Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Nawet w Wigilię Niemcy nie mówią ludzkim głosem. Boże Narodzenie w okupowanej Polsce

Z dniem 1 września 1939 roku nie odwołano nagle wszystkich świąt, a Boże Narodzenie nie zniknęło z kalendarza. Kiedy nadchodził 24 grudnia, Polacy jak dawniej wypatrywali pierwszej gwiazdki, a pod obrus wkładali sianko. Zmieniła się za to cała reszta.

Ludność polska obchodzi święta pod każdym względem niewesoło – choć ostatnie wiadomości o wypadkach wojennych dodały trochę otuchy – notował w 1942 roku Ludwik Landau, autor niezawodnej „Kroniki lat wojny i okupacji”. Dalej pisał:

Obroty na święta trochę się ożywiły; podniesione do niesłychanego poziomu ceny mięsa (100–120 zł za kg schabu, 500 zł za gęś itd.) nie wszystkich odstraszyły – ale jednak znaczna część przygotowanych na święta ilości pozostała dotąd nie sprzedana i w ostatniej chwili ceny chyba się gwałtownie załamią.

Zdaniem tego znanego ekonomisty, ale też czujnego obserwatora codziennego życia, o nastrojach najlepiej świadczyło zarzucenie tradycyjnych świątecznych życzeń. Podczas wojny nikt nie mówił: „wesołych świąt!”. To stałoby, jak wyjaśniał Landau, „w zbyt krzyczącym kontraście z rzeczywistością”.

Przyjaciołom wolno było powiedzieć co najwyżej: „spokojnych świąt”. W obliczu ciągłego strachu przed łapankami, a nawet trafieniem w łapy gestapo, były to życzenia wyjątkowo szczere.

Pierwsza wojenna Wigilia

Najtrudniej było utrzymać fason w pierwszą wojenną Wigilię – niespełna cztery miesiące od chwili, gdy zawalił się dawny świat. Na żywej tkance miast i miasteczek aż za dobrze widać było ślady niedawnych walk. Nie zasypano jeszcze wszystkich lejów po bombach, nie usunięto gruzów, a wielu poległych nie znalazło godnego miejsca pochówku. Jak pisze Władysław Bartoszewski w swoim wspomnieniu, opublikowanym przez tygodnik „Stolica” w 1957 roku, ludność myślała o nadchodzących świętach z głębokim smutkiem.

Choinka na krakowskim Rynku w czasie okupacji.

Choinka na krakowskim Rynku w czasie okupacji.

Klęska kampanii wrześniowej i coraz trudniejsze warunki bytowe odciskały piętno na nastrojach Polaków. W niezliczonych domach była to pierwsza, ale wcale nie ostatnia Wigilia z wieloma pustymi miejscami przy stole. Czary goryczy dopełniła okrutna zbrodnia Niemców. 27 grudnia 1939 roku w ramach odwetu za dwóch swoich funkcjonariuszy zabitych przez zwykłych kryminalistów zamordowali stu siedmiu mieszkańców warszawskiej dzielnicy Wawer.

Obok przygnębionych sytuacją Polaków Boże Narodzenie 1939 roku obchodzili także zwycięscy naziści. Już w połowie grudnia 1939 roku w Krakowie zaroiło się od bożonarodzeniowych akcentów. Gadzinówka „Goniec Krakowski” rozpisywała się o wzmożonym ruchu, o przekupniach z zabawkami choinkowymi, świeczkami, słodyczami i przede wszystkim z choinkami. Święta miały się odbyć jak zawsze – ale tym razem były to święta dla Aryjczyków i ku chwale Hitlera.

Mimo wszystkich przeciwności ludność okupowanego kraju nie traciła ducha. Życząc sobie nawzajem, aby kolejne święta można było obchodzić w wolnym kraju, już z początkiem grudnia zabierali się za przygotowania.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Niezbędna choinka

Bożonarodzeniowe drzewko było jednym z najważniejszych elementów budujących świąteczny nastrój. W okupacyjnych realiach jego zdobycie i przystrojenie stało się nie lada wyzwaniem. Przyszły historyk i filmowiec, Wiesław Stradomski, wspominał, że w jego rodzinnym domu choinka była o połowę mniejsza niż dawniej. W dodatku kosztowała aż kilkanaście złotych.

Obchodzenie świąt było jednym ze sposobów na zachowanie normalności. Podnosiło to na duchu i pozwalało choć na moment oderwać się od trudnej rzeczywistości.

Obchodzenie świąt było jednym ze sposobów na zachowanie normalności. Podnosiło to na duchu i pozwalało choć na moment oderwać się od trudnej rzeczywistości.

Choć był to spory wydatek, każdy starał się zdobyć drzewko albo przynajmniej pęk jedliny. Kiedy już w domu roznosił się zapach igliwia, przychodził czas na ubieranie choinki.

Tradycyjnie wieszało się na niej świeczki, kolorowe cukierki, orzechy włoskie zawinięte w sreberka po czekoladzie, gwiazdki z papieru i kolorowej bibuły, watę imitującą śnieg, anielskie włosy i oczywiście bombki. Co konkretnie zdobiło choinkę, zależało od aktualnej sytuacji materialnej rodziny, ale też od wrześniowych bombardowań. W wielu domach po delikatnych bombkach zostały tylko połamane odłamki. Marek Kolendo, który wspomagał rodzinę, handlując na czarnym rynku papierosami, po latach wspominał choinkę z roku 1941:

Niektóre zabawki i świecidełka były bardzo stare, kupione jeszcze przed urodzinami Jaśki. Część dotrwała, mimo obstrzału i zniszczenia domku w 1939 roku. Szczególnie trzy duże błyszczące kule, granatowe i zielona, zawsze wisiały na widocznych miejscach.

Pod choinką domownicy wypatrywali prezentów. W czasie wojny były to raczej praktyczne drobiazgi, które przydawały się na co dzień, niż przedmioty zbytku. Dzieci cieszyły się także ze słodyczy, których nie jadały na co dzień.

Z całej świątecznej krzątaniny największą troską było jednak wigilijne menu. Czy w zwyczajnym domu, który na co dzień był areną zmagań gospodyni z brakiem podstawowych produktów, dało się w ogóle przygotować dwanaście tradycyjnych potraw?

Tradycyjne menu tylko dla bogaczy?

Stało się to wyczynem godnym mitycznego Herkulesa i niewiele osób było w stanie mu sprostać. Polegając tylko na oficjalnych źródłach zaopatrzenia, pani domu mogła przygotować co najwyżej smutny erzac Wigilii. Dlatego niemal wszystkie gospodynie korzystały z przedświątecznej oferty czarnorynkowej.

Kiedy Polacy obracali w rękach każdy grosz przed jego wydaniem, Niemcy nie mieli żadnych skrupułów i radośnie świętowali Boże Narodzenie.

Kiedy Polacy obracali w rękach każdy grosz przed jego wydaniem, Niemcy nie mieli żadnych skrupułów i radośnie świętowali Boże Narodzenie.

Wielu standardowych pozycji wigilijnego menu nie sposób było dostać. Śledzi nie ma, a karp i szczupak są absurdalnie drogie? Żaden problem. Rybę faszerowaną można w końcu zrobić i bez ryby. Da się ją przyrządzić na przykład z gotowanej soi, ewentualnie z jajek. Kiedy już udało się dostać rybę, najczęściej były to stynki – maleńkie, zaledwie kilkucentymetrowe rybki, obecnie prawie niespotykane w sprzedaży. Środek zimy to akurat sezon ich połowu.

Na wielu stołach wigilijnych królował barszcz. Tę postną zupę łatwo i tanio można przygotować w warunkach domowych. Wystarczy nastawić odpowiednio wcześniej zakwas i w Wigilię tylko ugotować zupę. Jednak to nie barszcz zapychał brzuchy Polaków. Na wielkomiejskich stołach gościły podczas tej uroczystej kolacji… kartofle w różnych odmianach. Wspominał o tym w 1958 roku Władysław Bartoszewski:

Apetyt zaspokajano plackami kartoflanymi na oleju lub po prostu kartoflami z surową cebulą (witaminy!). Chude ciasto z kartkową margaryną, w którym jaja zastępowano niekiedy dynią albo proszkiem jajecznym, pełniło obowiązki świątecznego deseru.

Hans Frank przemawia na gwiazdkowym spotkaniu rządu Generalnej Guberni.

Hans Frank przemawia na gwiazdkowym spotkaniu rządu Generalnej Guberni.

Trochę lepiej było na prowincji. W małych miasteczkach, gdzie wiele było miejsc pod uprawy, łatwiej było o żywność. Także wieczerza wigilijna mogła być przeżywana w sposób tradycyjny: z dwunastoma potrawami, stołem na kilkanaście i więcej osób, głośnym śpiewaniem kolęd i zaglądaniem do obory, czy zwierzęta nie zaczną mówić ludzkim głosem. Takie święta z 1941 roku zapadły w pamięć Marii Kwiatkowskiej, młodej dziewczynie, którą wojna skazała na tułaczkę wraz z matką i młodszym bratem:

Świąteczny stół zastawiono na dwadzieścia osób, pod obrusem leżało świeże siano, a na stole dwanaście dań […]. Wysiedleńcy nic prawie nie posiadali, a gospodarze – też nie za bogaci – uczciwie dzielili się tym, co posiadali.

Były także rodziny, które z powodu niemieckich poczynań znalazły się w szczególnie trudnej sytuacji.

Kiedy na co dzień nie miały co włożyć do garnka, nikt w nich nie czekał z radością na święta i nikt nie spodziewał się ich uroczystego obchodzenia. Dotykało to w szczególności najmłodszych członków takich rodzin.

Mimo wszystko najwspanialsze Boże Narodzenie?

Czasami rodzice, którzy całymi dniami ciężko pracowali, podejmowali jeszcze wysiłek przygotowania Bożego Narodzenia w tajemnicy przed dziećmi. Takie święta często zapadały w pamięć do końca życia. Jedne z nich opisała Anna Rosel-Kicińska.

Boże Narodzenie w rodzinie wysiedleńców z Wielkopolski. Boże Narodzenie w rodzinie wysiedleńców z Wielkopolski. (zdjęcie znajduje się w zbiorach pana Piotra Balcera.

Boże Narodzenie w rodzinie wysiedleńców z Wielkopolski. Boże Narodzenie w rodzinie wysiedleńców z Wielkopolski. (zdjęcie znajduje się w zbiorach pana Piotra Balcera.

Jako mała dziewczynka została wraz z rodzicami wyrzucona z gospodarstwa położonego na nowym terytorium Rzeszy. Zimą 1940 roku, tuż przed świętami, przesiedlono jej rodzinę do marnej izdebki w lasach Lubelszczyzny. W oczy bardzo szybko zajrzał im głód. We wspomnieniach wydanych przez fundację „Moje Wojenne Dzieciństwo” Rosel-Kicińska zanotowała:

Zbliżały się kolejne okupacyjne święta Bożego Narodzenia. My, dzieci, chodziłyśmy smutne. Wiedziałyśmy, że nie mamy na co liczyć. W przeddzień wigilii rodzice wcześnie położyli nas spać, a sami siedzieli jeszcze przy stole. Zasnęłam, ale obudził mnie jakiś szelest. Paliło się światło lampki.

Zobaczyłam wtedy, że tata po cichu oprawiał choinkę, ustawiał ją na stołeczku w rogu naszej izdebki. Mama szybko, jak zwykle, kleiła z kolorowego papieru długie, długie łańcuchy i ubierała nimi choinkę. Wieszała na niej malutkie jabłuszka. Będziemy mieli Święta – pomyślałam i szczęśliwa usnęłam.

Według Anny Rosel-Kicińskiej to były mimo wszystko najpiękniejsze święta w jej życiu. Bożonarodzeniowa magia polegała nie na uginającym się od jadła stole, obfitości skarbów pod choinką i mnóstwie lampek na niej. Dzięki świętom Polacy odrywali myśli od wojennej codzienności i celebrowali czas spędzany z rodziną.

Jedna rzecz była w tych wojennych Wigiliach zdecydowanie inna niż dawniej. Pasterka. Niemcy w okupowanym kraju wprowadzili godzinę policyjną. Kto przebywał na drogach i ulicach w czasie jej obowiązywania bez odpowiedniego zezwolenia, ryzykował życiem. Jak Polacy godzili te obostrzenia z tradycyjną mszą pasterską? I na to znalazł się sposób. Liturgię przesunięto na wczesny ranek. Dlatego w wielu domach, zwłaszcza tych, w których do stołu zasiadało więcej osób, biesiadowano, kolędowano i politykowano do świtu. Kiedy zegar wybijał właściwą godzinę, towarzystwo ruszało do kościoła. Po pasterce wszyscy rozjeżdżali się do swoich domów i kładli się spać po bardzo długiej nocy.

***

„Okupacja od Kuchni” to poruszająca opowieść o czasach, w których za nielegalne świniobicie można było trafić do Auschwitz, warzywa hodowano w podwórkach kamienic, a zużytymi fusami handlowano na czarnym rynku. To także niezwykła książka kucharska: pełna oryginalnych przepisów i praktycznych porad z lat 1939-1945. Polecamy!

Zobacz również

Zimna wojna

Najdziwniejsze tradycyjne potrawy wigilijne

Wielkimi krokami zbliża się najbardziej uroczysta kolacja w roku. Już niedługo połamiemy się opłatkiem i zasiądziemy do elegancko nakrytych stołów, a na nich będzie czekało...

23 grudnia 2018 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

Boże narodzenie w przedwojennej Polsce. Jak wtedy przygotowywano się do świąt?

Z radia atakuje nas świąteczna muzyka, a gdziekolwiek się nie obejrzymy szczerzą się do nas ubrane jak w reklamie coca coli Mikołaje. Zanim jednak wpadniemy...

21 grudnia 2018 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

Od kiedy w Polsce jada się karpia na Wigilię?

W szczycie przedświątecznej gorączki zewsząd atakują nas reklamy z barszczem, choinką i karpiem, który urasta niemal do rangi symbolu Gwiazdki. Tymczasem, wbrew temu, co próbują...

18 grudnia 2018 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Druga wojna światowa

Co Polacy jedli na Wigilię w czasie okupacji?

Stół bez karpia. Kutia bez miodu. I ryby... po żydowsku. W trudnych latach wojny nie można było liczyć na dwanaście wigilijnych potraw. Ale nasze (pra)babcie...

21 grudnia 2016 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Druga wojna światowa

Sylwester pod lufami hitlerowców. Jak świętowano Nowy Rok w okupowanej Polsce?

Szampan się chłodzi, kuchnię wypełniają aromaty imprezowych przysmaków, a wszyscy szykują się na powitanie Nowego Roku. W okupowanej Polsce można było o tym tylko pomarzyć....

31 grudnia 2015 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Dwudziestolecie międzywojenne

Parszywe elfy Hitlera. Naziści sami dawali sobie prezenty

Nie jesteś zadowolony z tego, co znalazłeś pod choinką? Na przyszłość możesz pójść w ślady Heinricha Himmlera. Gdy jemu nie spodobały się fakty na temat...

26 grudnia 2015 | Autorzy: Grzegorz Antosik

KOMENTARZE (16)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zouave

Ja zamiast słowa „Wysiedleni” z Wielkopolski użyłbym słowa „Wypędzeni”. Żeby wszyscy wiedzieli, kto został wypędzony.

    Anonim

    Jak najbardziej słuszna uwaga. Zdecydowanie należało napisać o wypedzeniach Polaków.

Anonim

Pani Aleksandro. przedswiąteczny cios poniżej pasa. Niemcy mówią ludzkim głosem, w Polsce po IIWŚ zostało ich i potomków całkiem sporo i prosiłbym o nie stawianie w jednym szeregu nazistów z normalnymi obywatelami pochodzenia niemieckiego. Czyżby Wasz portal poddawał się jedynie „słusznej” opcji politycznej w Polsce. Proszę wybaczyć mój sarkazm, moja mama była niemką a dziadek w czasie okupacji uratował wielu polaków od represji, pomijając treść artykułu sam tytuł jest dla mnie dość bolesny.

    Anonim

    Zawsze się znajdzie ktoś z bólem du*y.Ja też mam niemieckie korzenie,ale bądźmy szczerzy – Niemcy na Polskich ziemiach bardzo chętnie współpracowali z nazistami.Można więc śmiało napisać „Niemcy”.A kto ma uczciwych przodków,którzy w czasie wojny nie latali kolaborować z nazistami,tego nie powinno nic w tym artykule obrazić.

    Anonim

    Naziści byli Niemcami to Niemcy okupowali Polskę i mordowali Polaków, także nie bójmy się używać tego sformułowania w historycznych artykułach, bo za 100 lat to Polacy będą nazistami. Tak jak kolega wyżej napisał, jeżeli ktoś miał rodzinę niemiecką, która była przeciwko reżimowi Hitlera to tylko pogratulować. Dlaczego tych złych się do siebie nie przypisuje? Nigdy nie słyszałem, aby np. ktoś ubiegał się o to, by sarmatów, czy powstańców, białych i czerwonych nie nazywać polakami

    Anonim

    Naziści =Niemcy. Bezmiar zbrodni tych bydląt na Polakach to fakt, a z faktami się nie dyskutuje.

    Polak

    To nie naziści napadli Polskę i mordowali Polaków. To byli Niemcy, to jest ich niechlubne dzieło, które teraz chcą zrzucić na nieznanych nazistów, zrzec się odpowiedzialności za wojnę i ludzkie tragedie. Ja nigdy nie zapomnę, że to Niemcy doprowadzili do wojny i zniszczyli mój kraj. Zresztą nie boje sie powiedzieć, że także Ruscy nas mordowali i Ukraińcy, nie tylko od 43 do 46. Także w 39 Ukraińcy się wykazali przy „wyzwalaniu” Kresów.

    piotr gasior

    to nie czytaj jak ci nie pasuje.Niemny to najogorsze zło i bydło Europy i świata

    ola22

    Naziści byli Niemcami i wszyscy Niemcy popierali nazistów.

      Anonim

      Nawet lepiej ja na przykład mam w przodkach kilku nazistów i nie wstydzę się tego.

sjszewczak

Wawer częścią Warszawy stał się dopiero w 1951 r.

Andrzej

Podpis pod zdjęciem: „Kiedy Polacy obracali w rękach każdy grosz przed jego wydaniem, Niemcy nie mieli żadnych skrupułów i radośnie świętowali Boże Narodzenie.”

Co w tym niezwykłego? Przecież obecnie jest tak samo, tylko Niemców zastąpili ci Polacy którzy stali się beneficjentami ostatnich przemian. Pozostali nadal obracają w rękach każdy grosz przed jego wydaniem. Czy wyżeracze ośmiorniczek mają jakiekolwiek skrupuły w radosnym obchodzeniu świąt?!

Walles.uk

polacy obecnie zyja we wlasnym kraju na poziomie egzystencjonalnym zwierzat.to ze jeszcze zyja moga zawdzieczac otwartym jeszcze rynkom pracy i otwartym jeszcze granicom.ale to pasozytnictwo i jawne kryminalne szabrownictwo uprawiane na zachodzie Europy,przez miliony polakow, trwajace od dziesiecioeci, szczegolnie zas od 2004r sie konczy.co stalo by sie gdyby natychmiast zamknieto granice dla motlochu z polski ? tego nietrudno sie domyslic.polskie postkomunistyczne bandyckie rzady,we wspolpracy z wielebnymi w czarnych sukienkach zgotowali polaczkom 70 lat po II wojnie swiatowej holokaust,upadlajacy,obdzierajacy z czlowieczenstwa,gorszy od jakiegokolwiek przedtem. polacy we wlasnym kraju nie maja warunkow do zycia, i jak np tu w Angli zrobiliby wszytko, zeby do polskiego piekla nie musieli wracac.powrot do polskiej beznadziei budzi jedynie obrzydzenie.

Henryk

Dziw ze jeszcz 75lat temu niemcy nas mordowali jak jakies zwierzeta na uboj a teraz w „cywilizowanym” swiecie wszystko jest ok i o ironio znowu nami rzadza i dyktuja warunki, gdzie tu sprawiedliwosc? Mamy wszystko zapomniec? Co z tymi wszystkimi ludzmi ktorzy przeszli pieklo, patrzyli na cierpienia najblizszych, rozstawali sie z dziecmi wiedzac ze nigdy ich nie zobacza..to jest nie do opisania a co dopiero do przezycia. Ja mam teraz byc politycznie poprawny i zapomniec, nie mowic. Narod niemiecki zasluguje na zaoranie, patrzac na historie, oni maja jakis pierwiastek, uspiony, ktory wzmocniony lub wy udzony znowu sprowadzi tragedie. Niestety to nasi sasiedzi i znowu dostaniemy najbardziej.

    HenZing

    Mówiąc „zaoranie” masz na myśli „ostateczne rozwiązanie kwestii niemieckiej”?

Pablo

Jeszcze trochę i też wprowadzą godzinę policyjna a do tego zakaz świąt. Będzie gorzej niż za okupacji.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.