Magiczni pośrednicy pomiędzy światami żywych i umarłych. Koty w starożytnym Egipcie cieszyły się niezwykłym poważaniem, nie gwarantowało im to jednak spokojnego życia. Były składane w krwawych ofiarach, a po setkach lat ich mumie stały się... pożądanym preparatem do wzbogacania gleby!
Gdy słyszymy słowo „mumia”, od razu wyobrażamy sobie faraona Tutanchamona, ewentualnie filmowego upiora ścigającego Brendana Frasera. Czy wiedzieliście jednak, że Egipcjanie mumifikowali nie tylko ludzi, lecz także… koty?
Nie czynili tego wcale po to, aby pozyskiwać ze zwierzęcych mumii medykamenty, ale raczej z powodu wyjątkowo ważnej pozycji kotów w egipskiej religii. Pozycji, której uosobieniem były boginie Sechmet i Bastet. Paradoksalnie koci kult doprowadził jednak do śmierci tysięcy niewinnych zwierząt.
Hodowane by umrzeć
Najstarsze kocie mumie pochodzą z czasów XII dynastii, czyli sprzed blisko czterech tysięcy lat. Koty, podobnie jak inne święte zwierzęta czczone przez Egipcjan, uważane były za potężne symbole życia. Balsamowanie ich – i czynienie przez to podobnymi do pierwszej sakralnej mumii czyli Ozyrysa – tworzyło z nich pośredników między światami ludzi i bogów.
Był to również gest szacunku wobec tych zwierząt, ponieważ zwykle mumifikowano przede wszystkim władców i dostojników. Koty miały przekazywać modlitwy w ten sam sposób, który chrześcijanie przypisują wstawiennictwu świętych.
Magiczne atrybuty kotów w większym stopniu były jednak przekleństwem, niż błogosławieństwem. Zwierzęta przeznaczone do komunikacji między światami były hodowane wyłącznie do tej roli – a następnie składane w krwawej ofierze.
Dla wielu biedniejszych pątników hodowanie przyszłych kocich mumii było jedyną opcją złożenia ofiary, ponieważ ofiarowanie drogocennych posążków z brązu po prostu nie wchodziło w grę przy ich statusie materialnym. Jednak również bogaczom zdarzało się zlecać mumifikacje kotów – na przykład księciu Totmesowi z XVIII dynastii, który zapewnił nadto mumii piękny sarkofag. Podczas tworzenia wykwintnych kocich mumii malowano ich pyszczek na czarno, bądź też tworzono specjalne kocie maski.
Makabryczny biznes
Początkowo koty topiono, tłumacząc, że zabicie zwierzęcia posłużyć ma nie zakończeniu jego życia, a przebudzeniu i uwolnieniu go od śmierci. Jak można się jednak domyślić, szybko proceder uległ wypaczeniu. Kapłani, którzy niemało zarabiali na kocich ofiarach, nie zamierzali przejmować się za bardzo procesem hodowli – po co mieli sobie utrudniać pracę? Kotów praktycznie nie karmiono i utrzymywano przy życiu zaledwie 12, maksymalnie 24 miesiące. Potwierdzają to badania kocich mumii – niemal zawsze są to szczątki młodych zwierząt, a nawet młodziutkich kociąt.
Zabijano je łamiąc im kręgosłupy. „Gwoździem programu” była sama mumifikacja – po wyjęciu wnętrzności na ich miejsce wsypywano piasek lub inny materiał, tak by kot nie wyglądał czasem zbyt mizernie. Układano go w odpowiedniej pozycji i bandażowano, a następnie wysuszano na słońcu (balsamowanie za pomocą środków chemicznych również uważano za zbyt drogie). Tak powstał prawdziwy koci przemysł. Z czasem przestano się nawet przejmować by w kociej mumii znajdowały się właściwe szczątki kota – naukowcy odkryli w nich kości nie tylko innych zwierząt, ale nawet i ludzi!
Orientalny nawóz najwyższej klasy
Egipcjanie do czasu przyjęcia chrześcijaństwa zdołali wytworzyć ogromne ilości kocich mumii, których największe skupiska znajdowały się na cmentarzyskach w Bubastis, Dendereh, Abydos, Gizie i Sakkarze. Madeline Swan, autorka książki Historia kotów podaje, że archeolodzy trafili na tysiące kocich mumii. Tyle przetrwało do dzisiaj – w rzeczywistości dawni Egipcjanie złożyli ich w ofierze całe miliony.
Mumifikacji dokonywano nadal w czasach rzymskich, choć już z zupełnie innych przyczyn. Teraz to był element nowoczesnej techniki rolnej. Wierzono, że szczątki kotów użyźniają glebę. Antyczny historyk Pliniusz Starszy (I w. p.n.e) pisał też, że prochy tych zwierząt potrafią… niezawodnie odpędzić polne myszy od zbiorów.
Na tym historia kocich mumii wcale się nie skończyła. Jak wyjaśnia Madeline Swan: „Tradycja używania kocich mumii jako nawozu powróciła w nowej, dziwacznej formie w 1888 roku. Pewien egipski właściciel ziemski odkrył na swoich gruntach 300 tysięcy kocich mumii, z czego 80 tysięcy sprzedał Brytyjczykom po 4 funty za tonę – prochy miały użyźnić ziemie w okolicach Liverpoolu”. W efekcie nawet dzisiaj brytyjscy rolnicy znajdują na swoich polach antyczną biżuterię i liczące tysiące lat szczątki zwierząt.
Z racji mnogości mumii kilka sztuk dotarło również do Polski – można je obejrzeć w Muzeum Archeologicznym w Krakowie lub Muzeum Narodowym w Warszawie.
Jednak to nie koniec okropności, które spotykały koty z rąk naszych przodków. Kocie mumie do dziś odnajdywane są również w fundamentach wielu budynków, zwłaszcza z obszaru Wielkiej Brytanii. Być może część z nich znalazła się tam przypadkowo, jednak bardziej prawdopodobne jest, że była to swojego rodzaju ofiara – mająca sprowadzić na domostwo szczęście, odstraszyć gryzonie, a nawet oszukać złe moce (by zabrały kota zamiast ludzi).
Bibliografia:
- Bob Brier, Mumie egipskie, Warszawa 2000.
- Henk te Velde, A Few Remarks upon the Religious Significance of Animals in Ancient Egypt, „Numen”, t. 27, nr 1, s. 76-82.
- Laurence Bobis, Kot. Historia i legendy, Kraków 2008.
- Madeline Swan, Historia kotów, Kraków 2015.
- Margaret Howard, Dried cats, „Man”, t. 51, s. 149-151.
KOMENTARZE (5)
Ależ groteskowo wygląda ta mumia z British Muzeum z pierwszego zdjęcia.
Ciekawe, czy trwające tyle wieków prześladowanie kotów nie spowodowało właśnie, iż teraz często są wobec ludzi takimi gnojkami ;)
Nie, one są wredne z natury, więc się doigrały ;)
Głupi zawsze będzie glupim
E tam nawóz. Tu http://superbiznes.eu/przerazajaca-piekarnia-w-tajlandii/ jest lepszy hardzior
Fascynujące.