Polacy wiele rzeczy puszczą koło uszu, niezależnie czy zgadzają się z danym rządem czy nie. Świat nie zawsze jest równie wyrozumiały. Zgadujemy, że nowy minister spraw zagranicznych niejedną decyzję władz będzie musiał tłumaczyć naszym przyjaciołom z innych krajów. Chętnie mu pomożemy.
Na co dzień mało kto zajmuje się śledzeniem spotkań na szczycie, czy kolejnych wizyt zagranicznych delegacji. Kiedy jednak jakiemuś politykowi zdarzy się drobna wpadka, czy bardziej spektakularna gafa, odruchowo nadstawiamy ucha.
Dla nowego ministra ku przestrodze mamy kilka przykładów z życia (a konkretnie: z polskiej historii) wziętych. I pałamy szczerą nadzieję, że jemu uda się uniknąć podobnych błędów!
Wyszkól porządnie swoją kadrę
Jedną z pierwszych rzeczy, za jakie latem 1945 roku zabrało się nowe Ministerstwo Spraw Zagranicznych, było szkolenie własnych kadr. Dawny korpus dyplomatyczny Polski (podporządkowany rządowi na emigracji) nie zamierzał współpracować z komunistycznym rządem nad Wisłą, a placówki należało przecież kimś obsadzić.
Przy ministerstwie zaczęła od września funkcjonować Szkoła Konsularno-Dyplomatyczna, w której pierwszym kursie uczestniczyło 45 osób. Autorzy „Historii dyplomacji polskiej X-XX w.” wśród obowiązkowych przedmiotów oprócz języka obcego wymieniają między innymi prawo cywilne, handlowe i morskie, historię Polski XIX i XX wieku i geografię polityczną.
Kurs kończył się trudnym egzaminem, którego wielu uczestników za żadne skarby świata nie potrafiło zdać. Nowemu ministrowi podpowiadamy – dobrze jest dbać o właściwy dobór kadry, by uniknąć wpadek wynikających z braku wiedzy. W końcu jego personel nie może być gorszy od tego wyszkolonego w tych słusznie minionych czasach.
Zadbaj o wygląd placówek
Kolejne doniesienia prasowe straszną nas ogromną dziurą budżetową. Cóż, najjaśniejsza Rzeczpospolita nie opływa w dostatki. Wiadomo, wszędzie szuka się oszczędności, choć nie wszędzie warto. To, jak wygląda ambasada naszego kraju jest jego wizytówką.
Po latach nad stanem swojej placówki zaraz po jej przejęciu ubolewał we wspomnieniach Stanisław Ciosek, ambasador RP w Moskwie od 1989 roku. Kiedy po nominacji dotarł na miejsce zastał obraz nędzy i rozpaczy.
Meble pochodziły z lat siedemdziesiątych i jak ambasador pisał wprost w książce „Wspomnienia (niekoniecznie) dyplomatyczne”:
Były wytarte, wysłużone, zaniedbane. Chwiejące się stoły, prześcieradła zamiast obrusów. W kuchni głównie termosy na bigos, w magazynie z alkoholem tylko i wyłącznie wódka.
Tak wyglądała wizytówka Polski w stolicy „bratniego narodu”. Odwiedzającemu inne ambasady Cioskowi było zwyczajnie wstyd.
Poza czerwienieniem się po cebulki włosów mógł zrobić niewiele – obowiązywał go system centralnego zaopatrywania i nawet na zakup kompletu szklanek musiał mieć zgodę. Jak nic, Józef Beck przewracał się wtedy w grobie. Nowemu szefowi MSZ podpowiadamy – nie tędy droga.
Pamiętaj o dobrych manierach przy stole
Jednym z zadań dyplomatów i prominentnych polityków reprezentujących kraj poza granicami jest uczestnictwo w oficjalnych galach, koktajlach i kolacjach. W tych sytuacjach jedną z rzeczy kluczowych jest odpowiednie zachowanie się przy stole. Ten punkt stanowił nie lada wyzwanie dla przywódców Polski Ludowej na „gościnnych występach”.
W ambasadach państw zachodnich serwowano bardzo eleganckie posiłki, a w skład nakryć wchodziło na przykład kilka rodzajów widelców i noży.
Polskie elity, które wybiły się na szczyty na fali rewolucji robotniczo-chłopskiej, z powodzeniem zwalczały wrogów socjalizmu, jednak z odróżnieniem widelca do ryb, od tego do mięs miały problem. Ten brak obycia stał się źródłem rozlicznych gaf, z których wręcz legendarną jest wpadka towarzysza „Wiesława”.
Władysław Gomułka pochodził z prostej rodziny. Swoją edukację szkolną zakończył w wieku 12 lat, a z zawodu był ślusarzem. Już jako I sekretarz KC PZPR musiał często pełnić funkcje reprezentacyjne. Pewnego razu gościł na przyjęciu w ambasadzie francuskiej.
Jednym z podanych podczas uroczystego posiłku dań były owoce morza. Ze względu na to, że często przy ich jedzeniu należy pomóc sobie palcami, na których pozostaje potem sos i zapach, razem z nimi podaje się zwykle niewielkie naczynie z wodą z plasterkami cytryny do umycia rąk.
Gomułka, który cytrynę znał jako dodatek do herbaty, uznał zawartość miseczki za napój i zwyczajnie ją wypił, wywołując tym samym konsternację. Niezrażeni sąsiedzi przy stole wytłumaczyli mu właściwe przeznaczenie wody z plasterkami cytryny.
Pierwszy sekretarz tak bardzo wziął sobie do serca tę informację, że gdy po koniec przyjęcia podano poncz z pływającymi plasterkami owoców, oczywiście… umył w nim ręce.
Szefowi MSZ-etu radzimy, z sympatią i uszanowaniem, by uważał, gdzie wkłada ręce. Błędy zdarzają się nawet najlepszym.
Uważaj by nie zmorzył Cię sen
Polska może się poszczycić wieloma wspaniałymi kompozytorami, jednak nie każdy polityk i dyplomata jest miłośnikiem muzyki poważnej.
Choć w dobrym tonie jest organizowanie jakże eleganckich recitali dla zagranicznych gości, trzeba przy tym mocno uważać.
Jeśli serce nie rozpływa się przy dźwiękach sonat, a mózg nie odtwarza w pamięci skomplikowanych partytur, lepiej na wszelki wypadek wspomóc się mocną kawą, albo i trzema w razie potrzeby. Ewentualnie można zadbać o obecność osoby, która będzie szturchać w razie potrzeby.
Zapomniał o tym Bronisław Komorowski, który w 2014 roku gościł wraz z małżonką parę książęcą z Luksemburga. Z tej okazji w Pomarańczarni w Łazienkach Królewskich odbył się koncert muzyki Fryderyka Chopina.
Prezydent w trakcie zaczął najzwyczajniej w świecie przysypiać. Na szczęście na ratunek przyszła mu pierwsza dama i w strategicznych momentach dawała mu dyskretnie znaki.
Rada jest bardzo prosta. Panie ministrze – rano proszę wkładać do teczki red bulla!
Pamiętaj z kim właściwie dyskutujesz
Kwestia wywieszania flag zagranicznych gości może być dość śliska. Kiedy nagle okazuje się, że ktoś pokręcił kolory, zwykle jest już za późno, by uratować sytuację. Przekonała się o tym boleśnie Anna Fotyga, minister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i Kazimierza Marcinkiewicza.
W 2006 roku w Warszawie Fotyga przyjmowała swojego rosyjskiego kolegę, Siergieja Ławrowa. Gdy gość zjawił się przed pałacykiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych przy ulicy Foksal, nad jego głową zamiast flagi rosyjskiej, na wietrze łopotała… czeska. Jak pisze Łukasz Walewski w książce „Przywitaj się z królową. Gafy, wpadki, faux pas i inne historie”:
[…] choć blamaż próbowali w ekspresowym tempie naprawiać pracownicy MSZ, wywieszając właściwe flagi, było już za późno.
Ławrow zachował dobrą minę do złej gry, za to rzecznik prasowy resortu zapowiadał, że za tę wpadkę polecą głowy.
Uważaj na miejscową kuchnię
W 1996 roku ówczesny wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko wybrał się do Turkmenistanu z ramienia polskiego rządu, a jednocześnie Banku Światowego.
Towarzyszył mu, jako przewodnik w kraju bloku wschodniego, między innymi Stanisław Ciosek, ambasador polski w Moskwie. Jak zanotował w swych wspomnieniach ambasador:
Pewnego dnia podczas wędrówki po mieście zastała nas pora obiadowa.
– Idziemy do hotelu, tam serwują przyzwoite jedzenie – stwierdziłem.
Ale Grzegorz Kołodko, który bywa apodyktyczny wobec otocznia, oświadczył, że nigdzie nie wracamy, tylko jemy w pobliżu, i to koniecznie coś miejscowego.
– Będzie problem – ostrzegłem.
Wybrana przez ministra lokalna knajpka raczej nie znalazłaby się w przewodniku Michelin. Zanim szacowni goście weszli do środka, najpierw trzeba było wygonić z niej muchy i to przy użyciu gałęzi.
Zero alkoholu!
Zaznajomiony z realiami Ciosek oprócz lokalnych rarytasów zamówił setkę wódki, radzą współbiesiadnikom to samo. Wolał dla pewności „odkazić” jedzenie. Tymczasem Kołodko, jako niepijący i nielubiący spożywania alkoholu w swoim otoczeniu, autorytarnie zabronił wódki.
Ambasador, który jako jedyny mu nie podlegał, nie miał zamiaru słuchać. Reszta biesiadników… solidnie odchorowała polecenie przełożonego. Potężne zatrucie nie oszczędziło i samego Kołodki, który jednak nie poprosił później Cioska o kurowanie. Dyplomata skomentował to dowcipnie po latach:
Najwyraźniej zwalczał chorobę apodyktycznością, nawet w miarę skutecznie. Ale i tak odcierpiał swoje.
Jaka nauka wynika z tego zdarzenia dla nowego ministra? Po pierwsze, w krajach nieco bardziej egzotycznych należy bardzo uważać na miejscową kuchnię, a zabranie na wszelki wypadek lekarstw pomocnych przy sensacjach żołądkowych nigdy nie jest złym pomysłem. W końcu dyplomata, który siedzi w toalecie, a nie na obradach, wiele nie zdziała. Po drugie, niektórych zasad nie należy się ślepo trzymać i czasem warto zamiast tego posłuchać człowieka bardziej doświadczonego!
Mamy nadzieję, że nasze krótkie zestawienie wtop i blamaży polityków i dyplomatów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej przygotowane specjalnie dla nowego pana ministra pozwoli mu uniknąć ich potknięć. Chociaż… kto wie? W końcu historia lubi się powtarzać.
Źródła:
- Stanisław Ciosek, Wspomnienia (niekoniecznie) dyplomatyczne. Opowiastki z Polski i Rosji, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
- Historia dyplomacji od 1945 r., pod red. Anatolija A. Gromyki, Książka i Wiedza, Warszawa 1986.
- Historia dyplomacji polskiej X-XX w., pod red. Gerarda Labudy i Waldemara Michowicza, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2002
- Łukasz Walewski, Przywitaj się z królową. Gafy, wpadki, faux pas i inne historie, SQN, Kraków 2015.
KOMENTARZE (1)
Wybrane komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1187743617920962
Marcin S.:
Ktoś kto wymaga tłumaczenia się nie jest przyjacielem. Przyjaciel rozumie i nie trzeba się mu z niczego tłumaczyć.
Kamil Janicki:
Takich wyrozumiałych przyjaciół to w polityce, a już tym bardziej dyplomacji nie ma. W ogóle przyjaciół nie ma, to tylko taki eufemizm
Natalia C.:
W polityce nie ma przyjaźni. Są interesy