Ciekawostki Historyczne

Brak dyscypliny lub bunt załogi były na pokładzie niedopuszczalne. Dlatego dla niepokornych marynarzy opracowano cały katalog kar. Niektóre były brutalne.

Na okrętach przewidywano różne rodzaje kar w zależności od wagi przewinienia. Wymienimy tutaj oczywiście tylko część z nich, bo ich katalog był bogaty i różnorodny. I tak karą w zasadzie typową była kara chłosty. Można ją było otrzymać za tak banalne przewinienia, jak np. ociąganie się przy wchodzeniu lub schodzeniu z rei. Zwykle liczba batów była z góry określona, np. 100 za awanturnictwo. Oczywiście przy wykonywaniu kary obecna była załoga. Dla lepszego efektu psychologicznego. Jednak i taka kara mogła skończyć się źle dla skazanego. Jeżeli marynarz zasnął na warcie, groziła mu chłosta w wykonaniu wszystkich pełniących wachtę. Bez limitu uderzeń.

Lżejsze kary – bolesne, ale (teoretycznie) dało się je przeżyć

Kolejne było zanurzenie w wodzie, powtarzane nawet kilkakrotnie. Związanego marynarza, dodatkowo obciążonego np. kawałkiem żelaza, opuszczano na linie za burtę. Zanurzano go całego w wodzie i trzymano tak nawet przez kilkadziesiąt sekund.

Za co można było zostać w ten sposób ukaranym? Za zaatakowanie nożem innego marynarza, za dopuszczenie do skorodowania broni lub bezprawne popijanie ze zgromadzonych w ładowni beczek wina lub – co gorsza – wody. Było jeszcze jedno zachowanie, za które należała się taka kara. W warunkach okrętowych było to przestępstwo ciężkiego kalibru, ponieważ jego konsekwencje mogły sprowadzić niebezpieczeństwo na cały statek. Chodziło o… palenie tytoniu. Wyobraźmy sobie skutki zaprószenia ognia na pokładzie, który był przecież drewniany!

Eugène Isabey, „Pogrzeb morski oficera marynarki w służbie Ludwika XVI”fot.Eugène Isabey/domena publiczna

Eugène Isabey, „Pogrzeb morski oficera marynarki w służbie Ludwika XVI”

Jednakże za wszczęcie rozróby pomiędzy marynarzami, w wyniku której przelana została krew, można było zostać ukaranym o wiele bardziej boleśnie. Zapewne w trakcie takiej walki w ruch szły noże, a zatem przy wymierzaniu kary również posługiwano się tą bronią. Jak to wyglądało? Otóż brało się delikwenta za rękę, którą przybijano do masztu jego własnym nożem. I choćby marynarz darł się wniebogłosy, żaden z jego kompanów nie miał prawa przyjść mu z pomocą. Mógł się uwolnić tylko i wyłącznie samodzielnie. Leszek Madej podaje, że tego noża nie można było ot tak po prostu wyciągnąć, a należało zdjąć z niego rękę… przez klingę! Boli od samego pisania tych słów. Natomiast w przypadku jeszcze cięższych przewinień albo wielokrotnej recydywy winnego czekała…

Zobacz również:

… kara najstraszniejsza ze wszystkich

I tutaj dochodzimy do najgorszej kary, jaka mogła spotkać marynarza. Słynne przeciąganie pod kilem zostało ponoć wymyślone jeszcze w średniowieczu przez Holendrów. Kara ta była później stosowana m.in. przez marynarki Holandii, Wielkiej Brytanii i Francji. Została w tych państwach zabroniona dopiero odpowiednio w 1853, 1720 i 1750 roku.

Stosowano ją również w marynarce rosyjskiej. Na mocy wydanego w 1706 roku Artykułu okrętowego przewidziano łącznie osiem przestępstw, za które można było zostać skazanym na maksymalnie trzy przeciągnięcia: nocowanie na lądzie, porzucenie warty przed końcem zmiany, niestawienie się na służbę trzy razy z rzędu, zranienie członka załogi, nieuzasadnione oddanie strzału z działa pokładowego, niezgodne z regulaminem wejście do prochowni, siłowy zabór żywności przechowywanej w spiżarni lub namawianie do tego osoby trzeciej oraz kradzież po raz trzeci.

Czytaj też: Baba na statku – marynarzom lżej

Przeciąganie pod kilem

Egzekucję należało odpowiednio przygotować. Zaczynano od przywiązania lin do nóg i rąk skazanego. Tę, która była przywiązana do nóg, przeciągano pod kilem, a później przez blok znajdujący się na końcu jednej z rei, aby można było ją pociągnąć. Nieszczęśnika czekał straszliwy los. Był zrzucany do wody. Następnie ciągnięto za linę, aby wyciągnąć go pod kilem po drugiej stronie okrętu, na przeciwległej burcie. Istniał też drugi wariant, w którym skazanego przeciągano wzdłuż okrętu – od dziobu do rufy. A po drodze… To, co go spotykało, było najgroźniejsze i stawało się przyczyną późniejszej śmierci. O ile oczywiście skazany nie utonął w trakcie wymierzania kary.

Lieve Verschuier, „Przeciąganie pod kilem lekarza floty admirała Jana van Nes”fot.Lieve Verschuier /domena publiczna

Lieve Verschuier, „Przeciąganie pod kilem lekarza floty admirała Jana van Nes”

W trakcie rejsu do dna okrętu przyczepiały się najróżniejsze rzeczy: muszle, kawałki różnych przedmiotów itp. Poza tym mogły się tam znaleźć nie do końca lub krzywo wbite gwoździe, drzazgi… To wszystko niemiłosiernie kaleczyło ciało marynarza. Kiedy wyciągano go na powierzchnię, widok musiał być straszny. Zdarzało się, że ranny był oddawany pod opiekę lekarzowi okrętowemu, który jednak jedynie przemywał mu skaleczenia. Na tym kończyła się pierwsza pomoc. Pozostawiano skazanego samemu sobie. Istniał jeszcze dla niego jakiś ratunek, jeżeli jego organizm był na tyle silny, żeby się z tego wygrzebać. Ale niektórzy nie mieli tyle szczęścia. Mogło się bowiem zdarzyć i tak, że za zgodą lekarza okrętowego zarządzano… ponowne przeciągnięcie pod kilem.

Czytaj też: Łamanie kołem, szubienica, wbijanie na pal – jak karano w dawnej Polsce?

Za co należała się kara śmierci?

W przypadku przeciągania pod kilem teoretycznie istniała szansa na przeżycie. Ale w przypadku niektórych przewin nie było zmiłuj: jedyną karą mogła być śmierć. Jeżeli w trakcie walki pomiędzy marynarzami jeden zabiłby drugiego, nie zostałby przybity za rękę do masztu. Jego ofierze należał się oczywiście morski pogrzeb – wrzucenie do oceanu, więc zabójcę zwyczajnie przywiązywano do zwłok i wyrzucano razem z nimi.

Nieco mniej wymyślną formą egzekucji była szubienica. Przede wszystkim wieszano na niej buntowników, ale skazywano na nią również m.in. za tchórzostwo. Specyficznym rodzajem przestępstwa, za które można było zawisnąć, było tzw. oszustwo werbunkowe. O co w nim chodziło? Otóż szczególnie nie lubiono takich, którzy wyłącznie dla zysku fikcyjnie zaciągali się do kilku załóg jednocześnie. Uznawano, że proces jest niepotrzebny – jeśli sprawa wyszła na jaw, delikwenta wieszano od razu.

Dosyć dokładnie czyny, za które groziła kara śmierci w marynarce rosyjskiej, wymienia Leszek Madej. Tylko w paru przypadkach jako karę wskazano szubienicą. Zgodnie z Artykułem okrętowym można było zawisnąć za kradzież po raz trzeci oraz przywłaszczenie sobie prochu i amunicji. Natomiast generalnie kara śmierci należała się m.in. za przemoc i brak posłuchu u zwierzchników, kradzież narzędzi ciesielskich i artyleryjskich, posługiwanie się na pokładzie językami obcymi, zaprószenie ognia oraz uchylanie się od walki.

Istniała jednak jeszcze jedna możliwość „zasłużenia sobie” na taką egzekucję, o czym wspomina Hendrik Willem Van Loon. Należało spełnić pewien konkretny warunek: być marynarzem floty francuskiej. Otóż słynny kardynał Richelieu jeszcze w XVII wieku wydał edykt, na mocy którego można było zostać skazanym na śmierć za… zbyt pochopne pisemne poskarżenie się na złe traktowanie przez oficera. Ciekawe, jak wpływało to na poziom dyscypliny na francuskich okrętach?

Jak karano w Polsce?

Oczywiście w Polsce również dbano o dyscyplinę na okrętach. Surowością kar bynajmniej nie odstawaliśmy od innych państw. Warto w tym kontekście przytoczyć wydane 16 lipca 1571 roku przez Komisję Morską artykuły morskie, zwane także Ordynacją. Wyjątkowo podłym rodzajem przestępstwa w nich wskazanym była zdrada lub dezercja. Karą za to (artykuł IV) było utopienie lub pozostawienie na bezludnej wyspie. Szereg kar mających na celu utrzymanie porządku na okręcie wymieniono w artykułach od V do XIII, dotyczących m.in. przeklinania, znieważania członków załogi, marnotrawienia jadła i wody lub kradzież. Były to: utrata żołdu, chłosta, przywiązanie do masztu, zrzucenie z dużej wysokości do wody lub przeciąganie pod kilem (do trzech razy).

Za bunt kara mogła być tylko jedna, przy czym często po prostu takiego delikwenta wyrzucano za burtęfot.Howard Pyle/domena publiczna

Za bunt kara mogła być tylko jedna, przy czym często po prostu takiego delikwenta wyrzucano za burtę

Za bunt kara mogła być tylko jedna, przy czym często po prostu takiego delikwenta wyrzucano za burtę. A że paradoksalnie wielu marynarzy nie umiało pływać… Śmiercią karane były także wszelkie próby zamachu na kapitana, kwatermistrza lub przełożonego (artykuł XXIV). Wartę również należało pełnić w sposób należyty (artykuły XIV–XVI). Jeżeli ktoś w jej trakcie zasnął albo się upił jeszcze przed jej rozpoczęciem, otrzeźwiano go dawką chłosty.

Ilu marynarzy z tamtych czasów uniknęło w trakcie swojej służby jakiejkolwiek kary? Zapewne niewielu… Swoją drogą ten, któremu to się udało, w sprzyjających okolicznościach mógł całkiem dobrze zarobić. W takiej sytuacji wypadało tylko życzyć stopy wody pod kilem – i to wcale nie w tak okropnych okolicznościach, jakie zostały tu opisane.

Bibliografia

  1. Gos, Kaperskie zasady, „Bandera”, nr 7/8/2018.
  2. Klein, G. Piwnicki, Polska polityka morska za panowania ostatnich dwóch Jagiellonów i jej pokłosie, „Studia Gdańskie”, tom XXXI/2012.
  3. Konstam, Naval Miscellany, Osprey Publishing, Oxford 2010.
  4. W. van Loon, Dzieje zdobycia mórz, Trzaska, Evert i Michalski S.A., Warszawa 1939.
  5. Madej, Organizacja i działalność systemu wymiaru sprawiedliwości w rosyjskiej marynarce wojennej od początków XVIII do połowy XIX w., „Krakowskie Studia z Historii Państwa i Prawa”, nr 4/2018.
  6. Przyborowski, Przeciąganie pod kilem, „Młodzież Morska”, nr 8/9/1946.

 

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Zobacz również

Zimna wojna

To niezwykłe „pływające państwo” istniało przez osiem lat. Tworzyli je również Polacy!

Wojna sześciodniowa uwięziła 14 statków na Kanale Sueskim na 8 lat! Wśród jednostek, które utworzyły „pływające państwo”, były transportowce z Polski.

4 września 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

XIX wiek

Kapitan, jego żona i dwuletnia córeczka wraz z całą załogą przepadli bez wieści. Czy wreszcie udało się rozwiązać zagadkę najsłynniejszego statku widmo w dziejach?

Chyba każdy zna mroczną legendę o Latającym Holendrze – skazanym na tułaczkę statku widmo. W historii żeglugi morskiej zdarzył się podobny wypadek...

2 marca 2023 | Autorzy: Piotr Dróżdż

Druga wojna światowa

Czy mi się wydaje, czy ta wyspa się… rusza? Najdziwaczniejszy (skuteczny!) kamuflaż okrętu w historii II wojny światowej

Powolny trałowiec „Abraham Crijnssen” musiał uciec przed Japończykami. Aby uniknąć wykrycia i zatopienia, marynarze wpadli na absurdalny (ale genialny) pomysł.

8 lutego 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

XIX wiek

Pamięć o tej latarniczce przetrwała niemal 200 lat. Kim była Grace Darling?

Pomoc ofiarom katastrofy parowca uczyniła z Grace Darling ikonę. Media rozpisywały się o jej bohaterstwie. Odważną latarniczkę doceniła sama królowa Wiktoria.

13 października 2022 | Autorzy: Gabriela Bortacka

XIX wiek

Historia prostytutki, która stała się... królową piratów

Na czele armady trzymającej w garści najbardziej znane morskie floty XIX wieku stała kobieta – Ching Shih. Warunki dyktowała do samego końca...

27 marca 2022 | Autorzy: Anna Baron-Jaworska

Druga wojna światowa

Naprawdę śmierdząca historia. Kapitan spłukał wodę w toalecie i… zatopił swój okręt!

Załoga niemieckiego U-1206 miała prawdziwego pecha. W czasie pierwszego rejsu bojowego na pokładzie doszło do awarii toalety. Nerwowe manipulacje przy zaworach spowodowały wdarcie się wody...

24 czerwca 2021 | Autorzy: Szymon Mazur

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.