Cel: stworzyć armię „czystych rasowo” Aryjczyków i „odnowić krew niemiecką”. Aby go osiągnąć, w 1935 roku naziści uruchomili program... hodowli ludzi. W ośrodkach Lebensbornu miały przychodzić na świat perfekcyjne, jasnowłose, niebieskookie dzieci. Dokładnie takie, jakich pragnął Hitler.
– Sprawa dzieci jest sprawą narodu! – grzmiał podczas jednego z przemówień Heinrich Himmler. Na członków SS nałożył nawet „rozkaz płodności”, zobowiązujący ich do posiadania licznego potomstwa (przynajmniej czwórki). Niemieckie kobiety zachęcano do rodzenia, zresztą aborcja z jakichkolwiek przyczyn była prawnie zakazana. Wszystko na nic – noworodków wciąż było za mało. Zwłaszcza tych „czystych rasowo”.
Utrzymujący się od początku lat 30. niski wskaźnik urodzeń był solą w oku nazistowskich przywódców. Ostatecznie plan stworzenia potężnej rasy panów i zmiecenia z powierzchni ziemi pozostałych nacji wymagał znaczącego „wkładu” ludzkiego. Z tego powodu zdecydowano o powołaniu programu Lebensborn – „Źródło życia”.
Założenia można by nawet uznać szczytne – zwiększenie liczby porodów, ograniczenie aborcji (choć nielegalnie – przeprowadzano ich wówczas w Niemczech około 600 tysięcy rocznie), otoczenie opieką samotnych matek i – przede wszystkim – ich dzieci. Był tylko jeden warunek: rodzice musieli być modelowymi przedstawicielami rasy aryjskiej.
Skąd wziąć „rasowe” dzieci?
Naziści wierzyli, że „aryjskość” człowieka da się stwierdzić na pierwszy rzut oka. Czystość rasy określali na podstawie koloru oczu (niebieskie lub szare), włosów (od blondu po jasny brąz), wzrostu (wysoki), a także sylwetki (smukła). Ważny był także stan zdrowia – w III Rzeszy nie było miejsca na chorych czy ułomnych. Bez mrugnięcia okiem odsyłano ich do obozów koncentracyjnych. Prawdziwy Aryjczyk musiał być sprawny, zdrowy i nieobciążony genetycznie. To właśnie takich małych Niemców Himmler chciał „hodować” w ośrodkach Lebensborn.
Domy porodowe i domy dziecka pod auspicjami stowarzyszenia „Źródło życia” zaczęły powstawać w 1936 roku. Początkowo w Niemczech, później również w okupowanych krajach: Austrii, Norwegii, Belgii, Francji, a wreszcie Polsce. W naszym kraju istniało przynajmniej kilka ośrodków Lebensbornu, m.in. w Bydgoszczy, Krakowie czy Helenówku pod Łodzią.
W pierwszych latach działalności stowarzyszenia pod jego skrzydła trafiały młode Niemki, które „wpędziły się w kłopoty”. Nawet w trudnych czasach tuż przed wojną niczego im nie brakowało. Jedzenia pod dostatkiem, fachowa opieka lekarska, jako takie poczucie bezpieczeństwa. Trudno się dziwić, że część kobiet sama zgłaszała się po pomoc i chętnie godziła na przeprowadzkę.
Było tak tym bardziej, że nawet w obliczu kryzysu demograficznego i niedoboru „rasowych” dzieci w III Rzeszy krzywo patrzono na niezamężne młode matki. Za zajście w ciążę przed ślubem groziło wyrzucenie z pracy. Tymczasem w placówkach Lebensborn działały urzędy stanu cywilnego prowadzące własne kartoteki. Dzięki temu można było anonimowo pozbyć się „problemu” – noworodki otrzymywały po prostu nową tożsamość, a często również rodziców, bo na małych Aryjczyków czekały z otwartymi ramionami rodziny SS-manów gotowe na adopcję.
Dać się zapłodnić dla Hitlera
Szybko okazało się jednak, że ciężarnych ochotniczek jest za mało. Zresztą nie każda mogła liczyć na przyjęcie do stowarzyszenia. Zanim Lebensborn otoczył kobietę opieką, ta musiała dostarczyć dokument poświadczający pochodzenie (tzw. „dowód aryjski”), a także wypełnić formularz dotyczący chorób dziedzicznych. Następnie odpowiednio przeszkolony lekarz oceniał stan zdrowia kandydatki.
Również mężczyźni wskazywani jako ojcowie nienarodzonych dzieci byli zobowiązani przedstawić dowody na swoją „czystą krew” (nie dotyczyło to jedynie członków SS). Nawet gdy kryteria przyjęcia uległy złagodzeniu, liczba dzieci przychodzących na świat w „Źródle życia” była niezadowalająca.
Z tego powodu zadecydowano, że Lebensborn „rozszerzy działalność” i zajmie się… kojarzeniem par. Sprzyjały temu sukcesy III Rzeszy na europejskich frontach – podbój kolejnych krajów dawał możliwość „hodowania” małych Aryjczyków na zdecydowanie większą skalę. Niemcy pokładali szczególne nadzieje w krajach skandynawskich, gdzie nie brakowało wysokich, szczupłych kobiet o jasnych włosach i niebieskich oczach. A że Norweżki bynajmniej nie były chętne do realizowania diabolicznego planu Himmlera? Cóż – i na to znalazł się sposób.
Według niektórych źródeł w domach Lebensbornu regularnie dochodziło do gwałtów. Kobiety zmuszano do stosunków z funkcjonariuszami SS, a gdy już zaszły w ciążę – odsyłano je do III Rzeszy, by tam powiły nowych obywateli ku chwale Führera. Z powodu tych plotek ośrodki „Źródła życia” przeszły do historii jako burdele SS. Część historyków przeczy jednak tej wersji wydarzeń. Ich zdaniem akty przemocy seksualnej – o ile w ogóle – zdarzały się sporadycznie.
Świadczyć o tym ma między innymi znikoma skuteczność programu. Jak mówiła doktor Joanna Lubecka z Instytutu Pamięci Narodowej w rozmowie z Arturem Wróblewskim przytoczonej w książce Teraz jesteście Niemcami. Wstrząsające losy zrabowanych polskich dzieci: „Szacuje się, że w ramach programu Lebensborn przyszło na świat około 11 tysięcy dzieci. Powiedzmy szczerze: to była kropla w morzu potrzeb”.
Zróbmy sobie Niemca
Problem narastał, tym bardziej że trzeba było jakoś wypełniać straty związane z wojną. Liczba poległych na frontach żołnierzy III Rzeszy rosła – w przeciwieństwie do przyrostu naturalnego. Naziści zaczęli więc łakomym okiem patrzeć w stronę podbitych narodów. Nową akcję, za której przeprowadzenie odpowiedzialne były domy Lebensbornu, nazwano „rabunkiem wartościowej krwi”.
„W 1940 roku w Poznaniu zrobiono przesiewowe badania społeczności polskiej. Uznano wówczas, że liczba osób, które spełniają kryterium nordyckie, nie przekracza u nas 15–18 procent. Później oszacowano, że może to być nawet 20–25 procent. Hitler oczywiście kazał te badania utajnić, ale to był sygnał, że istnieje baza do pozyskania dzieci z Polski” – opowiada Artur Ossowski w książce Teraz jesteście Niemcami.
Także w przypadku zrabowanych „Aryjczyków” obowiązywały ścisłe kryteria selekcji: „W trakcie badań wyławiano dzieci, które posiadały cechy rasy nordyckiej. Dzieci były badane pod kątem wyglądu zewnętrznego, budowy czaszki, rozstawu oczodołów, koloru włosów i oczu. Te w odpowiednim wieku były kwalifikowane do germanizacji” – relacjonuje historyk Agnieszka Jaczyńska na kartach tej samej, wstrząsającej publikacji.
Szacuje się, że łącznie podczas II wojny światowej Niemcy porwali od 50 do 200 tysięcy polskich dzieci. Zaledwie 15–20 procent z nich po 1945 roku wróciło do kraju. Te, które zostały, często do końca życia nie poznały prawdy o swoim pochodzeniu. Podobne działania naziści podejmowali również w pozostałych okupowanych krajach – przez domy stowarzyszenia „Źródło życia” przewinęły się dziesiątki tysięcy małych Polaków, Rosjan, Czechów, Ukraińców i Białorusinów.
Zrabowane dzieci trafiały do ośrodków Lebensbornu na terenach zajętych przez III Rzeszę. Tam poddawano je praniu mózgu: karano za mówienie w ojczystym języku, zmieniano im imiona i nazwiska na brzmiące bardziej „niemiecko” i prowadzono regularną germanizację. Gdy uznano, że zasłużyły na miano obywatela III Rzeszy, oddawano je do adopcji niemieckim rodzinom (na ten temat pisaliśmy więcej w innym artykule).
Śmierć w „Źródle życia”
Ale i tak można powiedzieć, że wykradzione maluchy miały szczęście – o ile oczywiście z powodzeniem przeszły procedurę zniemczenia w domach „Źródła życia”. Trafiały zwykle do kochających rodzin, które dobrze się nimi opiekowały. Wielu adopcyjnych rodziców po wojnie zarzekało się, że nie miało pojęcia, iż przygarnięta sierota wcale nie jest sierotą. Pozostałe dzieci, dla których – z różnych powodów – nie było miejsca w III Rzeszy, czekał los gorszy od śmierci.
To chyba najbardziej ponura karta historii stowarzyszenia Lebensborn. Niechcianych, nie dość „aryjskich” bądź niedających się zniemczyć maluchów po prostu się pozbywano. W obozach koncentracyjnych, do których je odsyłano, były głodzone i zmuszane do pracy ponad siły. Niejednokrotnie padały ofiarą bestialskich eksperymentów zwyrodniałych nazistowskich lekarzy. Jak mówi jedna z bohaterek książki Teraz jesteście Niemcami. Wstrząsające losy zrabowanych polskich dzieci: „Nie trzeba być zabitym, by umrzeć”.
Po wojnie stowarzyszenie Lebensborn oskarżono o zbrodnie przeciwko ludzkości. Kierownictwo organizacji zasiadło na ławie oskarżonych podczas ósmego z dwunastu procesów norymberskich. Jednak mimo przytłaczających dowodów (m.in. zeznań uprowadzonych Polaków) sąd uznał „Źródło życia” za „instytucję opiekuńczą”. Osoby odpowiedzialne za zniszczenie życia setek tysięcy dzieci nie zostały ukarane.
A co z podopiecznymi domów Lebensborn? Dziś zbliżają się już do osiemdziesiątki. Wielu nigdy nie poznało swoich prawdziwych rodziców, za to przez większość życia nosiło piętno „dziecka z nazistowskiej hodowli”.
Bibliografia:
- Roman Hrabar, Hitlerowski rabunek dzieci polskich. Uprowadzanie i germanizowanie dzieci polskich w latach 1939-1945, Wydawnictwo Śląsk 1960.
- Ewelina Karpińska-Morek, Agnieszka Waś-Turecka, Monika Sieradzka, Artur Wróblewski, Tomasz Mata, Michał Drzonek, Teraz jesteście Niemcami. Wstrząsające losy zrabowanych polskich dzieci, Wydawnictwo „M” 2018.
- Anna Malinowska, Brunatna kołysanka. Historie uprowadzonych dzieci, Agora 2017.
KOMENTARZE (4)
Na ławie oskarżonych się siada. a nie stoi na niej…
„Proszę usiąść na ławie oskarżonych.”
„Dziękuję, postoję.”
A dzieło Lebensbornu kontynuują Jugendamty.
Opisując przeszłość w artykule kilkakrotnie używała słowa „naziści”. To naziści byli za wszystko odpowiedzialni, za akcję lebensborn.
Pięknie to wpisuje się w niemiecką narrację na temat II wojny.
1. To co złe to robili naziści, obozy, eksterminację, barbarzyństwo,
2. Niemcy nie występują w tych narracjach jako naród odpowiedzialny za okrucieństwa III Rzeszy,
3. Alianci w 1945 r. wyzwolili Niemców od nazistów,
4. cały naród nieniecki może więc świętować zakończenie wojny jako wspólne europejskie dziedzictwo.
Myślę, że portal powinien prostować narrację Niemiecką o złych nazistach i nie fałszować historii wg. potrzeb narracji niemieckiej, stać po stronie polskiej.
Pozdrawiam
Marek Mielnicki
Ostrołęka
P.S.
O nazistach mówi B. Wołoszański, cykl „Polska z góry” i in.
Można napisać, że spora armia pracuje na rzecz zakłamania historii swojego narodu, ale żeby ten portal?