Określenie „folksdojcz” budzi jak najgorsze skojarzenia. Konformista, sprzedawczyk, zaprzaniec. Po drugiej wojnie światowej „niemieckie papiery” posiadało jednak blisko dwa i pół miliona osób. Czy to możliwe, by wszyscy oni byli zdrajcami?
Dla ludzi mieszkającymi poza granicami Rzeszy, ale uważającymi się za Niemców i pragnących przyjąć niemieckie obywatelstwo, hitlerowcy stworzyli dwie ekskluzywne kategorie – pierwsza, dla aktywnie politycznych osób pochodzenia niemieckiego oraz druga – dla ludzi kultywujących niemiecką kulturę, posługujących się na co dzień językiem niemiecki, ale biernych politycznie.
Chętnych nie brakowało. Poza mniejszościami niemieckimi, rozsianymi po terytorium Rzeczpospolitej, największy odsetek wśród zgłaszających stanowili mieszkańcy Generalnego Gubernatorstwa. Ale sprawa nie dotyczyła jedynie terytorium Polski. Znaczną grupę stanowili bowiem Niemcy zamieszkujący tereny ZSRR oraz reszty podbitej Europy.
Powrót do Rzeszy
To właśnie z myślą o owych Volksdeutcherach (I grupa) i Deutschestammigerach( II grupa) stworzono program Heim ins Reich (Powrót do Rzeszy), którego realizacja ruszyła bezzwłocznie po wkroczeniu nazistów do Polski. Rozpoczęło się masowe zaludnianie nowych ziem Rzeszy przez Niemców z Litwy, Szwajcarii, Czechosłowacji, Belgii i Francji.
W 1942 roku namiestnik Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie Albert Forster raportował, że już niemal dziewięćset tysięcy osób podpisało Niemiecką Listę Narodową. Był to nie lada sukces, szczególnie biorąc pod uwagę zadanie, jakie postawił przed sobą ambitny nazista. W ciągu dziesięciu lat chciał on doprowadzić do całkowitego zniemczenia Pomorza.
Jak wyliczają jednak historycy, dobrowolne podpisy stanowiły jedynie niewielką cześć – około stu osiemdziesięciu tysięcy nazwisk. Resztę trzeba było w jakiś sposób przekonać.
Argumenty za
Leon Pawlikowski wspomina, że w Bydgoszczy wydano komunikat, wedle którego na przydział opału mogły liczyć te jedynie rodziny, które złożyły podpisy na listach narodowych. Jeśli ktoś myśli jednak, iż groźba mroźnej zimy była jedynym argumentem za podpisaniem list, żyje w błędzie.
Na terenach Górnego Śląska, zarządzanego przez Fritza Brachta, krążyła rymowanka ukazująca prawdziwe oblicze wyboru, przed którym stawiani byli obywatele polscy uznani przez nazistowskich badaczy rasy za częściowo i tymczasowo spolonizowanych, a więc spełniających warunki umożliwiające ponowne zniemczenie: Jeśli się nie podpiszesz, twoja wina – zaraz cię poślą do Oświęcimia; a gdy się podpiszesz, ty stary ośle, zaraz cię Hitler na Ostfront pośle.
Tymczasowi Niemcy na potrzeby armii
Zarówno Bracht jak i Forster prowadzili liberalną politykę zniemczania wobec Polaków. Znaczyło to mniej więcej tyle, że w zasadzie każdy, kto spełniał podstawowe wymogi rasowe, mógł wpisać się na listę narodową. Z tą różnicą, ze stworzono dla nich dwie odrębne grupy obywatelstwa.
Najpowszechniejszą była więc grupa III – Eingedeutsche. Obywatelstwo było tu przyznawane czasowo – na okres dziesięciu lat, w ciągu których każdy miał udowodnić swoje oddanie III Rzeszy. W praktyce odmowa złożenia podpisu oznaczała zsyłkę do obozu koncentracyjnego. Masowe zniemczanie, szczególnie po klęsce pod Stalingradem, miało w przeważającej mierze służyć zasileniu armii niemieckiej.
Wcielani do Wehrmachtu „nowi Niemcy” traktowani byli jednak przez frontowych towarzyszy z pogardą i rezerwą i służyć mogli w zasadzie jedynie w wojskach lądowych. Masowe dezercje były zresztą na porządku dziennym. Jak podkreślał w swojej relacji wcielony do Wehrmachtu Augustyn Stolarski, większość mężczyzn wysyłanych na front w niemieckich mundurach nie posługiwała się nawet językiem niemieckim.
Mało żarliwa miłość do Führera
Liczby jednoznacznie wskazują, że przyjęcie niemieckiego obywatelstwa i wierność Hitlerowi to dwie odrębne kwestie. Chociaż blisko dziewięćdziesiąt procent Ślązaków posiadało niemieckie papiery, jedynie osiem tysięcy osób dysponowało legitymacjami NSDAP. Niemieckie archiwa odnotowały też zaledwie nieco ponad siedemset odwołań o przyznanie wyższej kategorii obywatelskiej.
IV grupa obywatelstwa była najbardziej skomplikowana pod względem formalnym, a przyznawano ją na zasadzie wyjątku. Byli to więc tak zwani renegaci, którzy w przeszłości czynnie współpracowali z polskimi władzami. Przyznanie obywatelstwa Ruckendeutscherom stosowane było głównie w przypadku wysokiej klasy specjalistów, szczególnie tych pełniących kluczowe funkcje w procesach produkcyjnych w hutach i kopalniach Górnego Śląska.
Podwójna gra
Nie ma wątpliwości, że osoby posługujące się językiem niemieckim i dysponujące obywatelstwem I lub II grupy były niezwykle cenne dla polskiego podziemia. Tak było w przypadku Wilhelminy Gunther, poznańskiej Niemki ze spolonizowanej rodziny. Jej ukochany, Polak Antoni Jagła, starał się o nadanie niemieckiego obywatelstwa, ale zanim to nastąpiło, zginął w Auschwitz.
Wilhelmina Gunther zimą 1942 roku złożyła przysięgę żołnierza AK jako „Wilka”. Stała się członkinią grupy S-VII. Jako folksdojczka i urzędniczka policyjnego Związku Koleżeńskiego zbierała ważne materiały dla polskiego podziemia – monitorowała nastroje w policji. Jej mieszkanie stało się punktem kontaktowym, w którym nocowały łączniczki. Organizowała także kartki ubraniowe dla Polaków.
Gdy w maju 1943 roku Gestapo aresztowała szefa zachodniej ekspozytury AK, Karola Trojanowskiego, Gunther została zatrzymana. Stracono ją 9 września 1944 roku za zdradę stanu.
Czas zemsty
W 1944 roku, a więc jeszcze przed konferencją w Poczdamie, Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego wydał dekret, w myśl którego po wojnie należy rozpocząć masowe wysiedlenia i internowania Niemców i volksdeutshów, a więc tych, którzy korzystali z praw i przywilejów wynikających z tytułu przynależności do narodu niemieckiego. Takie sformułowanie może wydać się dość bezwzględne, gdy ma się świadomość, że dla większości Polaków przywilejami tymi było uniknięcie obozu lub wysłania na front wschodni.
Poczucie krzywdy i pragnienie zemsty uniemożliwiły trzeźwe spojrzenie na problem wpisów na Niemiecką Listę Narodową i różne jej aspekty w poszczególnych regionach kraju. W tym samym roku podjęto uchwałę o środkach zabezpieczających w stosunku do zdrajców narodu, a natychmiast po wojnie zabrano się gorliwie za realizację jej postanowień.
W opuszczonych przez nazistów obozach stworzono ośrodki internowania i pracy przymusowej. Miejsca takie jak Świętochłowice, Łambinowice, Jaworzno, Mysłowice i Auschwitz ponownie stały się sceną niewyobrażalnego koszmaru. Przy powszechnym przyzwoleniu społecznym zastosowano odpowiedzialność zbiorową, opierającą się na wykluczeniu wrogich elementów z narodu polskiego.
Pośród pierwszych zatrzymanych mieszkańców Śląska większość stanowiły kobiety, a ponad dziesięć procent internowanych ukończyła sześćdziesiąty rok życia. W kolejnych latach umożliwiono folksdojczom drugiej, trzeciej i czwartej grupy rehabilitację, pod warunkiem złożenia przysięgi na wierność ojczyźnie.
Kto zdradził?
Zdarzali się oczywiście prawdziwi zdrajcy. Nie sposób zapomnieć o sztandarowym przykładzie kolaboranta – Wacławie Krzeptowskim, owianym złą sławą piewcy Goralenvolk. Krzeptowski i jego zastępca Józef Cukier nie tylko przyjęli niemieckie obywatelstwo, ale również czynnie i gorliwie współpracowali z nazistami.
Z drugiej strony, zaraz po wybuchu II wojny światowej, blisko piętnaście tysięcy niemieckich żołnierzy zgłosiło się do wojska polskiego. Wśród nich znalazł się właściciel Żywca – Karol Habsburg, który uznawszy się za Polaka odmówił podpisania listy i trafił do cieszyńskiego więzienia. W wyniku tortur stracił władzę w połowie ciała oraz wzrok w jednym oku.
Jak pokazują powyższe przykłady, kryterium narodowościowe – nieistotne, jak restrykcyjnie interpretowane – nie jest wcale rozstrzygające. Tożsamość i płynące z niej obowiązki są zaś kwestią wolnego wyboru. Często podejmowanego w dramatycznych okolicznościach.
Inspiracja:
Inspiracją do napisania tego artykułu była najnowsza powieść Artura Baniewicza pod tytułem „Pięć dni ze swastyką”, wydana właśnie przez Znak Horyzont.
Bibliografia:
- Piotr Bojarski, Poznaniacy przeciwko swastyce, Agora SA, Warszawa 2015.
- Ryszard Kaczmarek, Polacy w Wehrmachcie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.
- Zofia Boda- Krężel, Sprawa volkslisty na Górnym Śląsku. Koncepcje likwidacji problemu i ich realizacja, Instytut Śląski, Opole 1978.
- Leszek Olejnik, Zdrajcy narodu? Losy volksdeutschów w Polsce po II wojnie światowej, Trio, Warszawa 2006.
- Marcin Zaremba, Wielka Trwoga. Polska 1944 – 1947. Ludowa reakcja na kryzys, Znak, ISP PAN, Kraków 2012.
KOMENTARZE (49)
Nareszcie jakiś ciekawy artykuł. Oby przez lato było ich więcej.
Gdy doczytałem, że inspiracją do artykyłu była powieść, zrozumiałem, skąd tyle w nim bzdur. Najważniejsze to: 1. Ślązakom którzy odmówili przyjecia volkslisty nie groził żaden Auschiwtz, tylko wysiedlenie do GG. Nic ponadto. 2. Ostatnio ukazaqła się książka Mariana Kulika „Gott mit Uns – ostatni żołnierze (wspomnienia Ślązaków z armii III Rzeszy”. To nie opracowanie, tylko szereg wspomnień. Żaden z nich nie potwierdza, że przez towarzyszy broni byi traktowani pogardliwie, wprost przeciwnie. ołnierzem Wehrmachtu był też mój ojciec i wielu wujków. Wszyscy potwierdzali, że w armii panowała braterska atmosfera, nie dzielono się na Bawarczyków, Pruskaów, Alzatczyków, Ślazaków itd. Nieprawdą też jest, że trafiali tylko do wojsk lądowych. Akurat bardzo wielu służyło w marynarce wojennej. Jedynie wśród pilotów Luftwaffe Ślązaków było mało, ale też z zupełnie innych przyczyn.
I jeszcze jedno, moi przodkowie nie mogli być zdrajcami Polski, bo się nigdy Polakami nie czuli. Po prostu po I wojnie światowej i wojnie domowej na Śląsku, mojeokolice przypadły Polsce. Niemcami też się nie czuli, wiec było im wszystko jedno. W 1941 mogli dla świętego spokoju podpisać volkslistę, w 1945 roku na tej samej zasadzie Deklarację Wierności Narodowi Polskiemu. Nazywaną zresztą u nas polską volkslistą.
W polskim wojsku służyli także dwaj synowie Hochberga i Daisy z Książa / Pszczyny. Między innymi za to Hitler zarekwirował zamek Książ koło Wałbrzycha.
Hitler był Żydem , na osobach narodowości Niemieckiej jemu nie zależało. Żyd innej generacji miał zginąć z rak Niemca.
Nie dość, że głupoty piszesz, to jeszcze z błędami ortograficznymi.
no tos jebnal jak lysy grzywka , moze ty jestes zydem ?
@Janusz Bielat: prosimy nie używać wulgaryzmów w dyskusji. Będziemy wtedy zmuszeni usuwać komentarze, a nie chcemy ingerować w swobodę wypowiedzi.
Schikelgruber był Niemcem z Austrii i niemieckie obywatelstwo otrzymał zdaje się dopiero w 1931 roku.Wnikliwe badania wykazały nie jego żydowskie pochodzenie ale dziedziczne schorzenia psychiczne.
Pani autor.Relatywizowanie, nie jest moim zdaniem poprawne moralnie. Wszyscy oni byli zdrajcami z formalnego punktu widzenia. Jak sama Pani napisała cyt.”Tożsamość i płynące z niej obowiązki są zaś kwestią wolnego wyboru”. Ktoś podpisując volkslistę go dokonał, został Niemcem. Jeśli kogoś zabijam, dokonuję wyboru, mam świadomość jego skutków i konsekwencji. Pojawia się od razu tłumaczenie” ja tylko wykonywałem rozkazy to nie moja wina”. Artykuł ciekawy, ale idea jego powstania już nie.
Drogi panie, proponuję zapoznać się z książką pana Ryszarda Kaczmarka „Polacy w Wehrmachcie” i zapoznać się z działem odnoszącym się do Volkslisty ( który, podobnie jak cała książka jest wykonany bardzo solidnie i rzetelnie ). Dowie się pan tam, że zapis na Volkslistę był stosowany odgórnie wobec wielu Polaków, bez powiadamiania zainteresowanych o zaistnieniu takowego faktu! Wiele osób nawet nie zdawało sobie sprawy, że na takową Volkslistę zostało wpisanych !!! Wystarczyło zamieszkiwać tereny wcielone do III Rzeszy, w szczególności tereny tuż przygraniczne, by zostać odgórnie zakwalifikowanym na Volkslistę ( kwestia, którą grupę Volkslisty się otrzymało to już zupełnie inna sprawa )! Tyczyło się to w podobnym stopniu wszystkich terenów wcielonych do Rzeszy ! Największy procent wpisów występował na Pomorzu, Górnym Śląsku, ale w niewiele mniejszym w Wielkopolsce, na Kurpiach i północno-zachodnim Mazowszu czy na Ziemi Łódzkiej! Również Generalna Gubernia, nie była wolna od przymusowych zapisów do Volkslisty! Trzeba odróżniać wpis do kategorii I od kategorii IV. Na Volskliście wylądowało ostatecznie około 5 mln Polaków ( niektóre statystki mówią o liczbie 7-8mln ) na 35 mln ludzi posiadających polskie obywatelstwo przed wojną, z których zaledwie 21 mln to Polacy ( pozostałe 14 mln to Białorusini, Ukraińcy, Żydzi i Niemcy oraz inne pomniejsze mniejszości ) przy czym 10-12 mln z owych 21 mln, zamieszkiwało tereny wcielone do III Rzeszy. Zatem połowa mieszkańców terenów zaanektowanych była wpisana na Volkslistę ! Nawet odejmując 1 mln Niemców ( obywateli polskich pochodzenia niemieckiego) zamieszkujących przedwojenną Polskę, którzy posiadali pierwszą kategorię Volkslisty, to liczba Polaków wpisanych na Volkslistę to 4 mln osób, czyli 20% Polaków zamieszkujących przedwojenną Polskę. Na pańskim miejscu nie wypowiadałbym słowa zdrajca, w stosunku do wszystkich zapisanych na Volkslistę, szczególnie jeśli pańska rodzina pochodzi, któregoś z obszarów anektowanych do III Rzeszy, bo może się okazać , że członkowie pańskiej rodziny mogli być zakwalifikowani i zapisani do Volkslisty ( nawet bez ich wiedzy ) ! A relatywizowanie w tym kontekście jest bardzo na miejscu! Polecam do zapoznania się z problemem dogłębnie ( chociażby przez zapoznanie się z pracą pana Ryszarda Kaczmarka o której wspominałem na początku ) ! Proszę pamiętać, że historia nigdy nie jest czarno biała, ale ma wiele odcieni szarości ! Życzę więcej pokory w wydawaniu osądów !
Zadałem sobie trud i zapoznałem się z podaną przez książką. Mam wątpliwości co do odgórnego zapisywania na Volkslistę. Konieczny był podpis zainteresowanego primo. Secundo skąd liczba 5 milionów Polaków na niej, proszę o rzetelne dane nawet Wikipedia podaje 3 124 000. Na pewno nie było z Volkslistą jak z obywatelstwem mieszkańców Gdańska, że zostali Niemcami bez wiedzy i zgody. Zgadzam się z tezą, że często historia nie jest czarno – biała. Pochodzę z Górnego Śląska na szczęście moja rodzina uniknęła ww. listy, a dziadek strzelał do „przyjaciół” Niemców. Reasumując nie zmieniłem diametralnie opinii o folksdojczach. Nie można często oportunizmu uważać za dziejową konieczność. Proszę wziąć pod uwagę, że armia niemiecka wcielała pod koniec wojny rdzennych Polaków swoje szeregi.
Przepraszam za dwa błędy które się wkradły w moją wcześniejszą wypowiedź. Powinno być:”Zadałem sobie trud i zapoznałem się z podaną przez Ciebie książką”. oraz „Proszę wziąć pod uwagę, że armia niemiecka wcielała przymusowo pod koniec wojny rdzennych Polaków w swoje szeregi”. Odnosząc się do wcześniejszego komentarza, zawsze można stawić opór w ten lub inny sposób. Polecam książkę:Od Kaszubów do Niemców: Tożsamość Słowińców z perspektywy antropologii historii. Autor: Mariusz Filip.
Jeżeli miałbyś dwoje dzieci , będąc wdowcem i wiedział że za odmowę podpisania Volkslisty , trafisz do obozu z dziećmi albo będziesz wcielony do Wermachtu a dzieci zostaną wywiezione do Niemiec. Tylko głupek nie podpisałby Volkslisty , żeby nie ratować swoje dzieci
Do :”Stanisław , wnuk Wacława , który podpisał Volkslistę”. Panie Stanisławie rozumiem postępowanie pańskiego dziadka i go nie potępiam. To była konieczność, żeby przeżyć, nie oportunizm. Chodzi mi o pogląd wyrażony w artykule, który zmazuje różnicę pomiędzy dobrem a złem, wiernością a zdradą. Być może zbytnio uogólniłem opisując decyzje podejmowane prze ludzi w czasach wojny. Relatywizowanie wszystkiego stosowane powszechnie w dzisiejszych czasach powoduje, że stawia się pomniki ludziom pokroju Kuklińskiego.
Mieszkańcy Wolnego Miasta Gdańska dzielili się na dwie grupy – obywatele Wolnego Miasta Gdańsk (to znaczy jego mieszkańcy w momencie utworzenia WMG) i pozostali, którzy gdańskiego obywatelstwa już nie otrzymywali, gdyż przyjechali później. Oni byli albo Polakami albo Niemcami. W momencie wybuchu wojny Hitler, aby uzasadnić niemieckość Gdańska nakazał automatycznie nadać obywatelom WMG obywatelstwo niemieckie – takie jakie obowiązywało na terenie III Rzeszy przed wojną. Nie wiązało się to z podpisywaniem czegokolwiek.
Toteż, wspomniałem o tym przypadku tj. zostaniem Niemcem w wyniku dekretu Hitlera.
Gdzie można sprawdzić taką imienną listę z danymi aby móc sprawdzić czy dana osoba była na takiej liście volkslisty, do której grupy należała?
Popieram pogląd Czytacza. Nie tylko idea ale cel tego portalu jest wątpliwy.
Rzuca się hasła relatywizmu bez rzetelnej historycznej dokumentacji dotyczącej omawianego przedmiotu. Co to znaczy, źródło „domena publiczna”? Mówimy o pojedyńczych przykładach Polaków podpisujących listy dla korzyści i co, mamy rozgrzeszyć wszystkich volksdojczów na tej podstawie? Podejrzewam, że celem tego portalu, a szczególnie tego tematu jest próba wybielnia Niemców i kolaborantów. Stworzono pojęcie „Nazistowskie obozy”, „Nazistowskie Niemcy” a tutaj „dobrzy folksdojcze”.
Mamy ważniejsze dla nas tematy, wreszcie pierwszą pozycję, która odwraca do góry nogami nasze pojęcie o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”, książkę Ewy Kruk „Stosunki polsko-żydowskie w latach 1939-1945. Poza granicą solidarności”, Warszawa 2016. Każdy Polak powinien ją przeczytać. Stawia m.in. pytanie, czy bez instytucjonalnej współpracy Żydów z Niemcami holocaust byłby możliwy? Wydaje się, że nie. Z pewnością nie w takiej skali w jakiej się wydarzył.
Jeśli autorzy portalu mają dobre intencje podejmą ten właśnie temat w chwili gdy jesteśmy oskarżani, że zabiliśmy więcej Żydów niż Niemców i jesteśmy współwinni w zagładzie Żydów.
Domena publiczna jest określeniem z zakresu praw autorskich, które oznacza (najkrócej rzecz ujmując), że prawa do danego dzieła wygasły bądź osoba/instytucja je posiadająca zrzekła się ich. Używamy tego określenia w podpisach fotografii i rysunków, do których się to dotyczy. Jeśli szuka Pan źródeł informacji z których korzystał autor, są podane pod każdym artykułem, pod wytłuszczonym słowem „Bibliografia”.
Pańskie zarzuty wobec artykułu wskazują, że nie przeczytał Pan go do końca. Zachęcam do uważnej lektury.
Nie Ewa Kruk tylko Ewa Kurek. Autorka m.in. zmuszona wyrokami sądowymi do usunięcia nierzetelnych tekstów z książki „Zaporczycy 1943-1949”. Historycy KUL uznali, że wyżej reklamowana „Stosunki polsko-żydowski…” nie spełnia wymogów pracy habilitacyjnej.
Propagowanie tej autorki w kontekście szans wiedzy o tych stosunkach to rzeczywiście odwracanie pojęć do góry nogami.
Słuszna decyzja,aby-choć trochę-zapobiec wylewowi wulgaryzmów.A swoja drogą-niech kompetentne osoby zbadają ,czym kierują się autorzy ,lubujący ten gnojownik słowny ?
Pochodzę i mieszkam w powiecie brodnickim, w dawnym Reichsgau Danzig – Westpreussen; ziemiach, które Szwaby uważali za swoje. Wiadomo z przekazów dziadka, że moi pradziadkowie podpisali Volkslistę, która nota bene była wtreniana Pomorzakom na chama. W czasie wykopków u dziecica, pradziadek lutnął w twarz jakiemuś Volksdeutschowi. Aby uniknąć hitlerowskiego wymiaru sprawiedliwości, szybko sam podpisał Volkslistę. Od razu w głodowych latach wojennych otrzymali większe kartki żywnościowe, prababcia nie musiała już u owego dziedzica (Niemca) pracować za darmo, i za pewnie uniknęli wywózki do obozu w Potulicach za Bydgoszczą, gdzie wywożono oporowo całe rodziny z Pomorza Gdańskiego, i którego cechowała rekordowa umieralność dzieci. Ale wtedy pradziadek dostał powołanie do Wermachtu i walczył w mundurze niemieckim najpierw we Włoszech, (twierdzę dlatego ze musial ja podpisać max w 1943 roku), a potem na Wegrzech, gdzie podczas zmasowanego ataku sowieckiego przestrzelił sobie rękę przez bochenek chleba – ażeby na ranie nie czuć było zapachu prochu i nie dostać kulki w łeb.
Tak trafił do lazaretu, później po kapitucji do obozu dla Dipisów, następnie do obozu przejściowego (filtracyjnego NKWD?) w Działdowie, aż w końcu trafił do rodzinnego domu. Trzeba tu przyznać, że dość długo kładło się to cieniem na moich przodkach, i stanowiło jakiś problem, gdy kojarzyli się moi rodzice, bo druga strona rodziny takich sytuacji nie miała. Do dziś wiadomo kto we wsi podpisywał Volkslistę, chociaż wychowuje się już 3 – 4 pokolenie po wojnie.
Powiedziałeś A , powiedz B, Jak polonizowali. Polacy Niemców .Jak bylem gówniarz to myślałem , ze przejście na stronę zwycięscy, to zdrada. Dzisiaj myślę, ze to odwaga i rozsadek.
Emigracja pokojowa tez ciekawy temat. Tysiące Polaków walczyło u Napoleona, w Rosji, Niemczech itd.,itp. i prawie wszyscy”dobrowolnie”, nawet Józef Piłsudski. Dezercja była, jest i będzie. Niech ci przy żłobie tak rządzą, żeby nie było wojny i każdy był syty. Miliony Polaków uciekło i ucieka z Polski za chlebem. Uciekają przed nieudolnymi rządami, korupcja itp. A jak ich zaciągną do wojska albo na wojnę to normalna rzecz. Wolność i pokój ma swoja cenę.
( NATO) USA żołnierz dobrowolnie nie będzie bronił Polski, Litwy i innych jak jego rząd na tym nie zarobi. Takie jest prawo łupa. Pluli Polacy na Hitlera i zebrali u Francuzów i Anglików.
Dzisiaj plują na Merkel i Putina i żebrają w USA. Polak nawet po szkodzie ciemny jak trampek.
Może Pan jest ciemny jak trampek, ale na pewno nie każdy Polak. Pod koniec II wojny światowej Polacy nie musieli żebrać w USA, by te przyłączyły się do wojny w celu wyzwolenia Aliantów, natomiast Niemcy czy Rosja lub Sowiety nigdy, ale to nigdy nie były i nie będą przyjaciółmi Polski.
Ciekawy artykuł, ciekawa książka.
Artykuł ciekawy. Porusza ważne i bolesne kwestie. Mieszkam w Świętochłowicach. Znam osoby, które siedziały w obozie Świętochłowice-Zgoda. Na terenie obozu są ogródki działkowe…tylko brama została. Spróbuj kwiatki albo znicz postawić to Cię działkowcy zlinczują. W szkołach też milczą. Ofiary odchodzą. Samuel Morel nie odpowiedział za swoje zbrodnie. Do końca życia dostawał wojskową emeryturę. A co do volkslisty faktycznie Ślązacy z automatu dostawali IV grupę.
Akurat ten obóz to jeden z kilku, gdzie „zgładzano” więźniów. I dokonywali tego strażnicy w polskich mundurach, dokonywano na terenie wyzwolonej Polski.
Ale pojęcie polskich obozów zagłady drażni czy już nawet jest nielegalne.
A czy „polskość” mundury o czymś świadczy? Zresztą były to nie „polskie obozy” ale komunistyczne obozy na ziemiach polskich!
Paluszek i główka to Polaka wymówka. ZOMO to Chińczycy.
Do Pani Danieli Wołos – Absolwentki filozofii. Uważam te 16 punktów za więcej jak ciekawostkę. Czemu się to przemilcza zarówno na zachodzie jak i wschodzie?
„16 punktów” – tak zwane propozycje niemieckie dla Polski
http://www.ibidem.com.pl/zrodla/1918-1939/polityka/miedzynarodowa/1939-08-30-16-punktow-niemieckich.html
Z góry dziękuje.
Nie było robić wojny byłoby po staremu. Polok głupi nawet po szkodzie.
To byli polscy szabrownicy w z orzełkami bez korony i nie na ziemiach odzyskanych tylko podarowanych a później tak zwane ziemie wycyckane. Osiedlano tam na poniemieckich umeblowanych mieszkaniach, willach i gospodarstwach przeważnie tych co wcześniej dostali włości na Ukrainie po wypędzonych carskich urzędnikach i Ukraińskich bogaczy. Wcześniej mieli za pachołków Ukraińskich niewolników później niemieckich fachowców. Pomimo tego zniszczyli, zrujnowali i zrabowali co się dało. Dzisiaj dzięki kontroli Unii i pieniędzy RFN, widać pewną poprawę. Nieliczni wyrośli na praworządnych obywateli, reszta żyje jak dawniej. Korzystają z otwartej granicy poszerzając zakres swej wrodzonej nienawiści do porządku, prawa i posłuszeństwa organizując wyprawy po mienie łupieskie do Szwabii. Wielu pracuje dobrowolnie na czarno. Nie wywołujcie wilka z lasu, bo znowu was napadnie z tyłu i zerżnie d… aż będziecie mieli wielkie oczy jak babcia czerwonego kapturka.
Dokładnie, jak mówi maciejmakro i synsubrawca; niestety kwiat inteligencji polskiej został zakatowany nomen omen w Katyniu przez sowieckich przyjaciół, a reszta przez niemieckich przyjaciół…
Volksdeutsch czy komunista jedno draństwo!
Jeśli tylko podpisał Volkslistę to był zwuykłą gnidą jeśli pomagał okupantowi to był zdrajcą i nie ma tego co za woalem sofizmatów ukrywać.
Widać że masz znikome pojęcie w tym temacie i rzucasz tylko pogardliwe słowa. Jesteś niczym mieszkaniec Afryki, który chce krzykiem przekonać wszystkich że śnieg nie istnieje. Taki ktoś nigdy nie zrozumie i zawsze będzie pałał pogardą.
Halo, a jak to było z polonizacja po I WS. i II WS? A wcielaniem do Andersa w Italii?
(jak zaraz tu nie podpiszesz h… złamany to cie rozpie…. w sraczu głową w gównach i dostaniesz kopa w d.. przy pochowku.) A te 10 000 tys. dzisiaj w BRD amtach z podaniem błagalnym o obywatelstwo….. a te zebraki w Anglii? Wstyd i hańba, Medal ma dwie strony.
W zasadzie, to moich stronach to są znane fakty. Tyko nikt o tym nie mówił. Zresztą, jak o wielu sprawach… Dlatego nie jestem zdziwiony, że osoby, które od dziecka słyszą „podpisał=zdrajca”, nie dopuszczają myśli, że siedemnastolatek mógł podpisać jakąś listę, bo usłyszał, że jego alternatywą jest wyjazd do Oświęcimia. Ocenianie tej decyzji przez siedzących w ciepłych kapciach panów z klawiaturą, jest co najmniej żenujące. Zrozumienie dla tych, którzy podpisali, w żadnym stopniu nie przynosi ujmy tym, którzy się na to nie zdecydowali. Tym większa ich chwała. Ale zrównywanie ich z mordercami, jest nieuczciwe.
Co prawda, moją najbliższą rodzinę takie przypadki ominęły, ale znałem takich, co musieli wstąpić do niemieckiej armii. Nikt nie miał im tego za złe. Ale ludzie wiedzieli, kto nie miał wyboru, a kto był zapalonym HJ.
Czytałem kiedyś wspomnienia Dominika Stoltmana. Może nie jest to rewelacyjna proza i tłumaczenie, ale podoba mi się jej autentyzm i żywa relacja człowieka, który usiłował przeżyć i uratować rodzinę.
Ależ to oczywiste podpisał=zdrajca. Dyskusja z faktami to słaby argument.
Swietny i ciekawy artykul. Dziekuje za opracowanie!
@Wojti331: Bardzo cieszymy się, że artykuł się spodobał. Dziękujemy za miłe słowa – zarówno w imieniu autora, jak i Redakcji. Pozdrawiamy :)
Nie rozumiem zdania, że po wybuchu IIWŚ 15 tys. niemieckich żołnierzy wstąpiło do Wojska Polskiego. Ktoś zna szczegóły?
Szanowny KD, nie „wstąpiło”, ale „zgłosiło się”. Chodzi o to, że kryterium narodowościowe po wybuchu wojny okazało się nie mieć dla niektórych znaczenia, co obrazowane jest w tekście przez fakt, że osoby o narodowości niemieckiej (czyli posiadających taki wpis głównie z terytorium Śląska) postanowiło walczyć po stronie polskiej uznając właśnie Polskę za ojczyznę w rozumieniu miejsca, a nie narodowości. Mam nadzieję, że teraz kwestia jest dla Pana jaśniejsza. Pozdrawiamy :)
„Podpisał Volkslistę „dziecinny błąd powtarzany prawie zawsze w tego rodzaju wypracowaniach.Ptawidłowo-: zostal zaszeregeany do takiej i takiej grupy na podstawie danych,ktore podał w sppecjalnie do tego celu sporządzonej ankiecie.Jej wypełnienie na byłym wschodnim Górnym Śląsku było obowiazkowe. Dietmar Brehmer
Nie wiem jak to było w GG. Na pozostałym obszarze włączonym do Rzeszy wszyscy musieli wypełniać ankietę. Na jej podstawie urzędnicy zaliczali poszczególne osoby do odpowiedniej grupy (I-IV). Należałoby wspomnieć, że przedstawiciele rządu londyńskiego na antenie BBC oraz biskup śląski nawoływali do „podpisywania” volkslisty, żeby „uchronić naród …”
Coraz częściej media usiłują rozpowszechnić przekonanie, że Polacy kolaborowali z Niemcami na zgubę Żydów. Może były takie nigdy nie potwierdzone przypadki, jednakże na dużą skalę robili to Volksdeutche – ludność pochodzenia niemieckiego zamieszkująca w Polsce, która mniej lub więcej dobrowolnie podpisała listę przyjęcia praw lub częściowych praw obywateli Niemiec. To oni kolaborowali z Niemcami i oni gorliwie pomagali Niemcom w eksterminacji Żydów. Dla Polaków a nawet dla wielu „nie czystych Niemców” podpisanie Volkslisty było ogromną hańbą. Niemcy się od tego „wykupili” i tę hańbę przenieśli na Polaków. J.C.
Jeśli się nie podpiszesz, twoja wina – zaraz cię poślą do Oświęcimia;
Tak właśnie było.Nawet we Warszawie.Młodsza Siostra mojej Prababci (Prababcia zmarła szczęśliwie przed wojną), Herta z domu Gillert, rodowita Niemka (Prapradziadek przyjechał z Hannoweru budować wodociągi i kanalizację pod Lindleyem), odmówiła podpisania VL. A ona była Reichsdeutsch-ką. Wylądowała, będąc w ciąży, za polski patriotycznym w Oświęcimiu. Tam urodziła córkę Zosię. Przeszwarcowano ją za druty, lecz i tak zmarła w 1946 roku. Ciotka, po potwornych warunkach porodu w lagrze nie mogła więcej mieć dzieci. Zmarła w 1993 roku i pochowana jest na cmentarzu ewangelickim w Warszawie. Cześć Jej pamięci.
Więc tak to przynajmniej z mojej perspektywy wygląda: nic nie jest czarno-białe, raczej szare.
Pozdrawiam Wszystkich
Lewicowe-faszystowkie gówno po marksistowkich uniwersytetach wylewa swoje wypociny
wal sie prawiocwy slaski szwabie