Dziwaczne linie od ubrań i butów, nierówna ekspozycja na słońce, skóra spalona na skwarkę. Nie zawsze opalenizna wygląda pięknie. Jeśli chcesz się pozbyć nadmiaru koloru ze swojej skóry, proponujemy sposoby sprzed wieku. Bo wtedy kobiety wypowiadały śladom opalania prawdziwą wojnę...
W dziewiętnastym i na początku dwudziestego wieku elegancka dama zmieniała toalety i uczesania, jednak jeden element jej wizerunku pozostawał constans – nieskazitelna cera.
Na samą myśl o popularnej dziś opaleniźnie w kremie, bronzerze czy wizycie w solarium, kobieta tamtej epoki mogłaby omdleć z przerażenia. Opalenizna nie uchodziła „w towarzystwie”.
Ogorzała skóra była domeną osób z niższych warstw społecznych, dla których ciężka praca na świeżym powietrzu była codziennością. By chronić się przed słońcem, kobiety zakładały na przykład kapelusze o szerokich rondach bądź dzierżyły parasolki w stylu japońskim. I tak było niemal do końca lat dwudziestych.
Wiele pań, jeśli zdarzyło im się złapać trochę słońca, za wszelką cenę chciało tę odrobinę koloru wywabić ze swojej twarzy. Mogły przystąpić do tej walki, uciekając się do rozlicznych sposobów na piegi. Ale mogły też wypróbować środki podpowiadane przez Ellen D’Aubelle w 1937 roku.
Należało zebrać większą ilość kwiatu bzu, gotować go w wodzie i lekko przestudzić. Ciepły wywar nakładało się na twarz w formie okładów. Inna mikstura wymagała pół litra wody, łyżeczki benzoesu, łyżeczki kwiatu pomarańczowego i szczypty sproszkowanego ałunu.
Wszystkie składniki trzeba było przełożyć do rondelka, zagotować i zrobić twarzy kąpiel parową. I tylko o jednym wypadało pamiętać, o zawinięciu włosów ręcznikiem. Twarz poddawało się działaniu pary przez 10 minut, po czym przychodził czas na umycie jej zimną wodą z dodatkiem wody kolońskiej. Ta ostatnia mieszanka, ze względu na zawartość alkoholu, działała ściągająco na otwarte przez ciepło pory.
***
Dziesiątki niezawodnych przepisów. Przystępne receptury. A do tego: fascynująca opowieść o tym, jak Polki dbały o siebie w przedwojennej Polsce. Już dzisiaj kup własny egzemplarz książki Aleksandry Zaprutko-Janickiej „Piękno bez konserwantów. Sekrety urody naszych prababek”.
KOMENTARZE (7)
Michael Jackson lepiej wiedział, jak się pozbyć opalenizny.
Nie miał opalenizny.
On był czarnym, który stał się białym.
Stop. Dobrze wiemy jak było. Nie widzę sensu poruszania tematu Michaela Jacksona na tej stronie.
Chorował na bielactwo, geniusze…
Niektórzy ludzie tego nie zrozumieją, więc nawet nie chciałam pisać. To jest tak zwana ignorancja.
Coz, ja dotychczas nie moge zniesc tej spalenizmy. To wyglada ohydnie i nienaturalnie. Just like a peasant. ;(