrzędów dla króla Mieszka II (ok. 1025), „Studia Źródłoznawcze”, t. XXVIII (1983).
- D. Borawska, Piśmiennictwo i nauczanie [w:] Polska pierwszych Piastów pod red. T. Manteuffla, Warszawa 1968.
- J. Dowiat, Kształcenie umysłowe synów książęcych i możnowładczych w Polsce i niektórych krajach sąsiednich w X-XII w. [w:] Polska w świecie. Szkice z dziejów kultury polskiej, Warszawa 1972.
- K. Dróżdż, O wykształceniu i rzekomym mnichostwie Kazimierza Odnowiciela [w:] Średniowiecze polskie i powszechne, t. I, pod. red. I. Panica, Katowice 1999.
- B. Kűrbis, Studia nad Kodeksem Matyldy, „Studia Źródłoznawcze”, t. XXVII (1983).
- J. Strzelczyk, Królowa Rycheza jako symbol powiązania dziejów Niemiec i Polski, „Kronika Wielkopolski”, nr 1 (1997).
- J. Strzelczyk, Otton III, Wrocław 2000.
- P. Wiszewski, Domus Bolezlai. W poszukiwaniu tradycji dynastycznej Piastów (do 1138 roku), Wrocław 2008.
KOMENTARZE (7)
W sumie ciekawe, czy Rycheza lotaryńska też znała grekę. W końcu była wnuczką wspomnianej w tekście Greczynki Teofano…
Mieszko II był wykształconym księciem i miał wszelkie zadatki na świetnego władcę, ale niestety sytuacja polityczna w Europie w okresie jego panowania ułożyła się na jego niekorzyść. Zaatakowany z trzech stron (przez Brzetysława czeskiego, Jarosława Mądrego od strony Rusi oraz zbuntowanego przyrodniego brata Bezpryma) musiał ponieść klęskę. Rycheza, wnuczka cesarska, opuściła go, wywożąc z kraju spory majątek i syna Kaźka (przyszłego Kazimierza Odnowiciela). Opuszczony, okaleczony król (Brzetysław pozbawił go męskości), złamany nieszczęściem, nie potrafił wydobyć kraju z chaosu. Chociaż w innych okolicznościach mógłby zostać wybitnym królem, widocznie zabrakło mu charyzmy ojca, ale przede wszystkim chyba zabrakło mu szczęścia. A oprócz różnych zalet, szczęście też jest potrzebne… Dlatego dziś tak mało wiemy o tym władcy…
A propos Rychezy, to w listopadzie oglądałam jej miniaturowy sarkofag w Katedrze w Kolonii (na ścianie umieszczona jest także tabliczka w języku polskim). Kilka razy również zwiedzałam ruiny zamku Tomburg w Wormersdorfie (mieszkam niedaleko), który należał do rodziców Rychezy, a ona sama mieszkała tam przez jakiś czas (o czym informuje nas tablica na murze)…
Kawalkada kojarzy się z jazdą wierzchem a był to przecież przywilej rycerstwa. Jeńców zwykle prowadzono przy koniach, przytroczonych do siodeł ich panów a co najwyżej, transportowano wozem, zebranych w jakiejś liczbie, tyle ile się w takim wehikule zdołano ich pomieścić, często zatem więc cierpiących poważne niewygody takiej podróży. Niewątpliwie bardziej cenionych jeńców, np przeznaczonych na wykup od ich możnych rodzin albo jakichś nauczycieli, np greki, traktowano dużo lepiej, mogli podróżować pojedynczo w powozie lub w małej liczbie w nim, albo nawet samodzielnie, konno a tylko pod baczną strażą. Warto pisać z zastanowieniem.
sjp PWN: kawalkada «grupa pojazdów lub jeźdźców jadących gdzieś razem»
A swoją drogą czemu nazywamy Mieszka Mieszkiem, a nie Mieczysławem?
Ponieważ w źródłach nazywany jest właśnie Mieszkiem (a ściślej rzecz ujmując fonetycznymi próbami oddania tego imienia w łacinie, jak Misica czy Mesico). Imię Mieczysław jest wymysłem XIX-wiecznych historyków, przekonanych, że Mieszko to zdrobnienie.
To przecież Bolesław wychowywał się na dworze Teofano i raczej On uczył się greki wraz z Ottonem. Mieszko zaś wprowadził tolerancję religijną gdzie poddani prócz obrządku łacińskiego mogli czcić Boga i w rycie słowiańskim, i w obrządku Bizantyjskim. To raczej o tym Pisała Matylda. Gnuśny zaś był dla tego , że nie dość gorliwie propagował jedynie słuszna doktrynę. Co wcale nie znaczy ,że greki nie znał.