Polska autonomia, polskie sądy, szkoły, wyższe uczelnie, gazety i książki, polski teatr i przemysł. Gdzie? W Związku Sowieckim. Kiedy? Tuż przed tym, jak Stalin postanowił skazać wszystkich Polaków na śmierć.
W 1921 roku w bolszewickiej Rosji przyjęto nową politykę narodowościową, dzięki której wszystkie nacje zamieszkujące Kraj Rad zyskały prawo do rozwoju swojej kultury. Lenin nie uczynił tego oczywiście z dobrego serca. Celem było uspokojenie targanego wojną domową kraju i umocnienie władzy partii. Oraz przeciągnięcie na stronę bolszewików mniejszości łaskawie obdarzonych autonomią.
Polski socjalistyczny „raj”
Nowa polityka zakładała tworzenie zwartych terytorialnie republik autonomicznych, rejonów autonomicznych oraz narodowościowych rad wiejskich. W jej ramach 21 lipca 1926 roku na Wołyniu powołano do życia tzw. Marchlewszczyznę, czyli Polski Rejon Narodowy im. Juliana Marchlewskiego ze stolicą w malutkim Dołbyszu (od 1927 roku przemianowanym na Marchlewsk). Twór ten obejmował 96 wsi i miasteczek, a 40% jego terytorium stanowiły bagna, piaski i lasy. Jego ludność liczyła łącznie 40,5 tysiąca mieszkańców, w tym 70% Polaków.
Rejon miał pokazywać wyższość Kraju Rad nad kapitalistycznym polskim sąsiadem, więc hojnie go dotowano: 80–90% jego budżetu pochodziło z centralnej kasy. W samym tylko Marchlewsku postawiono elektrownię, szpital, polską szkołę siedmioletnią, pocztę, aptekę, kinoteatr, przychodnię weterynaryjną i budynki mieszkalne dla urzędników administracyjnych i partyjnych. Rozbudowano też sieć telefoniczną i uruchomiono regularne połączenie autobusowe z odległym o ok. 120 km Żytomierzem.
Chcąc stworzyć na Marchlewszczyźnie pełną strukturę społeczeństwa socjalistycznego, zainwestowano w przemysł. Powstały dwie nowe huty szkła, a dwie stare zmodernizowano. Jak to jednak bywa w gospodarce centralnie sterowanej, wysoka specjalizacja produkcji i brak linii kolejowej sprawiał, że wytwory polskich robotników często nie były nikomu do niczego potrzebne. Ale przecież nie o zyskowną produkcję chodziło Stalinowi.
Na przekór faszystom
Na Białorusi polski rejon autonomiczny utworzono dopiero w 1932 roku. Problemem było większe niż na Ukrainie rozproszenie polskiej ludności, opór stawiali też białoruscy komuniści. Ich zdaniem tutejsi katolicy byli tak naprawdę spolonizowanymi Białorusinami. I to mimo, że sami zainteresowani mieli na ten temat zupełnie inną opinię. Na początku lat 30. miejscowych działaczy partyjnych oskarżono jednak o burżuazyjny nacjonalizm i współpracę z polskim faszyzmem poprzez szerzenie waśni narodowościowych. Musieli ustąpić.
Położony przy granicy z Polską rejon kojdanowski przekształcono w Polski Rejon Narodowy i jeszcze w tym samym roku nadano mu imię Feliksa Dzierżyńskiego. Owa „Dzierżyńszczyzna” składał się z siedemnastu rad wiejskich, w tym dziewięciu polskich. Dawniej były to rady białoruskie. Ich mieszkańcy usłyszeli, że chociaż wczoraj byli jeszcze Białorusinami uratowanymi od polonizacji, dzisiaj mają stać się wzorcowymi Polakami.
W Dzierżyńszczyznę również zainwestowano olbrzymie środki. Stawiano budynki administracyjne, szkoły i kluby. Otwarto technikum hodowlane oraz szkołę pedagogiczną pod szumną nazwą Polski Kombinat Naukowy. Działalność rozpoczął Polski Objazdowy Teatr Kołchozowo-Sowchozowy. Rozwój gospodarczy wspomagała przebiegająca tędy linia kolejowa Warszawa – Moskwa. Każdy, kto ze stolicy zgniłej, burżuazyjnej Rzeczpospolitej Piłsudskiego wyruszał do stolicy państwa wyzwolonych robotników mógł z okien wagonu obserwować najprawdziwszą idyllę panującą w lepszej wersji Polski. A przynajmniej taka była teoria.
Kwitnąca polskość
W samej tylko Marchlewszczyźnie istniało 89 polskich szkół i działały 83 polskie czytelnie. Utworzono 85 punktów likwidacji analfabetyzmu, gdzie nauczano pisać i czytać po polsku. Podobnie było w Dzierżyńszczyźnie. Ale życie polskie rozwijało się również w innych miejscach, szczególnie w Leningradzie, Mińsku i Kijowie.
W 1928 roku na Ukrainie istniało w sumie 577 polskich szkół z przeszło 10 tys. uczniów, na Białorusi zaś w 138 szkołach kształciło 9 tys. dzieci. Na przełomie lat 20. i 30. liczba szkół na Białorusi wzrosła niemal dwukrotnie. W Kijowie istniała szkoła wyższa w postaci Polskiego Instytutu Wychowania Społecznego, a w Mińsku Polski Sektor Naukowy Akademii Nauk.
Rosyjski historyk Nikołaj Iwanow podsumowuje w książce „Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina. »Operacja polska« 1937–1938″:
Nigdy ani przed, ani po tych wydarzeniach poza granicami państwa polskiego polska szkoła nie rozwijała się tak prężnie i na taką skalę, jak w ramach tworzenia polskiej autonomii socjalistycznej.
Na tym nie koniec. W dużych nakładach ukazywały się polskie książki i gazety. Naturalnie tylko te powstałe po sowieckiej stronie granicy. Rocznie wydawano od 100 do 300 książek, których łączny nakład przekraczał milion egzemplarzy. Ponadto na Ukrainie ukazywało się trzydzieści, a na Białorusi sześć różnego rodzaju polskich gazet.
Trochę miodu i beczka dziegciu
W tej chwalebnej z pozoru polityce narodowościowej tkwił nawet nie haczyk, lecz potężny hak, na którym zawisnąć miała polska kultura. Język polski miał być narzędziem sowietyzacji polskiej ludności, a wszelkie więzy kulturowe z „pańską” i „faszystowską” Polską kategorycznie zerwano. Zamiast tego zamierzano stworzyć „zdrową”, „proletariacką” kulturę polską. Polacy w ZSRS mieli być patriotami sowieckimi, nie polskimi.
Poziom nauczania w polskich szkołach był niski bowiem nauczycielami byli młodzi ludzie z robotniczo-chłopskich rodzin, kształceni na szybko i pobieżnie w pedagogicznych technikach. Utrwalali polskość w jej komunistycznym wydaniu z iście neofickim zapałem i przekonaniem. By ułatwić „polonizację”, postanowiono zreformować polską ortografię. Miała być bardziej przystępna dla mas chłopsko-robotniczych. A przede wszystkim dla autorów komunistycznych książek i gazet, którzy sami często słabo znali mowę Mickiewicza i Słowackiego.
Oto marzenie niejednego ucznia: rz, sz, cz, ą, ę i ó miały zniknąć z języka i zostać zastąpione przez ż, s, c, om, em i u. Klasie burżuazyjnej nie przeszkadza pisownia, trudna dla chłopa, robotnika, dla dziecka, które nie ma tak dużo czasu na naukę jak pańskie czy burżujskie (kupieckie czy fabrykanckie) dziecko – argumentowano. Nowe zasady opracowano w 1933 roku, ale nie zdążono ich zatwierdzić.
W tych warunkach „proletariacka” kultura nie mogła osiągnąć wysokiego poziomu. Literatura czy teatr były prymitywne, przesiąknięte komunistyczną ideologią i wtłoczone w ramy socrealizmu. W konsekwencji ci naprawdę zdolni twórcy, jak Bruno Jasieński, jedynie zniechęcali się do polszczyzny. Zresztą wśród publikowanych książek dominowały i tak tłumaczenia klasyków marksizmu-leninizmu.
Całą tę polonizację trafnie ocenia w swojej książce Nikołaj Iwanow:
[…] tworzenie polskiej autonomii socjalistycznej na dalszych Kresach logicznie wpisuje się w cały system budowania stalinowskiego ustroju totalitarnego. Partia komunistyczna, wyznaczając określony kierunek tworzenia autonomii polskiej, wyraźnie ograniczała swobodę działania polskich architektów tej autonomii.
Wkrótce o żadnej autonomii nie było już mowy. W drugiej połowie lat 30. zlikwidowano polskie rejony autonomiczne, instytucje, szkoły. Jeszcze w 1932 roku zwalczanie polskości oznaczało sprzyjanie faszyzmowi. Cztery lata później polskość oznaczała udział w faszystowskim spisku. Przestępstwo karane śmiercią…
Źródło:
Nikołaj Iwanow, Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina. „Operacja polska” 1937–1938, Znak Horyzont 2015.
KOMENTARZE (4)
Cytowany Nikołaj Iwanow to Polak urodzony na Białorusi- nie Rosjanin.
Pozdrawiam!
Wybrane komentarze z naszego facebookowego profilu, które mogą Was zainteresować
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1107939709234687
Krzysztof T.:
On to miał w ogóle kogoś ulubionego ? Własną rodzine powykańczał. Może tą swoja gospodynie Ninoczkę (chyba) troche cieplej traktował. Zreszta co tam się działo to tak naprawde nikt nie wie. To wszystko spekulacje i nigdy chyba nikt ich nie ujawni
Piotr B.:
Dwór czerwonego Cara – Montefiore. Polecam ta książke, wszystko tam pieknie opisane jego relacje i poglądy
Krzysztof T.:
Naczytałem się tego mnóstwo. Ale zastanawiam się niby skąd autorzy mogli cokolwiek wiedzieć, jak archiwa sa zamknięte a ci co zyli nigdy nie puścili pary z geby a jedynie mącili potem jak Chruszczow. Stalin był mądrym człowiekiem ale i debilem zarazem. W jego bibliotece zostało 6000 ksiązek z jego notatkami na marginesach. Wiele rzeczy bardzo dokładnie planował i było to dośc roztropnie ale plany rozbijały sie o jakieś rzeczy, których nie ogarniał. Np. wiedział że jak wyposaży armie w 15 tysięcy czołgów to wszystkich rozwali w Europie ale nie pomyslał że po tym co zrobił w kraju, nikt sie nie będzie chciał bić. Ale sa rzeczy kompletnie niewyjaśnione jak np. wiekie terror w latach 37-38. Teoretycznie to robiła Stalin za pośrenictwem Jeżowa. Ale nie wiadomo czy cały sposób wyżynania wszystkich kadr bolszewickich nie był planem Jezowa na objecie władzy. Zauważa to Suworow ale i skłania się do tego Sołonin. Ale to kompletne hipotezy, bo nie ma nic kompletnie aby sugerowało taka tezę. Ale to nie ma żnaczenia chyba, bo na to że chcieli zaatakowac Europe w 42 tez nie ma żadnych dokumentów, a to w zasadzie zostało dowiedzione ale metodami dedukcji tylko. Mogły sie tam dziac takie rzeczy, że spadkobiercy NKWD w osobie Putina nigdy tego nie wyjawią
Dariusz S.:
Zydów jeszcze bardzie pokochał , dał im nawet autonomizną republikę
Rafal Maria Z.:
Bokassa wschodu. Gorszy ludojad niż tamten. Szkoda, że Rosja nigdy nie miała swojego Goi. Mogłyby powstać niezwykłe obrazy.
Ok 2000 r. rozmawiałem z „Polakami” mieszkającymi pod Wilnem. Twierdzili ( idealną polszczyzną ), że najpierw czuli się obywatelami ZSRR,potem Polakami a na końcu Litwinami ( po pierestrojce ). Chodzili do polskich szkół ( tylko mieli poszerzony rosyjski), czytali polskie książki – kupione w księgarniach (Sienkiewicz, Mickiewicz). Historię w szkole mieli w języku polskim ( nawet w czasach gdy rządzili komuniści). Język dla nas był trochę sztuczny, taki klasyczny z literatury przedwojennej bez slangu powojennego czy współczesnego. Nadal używali liter ć,ż,rz,ó itd.
Republikę Komi? Dobrze, że nie doszło do czystki planowanej na 1955 rok, bo żydowscy obywatele tejże republiki bardzo boleśnie przekonaliby się, że antyżydowski w gruncie rzeczy Soso byłby dla nich gorszym upiorem od Eichmanna i Heydricha razem wziętych.