II wojna światowa nie zakończyła się ani 8, ani 9 maja 1945 roku. Mimo podpisania formalnych porozumień, regularne walki z Wehrmachtem trwały nadal. Jak długo i dlaczego?
Gottlob Bidermann nie był nikim szczególnym, miał jednak tego pecha, że w 1941 roku wraz ze 132 Dywizją Piechoty Wehrmachtu ruszył na Wschód. „Nie służył w elitarnej jednostce, ale w anonimowych formacjach, których kolejne numery przypominają pozycje w książce telefonicznej” – stwierdził dosadnie Dennis Showalter, autor wstępu do jego wspomnień.
Nie oznacza to jednak, by była to dywizja nieistotna. Bidermann wraz z resztą formacji uczestniczył np. w 1942 roku w półrocznym oblężeniu Sewastopola – krwawej jatce, w której zginęło sto tysięcy jego kompanów. W ostatniej fazie walk bił się w okolicach Leningradu, ostatecznie zaś ze zdziesiątkowaną dywizją wylądował w Kurlandii. A Kurlandia wylądowała w kotle.
Katyń podnosi morale
„Rozkaz dowódcy Grupy Armii »Północ« zabraniał używania określenia »kurlandzki kocioł«. Krążyły wręcz słuchy, choć według mojej wiedzy nigdy nic podobnego nie miało miejsca, iż każdy żołnierz, który będzie mówić o beznadziejności naszego położenia w »kotle«, zostanie postawiony przed plutonem egzekucyjnym. Od czasu unicestwienia 6 Armii pod Stalingradem, słowo »kocioł« nabrało złowieszczego znaczenia, zwiastując nieuchronną, niemożliwą do uniknięcia katastrofę.
Jednakże opublikowanie takiego rozkazu, nawet wśród najbardziej optymistycznie nastawionych, którzy wciąż jeszcze czepiali się nadziei na ostateczne zwycięstwo, teraz obudziło świadomość kompletnej beznadziejności naszej sytuacji. Pomimo tego, trzeba jednak podkreślić, że wola walki z Sowietami i duch bojowy żołnierzy w Kurlandii pozostały niezłomne” – wspominał Bidermann i nie kłamał.
Położenie niemieckich oddziałów było wówczas istotnie beznadziejne. Od jesieni 1944 roku oddziały niemieckie były tu szczelnie otoczone przez wojska Armii Czerwonej, które usiłowały zdobyć ten stosunkowo niewielki obszar w kilku dużych ofensywach. Z dość niejasnych powodów Hitler nie wydał zgody na ewakuację, choć strategicznie kampania kurlandzka nie wiązała aż takich sił przeciwnika, by mogło mieć to realny wpływ na powstrzymanie impetu przeciwnika na głównym teatrze wojny.
„Tak rozpoczęło się wielkie umieranie w Kurlandii” – skomentował uczestnik walk Hans Schäufler. Ale miał też rację Bidermann, pisząc o wyjątkowo w tym rejonie silnym morale Niemców. Mimo przytłaczających sił rosyjskich i ich nieograniczonych praktycznie możliwościach uzupełniania sprzętu i ludzi, wojska Wehrmachtu stawiały nieustanny i skuteczny opór. Raporty na ten temat wysyłane w przeddzień oficjalnej kapitulacji Niemiec są jednoznaczne. Dla przykładu:
3.04.45: W Kurlandii liczne ataki Sowietów na północny zachód od Doblen nie przynoszą pożądanego sukcesu.
4.04.45: Na północny zachód od Doblen dochodzi do załamania się ataku Sowietow
5.04.45: W Kurlandii ponowne ataki Sowietów na północny zachód od Doblen nie przynoszą sukcesu.
Jak wyglądało to w praktyce, opowiada Schäufler: „27 października zaczęła się pierwsza wielka bitwa obronna w Kurlandii. Sowieckie armie rozpoczęły nawałę ogniową z 2000 dział, których pociski przez wiele godzin spadały na tworzące 200-kilometrową linię frontu niemieckie stanowiska między Tukums i Lipawą. Przez cztery tygodnie ziemia łotewska drżała pod uderzeniami potężnej bitwy; dym i płomienie ogarnęły tę twierdzę nad Bałtykiem.
Jednakże wskutek dzielnej obrony niemieckich oddziałów plany Sowietów zakończyły się dla nich fiaskiem i olbrzymimi stratami. 3 listopada Oberkommando der Wehrmacht mogło poinformować, że »W rejonie na wschód od Lipawy, dzięki bezprzykładnej postawie naszych oddziałów, które zniszczyły 62 czołgi nieprzyjaciela, powstrzymana została sowiecka próba przełamania linii naszej obrony… W sumie przeciwnik stracił w październiku 1944 czołgi na terenie Kurlandii«. Na chwilę Sowieci stracili impet. Nad porozrywaną granatami i bombami ziemią, która w deszczu powoli zamieniała się w morze błota, zapanowała cisza. Obie walczące strony poniosły ciężkie straty.
Nasze oddziały były wyczerpane walką niemal do granic wytrzymałości. A jednak 25 listopada sowieckie dywizje zaatakowały ponownie, rzucając w bój niewyobrażalne ilości środków, tym razem na niemieckie stanowiska obronne w rejonie między Priekule a rzeką Windawą. Walki obronne trwały aż do 7 grudnia. Ale również i na tym odcinku nie udało się Sowietom przełamać obrony niemieckiej. Do historii wojskowości bój ten wszedł pod nazwą drugiej bitwy kurlandzkiej”.
Brzmi to trochę jak tanie przechwałki i podkreślanie rycerskości niemieckiego ducha, ale faktem jest, że podobnych bitew kurlandzkich odbyło się wówczas sześć i żadna nie okazała się dla Rosjan zwycięska. Jest to o tyle ciekawe, że ze wspomnień Bidermanna wynika, iż na wieść o śmierci Hitlera „większość żołnierzy odczuła ulgę” – nie byli to więc fanatyczni naziści gotowi oddać życie za Wodza. Kiedy już po kapitulacji rosyjscy oficerowie zadali Bidermannowi pytanie: „Dlaczego? Dlaczego tak długo walczyliście? Przecież Hitler już dawno nie żyje”. Ten odparł patetycznie: „Bo jesteśmy żołnierzami”.
Prawda była chyba jednak nieco bardziej przyziemna. Powody tak długiego oporu Niemców w Kurlandii były dwa, do czego Bidermann przyznaje się między wierszami. Po pierwsze – Katyń. Przynajmniej na tym odcinku frontu nawet szeregowi żołnierze Wehrmachtu słyszeli o tej zbrodni i najzwyczajniej byli pewni tego samego losu. Woleli więc ginąć walcząc, tym bardziej – i to jest drugi powód – że w szeregach dość intensywnie krążyła plotka, że zostaną wkrótce ewakuowani przez Aliantów i wykorzystani do walki na wspólnym froncie z Rosjanami. Nie było to bezpodstawne. Brytyjczycy nie rozwiązywali przez kolejne pół roku trzech niemieckich armii na terenie Szelzwiku-Holsztynu właśnie z powodu potencjalnej trzeciej wojny światowej…
To tłumaczy, dlaczego ostatnie walki w Kurlandii trwały do 13 maja, mimo, że większość oddziałów poddała się zgodnie z rozkazem, pięć dni wcześniej.
Ostatnia poddaje się pogoda
Nic nie wiadomo o podobnych plotkach na terenie Polski, ale faktem jest, że również dopiero 13 maja skapitulowały ostatnie niemieckie oddziały okopane na Mierzei Wiślanej, a 11 maja te ulokowane na Helu. Ich historia w pewnym sensie wiązała się z historią Bidermanna. I Kurlandia i polskie Pomorze zaatakowane zostały przez Rosjan w ramach jednej akcji, tzw. Operacji Wschodniopruskiej. Żołnierze Wehrmachtu, którzy w maju 1945 znaleźli się na Mierzei Wiślanej, byli w większości niedobitkami, ocalałymi i ewakuowanym po walkach o Królewiec, który padł miesiąc wcześniej, 9 kwietnia.
Byli skrajnie wyczerpani – w tracie tych walk padło blisko 40 tysięcy Niemców a ponad drugie tyle dostało się do niewoli. Ich desperacja była więc zdumiewająca. Na Mierzei ustawili barykadę z lokomotyw, która miała powstrzymać rosyjskie czołgi, nie mogła jednak powstrzymać samolotów, których naloty były znacznie intensywniejsze niż atak wojsk lądowych. Podobnie jak na Kurlandii, większość oddziałów formalnie poddała się 9 maja. Desperatom udało się jednak wytrzymać impet natarcia jeszcze cztery dni.
W tym czasie Niemcy walczyli również jeszcze w Czechach. 6 maja, kiedy rozpoczęła się tzw. Operacja Praska było ich tam jeszcze blisko milion, mieli 10 tysięcy dział, 2 tysiące czołgów i tysiąc samolotów – to, że były to niedobitki Armii Środek nie zmienia faktu, iż wciąż były to siły poważne. Na tyle przynajmniej, by z powodzeniem tłumić spontanicznie wybuchające powstania, jak choćby powstanie praskie 5 maja 1945 toku, które, choć wsparte przez Rosyjską Armię Wyzwoleńczą Andrieja Własowa, szybko upadło.
Mimo błyskawicznych postępów Armii Czerwonej i formalnego zawieszenia broni feldmarszałek F. Schörner odmówił zaprzestania walki. Por. Waldemar Gajewski, dowódca kompanii w 1. Brygadzie Pancernej, idącej wówczas z Rosjanami 2 Armii Wojska Polskiego wspominał: „Nie wszyscy jednak dzień ten mogli obchodzić radośnie i beztrosko. W rejonie Sudetów dowództwo grupy armii „Centrum” nie podporządkowało się aktom kapitulacji, nie chciało złożyć broni. Aby temu zapobiec i ostatecznie rozbić wroga, działania trwały”. Zakończyły się one w tym samym momencie, co walki na Mierzei Wiślanej i w Kurlandii, zdobyciem Mielnika 13 maja 1945 roku.
Ale w momencie, kiedy padał Mielnik, w Europie strzały bynajmniej nie ucichły. Mniej więcej półtora tysiąca kilometrów na południe, rozgrywał się wówczas ostatni epizod w historii niemieckiej Armii E dowodzonej przez generała von Lehra. 3 maja musiała ona w pośpiechu wycofywać się z Triestu, zdobytego wspólnymi siłami włoskiego podziemia zbrojnego, jugosłowiańskiej armii Josipa Tity i alianckich sił nowozelandzkich. Nie było to jednak wycofanie paniczne.
Blisko trzystutysięczne siły Wehrmachtu były wówczas co prawda dwukrotnie mniejsze liczebnie niż te, którymi dysponowali Jugosłowianie, wciąż jednak stanowiły armię karną i zdolną do zdyscyplinowanych operacji. A już na pewno lepiej dowodzoną i uzbrojoną. Siły jugosłowiańskie składały się głównie ze świeżych rekrutów z prowizorycznym uzbrojeniem, a jeśli już byli to żołnierze z doświadczeniem, to wyłącznie w walce partyzanckiej, nie zaś otwartym boju.
I rzeczywiście tylko przewagą liczebną można wytłumaczyć fakt, że 4 maja, po „dramatycznym szturmie półuzbrojonej piechoty na zorganizowaną obronę Niemców” pod Vinkovcami, armia von Lehra zdecydowała się na odwrót w kierunku Austrii, by tam poddać się siłom alianckim. Ale nie był to odwrót desperacki. Regularne walki rozegrały się jeszcze o Maribor (10 maja) i Dravograd (12 maja), by zatrzymać się dopiero 15 maja. Alianci odmówili przyjęcia żołnierzy von Lehra i blisko trzystutysięczna armia znalazła się w obozach wojsk Tito.
Nawet wówczas były jednak w Europie terytoria okupowane przez Niemców i jakby nieco zapomniane przez wojska alianckie. Słowo terytoria brzmi może zresztą nieco zbyt poważnie. Wyspy normandzkie, o których tu mowa liczyły sobie od kilku (Sark) do najwyżej stu (Jersey) kilometrów kwadratowych i choć leżały w strategicznym miejscu, bo pośrodku kanału La Manche, mało kto nimi się przejmował. Nawet sami mieszkańcy, dla których okupacja niemiecka była niemal nieodczuwalna… Jedyne czego zakazano to wychodzenia z domu po 23, publicznego picia alkoholu i opuszczania wyspy.
Nie było tu Gestapo, egzekucji i aresztowań. Jedynie na Alderney zorganizowano obóz koncentracyjny, a pozostałe wyspy włączono w skład Wału Atlantyckiego – zbudowano bunkry i wieże obserwacyjne, umieszczono też baterie artyleryjskie, choć raczej słabe i przestarzałe. Realnie, wyspy nie stanowiły w każdym razie zagrożenia militarnego dla poważniejszych sił. Nic też dziwnego, że pomimo oficjalnej kapitulacji 9 maja, licząca sobie osiem kilometrów kwadratowych Alderney poddała się dopiero tydzień później, 16 maja. Wcześniej nie miała komu.
Na ostatni akord II wojny światowej w Europie trzeba było jednak poczekać do 11 czerwca 1945 roku, kiedy to poddała się dwuosobowa obsada niemieckiej stacji meteorologicznej na Spitsbergenie.
Bibliografia
- Nicolas Best, Pięć dni, które wstrząsnęły światem, Kraków 2016.
- Franz Kurowski, Kurlandia 1945. Ostatni bastion Hitlera, Warszawa 2008
- Gottlob Herbert Biderman, W śmiertelnym boju. Wspomnienia niemieckiego żołnierza z frontu wschodniego, Gdańsk 2017.
- Wojciech Mazurek, Desant na Mierzeję Wiślaną. Zapomniany kwietniowy bój 1945 roku, Morze Statki i Okręty 3/2015.
- Mieczysław Tanty, Bałkany w XX wieku, Warszawa 2003.
- Norman Davies, Europa walczy 1939-1945. Nie taki proste zwycięstwo, Kraków 2008.
KOMENTARZE (18)
Gdzie się podziali tamci chłopcy? Ich potomkowie dają pluć sobie w twarz przez islamskie pomioty. Dopiero dziś Niemcy naprawdę kapitulują.
Ich kosci wciąż wychodzą z ziemi na wiosnę pod wołgogradem.
Jakimś niedobitym pomiotem faszystowskim to jesteś może ty… Twoja pogarda wobec ludzi innej religii niczym się nie różni od pogardy hilerowców wobec Słowian i Żydów…
Skąd wiesz czy innej religii??
W trakcie walk padło blisko 40 tysięcy Niemców. Słowo „padło”, nawet w stosunku do wroga, jest moim zdaniem nie na miejscu. A poza tym bardzo ciekawy artykuł.
Ja bym napisał, zdechło.
Janek Wisniewski padl…
określenie paść w boju/w walce jest jak najbardziej poprawne, a faszyści byli gorsi niż zwierzęta
Oddziały Otto Skorzenego nekały Amerykańskie wojska i nawet udało im się ich przekonać, że planują zamach na Eisenhowera w Paryżu…
Bidermann wraz z resztą formacji uczestniczył np. w 1942 roku w półrocznym oblężeniu Sewastopola – krwawej jatce, w której zginęło sto tysięcy jego kompanów,co za bzdura,skąd taka liczba,chyba z propagandy radzieckiej…
Japończycy dużo lepsi-przynajmniej 1 z nich prowadził”wojnę” jeszcze za mojego życia.
W Śmiertelnym Boju to bardzo dobre czytadło a co do pewnych treści to niech zostanie czytelnikowi
typowa narracja dla tego portalu-gloryfikacja niemców i szkalowanie Polaków,niemieccy bohaterowie dzielnie się bronili a Polscy zbrodniarze z AK mordowali żydów(inny artykuł). Cały ten portal świetnie wpisuje się w politykę odwracania odpowiedzialności za II wiojnę światową,kto wam płaci??? Wasz mocodawca siedzi chyba za Odrą
Ten portal nie wpisuje się w żadną politykę, tylko w fakty historyczne. To współcześni „patrioci wyklęci” wpisują na każdym kroku politykę w fakty historyczne.
Pozdrawiam całą redakcję „Ciekawostek Historycznych”. :)
tydzień temu wróciłem z 10 dniowej wycieczki po Izraelu – to rasistowski kraj.
Charlie bez cienia złego słowa opowiedz jak tam było jestem ciekaw zwyczajnie nie stac mnie na wycieczkę do Izraela ale na komentarz z pierwszej reki może mi się uda:)_
Nie „Armia E”, ale „Grupa Armii E”. Dowodził nią nie gen. Lehr, a Löhr.
Pozdrawiam i Wesołych Świąt życzę :)
Przed mniej więcej 25 laty jechałem pociągiem z Poznania do Rzepina. W przedziale siedział ze mną starszy człowiek, który wracał z Poznania z Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego i opowiadał swoją historię z końcowego okresu II Wojny światowej. Zimą 1944/45 r. powołano go do II Armii Wojska Polskiego, wraz z którą w trakcie walk o Bautzen dostał się do niemieckiej niewoli. Cofający się Niemcy poddali się żołnierzom USA, dzięki temu odzyskał wolność 15 maja 1945 r.. Polskie władze uporczywie odmawiały przyznania mu do emerytury dodatku za pobyt w niemieckiej niewoli, bowiem – jak to uzasadniały – po 9 maja 1045 roku pobyt w niewoli się nie liczył.
K.K.