Ich żywiołem była wojna. Pochody i bitwy, ale nade wszystko napady na miasta i wsie nieprzyjaciela. To one dostarczały tego, czego lisowczycy pragnęli najbardziej – łupów! Pozostawały po nich tylko zgliszcza spalonych chałup, płacz, strach i nienawiść.
Pewnej pogodnej nocy, gdzieś na rosyjskim stepie, sen mieszkańców chutoru przerwało dudnienie kopyt po suchej ziemi i blask płonących pochodni. Nim ktokolwiek zrozumiał co się dzieje, w wąską uliczkę, między rzędy chałup, wpadł oddział jeźdźców. Rumor uczynił się większy, krzyki, groźby i łkania kobiet wypełniły tą spokojną dotąd okolicę. Chaos rzezi wyrywał ze snu coraz więcej mieszkańców, którzy z przerażeniem w oczach ginęli od razów polskich szabel; wreszcie strzechy rozbłysły kolorowym płomieniem oświetlając krwawe igrzysko…
Rankiem, gdy pierwsze promienie słońca wychynęły zza horyzontu z chutoru pozostały czarne zgliszcza dopalających się chałup. Na bitej drodze leżały trupy mężczyzn, kobiet i dzieci. Gdzieś zaskomlał pies, gdzieś czarne ptactwo krakaniem zwoływało na żer… Ci, którym udało się przeżyć opuścili okolicę, a wraz z nimi szedł strach przed lisowczykami.
Lisowczycy – tatarska szkoła wojowania
Kiedy skromny szlachcic Aleksander Lisowski w 1607 zapukał po raz pierwszy do kwatery Dymitra, nikt zapewne nie przypuszczał, że przed samozwańczym carem stoi człowiek, którym matki będą straszyć rosyjskie dzieci jeszcze w sto lat po rosyjskiej wojnie domowej.
Kariera Aleksandra Józefa Lisowskiego zaczęła się dobre parę lat wcześniej. Już u schyłku XVI wieku wraz z innymi Polakami wstąpił na służbę do hospodara mołdawskiego Michała Walecznego. Tam po raz pierwszy spotkał się z tatarską szkołą wojowania i poznał reguły wojny podjazdowej oraz cenione przez Tatarów szybkie i niespodziewane zagony na ziemie nieprzyjaciela. To, czego nauczył się na Multanach, miało mu się przydać w przyszłości. Lisowski bowiem szybko pojął tatarską szkołę wojowania i, zdaniem niektórych historyków, doprowadził ją do perfekcji.
Lisie dziedzictwo
Na reputację postrachu rosyjskich dzieci, lisowczycy pracował rzetelnie. U progu swego pobytu w Rosji na rozkaz Dymitra zebrał oddział Kozaków Dońskich i wraz z nimi rozpoczął krwawe żniwa. Sukces szedł jego śladem. Pokonał oddziały cara Wasyla Szujskiego dowodzone przez Chowańskiego i Lapunowa, a nawet zdobył Kołomnę.
Szczęście opuściło zagończyka i jego zabijaków dopiero w bitwie przy Niedźwiedzim Brodzie w 1608 roku. Pobity, ale nie rozproszony oddział lekkiej jazdy wycofał się do Tuszyna, gdzie stał Dymitr. Szalbierz (jak nazywano Dymitra) pochwalił Lisowskiego i dał mu nowe zadanie. Tym razem wspólnie ze starostą uświackim Janem Sapiehą miał opanować klasztor Troicko-Sergiejewski.
Lisowski i Sapieha z zapałem przystąpili do nowego zadania, licząc na szybki i spektakularny sukces. Tymczasem oblężenie dłużyło się i nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Sapieha to ostrzeliwał, to szturmował klasztor, a Lisowski, któremu przykrzyło się pod twierdzą grasował po ziemi suzdalskiej i włodzimierskiej, łupiąc i paląc. Zapędził się nawet na Powołże, dotarł do Jarosławia po drodze zdobywając Kostromę i Galicz.
Mijały kolejne miesiące służby, lisowczycy się wykruszali, a ich miejsce zajmowali nowi, których kusiło złoto i sława. Nadszedł jednak rok 1609, a do wojny z Rosją, będącej dotąd prywatną awanturą grupy magnatów, włączyła się oficjalnie Rzeczpospolita i król Zygmunt III. Polacy podziękowali Dymitrowi za służbę i wrócili do kraju. Wraz z nimi poszedł Aleksander Lisowski.
Osiadł wówczas w zamku zawołockim nad samą granicą rosyjską. Nie zaprzestał jednak wojennych wypadów. Organizował je dalej, łupiąc i paląc pograniczne okolice. Na tym zbójeckim procederze zeszły mu dwa lata. W 1611 roku sejm zdjął banicję z Lisowskiego i powołał go do służby królewskiej.
Hetman Jan Karol Chodkiewicz przyjął go pod swój znak, zaznaczając jednak, że służy za darmo, wolno mu jednak łupić kraj nieprzyjaciela. To Lisowskiemu dowódcy lekkiej jazdy odpowiadało. Przyzwyczaił się do takiej służby, w której łatwiej było o grosz niż na żołdzie Rzeczypospolitej.
Lisowczycy – rozbójnicy Jego Królewskiej Mości
Rozpoczęły się teraz dla Aleksandra Józefa Lisowskiego tygodnie ciężkiej pracy werbunkowej. Wyszukiwał ludzi odważnych ale i niepokornych, gotowych w każdej chwili do poświęceń, ale łasych na łup i bezlitosnych – słowem zabijaków na wzór Kmicicowej kompanii. W rozległej Rzeczypospolitej pod rządami Zygmunta III Wazy znalazł takich wielu. Werbowanych przez siebie harcowników zachęcał do służby następującymi słowy:
Orężem waszym będzie szabla i rusznica, łuk z sajdakiem, rohatyna, koń lekki i wytrwały, ani wozów, ani taborów, ani ciurów nie ścierpię; wszystko nosić będziecie z sobą. […] natrzeć zuchwale, kiedy trzeba rozsypać się, zmylić ucieczkę, znów się odwrócić, nieprzyjaciela zaskoczyć, oto dzieło wasze. […] Przebiegać najodleglejsze szlaki nieprzyjacielskie, krainy palić, wsie burzyć, miasta, pędzić przed sobą trzody bydła i jeńców tysiące, nie przepuszczać nikomu, to odtąd jedynem zatrudnieniem waszem.
Ile byli warci Lisowczycy pokazała kampania 1614 roku. Lisowski nie oszczędzał swoich zabijaków, przeciwnie, od razu rzucił ich na głęboką wodę. Wraz z Andrzejem Sapiehą wyprawił się pod oblężony przez Rosjan Smoleńsk. Cichcem omijając warty przekradł się przez linie przeciwnika.
Gdzie musiał tam rozkopywał szańce, niszczył armaty i wycinał Rosjan. Tak dostał się do twierdzy przywożąc z sobą zapasy żywności i broni. Jeżeli ludzie Lisowskiego liczyli na odpoczynek w mieście, grubo się pomylili. Sielanka szybko się skończyła, gdyż rozkazano im wyruszyć w głąb Rosji.
Koniec szczęśliwej passy
Mimo że Lisowczycy w ciągu dnia pokonywali 100-150 km wymykając się nieprzyjacielowi lub niespodziewanie go atakując, wyprawa odniosła połowiczny sukces. Owszem Lisowski absorbował uwagę wojsk rosyjskich i niszczył ogniem i mieczem tereny wroga, ale i sam uległ dowodzonej przez kniazia Pożarskiego armii. Raz dał się nawet zaskoczyć rosyjskiemu podjazdowi.
Czy to ze zbytniej pewność siebie, czy zaniedbania nie wystawił warty. Nocą na śpiących lisowczyków napadli Rosjanie. Tu jednak Lisowski wykazał się talentem. Zdołał opanować panikę, zebrać oddział i pobić przeciwnika. Mimo niepowodzeń mianowano go pułkownikiem Jego Królewskiej Mości.
W styczniu następnego roku otrzymał od Chodkiewicza rozkaz zebrania nowego oddziału. Tym razem udało się zaciągnąć tylko sześciuset ludzi. Mimo to Lisowski wyruszył do Rosji na dobrze sobie znane szlaki. Znów jego śladem szły ludzkie jęki i dym palonych chałup. Podczas wyprawy 1615 roku dotarł podobno aż nad brzeg Morza Białego. Była to ostatnia jego wyprawa. W 1616 roku zginął, śmierci lisowskiego towarzyszy tajemnica. Nie widomo czy został otruty czy zamordowany. Lisowczycy zawrócili do kraju i tam przebywali przez cały 1617 i 1618 rok, łupiąc Rzeczpospolitą niczym wrogą ziemię…
Przeczytaj też koniecznie o polskiej tajemnicy sławnego obrazu Rembrandta „Lisowczyk”!
Źródła:
-
- W. Dembołęcki, Pamiętniki o Lissowczykach, czyli Przewagi Elarów Polskich (r.1619-1623), Kraków 1859.
- M. Dzieduszycki, Krótki rys dziejów Lisowczyków, Lwów 1843.
- H. Wisner, Lisowczycy, Warszawa 2004.
- W. Polak, O Kreml i Smoleńszczyznę, Toruń 1995.
KOMENTARZE (16)
Lisowski nie mogł się spotkać z Dymitren w 1607 roku, bo Dymitr został zamordowanypodczas swego ślubu z Maryną Mniszech w Moskwie w 1605 roku. Okres przełomu XIVI -XVII wieku charakteryzował się tak wielką i ważną dynamiką wydarzeń politycznych w Rzeczpospolitej związanych z przejęciem władzy przez jezuitów, że trzeba bardzo precyzyjnie operować datami tego okresu. Ortdoksyjny katolik, król Zygmunt III, nie miał początkowo władzy w Polsce, był całkowicie zależny od sejmu -Jana Zamoyskiego.Wprowadzenie 'samofinansujących się’ formacji zbrojnych, zależnych od króla, a nie od hetmana wielkiego (Zamoyskiego), było pomysłem jezuitów na wzmocnienie pozycji króla. Oczywiście struktura państwa bardzo na tym ucierpiała, bo oni rabowali nie tylko na terenach państw nieprzyjacielskich. Bardziej szczegółowo o tym okresie na mojej tablicy fb.
Jako autor powyższego komentarza (lemiod@gmail.com) zapraszam po więcej szczegułoów na swoją tablicę fb.
Szczegółów
analfabeta
@Anonim: Dymitrów było kilku, autor artykułu ma na myśli Dymitra Samozwańca II
Było dwóch Dymitrów Samozwancow, jeden po drugim.
Lisowski był zbrodniarzem wojennym i żywym przykładem na to, że jak tylko Polska nabierała siły to stosowała te same brudne i obrzydliwe zagrywki których później stała się ofiarą.
Lisowczyków do tej pory pamiętają w Rosji i skrzętnie wykorzystują ilektoć pojawia się dyskusja o tym, co Rosjanie wyrabiali w Polsce.
Tego rodzaju pragmatyzm w prowadzeniu wojny stosowały wszystkie ówczesne państwa, więc komentarz grubo przesadzony.
Jak śmiesz porównywać Lisowczyków do banderowców i essesmanów?
Takie były czasy picusiu. Kto miał miękkie serce, musiał mieć twardą d#pę.
Lisowski zbrodniarz wojenny ? A najemnicy różnej maści i narodowości ,Szwedzi ,Moskale ,Turcy ,Tatarzy ,Niemcy to anioły były ,nikogo nigdy nie zabili ,wsi nie puścili z dymem ,miast nie ograbili i nie spalili ? Ty pewnie taki „bohater ” ,który nie dostaje żołdu ,dopłacalbys do wojaczki z własnej kieszeni ? Żeby mieć co jeść i z czego żyć Lisowski ze swoimi żołnierzami był zmuszony ,zabijać ,kraść i rabować.
Bzdury człowieku piszesz, wszystkie państwa tak wojowały jak nie chciały lub nie miały interesu w zajmowaniu terenów. Zresztą poczytaj sobie co Chowański zrobił z Wilnem
Moje rodzinne miasto deukrotnie płonęło po przemarszu Lisowczyków, a jest to centrum Polski, nie jego wschodnie rubieże. Dzięki temu miasto podupadło i włączając zniszczenia pierwszo i drugowojenne zostało takim sobie niedużym miastem na prowincji.
Lisowczycy? Powinniśmy być z nich dumni. Nikt nie stworzył przed nami „sił specjalnych”. To była elita. Nie oni powinni się wstydzić za swoje warcholstwo, tylko szlachta, a zwłaszcza magnateria!!!
Grzeczni nie wygrywają wojen. Dla mnie ważne, że jako nacja w trudnych chwilach jesteśmy w stanie pokonać wroga liczniejszego i straszniejszego. Mamy fantazję, jesteśmy bitni i nie cofamy się przed niczym. Śmierć to nas się boi. Gdyby nie szlachecka zasada, że nie podbijamy innych, tylko się bronimy to w sto lat Rzeczypospolita sięgała by od jednego do drugiego oceanu. Kto by się Polakom oparł? Nie ma takich. Jako żołnierze jesteśmy niezwyciężeni. Jesteśmy inni niż wszyscy. Mimo, że nie lubimy nad sobą władzy bo Polacy to dumny naród, w kupie jesteśmy straszni. W każdym z nas dusza sarmacka, słowiańska, szlachecka. Nawet w tych co wywodzą się z chłopstwa. Od urodzenia jesteśmy szlachtą. Jesteśmy najstarszą i jedyną demokracją bo każdy z nas jest równy królom
Boszzz co za głupoty.