Najlepsze jedzenie, najdostojniejsi goście, czujne straże, najwspanialsze szaty, a w razie potrzeby... najlepsi medycy na zawołanie. Wszystko brzmi doskonale. Jest tylko jeden drobny szczegół. Szesnastowieczni lekarze mieli brzydki zwyczaj wpędzania pacjentów do grobu. Albo czekania na cud zamiast leczenia.
Syn króla Szwecji Gustawa Wazy Jan, który w 1562 roku poślubił polską królewnę Katarzynę Jagiellonkę, w latach 50. XVI wieku cierpiał na dolegliwości żołądkowe. Zaniepokojony ojciec wysłał mu swego własnego lekarza, ostrzegł jednak potomka, by ten nie miał zbytniego zaufania do medyków, którzy:
mają zwyczaj męczyć ludzi i nie robią nic innego, jak tylko marnują czas i nie potrafią do końca wyleczyć ani nikomu dopomóc.
Medyk z importu
Skoro taka była rekomendacja samego króla, który miał dostęp do najlepszych medyków, aż strach pomyśleć o opiniach zwykłego ludu. W ówczesnej Szwecji dotarcie do lekarza nie było łatwe.
Na terenie całego kraju nie było ani jednego medyka z formalnym wykształceniem. Zwykłymi chorymi opiekowali się cyrulicy i aptekarze, natomiast członkowie rodziny królewskiej sprowadzali lekarzy z zagranicy.
Jan, już jako król Jan III Waza, w 1579 roku sprowadził niemieckiego medyka Bartholdusa Opsopaeusa, służącego wcześniej na dworze jego brata Karola. Bartholdusa mianowano „miejskim medykiem”. Swojej roli nie pełnił jednak zbyt długo, gdyż w niedługim czasie oszalał i zamknięto go w zakładzie dla psychicznie chorych…
Jan śmiertelnie zachorował w drodze, kiedy to dostał:
gwałtownego kłucia w sercu, które szybko pozbawiło go sił i mowy.
Przez następne tygodnie królem opiekował się głównie… ksiądz czytający mu Biblię.
Z personelu medycznego miał do dyspozycji nadwornego aptekarza Simona Berchelta. Mimo tej „fachowej” opieki król zmarł trzy miesiące po tym jak zaczęły się dolegliwości. Miał 55 lat.
Puszczanie krwi dobre na wszystko?
W innych regionach Europy nie było lepiej. W roku 1506 w słonecznej Iberii życie stracił młodziutki Filip Piękny, mąż królowej Kastylii Joanny, zwanej Szaloną. Według raportu medyka, który opiekował się władcą w ostatnich dniach życia, ten od czwartku do niedzieli ukrywał przed wszystkimi wystąpienie u siebie gorączki. Dopiero wtedy gdy chwyciły go tak silne dreszcze, że nie mógł tego ukryć przed swoimi bliskimi nakazał wezwać lekarzy. I to mógł być jego ostatni błąd.
W niedzielę rano nadal trawiła go gorączka i odczuwał bóle w boku. Pluł też krwią. Puszczono mu krew z drugiej strony. (…) postawiono mu bańki na plecach i z tyłu na karku. Chwilowo poczuł się pokrzepiony, więc je zdjęto. Lekarze uzgodnili, że nazajutrz, we wtorek, przeczyszczą go, bo w poniedziałek mógłby tego nie wytrzymać.
Przez następne dni jeszcze kilkukrotnie królowi upuszczano krew. W kolejny czwartek jego medyk z rozbrajającą szczerością, stwierdził, że:
nie było nadziei, nie widziałem żadnego skutecznego środka, który mógłby przywrócić mu życie. Dlatego nie chciałem zgodzić się na zastosowanie jakiegokolwiek silniejszego środka, który – jak należało się spodziewać – tylko skróciłby jego życie.
Bezradny lekarz nalegał, na udzielenie władcy ostatniego namaszczenia. Następnego dnia, zgodnie z prognozami niezawodnego medyka, Filip zmarł.
Dentysta-sadysta, a lekarz nawet gorszy?
Wiele lat później żona nieszczęsnego króla także znalazła się w mocy lekarzy, którzy obeszli się z nią gorzej niż z jej zmarłym mężem. Królowa Joanna Szalona ostatnie kilkadziesiąt lat życia spędziła uwięziona na zamku w Tordesillas. Tu „opiekowali” się nią sadystyczni medycy.
Gdy na ciele królowej utworzyły się ropiejące rany, wypalono je żelazem. Kiedy zaś Joanna cierpiała ze względu na obrzęk nóg, zalecono jej gorące kąpiele. Przygotowana przez służbę woda była tak gorąca, że królowa ciężko poparzyła sobie ciało. Poinformowany o tym jej syn cesarz Karol V nie miał jednak żadnych wątpliwości, w kwestii opieki nad matką.
Nowożytna Hiszpania wprost obfituje w przykłady na to, że zbytnia inwencja twórcza lekarzy nie zawsze miała dobre skutki. Kiedy syn Filipa II Habsburga, który władał nią w latach 1556-1598, Don Carlos spadł ze schodów doznał poważnych obrażeń głowy.
Sława ówczesnej medycyny, lekarz i uczony Andreas Vesalius przeprowadził operację czaszki, która uratowała księciu życie. Po pół roku Don Carlos znów chodził, jednak jego charakter uległ zmianie. Następca hiszpańskiego tronu zaczął miewać napady histerii i wściekłości. Wyrzucił przez okno pazia, a nawet zaczął planować zabójstwo ojca. W końcu został aresztowany i uwięziony w Arèvalo, gdzie zmarł w tajemniczych okolicznościach. Jaki widać nowożytna neurochirurgia nie była bez wad.
Boże chroń króla… przed medykami i nim samym!
Jak widać władcy nie mogli mieć zbyt dużego zaufania do medyków. Dlatego też trudno dziwić się królowi Anglii Henrykowi VIII, który o swe zdrowie starał się troszczyć sam.
Opracował około stu recept na olejki, balsamy i okłady. Jeden z takich opatrunków obejmował następujące składniki:
korzenie, pączki kwiatowe, różne rośliny, rodzynki bez pestek, siemię lniane, ocet, wodę różaną, dżdżownice, wiórki kości słoniowej, sproszkowane perły, czerwony ołów, czerwony koral, kapryfolium, łój kurzy, szpik z kości cielęcia.
Henryk Tudor, którego my znamy głównie z powodu uśmiercania kolejnych żon, był troskliwym monarchą. Pragnął leczyć swych poddanych. Jednemu z dworzan, podczas epidemii angielskich potów, przesłał nawet specjalną recepturę lekarstwa z wina i pigułek „Raissa”.
Pomysłowości nie można odmówić także jego lekarstwu na dżumę dymieniczą. Receptura zachowała się po dziś dzień i brzmi następująco:
Weź garść nagietków, garść szczawiu i garść krwiściągu, garść marunki, pół garści ruty i weź większą ilość smoczej krwi albo korzeń smokowca, umyj to wszystko pod bieżącą wodą, wrzuć do 2-litrowego garnuszka z wodą i trochę podgotuj. Wywar zmieszaj z kwartą alkoholu, odstaw do przestygnięcia, przecedź przez gazę i wypij. Gdyby napój był gorzki, dodaj cukru. Jeśli wywar wypije się przed wystąpieniem obrzęku, wyleczy on chorą osobę z Bożą łaską.
Choć Henryk jak się zdaje posiadł dość rozległą wiedzę, mimo wszystko korzystał z pomocy lekarzy, których nawet darzył sporym zaufaniem. Nie byli oni jednak tak pomysłowi jak ich władca i ograniczali się do typowych metod leczenia jak opuszczanie krwi. Może zresztą nie ma się co dziwić, że woleli się nie przemęczać. Przecież i jeden i drugi sposób był wyssany z palca.
Źródła:
- J. Brouver, Joanna Szalona, Warszawa 1991.
- R. Hutchinson, Ostatnie lata Henryka VIII, Warszawa 2005.
- G. Parker, Filip II, Warszawa 1985.
- L. E. Wolke, Jan III Waza. Władca renesansowy, Gdańsk 2011.
KOMENTARZE (5)
Komentarze z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Jan Sebastian P.: Kazał też zniszczyć Kościół Katolicki na Wyspach- wymordowano księży, zakonników i zakonnice, spalono opactwa, z bezcennymi księgozbiorami i starymi kronikami, których ruiny stoja do dzisiaj. Dopiero nowy napływ irlandzkich imigrantów w XIXw przywrócił częściowo katolicyzm, który był potajemnie praktykowany….
Zbigniew W.: Ciekawe tylko, skąd wziąć „większą ilość smoczej krwi” dla sporządzenia opisanego lekarstwa na dżumę.
Kamil Janicki: No i Henryk mógł powiedzieć: oczywiście, że lekarstwo działa! Po prostu znajdźcie WSZYSTKIE składniki!
@Jan Sebastian P.
Bo zaraz zacytuje ks. Tischnera, ze…gowno prawda. ;-)
Akurat Henryk VIII nie kazal „zniszczyc kosciola katolickiego i mordowac mnichow” – ogladanie seriali TV nie zastapi wiedzy historycznej.
Henio pogniewal sie z papiezem, rozwiazal klasztory (i Bogu dzieki – w owym czasie co 50 Bryt i Brytyjka nalezeli do jakiegos zakonu, ilosc darmozjadow niemalze jak dzis w Polsce), rekwirujac ich mienie lacznie z bibliotekami (a kuku!), ziemiami i skarbcami na rzecz skarbu panstwa (nie: kosciola anglikanskiego!), a ex-mnichom i ex-mniszkom kazal wyplacajac skromniutkie pensje, niemniej w kosciele anglikanskim utrzymal liturgie katolicka i nawet kazal jej przestrzegac, wytaczajac nadgorliwym protestanckim reformatorom procesy o herezje. Utrzymal takze kult Maryjny, ktory do dzis jest u anglikanow relatywnie silny, choc nie tak jak u katolikow.
Rozwiazanie klasztorow dotyczylo zarowno Anglii, jak i Walii i…Irlandii.
Walki religijne rozpoczely sie po smierci Henia Osemki za krotkiego zycia jego nieletniego syna Edwarda VI, glownie przeciwko katolickim rebeliantom w Midlands i na polnocy. Potem byla zmiana i szpak drapal bociana – rzady Marii Stuart, potem znow protestantki Elzbiety I etc.etc. – karuzela religijna trwala prawie dwa stulecia, a i w miedzyczasie Spisek Prochowy katolikom nie pomogl. Potem byla angielska wojna domowa (ta z Cromwellem), potem ostatni katolicki krol Anglii, James II, z tzw. Spiskiem Papieskim, potem jeszcze to i owo…W rezultacie (prosze pamietac, ze walki religijne byly walka o sukcesje, z angazowaniem obcych mocarstw, co mozna poczytac za zdrady) choc zachowaly sie formalnie 4 biskupstwa, to katolikow pozbawiono wielu praw obywatelskich, az do 1778 roku, gdy nastapila ich restytucja, a chwile potem Anglia wzbogacila sie o duza liczbe katolikow „z importu”. Nie, bynajmniej nie z Irlandii (z tej gros arystokracji zwial na kontynent za Cromwella), ale z Francji – arystokracja i szlachta francuska, uciekajaca przed Rewolucja (trafili tez do Irlandii). Duzo sie dzialo – nie miejsce tu na wyklad, ale jedno ci zyczliwie radze: mozna sobie troche poczytac, to naprawde nie boli.:)
Pewnosc z jaka Polacy glosza histiryczne herezje jest czasem az godna podziwu.;-)
Smocza krew to dawniejsza nazwa HgS – cynobru. Zapewne władcy chodziło o tą substancję. Używanie siarczku rtęci jako medykamentu obecnie budzi opór, a dodać można, że w dawniejszych czasach cynobru używano do malowania ust…
Brawo! Mozna sie domyslec, ze nie o mityczne stwory tu chodzi (i na Boga nie za Henia Osemki!), ale o cos bardzo realnego – vide: „krew smoka” zamienna z korzeniem smokowca, Arisaema dracontium, po angielsku: dragon-root (nie mylic z dracena, zwana w Polsce smokowcem!). Ostatnie badania wskazuja, ze ta egzotyczna roslina (w Europie jako dekoracyjna doniczkowa; ma zabawna ludowa nazwe angielska co po polsku znaczy „Fallus na kazalnicy”) ma dzialanie antyrakowe, medycyny tubylcze stosowaly ja przeciwgoraczkowo, w stanach zapalnych itp.
Puszczanie krwi nie jest takie glupie, choc nie w przypadku kazdej choroby: chronilo przed udarem mozgu I zawalem tudziez zatorem pluc, gdy lekow rozrzedzajacych krew jeszcze nie bylo. A I nawet dzis jest stosowane w pewnych chorobach, np. w czerwienicy.