Ciekawostki Historyczne
Nowożytność

Historyczna szkoła rodzenia. Osobliwe porady sprzed czterystu lat

Jeśli jesteś w ciąży, nie mogłaś trafić w lepsze miejsce. Mamy dla Ciebie doskonałe sugestie jak przygotować się do porodu. Przyda Ci się szczotka, gęsi tłuszcz i siekiera. A wszystko to - sprawdzone już 400 lat temu.

Mamy czasy Bony Sforzy i Barbary Radziwiłłówny, a Ty właśnie przygotowujesz się do porodu. Gdzie znajdziesz fachowe wytyczne? Oczywiście w pierwszym polskim zielniku – „Hortus sanitatis, O ziolach i o mocy ich” przygotowanym przez Stefana Falimirza (data wydania 1534). Autor, obok informacji o tym, jak określić w przybliżeniu termin porodu, umieścił też cały szereg porad natury zdrowotnej i higienicznej:

Już na dziesięć dni przed planowanym terminem powinna ciężarna do wolnej łaźnie chodzić i tam z brudu się wierzchniego omywszy ma siedzieć w wannie ciepłej wodzie do samego pora, która woda ma być przyprawiona z temi zioły odmiękczającemi:

Najwyższa pora przygotować się do porodu...

Najwyższa pora przygotować się do porodu…

jako ślaz, rumień woniący, ogrodny wysoki ślaz, róża czerwona z której na wsiach kmiotówny wieńce wiją, zowią ją po łacinie ibiscusk temu też kłaść Mercurialem (jest ziele w aptece), nastrzeg.

To wszystko ziele warzyć do wanny i na każdy dzień na nic miałoby się naparzać po pas brzemienna pani.

Ta kuracja mająca uśmierzyć ból i przyspieszyć bieg wypadków, gdy już rozpocznie się akcja porodowa, nie jest dla każdego. Jeśli więc, droga przyszła mamo, jesteś wątłego zdrowia, o kąpielach rozluźniających możesz zapomnieć.

Zamiast tego, używaj powyższego wywaru jako okładu na wszystko, co masz poniżej pasa. Nie zapominając w szczególności o swoich kobiecych atrybutach.

Zadbaj o intymną urodę

Skoro jesteś w dziewiątym miesiącu, już wkrótce czeka cię trudne zadanie, które można streścić z pomocą owocowej metafory. Musisz wypchnąć arbuza przez dziurkę o wielkości cytryny. Falimirz radzi: dobrze ją na to przygotuj.

Ciężarnym pod koniec ostatniego trymestru zalecano smarowanie krocza różnymi specyfikami mającymi nawilżyć i zmiękczyć te okolice. Autor „Hortus Sanitatis” wyjaśniał:

W tym celu należało olejki migdałowy, rumienkowy, fijołkowy, z tłustościami kokoszemi, kaczemi, gęsiemi, a tymi rzeczami mazać dymiona i koło wszystkiego miejsca tajemnego.

W razie gdyby niewiasta była przyrodzenia barzo suchego, wspomniany preparat należało wprowadzić z pomocą odpowiedniego tamponu do pochwy i usunąć po trzech godzinach.

Narodziny w renesansowym stylu.

Narodziny w renesansowym stylu.

Podobnie i dzisiaj zaleca się nawilżanie okolic intymnych, a dodatkowo smarowanie odpowiednimi preparatami miejsc podatnych na rozstępy. W razie potrzeby możesz zawsze skorzystać z cudownego staropolskiego miksu drobiowego smalcu z pachnącymi olejkami.

Wzorem szesnasto- i siedemnastowiecznych położnic unikaj także w ostatnich dniach ciąży posiłków zimnych, kwaśnych i gorzkich. Wystarczy dołożyć do tego jeszcze odrobinę gimnastyki i już można rodzić.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Keep Calm and Call the Midwife!

Kiedy pojawiają się pierwsze skurcze, spanikowani rodzice wskakują w samochód i pędzą na złamanie karku do szpitala.

Zazwyczaj spędzają w owym przybytku wiele godzin, nim w asyście położnych i lekarzy dziecko przyjdzie na świat. W czasach nowożytnych rodząca także nie przechodziła przez wszystko sama. Jak pisze Bożena Zaborowska, autorka pracy „Pomoc przy porodach w Rzeczypospolitej w epoce nowożytnej”:

Obok chirurgii położnictwo jest najstarszym działem medycyny. Od zarania dziejów potrzeba pomocy położnej narzucała się samoistnie i dyktowana była nie tylko chęcią ulżenia rodzącej, ale też troską o życie dziecka, co było wyrazem przymusu zachowania gatunku.

Cały akt przyjścia na świat dziecka otaczała aura tajemnicy. Stąd brały się porodowe rytuały z pogranicza magii (czary, zaklęcia, amulety) i przeróżne zabobony. Oprócz tych praktyk, swoje trzy grosze dodawali oczywiście astrologowie, których mądrości przyjmowano w czasach renesansu z wielką powagą.

Nie zapomnij otworzyć wszystkich szuflad!

Poród w renesansowej Italii.

Poród w renesansowej Italii.

Jeśli chcesz ułatwić sobie poród z pomocą ówczesnej magii, Wiktor Piotrowski, autor „Medycyny polskiego renesansu” ma dla ciebie kilka sugestii:

Zalecano położnicy trzymać w dłoni orli kamień, czarny bursztyn lub agat, otwierać w domu drzwi, okna, szuflady i szafy, dotykać głowy rodzącej siekierą.

Podobne przesądy były stopniowo wypierane przez konkretną wiedzę i praktykę medyczną. Pojawiały się podręczniki położnictwa, a w 1640 roku w paryskim szpitalu otwarto nawet pierwszą szkołę położnych z oddziałem położniczym.

Stołek porodowy. Renesansowe przedstawienie aktu narodzin.

Stołek porodowy. Renesansowe przedstawienie aktu narodzin.

Jak na ironię, w epoce gdy przynajmniej w Polsce postępowy renesans ustąpił miejsca ksenofobicznemu i zaściankowemu sarmatyzmowi, sztuka rodzenia była dziedziną, w której fachowa wiedza stanowiła podstawę.

Jedź do Paryża… jak Marysieńka

Biorąc pod uwagę to, na jak wysokim poziomie stało położnictwo w ówczesnej Francji, trudno się dziwić, że Marysieńka Sobieska bez obaw wyruszała tam będąc w ciąży. I przeżyła na miejscu część swoich licznych porodów.

Z drugiej strony także nad Wisłą miała do dyspozycji najlepszą opiekę, wszak rodziła – jeszcze jako pani Zamoyska – pod opieką królowej Ludwiki Marii Gonzagi. Łącznie urodziła siedemnaścioro dzieci, można więc stwierdzić, że znała się na rzeczy.

Marysieńka Sobieska. Prawdziwa ekspertka w sprawie porodów!

Marysieńka Sobieska. Prawdziwa ekspertka w sprawie porodów!

Przez cały okres Baroku to właśnie w rękach wykwalifikowanych kobiet pozostawało sprowadzanie dzieci na ten świat. Kiedy wszystko szło dobrze, rodzącą opiekowała się po prostu akuszerka, zwana też babą, bądź babką. Także ty, droga mamo, nie panikuj jeśli zajmuje się tobą tylko położna. To znaczy, że wszystko jest w porządku. Może tylko – nie nazywaj jej „babą”.

Paznokieć położnej

Przez cały czas zadaniem akuszerki było uspokajanie położnicy, przekonywanie, że urodzi syna (córki co do zasady uważano za mniej „wartościowe” potomstwo), a w odpowiednim momencie dopingowanie do ogromnego wysiłku. Ciężarną często sadzano na stołku porodowym, który współcześnie po latach banicji znów wraca na oddziały położnicze.

Akuszerka wspierała rodzącą a częstokroć jednocześnie musiała sprawiać jej ból. Zadaniem kobiety asystującej było uciskanie dna macicy celem przyspieszenia porodu, a w razie potrzeby manualne korygowanie ułożenia płodu. W takim wypadku zalecano dobre naoliwienie skóry rąk, co ułatwiało działanie. W odpowiednim momencie akuszerka miała także przerwać pęcherz płodowy (zwykle paznokciem, lub z pomocą ostrego narzędzia, którym daleko było do sterylności).

Kiedy wreszcie noworodek opuszczał brzuch swojej mamy, lądował prosto w rękach położnej. Ta odcinała i podwiązywała pępowinę, a następnie, jak pisze Bożena Zaborowska:

Oddawała go po dopiekę innych niewiast towarzyszących przy porodzie – to do ich obowiązków należało dokonanie obmycia i powicia dziecka.

Dla akuszerki praca na tym się nie kończyła. Teraz musiała dopilnować, by kobieta urodziła łożysko i błony płodowe. Ciągnąc za dopiero co odciętą pępowinę pomagała świeżo upieczonej matce wydalić wszystko i pilnowała, żeby macica została dokładnie opróżniona.

Poród na francuskiej ilustracji z XVIII wieku.

Poród na francuskiej ilustracji z XVIII wieku.

Było to szczególnie ważne z powodu możliwych bardzo groźnych komplikacji, w razie gdyby jakiś fragment pozostał w środku. Położna wie, co robi.

Czasem musisz dać się pokroić

Jeśli coś pójdzie nie tak, nie trać głowy. Czasem trzeba poszukać pomoc gdzie indziej. Nowożytni autorzy poradników medycznych zalecali by w razie komplikacji akuszerka wezwała na pomoc lekarza. Wprost pisał o tym polski medyk siedemnastowieczny Piotr Cziachowski:

nigdy sobie nie dufając i drugą sobą brały, ba i trzeciego i czwartego doktora przyzwawszy.

Jego wiedza i praktyka mogły się okazać kluczowe. Jeśli dziecko układało się nieprawidłowo, lekarz mógł je obrócić. Gdy położnica nie miała siły przeć, mógł posiłkować się wprowadzonymi w XVI wieku kleszczami porodowymi i wyciągnąć niemowlę.

Czasem jednak sprawy przybierały naprawdę zły obrót i lekarz musiał uciekać się do drastycznych metod.

Trzebiciel świń zrobi cesarkę

Już w ustawodawstwie starożytnego Rzymu z czasów Numy Pompiliusza istniał przepis o obowiązkowym wydobywaniu z ciała zmarłej w ciąży matki płodu. Zabiegu dokonywano poprzez nacięcie powłok brzusznych i wyjęcie dziecka. Dziś nazywa się to cesarskim cięciem, z łaciny sectio caesarea.

Jak pisze Władysław Szumowski, autor „Historii medycyny filozoficznie ujętej”, w XV wieku miał je przeprowadzić pewien Szwajcar.

"Scena rodzinna z noworodkiem" Esaiasa Boursse (1665-1670).

„Scena rodzinna z noworodkiem” Esaiasa Boursse (1665-1670).

Jakub Nufer, trzebiciel świń (orcheotomus) z Siegershausen, w kantonie Thurgau. Zgłosił się on do władz z prośbą, żeby mu pozwolono wykonać cięcie cesarskie u żony, która dziecka nie może urodzić i u której pomoc akuszerek nie wystarcza. Gdy udzielono mu pozwolenia, Nufer wykonał cięcie cesarskie „nie inaczej, jak u świni, sposobem weterynarskim”.

Ta operacja rzekomo skończyła się więcej niż dobrze: matka i dziecko przeżyli. Co więcej, kobieta miała w przyszłości urodzić jeszcze kilkoro dzieci siłami natury. Biorąc pod uwagę stan ówczesnej medycyny trudno w to uwierzyć. Za pierwsze rzetelnie udokumentowane cesarskie cięcie ratujące matkę i dziecko uznaje się zabieg z początku XVII wieku. Niejaki Jeremiasz Trautmann dokonał go w Wittenberdze 1610 roku.

Źródła:

  1. Zbigniew Domosławski, Wprowadzenie do medycyny, Kolegium Karkonoskie w Jeleniej Górze, Jelenia Góra 2007.
  2. Wiktor Piotrowski, Medycyna polskiego renesansu, Muzeum Regionalne w Jaworze, Jawor 1995.
  3. Bronisław Seyda, Dzieje medycyny w zarysie, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1977.
  4. Władysław Szumowski, Historia medycyny filozoficznie ujęta, Wydawnictwo Antyk, Warszawa 1994.
  5. Bożena Zaborowska, Pomoc przy porodach w Rzeczypospolitej w epoce nowożytnej w świetle zielników i poradników medycznych [w] Wśród córek Eskulapa. Szkice z dziejów medycyny i higieny w Rzeczypospolitej XVI-XVIII wieku, red. A. Karpiński, „Fasciuculi historici novi”, t. X, Warszawa 2009.

Zobacz również

Starożytność

Wyrywanie dzieci hakiem. Horror porodów w starożytności

Wiele z praktyk medycznych stosowanych w starożytności przetrwało w zachodniej medycynie wieki. Na szczęście wyrywanie dzieci hakiem nie należało później do powszechnych czynności... Na ilustracji...

10 lutego 2018 | Autorzy: Adam Węgłowski

Druga wojna światowa

„Mengele nie mógł w to uwierzyć”. Najlepsza akuszerka w Auschwitz

Obóz koncentracyjny w Auschwitz kojarzy nam się wyłącznie ze śmiercią i kominami krematoriów. Tymczasem za drutem kolczastym zaczynało się też życie, a najlepsza obozowa akuszerka...

27 września 2016 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Nowożytność

Historyczna szkoła płodzenia. Nietypowe sposoby na zajście w ciążę sprzed 500 lat

Lepiej się pomodlić i zaaplikować sobie zioła, czy najeść się ziemniaków i natrzeć tłuszczem kozy? A może warto sprawdzić, czy mąż nie ma francy? W...

16 sierpnia 2016 | Autorzy: Adam Węgłowski

Nowożytność

Nie chcesz zajść w ciążę? Przedstawiamy sarmackie alternatywy dla pigułki dzień po

W dawnej Polsce sądzono, że białogłową rządzi tylko afekt. Gdy kobieta mu pofolguje, może znaleźć się "w kłopocie". W ruch szło wtedy siemię marchwiowe, globulki...

2 maja 2016 | Autorzy: Agnieszka Bukowczan-Rzeszut

Nowożytność

Jak skutecznie otruć swojego męża? Przedstawiamy niezawodny poradnik historyczny

Czterysta lat temu szanse na poślubienie mężczyzny, którego pokochasz, nie były wielkie. Gdy mąż absolutnie nie spełniał oczekiwań, trzeba było sięgnąć po zdecydowane środki. Czasem jedynym...

5 kwietnia 2016 | Autorzy: Magdalena Makówka

Starożytność

Agnodike podnosiła spódnicę, by zdobyć pracę. Co jeszcze musiały znosić pierwsze ginekolożki?

Żyły w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Panowie nie pozwalali im spełniać się zawodowo i to nawet gdy chodziło o ratowanie życia innych kobiet. Dzięki determinacji i...

11 lutego 2016 | Autorzy: Agnieszka Wolnicka

KOMENTARZE (25)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anonim

Ciekawe. Kobieta na drugim obrazie nie przedstawia kobiety ciężarnej. To moda i stylizacja owej epoki

    Anonim

    Ta w zielonej sukni? Oczywiscie, ze jest ciezarna. Nigdy nie bylo mody na wypychanie brzucha. Na wielkie biodra, ramiona – tak, nie na wielka talie i brzuch.
    Pozdrawia pasjonatka odtworstwa strojow dawnych.

      Anonim

      Lewa ręka spoczywająca na brzuchu może sugerować odmienny stan kobiety. Ten obraz Jana van Eycka, który przeszedł do historii pod tytułem „Małżeństwo Arnolfinich”, jest pełen symboli. Na ramie łóżka jest rzeźbiona figurka św. Małgorzaty , patronki porodów. Choć rzeczywiście są też sugestie badaczy, że kobieta nie była w ciąży, ale przedstawiona jest jesdynie ówczesna moda.

      gg

      nie jest, ona trzyma tak materiał, przypatrz się :)

      Anonim

      Nie? To popatrz na Ewę van Eycka

      endo

      Owszem, była moda na brzuch. Średniowieczna kobieta idealna – była chuda i wątła. Miała ciało dziewczynki i niewielkie piersi. Jednocześnie, mimo szczupłości, miała szeroki, wydęty brzuch. Krój i sposób noszenia ubrań miał podkreślać wysunięty brzuch i lekko przegięty do przodu kręgosłup – suknie przepasywano wysoko pod biustem aby poniżej pasa tworzyły efekt brzuszka. Natomiast biust powinien być niezbyt duży, za to koniecznie krągły i symetryczny. cytat, ale to dlatego, że nie chciało mi się tego pisać ponownie. Macierzyństwo – stan błogosławiony – było dla ludzi tamtej epoki ucieleśnieniem kobiecości.

        mara

        Wow, no to jestem ideałem średniowiecznym, zawsze coś.

        Jujko

        Czy ktoś może mi wyjaśnić, gdzie są te figurki świętych? Bo czytałam, że mają być dwie, a widzę tylko jedną – postać stojącą na maszkarze (domyślam się, że to św. Małgorzata na smoku-szatanie).

Żaklina Kańczucka

Bardzo ciekawy artykuł.

    Nasz publicysta | Autor publikacji | Aleksandra Zaprutko-Janicka

    Dziękuję!

Sfora

Artykuł był bardzo fajny :D Podoba mi się całkowicie wyluzowane podejście do tematu :) Ale i tak, mimo wielu przykładów wiedzy medycznej, nie chciałabym rodzić w tamtych czasach :P

ja

ta z Małżeństwa Arnolfinich nie jest w ciąży

jet

wspaniałe opracowanie i myślę,.ze naoliwiona dłoń „babki” była lepsza od metalowych kleszczy tak rodziłam to wiem/

    Nasz publicysta | Autor publikacji | Aleksandra Zaprutko-Janicka

    Dziękuję :) Przy czym ja jak na razie mogę zdawać się wyłącznie na cudze opisy bo jak na razie nie dane mi było testować ani kleszczy, ani naoliwionej dłoni „babki”.

marysia

Raczej nie chodzilo o smarowanie rozstepow, tylko o (rowniez dzis praktykowany i odgrywajacy w przygotowaniach do porodu istotna role) masaz krocza, ktory je rozciaga i pozwala uniknac pekniecia.

Marek

Co do uwagi o sarmatyzmie, to chyba autorka powinna wiedzieć, że jednymi z jego głównych cech były konkretnie rozumiana gościnność, a w sferze politycznej tolerancja religijna. Przecież to są elementy licealnej wiedzy historycznej.

otrisa

Uciskanie dna macicy jest szkodliwe i nic pomaga przy porodzie. To samo przebijanie pęcherza płodowego często powoduje komplikacje.
Wtedy dopiero kobieta może mieć problemy z urodzeniem dziecka gdy naturalny proces zostanie zaburzony.
Widzę że kiedyś ludzie byli podobnie tępi jak teraz.
Z tym że teraz taką kobietę mogą ocalić robiąc jej cesarkę, chociaż sami te problemy powodują.

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Droga Pani, mimo wszystko jednak dziś chyba łatwiej i bezpieczniej rodzić niż 400 lat temu ;) Pozdrawiamy.

    Ja

    Wybaczam Ci albowiem nie wiesz o czym mówisz. Miałam 1,5 godziny bóle parte, nie mogłam urodzić a pierwszy poród to była deser na i lekarz zabronił bez niego robić przy mnie cokolwiek.. i poszedł robić cesarkę. Wrócił zadecydował , że trzeba przebić pęcherz płodów i po 5 minutach syn był na świecie..tyle, że mnie trzeba było cerować przez godzinę, miałam 15 szwów

      Ja

      Pierwsze urodziłam przez cesarkę i mam krew rh-

kokot

Nie będe tu sam, ale artykuł bardzo ciekawy i pouczający . dziękuję.

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Cieszymy się, że przypał do gustu :) Pozdrawiamy.

Encepence

No to siu i na łąkę po ziółka, miłe panie, to jest standard okołoporodowy, ktory nas wkrótce czeka.

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Droga Encepence, może więcej optymizmu. Mamy nadzieję, że ten czarny scenariusz nie nastąpi… Pozdrawiamy :)

Domino

Artykuł bardzo fajny. Życzyłbym sobie, żeby i dzisiaj rodzące ufały położnej, które wiedzę ma lepszą niż 100 lat temu i współpracowały z nią tak jak ówczesne rodzące- dziś żądzi nie współpraca a „doktór gugle”

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.