Ciekawostki Historyczne
Dwudziestolecie międzywojenne

Niezwykła historia hrabiego S.

Przedwojenne gazety uwielbiały krucjaty. Jedne walczyły z lichwą, inne wytaczały działa przeciwko prostytucji, jeszcze inne sprzeciwiały się nonszalanckim urzędnikom. Warszawski „Grom” – małe, niemalże dzielnicowe pisemko – nie miał aż takich ambicji. Wypowiedział wojnę tylko jednemu oszustowi. Ale za to jakiemu!

Józef Tłuchowski zaczynał skromnie. Nie każdy przecież rodzi się geniuszem, nie każdy już w kolebce zna wszystkie tajniki psychomanipulacji… Józef też ich nie znał, ale pilnie się uczył. Pochodził z Radomska, ale w sierpniu 1918 roku na dłużej zadekował się w Krakowie. Trudnił się wszystkim po kolei: pośrednictwem w sprzedaży nieruchomości, handlem towarami z drugiej ręki, pracą biurową, a w końcu i zarządzaniem. Wszedł do jakiejś niewielkiej spółki i… wydrenował ją do zera. Został nawet skazany przez sąd na cztery miesiące: za oszustwo, namawianie świadków do składania fałszywych zeznań i pobicie wspólnika, którego wcześniej okradł. Ta szkoła życia, zamiast go zresocjalizować, tylko zachęciła Tłuchowskiego do kolejnych, bardziej wyrafinowanych krętactw.

Artykuł, którym "Grom" zainicjował swoją krucjatę przeciwko Tłuchowskiemu....

Artykuł, którym „Grom” zainicjował swoją krucjatę przeciwko Tłuchowskiemu….

W 1925 roku postanowił odegrać komedję, któraby mu się sowicie opłaciła. W komedii tej było dwóch aktorów: sam Tłuchowski oraz jego żona Wanda z domu Szembekowa. Chodziło zaś o dorobienie się kosztem pewnego zamożnego studenta medycyny, który właśnie zamieszkał po sąsiedzku.

 Sąsiedzi coraz częściej zaczęli widywać Tł[uchowskiego] wychodzącego na ulicę w koszuli, słyszano krzyki żony Tł. oraz głośne uderzenia, jakgdyby bicia szpicrutą (…), a wszystko to wyobrażać miało bicie żony przez Tłuchowskiego.

Po każdym takim „zabiegu” Tłuchowska wymięta i potargana wybiegała na podwórze domu lub na ulicę, płacząc i głośno wyrzekając, że mąż ją bije, katuje, że ją usiłował zabić.

Tłuchowski swoją karierę rozpoczął na krakowskim bruku. I choć zaczynał skromnie, to ambicje miał wielkie.

Tłuchowski swoją karierę rozpoczął na krakowskim bruku. I choć zaczynał skromnie, to ambicje miał wielkie.

Za każdym razem nieszczęsna kobieta zwracała się o pomoc nie do kogo innego, ale bogatego studenta nazwiskiem Treitel. W końcu przybiegła z informacją, że mąż jej przygotował w mieszkaniu 3 brzytwy i naftę, przy pomocy których chce ją zarżnąć i podpalić mieszkanie. Miarka się przebrała! Za namowami Tłuchowskiej, Treitel zgłosił się do miejskiego lekarza pana Weissbergera i – po przedstawieniu stanu rzeczy – poprosił o oddanie szalonego męża do zakładu dla obłąkanych w Kobierzynie. W zakładzie jednak uznano Tł. za zdrowego i wypuszczono go na wolność. Dokładnie o to chodziło Tłuchowskiemu! Kiedy tylko wrócił do domu zażądał od Treitla zapłacenia mu wysokiego odszkodowania za „wpakowanie go do warjatów”.

Trzeba przyznać, że była to iście mistrzowska intryga! Student nie dał się jednak zrobić w konia. Wprawdzie w pierwszej chwili policja stanęła po stronie Tłuchowskiego i aresztowała Weissbergera, ale proces – którym żywo zainteresowała się rada miasta Krakowa – nie poszedł po myśli szantażystów. Koniec końców Tłuchowscy nie zdobyli ani grosza, ale… już mieli pomysł na nowy przekręt.

Pierwszy przekręt Tłuchowskich na łamach "Gromu".

Pierwszy przekręt Tłuchowskich na łamach „Gromu”.

Tym razem jedynym aktorem był Józef, ale podobno i jego żona Wanda nieustannie – choć z należytą dyskrecją – mu asystowała. Przenosimy się do Płocka. Jest końcówka lat 20. Pani Helena Konarzewska, dopiero co rozwiedziona przedstawicielka bogatego ziemiaństwa, poznaje młodego arystokratę z Krakowa. Mężczyzna ma 32 lata, jest przystojny i wygadany, choć trochę… nieokrzesany jak na szlachcica. Przedstawia się jako Józef hrabia Skarbek-Tłuchowski.

Wprawdzie brakuje mu manier, ale w odczuciu Konarzewskiej jest to typ 100-procentowego mężczyzny. Ich znajomość rozwija się w błyskawicznym tempie. Konarzewska jest oszołomiona sytuacją, ale jej poranione serce pragnie odrobiny szczęścia po rozwodowych przejściach:

Hrabia ma dla ofiary małżeńskiego zawodu głębokie współczucie. (…) Przy drugiem spotkaniu mówi o sympatji – przy następnem wyznaje gorącą miłość.

– Tak krótko się znamy! Tak nagle to na mnie spada… – próbuje ostudzić zapały zaskoczona niemi p. Helena.

Klęczący wielbiciel głuchy jest na głos perswazji.

– Kocham i czekam! – ślubuje uroczyście.

Konarzewska przed nikim, nawet samą sobą, nie była skłonna tego przyznać, ale parę dni podchodów wystarczyło, by tajemniczy hrabia rozkochał ją w sobie na amen. Teraz był wprawdzie zmuszony wrócić do Krakowa, by doglądać swego potężnego majątku, ale ich romans miał kwitnąć nadal w listach. Aż nagle gruchnął grom z jasnego nieba. Hrabia pisał w pilnym liście do pani Heleny: Proszę sobie wyobrazić co mnie spotkało za powrotem do domu. Mój główny kasjer zagarnął forsę i dał dęba! Nie mam głupich 600 zł na najkonieczniejsze wydatki.

Cóż mogła zrobić Konarzewska po odebraniu takiej wiadomości? Rzecz jasna natychmiast wysłała przez telegraf wspomniane 600 złotych. Już po paru dniach hrabia upraszał się o kolejne 500 złotych (ach, jakże mu uprzykrzył życie ten kasjer-pasożyt!), a adresatka jego zalotów wciąż nie zwęszyła jakiegokolwiek podstępu.

Widząc, że ma do czynienia z łatwowierną ofiarą, Tłuchowski przeszedł do decydującego ataku. „Grom” relacjonował: Następny list z Krakowa donosił o rzadkiej okazji do nabycia willi w Swarzędzu pod Poznaniem. Hrabia, ogołocony z gotówki przez defraudację, ubolewał, że nie może wykorzystać tak wyjątkowo dogodnej sposobności.

W Swarzędzu rzeczywiście stoi XIX-wieczny dworek, w którym obecnie znajduje się przedszkole. Czy to tutaj Tłuchowski uwięził nieszczęsną Konarzewską?

W Swarzędzu rzeczywiście stoi XIX-wieczny dworek, w którym obecnie znajduje się przedszkole. Czy to tutaj Tłuchowski uwięził nieszczęsną Konarzewską?

Szczęśliwym trafem pani Konarzewska właśnie otrzymała 150 000 złotych z podziału małżeńskiego majątku! Ucieszona, że jednocześnie trafnie zainwestuje pieniądze i będzie miała okazję znowu zobaczyć hrabiego poprosiła Skarbka-Tłuchowskiego o szybki przyjazd do Płocka. Wszystko potoczyło się wedle planu, willa została nabyta. Doszło tylko do małej, wprost maciupkiej pomyłki:

Zapewne przez roztargnienie jako właściciel wpisany został Hr. Skarbek. Proszony o wyjaśnienie, odparł z prostotą:

– Wszak niebawem się pobierzemy! Moje czy twoje – stanie się naszem, nie prawdaż?

Na zaproszenie Hrabiego p. Helena z córkami przeniosła się na stałe do Swarzędza.

I nagle idylla dobiegła końca. Hrabia otoczył Konarzewską naprawdę niezwykłą opieką: nie pozwalał jej przyjmować jakichkolwiek gości, opuszczać majątku ani nawet prowadzić korespondencji. W obliczu protestów mówił już bez śladu dawnej przymilności: Ja tu panem, będzie tak jak zechcę!

Ta krótka informacja pojawiła się w siódmym numerze "Gromu" z 1931 roku. Ósmego numeru już nie było. Pismo zbankrutowało.

Ta krótka informacja pojawiła się w siódmym numerze „Gromu” z 1931 roku. Ósmego numeru już nie było. Pismo zbankrutowało.

Konarzewska myślała, że gorzej już być nie może, tymczasem Tłuchowski dopiero przechodził do najważniejszego punktu swojego parszywego planu. Uwiódł zamożną ziemiankę i przejął jej majątek. Teraz należało pozbyć się samej zainteresowanej, tak by nie mogła nikomu zdradzić, że rzekomy hrabia to w rzeczywistości oszust (jak to ujął  dziennikarz „Gromu”: Tłuchowski u hrabiego nawet nie służył, a skarbkiem czy skarbem mógł być nazywany jedynie przez liczne swe wielbicielki w chwilach miłosnej ekstazy).

Któregoś wieczoru paniom podano na kolację jajecznicę. Posiłek wyglądał tak nieciekawie, że ani Helena Konarzewska ani jej córki nawet go nie tknęły. Jajecznica została na stole aż do rana. W tym czasie zdążyła… zupełnie zzielenieć: Stwierdzono zawartość arszeniku. Hrabia był oburzony i przeprowadził śledztwo, niestety bez konkretnego wyniku.

Minęło kolejne kilka dni, aż tu nagle po zmroku ktoś – nie sposób domyślić się kto! – odkręcił zawór od gazu w sypialni pań. Znowu śledztwo utknęło w martwym punkcie, ale hrabia miał już dość rozhisteryzowanej Konarzewskiej. W kółko tylko mu robiła pretensje, że ktoś próbuje ją zabić! Oburzony jaśniepan wysłał więc swoją „ukochaną” do… szpitala dla psychicznie chorych.

Teraz miał cały Swarzędz dla siebie i majątek Konarzewskiej do dyspozycji. Niezwłocznie wyruszył na kolejne podboje miłosne. Podawał się już nie tylko za hrabiego, ale też pułkownika, przemysłowca, byłego członka sztabu generalnego. Począł uwodzić kolejną bogaczkę, Anielę Kamińską.

Artykuł powstał w oparciu o artykuły publikowane w 1931 roku przez czasopismo „Grom: Tygodnik społeczno-krytyczny”.

Artykuł powstał w oparciu o artykuły publikowane w 1931 roku przez czasopismo „Grom: Tygodnik społeczno-krytyczny”.

Jak skończyła się jego historia? Nie wiadomo. Podobno oszukał dziesiątki kobiet i stanął w końcu przed sądem za swoje czyny. Był rzekomo Don Juanem, Casanovą, Rasputinem i Hugo Schenkiem w jednej osobie. Niestety „Grom” zbankrutował, zanim zdążył dopowiedzieć jego historię do końca, a inne gazety nie zainteresowały się Tłuchowskim.

Może zresztą w tej niezwykłej telenoweli więcej było zmyśleń niż faktów? Dziennikarze walczący o klienta posuwali się w tamtych czasach do nie mniej podłych sztuczek niż dzisiaj. Choćby do wymyślenia całej intrygi i wyciągnięcia na jaw zbrodni człowieka, który… mógł w ogóle nie istnieć.

Źródło:

  • Numery czasopisma „Grom: Tygodnik społeczno-krytyczny” ze stycznia i lutego 1931 roku (nr 1-7).

KOMENTARZE (3)

Skomentuj Bartłomiej Pawlak Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Bartłomiej Pawlak

Faktycznie historia jest niezwykła i bardzo fajnie się ją czytało…
Pozdrawiam :)

Mała Mi

A student to w końcu jak miał na nazwisko? W jednym miejscu mamy „Za każdym razem nieszczęsna kobieta zwracała się o pomoc nie do kogo innego, ale bogatego studenta nazwiskiem Treitel.” w drugim zaś „Trzeba przyznać, że była to iście mistrzowska intryga! Student nie dał się jednak zrobić w konia. Wprawdzie w pierwszej chwili policja stanęła po stronie Tłuchowskiego i aresztowała Weissbergera, ale proces – którym żywo zainteresowała się rada miasta Krakowa – nie poszedł po myśli szantażystów.”.

Eris6

Zmyślony oszust, czy nie, byłby z tego niezły film.

Zobacz również

Nowożytność

Jedyny w swoim rodzaju poradnik podrywu. 10 wskazówek od prawdziwego Casanovy!

Był tak wprawnym uwodzicielem, że jego nazwisko na stałe weszło do słowników. Ale przecież Casanova istniał naprawdę. I najwyższa pora sprawdzić jak on TO robił. 

26 maja 2016 | Autorzy: Agnieszka Bukowczan-Rzeszut

Dwudziestolecie międzywojenne

Ponętne i niebezpieczne. Osiem najgorszych kobiet przedwojennej Polski

Nie chcielibyście spotkać ich po zmroku w ciemnej alejce. Tych osiem kobiet siało postrach w przedwojennej Polsce. Jednocześnie każda z nich stała się rozchwytywaną przez...

5 maja 2014 | Autorzy: Kamil Janicki

Dwudziestolecie międzywojenne

Murzyńskie gwałty i pedofile w leśnych ostępach. Prawda o seksie w II RP?

b>Oficjalnie przedwojenni Polacy byli skrajnie pruderyjnym narodem. Nikogo nie szokowały artykuły o krwawych mordach, doprawione drastycznymi opisami i zilustrowane zdjęciami poćwiartowanych ofiar, ale zbrodnie na...

26 listopada 2013 | Autorzy: Kamil Janicki

Dwudziestolecie międzywojenne

Gajowy. Najniebezpieczniejszy zawód II Rzeczpospolitej

Sąsiad sąsiadowi był przed wojną wilkiem. To nie ulega wątpliwości. Jednak najgorzej mieli przedstawiciele jednego, konkretnego zawodu. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że był to najniebezpieczniejszy...

15 listopada 2013 | Autorzy: Kamil Janicki

Dwudziestolecie międzywojenne

Smarkacze z rewolwerami. Nieletni przestępcy w przedwojennej Polsce

W 1937 roku „Archiwum Kryminologiczne” opublikowało wyniki badań przeprowadzonych w specjalnym więzieniu dla recydywistów w Lublińcu. Był to zakład dla najgorszych i nie dających szans...

11 listopada 2013 | Autorzy: Kamil Janicki

Dwudziestolecie międzywojenne

Historia o tym, jak to przyszedł na świat diabeł… na krakowskiej porodówce

Tłum zajadłych manifestantów pod Pałacem Prezydenckim? To betka w porównaniu z wielką rzeszą demonstrantów, którzy 25 czerwca 1920 roku szturmowali bramę... krakowskiej kliniki położniczej. Mieli...

21 września 2010 | Autorzy: Kamil Janicki

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.