Rekiny, węże morskie i krakeny spędzały sen z powiek marynarzom – szczególnie jeśli naczytali się książek i nasłuchali legend!
„Zwróciłem się do okna i mimo woli cofnąłem ze wstrętem. Przed oczami mymi poruszał się okropny potwór” – opisuje prof. Aronnax w „Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi” Juliusza Verne’a. – „Była to ogromnej wielkości kałamarnica, długości ośmiu metrów. Posuwała się tyłem niezmiernie szybko w kierunku »Nautilusa«. Jej osiem ramion, a raczej nóg wyrastających z głowy, które zjednały tym zwierzętom nazwę głowonogich, było dwa razy większych od ciała i kręciło się jak włosy na głowie furii”.
Następujący potem opis ataku bestii na łódź podwodną wszedł już do kanonu opowieści przygodowych. Ramiona kałamarnicy porywające żeglarzy, wrzaski nieszczęśników niemogących uwolnić się od przyssawek potwora, kapitan Nemo odrąbujący siekierą macki monstrum – to do dziś robi wrażenie. Może nawet tym większe, że morskich potworów boimy się od całych tysiącleci.
Wąż z końskim łbem
Już mezopotamska bogini Tiamat wyglądała jak morski smok, natomiast w Biblii pojawiał się Lewiatan, określany jako rodzaj potężnego wodnego węża „płochliwego” i „krętego”. O wężach morskich donosił też szwedzki kartograf Olaus Magnus w XVI wieku. Z czasem do kolejnych ekscytujących obserwacji tych potworów w Skandynawii dołączyły również opowieści kolonistów z Ameryki Północnej.
Można byłoby je złożyć na karb niewiedzy i przesądów, jednakże w powieści Verne’a „Wąż morski” znajdujemy całą litanię przypadków, gdy już XIX-wieczni – a więc bardziej „oświeceni” – żeglarze spotykali wynurzającego się z wody gada o końskim łbie, mierzącego kilkadziesiąt metrów.
Na przykład w roku 1875 na północno–wschodnim krańcu Brazylii dowódca statku „Pauline” George Drevar spostrzegł olbrzymiego węża owiniętego niczym boa wokół… wieloryba! Kapitan złożył stosowne oświadczenie i nawet poparł je rysunkiem obrazującym tę dziwną walkę.
Podobny incydent z udziałem węża morskiego i wieloryba odnotowali cztery lata później członkowie załogi parowca „Kiushiu-maru” przepływając w pobliżu Wysp Japońskich.
Zagadki wężów morskich nigdy jednoznacznie nie wyjaśniono, choć niektórzy widzieli w nich na przykład dinozaury, jakichś krewnych legendarnego potwora z Loch Ness lub – mniej fantastycznego – wstęgora królewskiego, zwanego inaczej „śledziowym królem”, którego długość może dochodzić nawet do siedemnastu metrów.
Pływające żywe wyspy
Także wspomniane wieloryby budziły grozę. Obawiano się ich już w starożytności (dla niektórych badaczy to właśnie wieloryb jest biblijnym Lewiatanem, nie wąż morski).
Strach przybrał jeszcze na sile w średniowieczu. W ówczesnych bestiariuszach straszył Aspidochelon będący wielorybem (bo chyba nie gigantycznym żółwiem?) tak przypominającym wyspę, że żeglarzom zdarzało się rzekomo przybić do bestii i rozpalić na niej ognisko!
Kiedy wieloryby poznano bliżej i zaczęto na nie z powodzeniem polować, okropne stały się nie one same w sobie, lecz starcie charakterów: ściganych zwierząt i ścigających ich wielorybników. Dowodem tego choćby sławny „Moby Dick” Hermana Melville’a (1851), luźno oparty na prawdziwej historii statku wielorybniczego „Essex” staranowanego przez kaszalota w 1820 roku.
Notabene, w „Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi” (1869–1870) okręt podwodny kapitana Nemo brany jest m.in. za wieloryba, zaś w pogoń za nim rusza fregata, na pokładzie której czuwa znany kanadyjski wielorybnik Ned Land.
Wygłodniałe szczęki
Dziś mit morderczych wielorybów nieco przygasł za sprawą mniejszych, ale bardziej drapieżnych morskich stworów: rekinów! I to zasługa nie tylko „Szczęk”, sfilmowanych przez Stevena Spielberga. Kto pamięta ten horror, ten musiał zwrócić uwagę na monolog łowcy rekinów Quinta.
Stary wilk morski przypomniał w nim autentyczne, tragiczne losy załogi amerykańskiego krążownika USS „Indianapolis”. W 1945 roku dostarczyła ona na archipelag Marianów bomby atomowe zrzucone potem przez Amerykanów na Hiroszimę i Nagasaki.
W drodze powrotnej okręt został storpedowany przez Japończyków. Ocaleni z ataku marynarze dryfowali w wodzie, gdy nagle pojawiły się rekiny. Rozbitkowie skupiali się w grupy i próbowali odstraszać bestie, jednakże na próżno. Człowiek, który znalazł się oko w oko z rozdrażnionym, żarłocznym rekinem, musiał zapamiętać to do końca życia.
„Oczy rekina są martwe, czarne jak oczy lalki. Kiedy się do ciebie zbliża, nie wygląda jak coś żywego. Dopóki cię nie ugryzie” – wspominał filmowy Quint opisując jak bestie zmasakrowały rozbitków z „Indianapolis” – „Tysiąc stu ludzi trafiło do wody, trzystu szesnastu z niej wyszło, resztę zabrały rekiny”.
I one także straszyły w „Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi” Verne’a. Gdy jedna z bestii zaatakowała induskiego poławiacza pereł, na pomoc nieszczęśnikowi ruszył kapitan Nemo, uzbrojony tylko w sztylet. Bohater rozpłatał rekinowi brzuch, ale nie dałby mu rady, gdyby nie pomoc harpunnika Neda Landa.
W mackach śmierci
Chyba nic nie działało jednak na wyobraźnię żeglarzy (i czytelników) tak bardzo, jak atak olbrzymiego „głowonoga” – ośmiornicy czy kałamarnicy. Verne zgromadził pokaźna ilość relacji na ich temat, a potem włożył je (czasem ubarwiając) w usta swych powieściowych bohaterów.
Doktor Filhiol w „Wężu morskim” opowiadał o holenderskim statku, który w 1864 roku zderzył się koło San Francisco z wielkim głowonogiem, który następnie okręcił się mackami wokół masztów i omal nie zatopił jednostki.
Marynarze musieli odrąbać ramiona potwora, by odpłynąć. Zaś w „20 000 mil podmorskiej żeglugi” prof. Aronnax wspomina o incydencie z roku 1861, gdy w okolicy Wysp Kanaryjskich kanonierka „Alecton” zauważyła olbrzymią kałamarnicę: „Dowódca statku, Bouguer, przybliżywszy się do potwora, natarł nań oszczepem i strzałami, co nie na wiele się zdało, bo kule i oszczepy przechodziły przez to miękkie jak galareta ciało. Po wielu daremnych usiłowaniach udało się w końcu załodze zarzucić na niego pętlicę”.
Niestety, stwór był zbyt ciężki, by wciągnąć go na pokład. Za to relację o nim przesłano do Francuskiej Akademii Nauk.
Nawet dziś kałamarnice olbrzymie ciężko wytropić, bo występują na głębokości 1500–3000 metrów. W naturalnym środowisku sfilmowano je dopiero w 2006 roku. A jednak to prawdopodobnie takie kałamarnice, dochodzące do kilkunastu metrów, stały się źródłem legend o Krakenie (Triangulu), atakującym statki.
Opowieści te krążyły od średniowiecza po Skandynawii. Warto jednak zaznaczyć, że głowonogi miały „złą prasę” już znacznie wcześniej. W I wieku n.e. rzymski historyk Pliniusz Starszy opisał w swojej „Historii Naturalnej” atak wielkiego „polipa” na stawy rybne w hiszpańskiej Kartai, znajdującej się na trasie do Cieśniny Gibraltarskiej.
Głowonóg był groźnym przeciwnikiem, „odpędzał bowiem od siebie nawet psy przeraźliwym smrodem i już je siekł ostatecznymi kończynami członków, już mocniejszymi płetwami uderzał je jak maczugą”. W końcu udało się go ubić za pomocą wideł.
Czekając na Cthulhu
Czy może być coś jeszcze gorszego niż taki potwór straszący niedaleko Cieśniny Gibraltarskiej (niczym mityczne Scylla i Charybda koło Cieśniny Mesyńskiej)? Zdecydowanie.
Morskie bezmiary mógłby przecież zamieszkiwać także Cthulhu – jeden z Wielkich Starych Bogów (Wielkich Przedwiecznych) z mitologii stworzonej przez amerykańskiego pisarza Howarda Phillipsa Lovecrafta (1890–1937).
Że to tylko literacka bujda dla fanów s-f i horroru? Zapewne, tyle że… Wedle mitologii Lovecrafta, ten gigantyczny bóg-potwór spoczywa uśpiony w zatopionym mieście R’lyeh na południowym Pacyfiku, o współrzędnych 47°9′S i 126°43′W.
Tak się składa, że stosunkowo niedaleko (50°S i 100°W) amerykańscy naukowcy odkryli w 1997 roku pochodzący z głębin oceanu dziwny dźwięk – tzw. bloop. Nie wiadomo, czy jest on pochodzenia geologicznego czy biologicznego. Może to chrapiący Cthulhu wierci się niespokojnie na dnie, szykując się do powrotu i zagłady ludzkości? Ale nie, w to chyba nawet Juliusz Verne by nie uwierzył…
Wybrana bibliografia:
- Willene B. Clark, A Medieval Book of Beasts, Boydell Press 2006.
- Krzysztof Kęciek, Zjeść czy zostać zjedzonym…
- Stanisław Kobielus [oprac.], Fizjologi i Aviarium, Wydawnictwo Benedyktynów 2005.
- Pliniusz Starszy, Historyi naturalnej ksiąg XXXVII, drukarnia J. Łukaszewicza, 1845.
- Nick Redfern, The Monster Book: Creatures, Beasts and Fiends of Nature, Visible Ink Press 2016.
- Juliusz Verne, 20 000 mil podmorskiej żeglugi.
- Juliusz Verne, Wąż morski, Nasza Księgarnia 1975.
- Radosław Żbikowski, Morskie legendy, „Wiedza i życie” 3/2016.
KOMENTARZE (1)
Mistrz podsumowania artykułów!