Czarna magia, diabelskie harce, a nawet powroty zmarłych. Tak bawili się nasi przodkowie zanim narodziła się tradycja bali sylwestrowych. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami, jak ostatnią noc w roku spędzano w XIX wieku. Uważajcie tylko, żeby dobrej zabawy nie przypłacić życiem...
Większość dziewiętnastowiecznych Polaków obchodziła wieczór sylwestrowy w bardzo podobny sposób. O zmierzchu udawali się na nabożeństwo, po czym wracali do domów z kolędą na ustach. Zasiadali tam do uroczystej wieczerzy, niemal kopii Wigilii Świąt Bożego Narodzenia. Jednak reszta wieczoru miała już niewiele wspólnego z religijną atmosferą.
Czeka mnie staruch czy bękart?
Dziewczęta zgromadzone w największej izbie, podobnie jak w Andrzejki, rozpoczynały wróżby i czary. Do miski lub wiadra wlewały wodę, a na jej powierzchni kładły skorupki orzechów. Jeśli małe łódeczki zbliżyły się do siebie, dziewczyna miała poznać w najbliższym czasie kawalera, który ją poślubi.
O północy panny wychodziły z domów i biegły do płotu. Każda z nich chwytała kołek i szybko wracała pod strzechę. W środku oglądały zdobycze i na ich podstawie wnioskowały, jakiego znajdą męża. Przyszły partner mógł być wysoki, niski, prosty, garbaty, chudy, gruby… Jeśli któraś trafiła na spróchniały kawałek drewna, wróżono jej mężczyznę w sędziwym wieku.
Stare panny, chcąc odmienić swój los, udawały się nad niezamarznięte zbiorniki wodne. Zanurzały ręce w lodowatej wodzie i sięgały dna. W domu sprawdzały, co miały w garści. Jeśli liczba kamyczków była parzysta, to niewiasta miała rychło wyjść za mąż. W innym przypadku musiała żyć w samotności kolejny rok. Jeśli natomiast natrafiła na żywego robaka, oznaczało to, że przed następnym sylwestrem zajdzie w ciąże i urodzi bękarta, okrywając siebie i najbliższych hańbą.
Z butami w przyszłość
Znany był też zwyczaj wróżenia z rzucanego buta. Młode kobiety siadały tyłem do drzwi i rzucały przez ramię swoim obuwiem. Jeśli pantofel upadł przodem do drzwi lub wierzchem do góry, wówczas dziewczyna miała rychło opuścić dom rodzinny wychodząc za mąż.
Mężczyźni za to zakładali lewy but na prawą nogę i tak kładli się spać. Wierzono, że sny, które przyśnią się takiemu delikwentowi w tę wyjątkową noc, będą podróżą w czasie do niedalekiej przyszłości. A że młodzież męska nie stroniła od alkoholu, to potrafiły się przyśnić nawet najbardziej niedorzeczne rzeczy.
Wolisz stracić oko, czy życie?
Inni domownicy wróżyli z wosku albo ołowiu. Ciekłe substancje lano do naczynia z lodowatą wodą i z zakrzeplin odczytywano nadchodzącą przyszłość. Żeby nie było za łatwo, trzeba było to wykonać w odpowiedni sposób.
Osoba chcąca dowiedzieć się, co ją czeka, musiała miskę z wodą umieścić na swojej głowie, a druga, która lała roztopioną ciecz, winna mieć zamknięte oczy, żeby nie formować specjalnie kształtów lub figur.
Nieraz zdarzały się przy tym straszliwe wypadki, bolesne oparzenia, a nawet utrata wzroku lub oczu. Niejedna panna w wyniku takiej zabawy traciła swoje wdzięki i wywróżona przyszłość musiała być szybko modyfikowana ze względu na oszpecone lico.
Znane były również czary odprawiane ze śpiewników kościelnych i z Biblii. Księgi otwierano z zamkniętymi oczami, uprzednio oznajmiając, który wers po lewej lub prawej stronie odczytać, a następnie oddawano swe życie losowi.
Niekiedy uzyskane w ten sposób wróżby były humorystyczne, innym razem sprowadzały na nieszczęśnika blady strach. Niejeden, bardziej wierzący, wyzionął ducha czytając wersety Starego Testamentu lub Apokalipsy św. Jana.
Czy to świniobyk, czy to kotopies?
Starsi domownicy też oddawali się wiejskiej magii. Dojrzałe kobiety rozczyniały w niecce położonej na słomie specjalne ciasto bez dodatku jaj i formowały z niego figurki zwierząt domowych, które piekły aż do zarumienienia. Ciepłymi jeszcze wypiekami częstowano zwierzęta, by dobrze się chowały. Cześć z figurek pozostawiano i w ciągu roku podawano choremu bydłu jako cudowne lekarstwo na wszelakie dolegliwości.
Trzeba było jednak przy tym uważać żeby np. nie podać krowie figurki przedstawiającej świnię lub kurze podobizny konia. Taka pomyłka mogła skutkować przyjściem na świat zdeformowanego potomka lub nieznanej wcześniej nikomu hybrydy dwóch gatunków. To natomiast mogło rzucić złą klątwę na całe gospodarstwo.
Słomę spod niecki nakładano sobie na głowę jako formę magicznego kapelusza. W takim nakryciu wchodzono tyłem po drabinie na dach domu, by popatrzeć do komina. W ten sposób można było dostrzec twarze osób, po które miała w niedalekiej przyszłości zgłosić się kostucha. Jak podaje Maria Ziółkowska, w Wielbarku na Mazurach jeden dzielny kowal odważył się zajrzeć do komina, gdzie zobaczył samego siebie. Po zejściu z dachu od razu wyzionął ducha.
Z zaświatami związana była również tradycja spożywania maku. Wierzono, że w maku ukryta jest moc przenoszenia człowieka w zaświaty. Sen traktowano bowiem jako częściową śmierć, z której można było jednak powrócić do świata żywych. Użycie maku mogło też wskazywać niewidzialnego adresata z krainy zmarłych.
Wywrócić świat do góry nogami
Wraz ze zbliżaniem się północy przed domami pojawiali się młodzi mężczyźni i rozpoczynali głośne widowisko. Panowie ustawiali się w znacznej odległości od siebie i zaczynali strzelanie z bata. Domownicy w podzięce za ich niebywałą zręczność podawali im wódkę i składali najlepsze życzenia na Nowy Rok. Wierzono, że młodzieńcy zapewniali pomyślność upraw i wielkość zbiorów.
Zabawa nie kończyła się jednak wraz z ostatnim hukiem wydobytym z bata. Gdy gospodarze pokładli się już spać, młodzież rozpoczynała sylwestrowe harce i psoty. Cichaczem wynoszono bramy poza wieś, przepędzano bydło do zagrody sąsiada, a nawet umieszczano na dachach domów wozy.
O świcie taki widok budził w pierwszej chwili uśmiechy na twarzach, jednak później był przyczyną niemałych kłopotów. Tego typu zabawy często kończyły się niewyobrażalnymi stratami. Niekiedy gospodarz musiał nawet układać od nowa dach ze strzechy.
Bibliografia
- R. Landowski, Dawnych obyczajów rok cały. Między wiarą, tradycją i obrzędem, Pelpin 2000.
- A. Pruszak, O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, Warszawa 2011.
- A. Pruszak, Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Warszawa 2012.
- A. Zadrożyńska, Powtarzać czas początku. O świętowaniu dorocznych świąt w Polsce, Warszawa 1985.
- M. Ziółkowska, Szczodry wieczór szczodry dzień. Obrzędy, zwyczaje, zabawy, Warszawa 1989.
KOMENTARZE (1)
Zwyczaj wystawiania bram jest nadal dość aktualny w mojej okolicy. Do tego stopnia że często ludzie zawczasu je chowają.