Dla Anglików był obcy, a jego rozrywki - hokej, baseball i strzelanie do grzechotników – nie były na Wyspach w poważaniu. Znaczenie dystansu kulturowego poznał jednak dopiero, gdy dostał przydział do Dywizjonu 303. I zaczął latać z Polakami.
W styczniu 1941 roku dziennikarz „Sunday Times” pisał o nim: Był szczupły, miał łagodne rysy i delikatne dłonie. Jego twarz miała niewiele koloru i tylko dziwna zawziętość zaciśniętych ust przeczyła myśli, że mógłby być poetą lub artystą. […] Nazywa się major Kent i z wyglądu mógłby być poetą – ale nie chciałbym być Niemcem widzącym te oczy i te usta za karabinem! John Kent miał wówczas 27 lat, był zawodowym oficerem Królewskich Sił Powietrznych (RAF), asem lotniczym, uczestnikiem bitwy o Anglię oraz byłym dowódcą jednej z dwóch eskadr wchodzących w skład słynnego już Dywizjonu 303.
Pochodził z Kanady, gdzie już jako dziecko zafascynował się lotnictwem, do czego przyczyniły się samoloty z pobliskiego aeroklubu oraz prasowa euforia po przelocie Charlesa Lindbergha z Nowego Jorku do Paryża. W 1933 r. stał się najmłodszym w Kanadzie posiadaczem licencji lotniczej. Wkrótce potem wyemigrował do Wielkiej Brytanii, gdzie wstąpił do lotnictwa myśliwskiego RAF.
Jak sam wspominał w książce „Polacy są najlepsi”:
Czytałem wszystko, co mogłem znaleźć o moich lotniczych bohaterach, takich jak: Barker, Bishop, McLeod, Mannock i McCudden. Najbardziej chyba – jak wielu innych – zachwycałem się opowieściami o wielkich asach myśliwskich, ale w tamtym czasie nawet mi do głowy nie przyszło, że kiedyś dojdzie do dogodnej wojny, która pozwoli mi wziąć udział w podobnych walkach.
Przez kilka lat Anglicy dawali mu do zrozumienia, że pochodzi z prowincji, jednak udowodnił, że jest odważnym lotnikiem, prowadząc między innymi bardzo niebezpieczne próby z przebijaniem się samolotem przez zapory balonowe.
Balony były podczepione do ziemi stalowymi linkami, dlatego eksperymenty kończyły się groźnymi uszkodzeniami skrzydeł, a gdy raz w samolot zaplątała się parusetmetrowa lina, to Kanadyjczyk wylądował w poświacie błękitnej eksplozji, która pojawiła się za jego maszyną. Od pobladłych mechaników dowiedział się, że zahaczył ciągniętą liną o przewód wysokiego napięcia, który zerwał, ale wcześniej spowodował wielkie i efektowne spięcie. Testował też inne nowatorskie środki przeciwlotnicze będące kombinacjami lin, bomb, spadochronów i rakiet.
Pełna przygód droga do dywizjonu myśliwców
Po wybuchu wojny prowadził rozpoznanie lotnicze z dużej wysokości, latając nieuzbrojonym Spitfirem. W czasie kampanii francuskiej startował na szkolnym Tiger Mothcie, ścigając się z niemieckimi bombami, które spadały na opuszczane lotnisko i leciał potem tuż nad wierzchołkami drzew, aby uniknąć hitlerowskich myśliwców.
W innej bazie, podczas sprawdzania uszkodzeń brytyjskiego bombowca, ku przerażeniu Kenta i pozostałych obecnych nagle otwarły się drzwi bombowe i ukazał się tkwiący w wyrzutnikach ładunek. Mało tego, tuż za zbiornikiem paliwa odkryto niemiecki pocisk zapalający, który wciąż się tlił.
Po klęsce Francji kanadyjski lotnik trafił do Wielkiej Brytanii i czekał na przydział do dywizjonu myśliwskiego. Ostatecznie został dowódcą eskadry w formowanym właśnie polskim Dywizjonie 303. Dowódcą drugiej eskadry mianowano Athola Forbesa, a dowódcą całej jednostki – Ronalda Kelletta. Ten pomysł delikatnie mówiąc nie przypadł Kanadyjczykowi do gustu. Jak pisał w swoich wspomnieniach „Polacy są najlepsi”:
To była chyba ta ostatnia kropla, która przelała czarę goryczy – po wszystkich moich wysiłkach dostać przydział do dywizjonu cudzoziemców, który nawet jeszcze nie został utworzony! Miałem tego wszystkiego naprawdę dość i wpadłem w prawdziwe przygnębienie. O polskim lotnictwie wiedziałem tylko tyle, że przetrwało jakieś trzy dni w starciu z Luftwaffe, i nie miałem powodu przypuszczać, że latając z Anglii, pokażą się z lepszej strony.
Początkowo, żaden z dowódców nie był zadowolony, uznając przydział za zwyczajne zesłanie. Arkady Fiedler pisał o wątpliwościach Brytyjczyków. Wyspiarzom trudno było pojąć, że obcym, którzy nie dowiedli na co ich stać, powierzono obronę serca Imperium – Londynu. Brytyjczycy zresztą i między sobą traktowali się bez większego zaufania do siebie – dowodzący Kellett był oficerem rezerwy, zaś podlegający mu Kent i Forbes – oficerami zawodowymi.
Dowódcy, instruktorzy, czy nadzorcy?
Wkrótce potem przybyli Polacy. Oni też nie byli szczęśliwi. Samo przydzielanie Brytyjczyków do formowanej właśnie jednostki zostało ocenione pozytywnie. As myśliwski Witold Urbanowicz uważał to za dobry pomysł, zdecydowanie ułatwiający kwestie administracyjne. Problemem był jednak niejasny podział władzy.
Jeden z polskich oficerów skarżył się, że nie wiadomo, gdzie kończą się kompetencje Brytyjczyków, a zaczynają polskich dowódców oraz jaka jest faktyczna rola Brytyjczyków. Historyk Adam Zamoyski zaznaczał, że brytyjscy majorowie i kapitanowie mieli w założeniu sprawować dowództwo, Polacy jednak widzieli w nich niewiele więcej niż instruktorów za bardzo zadzierających nosa.
Obu nacjom w jednej jednostce nie było łatwo. Nie tylko dlatego, że Polacy chcieli walczyć od razu, a brytyjscy oficerowie wymagali, aby najpierw nauczyli się obsługi nowego sprzętu, radia, taktyki i języka. Trzeba było też opanować maszyny produkcji „Made in England”. Brytyjskie samoloty różniły się sporo od tych, do których przywykli polscy lotnicy. Miały chowane podwozia, posiadały radiostacje, ale także inny układ instrumentów w kokpicie i różnice z rozwiązaniami kontynentalnymi – np. manetka gazu działała na odwrót niż w maszynach polskich, czy francuskich, a nawet uchwyt spadochronu był po drugiej stronie. Nieprzyswojenie sobie tej wiedzy groziło prawdziwą katastrofą.
Trudności występowały w komunikacji. Z polskimi podwładnymi można było porozumiewać się, przynajmniej na początku, tylko po polsku, francusku lub na migi. Kellett i Forbes nie mieli problemów z francuszczyzną, ale Kent pochodził z kanadyjskiej Manitoby, a nie Québecu i nie znał francuskiego. Jednak znalazł swój sposób na dogadanie się, co docenili podwładni, nadając mu przydomek „Kentski” lub „Kentowski”. Jak zapisał w swoich wspomnieniach „Polacy są najlepsi”:
Robiłem to tak: wyciągałem jednego czy dwóch pilotów z samolotu i wskazując na maszynę, mówiłem powoli i wyraźnie: „aeroplane”. Zrozumieli, o co chodzi, i odpowiedzieli: „samolot”, co zapisałem fonetycznie. Następnie obszedłem samolot dookoła, podając angielskie nazwy różnych części, i w odpowiedzi dostając w zamian polskie odpowiedniki. W ten sposób, krok po kroku, opracowałem całą procedurę w języku polskim. Miałem to wszystko spisane fonetycznie na moim notatniku przypinanym na kolanie, korzystając z niego przy wydawaniu poleceń w powietrzu.
Polacy są najlepsi
Brytyjczycy długo nie byli też pewni umiejętności naszych lotników, ich morale, myśleli że piloci boją się walki po przegranych w Polsce i Francji. Tymczasem ich podkomendni byli jednymi z najlepszych w Polsce i na świecie, mieli doświadczenie lotnicze i bojowe z dwóch kampanii, zwycięstwa powietrzne osiągnięte na gorszym sprzęcie niż miał przeciwnik.
Pałali żądzą zemsty na Niemcach za najazd z września 1939 r., zniszczenie kraju, rozłąkę z najbliższymi, śmierć krewnych i przyjaciół. Denerwowało ich, że szkolenie trwa długo, a rozkazy wydają im wyniośli imperialni oficerowie i okazywali swoje niezadowolenie na wiele sposobów, w tym przez niedbały ubiór – rozpięte bluzy, nieregulaminowe koszule i buty – co musiało budzić niezadowolenie Kenta, który jak sam podkreślał, był gorącym zwolennikiem wojskowej dyscypliny.
Na szczęście, gdy Dywizjon 303 skierowano wreszcie do akcji, Brytyjczycy szybko przekonali się, jakich znakomitych lotników dostali pod swoje rozkazy. Polacy, świadomi braku doświadczenia swoich dowódców, sami często przejmowali inicjatywę w walce i demonstrowali swój kunszt bojowy, który obfitował w efektowne sukcesy, świętowane potem przy alkoholu wraz z Anglosasami. Rosły przy tym i akcje samego Kenta, który miał mocną głowę. Wspólna walka z wrogiem tworzyła silne więzy. Rosło poczucie braterstwa i wdzięczności dla Polaków. Jak podkreślał potem Ronald Kellett:
To, że dowodzący tym dywizjonem i eskadrami trzej angielscy piloci przeżyli bitwę [o Anglię], jest ogromną zasługą polskich lotników.
Sam Kent też zawdzięczał życie Polakowi. Raz, atakując niemiecki bombowiec, nagle z przerażeniem dostrzegł, że ma na ogonie Messerschmitta Bf-109. Już za moment przed Niemcem „wystrzelił jak błyskawica” polski Hurricane, który odgonił niebezpieczeństwo. Kent strącił bombowca i na lotnisku dziękował temu, który mu pomógł: Nie ma za co – odparł skromnie Zdzisław Hennerberg, po czym dodał: Przy okazji gonił Pana nie jeden Messerschmitt, tylko sześć.
Nic dziwnego, że gdy pod koniec 1940 r. brytyjscy oficerowie opuszczali polski Dywizjon, John Kent z początkowego sceptyka zmienił się w wielkiego przyjaciela polskich lotników, z którymi miał się jeszcze zetknąć. W wywiadzie prasowym z 1942 r. przyznał: Jeśli chodzi o myśliwców, Polacy są najlepsi, na swoich samolotach malował potem godło osobiste w postaci polskiego orła na tle kanadyjskiego liścia klonu, na mundurze nosił polską lotniczą gapę nad skrzydełkami RAF, a brytyjskiemu oficerowi, który nie wstał, gdy orkiestra zagrała polski hymn, kazał stanąć na baczność i rozkwasił mu nos. Zrobił to w obronie polskiego honoru jak prawdziwy Janek Kentowski.
Literatura:
- Bohdan Arct, Polskie skrzydła na Zachodzie, Warszawa 1970.
- Antoni Ares, 303 wzloty i upadki. Awanturnicze losy bohaterów bitwy o Anglię, Warszawa 2016.
- Arkady Fiedler, Dywizjon 303, Poznań 1974.
- Robert Gretzyngier, Wojtek Matusiak, Polacy w obronie Wielkiej Brytanii, Poznań 2007.
Jan Jokiel, Udział Polaków w Bitwie o Anglię, Warszawa 1972. - Johnny Kent, Polacy są najlepsi. Wspomnienia Kanadyjczyka z Dywizjonu 303, Warszawa 2017.
- Wojciech Krajewski, Witold Urbanowicz – legenda polskich skrzydeł, Warszawa 2008.
- Wacław Król, Polskie dywizjony lotnicze w Wielkiej Brytanii 1940-1945, Warszawa 1982.
- Lynne Olson i Stanley Cloud, Sprawa honoru. Dywizjon 303 Kościuszkowski. Zapomniani bohaterowie II wojny światowej, Warszawa 2004.
- Witold Urbanowicz, As. Wspomnienia legendarnego dowódcy Dywizjonu 303, Wydawnictwo Znak, Kraków, 2016.
- Adam Zamoyski, Zapomniane dywizjony. Losy lotników polskich, London 1995.
- Jan Zumbach, Ostatnia walka. Moje Zycie jako lotnika, przemytnika i poszukiwacza przygód, Warszawa.
- Portal www.polishairforce.pl
KOMENTARZE (23)
Uratowaliście Wielką Brytanię, a teraz idźcie maszerować w Moskwie!
Chyba w Mekce?
Ani słowa o gen. Skalskim? Semicka poprawność polityczna? Dlaczego nie wymieniono wszystkich lotników z 303? Ten art. na pewno napisał historyk?
Nie chcę zbytnio krytykować ale… co wy sobie histerycy wyobrażacie? Że ludziska są aż tacy głupi? Co najdziwniejsze, art. napisany jakby na podstawie filmu para dokumentalnego „wiszącego” na YouTube (prod. BBC – Dywizjon 303 „Ci cholerni cudzoziemcy”).
Od takiej historii Boże, uchowaj w każdej porze.
Dobry człowieku, wyluzuj! Ten artykuł (bardzo skądinąd ciekawy) jest o kim innym. A Skalski akurat z dywizjonem 303 nie miał nic wspólnego.
Ale art. dziwnym trafem dziwny człowieku całkowicie pomija polskich asów z innych („Poznański302”, także z angielskich dywizjonów). Ciężko było dopisać o innym polskim dywizjonie choć linijkę?
Takie wypisy można tolerować na różnych tam onetach, nie ma co popuszczać dziwne przeinaczenia na portalu, który posiada w nazwie „historyczne”.
Można też było dopisać po linijce o Westerplatte, zamachu majowym i powstaniu listopadowym. Tyle że nie trzymałoby się to kupy.
W tym artykule odnoszę się wyłącznie do kanadyjskiego lotnika z Dywizjonu 303 Johna Kenta. Brak informacji o innych polskich dywizjonach albo o Polakach w brytyjskich dywizjonach jest więc celowy. Myślę, że przy odrobinie chęci można na Ciekawostkach Historycznych znaleźć takie artykuły – także mojego autorstwa – gdzie są wspominani polscy lotnicy. A jednocześnie nie jest wspominany John Kent. ;)
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
Dziękuję za reakcję, dobre słowa o artykule i za celne oraz merytoryczne wsparcie w dyskusji! Dla każdego autora jest to zawsze rzecz cenna. :)
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
To tylko fragment wspomnień kanadyjczyka, do niego miej pretensje. Ale najpierw przeczytaj całość :)
To w takim razie art. sponsorowany, a kilka wstawek” Polacy najlepsi” mają przy okazji podnieść naszą niską samoocenę i słaby popyt na książkę?
Żadnych krytycznie ważnych pytań – a dlaczego pozwolono na obcego dowódcę, kiedy raz że rząd RP na uchodźstwie zapłacił złotem za każdy samolot, dwa że mieliśmy własnych dwu języcznych kandydatów na to stanowisko? I to coś napisał polski publicysta historyczny? – Nie, raczej tylko zwykły urzędnik.
Szanowna Pani lub Szanowny Panie drit,
Nie wstydzę się swojego wykonywanego zawodu urzędnika samorządowego, ani swojego imienia i nazwiska, dlatego podpisuję się pod artykułami prasowymi i internetowymi, a także pod komentarzami. Do podobnej odwagi w prowadzeniu dialogu prezentując się światu z imienia i nazwiska, zresztą Panią lub Pana zachęcam.
Powtórzę raz jeszcze: artykuł dotyczył tego, kim był i skąd się wziął w polskim dywizjonie Kanadyjczyk John Kent. Artykuł nie miał na celu oceny podpisanych porozumień pomiędzy rządami polskim i brytyjskim, na podstawie których płaciliśmy za nasze dywizjony i przyjęliśmy do naszych jednostek brytyjskich oficerów.
Czy pochwała naszych lotników ze strony ich kolegi i przełożonego z Kanady jest zła? Moim zdaniem – nie. Pozdrawiam, Mateusz Drożdż
Nie ma co wzywać Boga nadaremnie. Brak informacji o Stanisławie Skalskim wynika nie z powodów „semickiej” lub „antysemickiej” poprawności politycznej, ale z prostego faktu, że ani nie był tytułowym Kanadyjczykiem, ani nie służył w Dywizjonie 303.
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
– „Brak informacji o Stanisławie Skalskim…”
– Jednakowoż można było napisać panie publicysto – „pomimo że RAF dysponował doświadczonym polskim oficerem RAF-u (por.Skalski), wtryniło Polakom do dyw. 303 Kanadyjczyka – tak dla typowego angielskiego humoru”.
„Powtórzę raz jeszcze: artykuł dotyczył tego, kim był i skąd się wziął w polskim dywizjonie Kanadyjczyk John Kent.”
Nie, streścił pan książkę, słowem nie napisał pan dlaczego akurat on a nie kto inny, dlaczego było to posunięcie co najmniej dyskusyjne.
(Powodem była zwykła wyspiarska ksenofobia i rasizm – ale kogo to obchodzi).
Jeszcze raz – taki powierzchowny art. można zaakceptować tylko na onecie.
Rozumiem Pani/Pana sympatię i podziw dla Stanisława Skalskiego, ale doświadczonym oficerem RAF-u to został przez Brytyjczyków uznany dopiero w 1943 r., gdy dostał propozycję objęcia brytyjskiego dywizjonu. W 1940 r. był po pierwsze porucznikiem, który nie dowodził wcześniej nawet eskadrą, a na dowódców polskich dywizjonów brano majorów, a przynajmniej kapitanów, a po drugie, dowództwo RAF mogło delegować swoich kandydatów na oficerów dowodzących w polskich dywizjonach. Mieli przecież do dyspozycji swoje kadry.Nie rozumiem więc, dlaczego Brytyjczycy mieli proponować jako bryt. dowódcę polskiego dywizjonu S. Skalskiego.
Dlaczego Kent znalazł się w polskim dywizjonie, nie wiedział nawet on sam. Ale jeśli Pani/ Pan ma inne informacje o powodach tej decyzji, to bardzo proszę się podzielić. Wiedzy nigdy dość. Pozdrawiam, Mateusz Drożdż
„Nie rozumiem więc, dlaczego Brytyjczycy mieli proponować jako bryt. dowódcę polskiego dywizjonu S. Skalskiego.”
Ale co tu jest do zrozumienia? Anglicy mieli swoje interesy a my powinniśmy mieć swoje (może przeszła by choć jedna kompania WP podczas defilady w Berlinie).
Przecież prawdziwy dramat to zbyt spolegliwe nastawienie polskiego naczelnego dowództwa.
Mottem winno być – płacimy i wymagamy, polski dywizjon, polski dowódca (nie koniecznie Skalski).
Otóż, dużo jest do zrozumienia. Sprawa formowania polskich dywizjonów wynikała za umów wojskowych zawartych między rządami obu państw. Umowy te były z czasem zmieniane, co nie zmienia faktu, że do dzisiaj są krytykowane. Co – uprzedzę pytanie – nie wiąże się bezpośrednio z Johnem Kentem. ;) Ani ze Stanisławem Skalskim. ;)
Stąd nie dało się sprawy załatwić w tak prosty sposób, jak np. w zakładzie szklarskim, że przychodzimy, mówimy, jak okno mamy mieć oszklone, płacimy i mamy tak mieć. Być może właśnie z tych decyzji politycznych wynikała wspomniana spolegliwość polskiego dowództwa w stosunku do Brytyjczyków. Problem niejako rozwiązywał się, gdy brytyjscy oficerowie odchodzili z polskich dywizjonów, a całość władzy przejmowali w nich Polacy.
A aliancka defilada zwycięstwa to odbyła się w Londynie. :)
Pozdrawiam, Mateusz Drożdż
A aliancka defilada zwycięstwa to odbyła się w Londynie. :)
W 1946, a w 1945 zdążyła być w Moskwie. :(
A mnie chodziło o czysto hipotetyczną paradę w Berlinie – taka tam abstrakcja „co by było gdyby”.
@drit Jeśli zarzuca Pan/Pani autorowi artykułu streszczenie jednej książki bardzo proszę zerknąć na wyjątkowo obfitą bibliografię, którą wymienia autor na końcu tekstu. Co do S. Skalskiego, zachęcamy czytelników, aby próbowali swoich sił w pisaniu i wysyłali nam swoje teksty na oficjalnego maila portalu. Jeśli chciałby Pan/Pani podzielić się z Nami wiedzą historyczną i brakuje Panu/Pani tekstu o Skalskim na Ciekawostkach Historycznych warto może pomyśleć o osobnym tekście niż próbować wplatać jedno zdanie, niezwiązane z tematem na koniec każdego artykułu, który mówi o lotnikach lub Dywizjonie 303? Pozdrawiamy i zachęcamy do pisania :)
A nie jest tak, że prawdziwa cnota krytyk się nie boi?
Usprawiedliwieniem powierzchownego streszczenia książki ma być wypisana bibliografia?
Moim zdaniem, najciekawszy wątek został pominięty.
Szanowna Pani/ Szanowny Panie, skoro Pani/ Pana zdaniem „najciekawszy wątek został pominięty”, książka została „powierzchownie streszczona”, a bibliografia po prostu została „wpisana”, to pozostaje mi poprzeć propozycję Redakcji i zachęcić do podjęcia się próby opisania tegoż wątku, tudzież innych rzeczy hipotetycznych lub takich, które miały miejsce, czyli niewątpliwie ciekawych, a pominiętych przeze mnie, w formie odrębnego artykułu. Wiedzy na tematy lotnicze nigdy dość! :)
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
czy szanowny Drit moze przesac pieprzyc i nauczyc sie czytac ze zrozumieniem??
@Anonim: dziękuje za „obronę” i apel o czytanie ze zrozumieniem, ale bylibyśmy jednak ogromnie wdzięczni, gdyby w komentarzach powstrzymywać się od wulgaryzmów. Z góry dziękujemy.
Panie Mateuszu,
Wspanialy, rzetelny artykul mowicy o „zderzeniu sie” Kanadyjczykow i Brytyjczykow z Polakami.
(Mala uwaga. W Kanadzie nie ma grzechotnikow, wiec pan Ketowski musial je strzelac w USA)
Znam problemy poczatkow walki w Anglii z opowiesci mego s.p. przyjaciela, Zygmunta Poplawskiego, o ktorym kiedys rozpoczalem, a nie dokonczylem z roznych wzgledow, opowiesci o Jego zyciu.
http://www.sekowa.info/index.php?go=37&id2=88
Mam sporo skanow pamiatek po Zygmuncie, m. inn. Jego logbook. Gdyby Pan byl zainteresowany, to moglbym te materialy Panu przekazac.
Widze ze Pan lubi lotnictwo i orientuje sie co nieco w tym temacie.