Majestat śmierci? Szacunek dla zwłok? Wolne żarty! Nasi pradziadowie wyczyniali z ludzkimi szczątkami wiele rzeczy, których byśmy się po nich nie spodziewali. Uwaga! Nie czytaj tego tekstu przy jedzeniu!
Chrześcijaństwo głosi, że w dniu Sądu Ostatecznego wszyscy zmarli zostaną wskrzeszeni i staną przed obliczem Boga. Nasi przodkowie rozumieli to całkiem dosłownie – oto ożywione trupy odwalą wieka trumien, rozkopią ziemię, odrzucą płyty nagrobne. Ich ciała, nawet w stanie rozkładu, będą zatem jeszcze potrzebne. Dlatego zwłokom należy się szacunek.
Oprócz wiary chrześcijańskiej równie silne (jeśli nie silniejsze) były zabobony i magiczne wierzenia, chęć zysku i dziwacznie pojmowane poczucie sprawiedliwości. A także potrzeba zasmakowania odrobiny makabry…
Wszystkie pozycje w zestawieniu zostały oparte o nasze artykuły. Więcej makabrycznych historii znajdziecie tutaj.
Czy wiesz, że nasi pradziadkowie…
7. Karmili zwłoki cegłami i odrąbywali im nogi?
W Europie od najdawniejszych czasów wierzono w wampiry – ożywione przez nieczyste siły martwe ciała żywiące się krwią i sprowadzające zarazy. Jak się ochronić przed wytworem swojej wyobraźni? To całkiem proste!
Wystarczy upatrzyć sobie jakiś grób, najlepiej osoby, która już za życia wydawała nam się podejrzana. Następnie należy rozkopać miejsce spoczynku delikwenta, przebić jego serce prętem, i spokojnie wrócić do domu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
To wersja humanitarna. Pręt momentalnie unicestwia bestię. Można też wampira pomęczyć, wkładając mu cegłę do ust i obcinając nogi. Potwór, nie mogąc wydostać się z grobu i nasycić się ludzką krwią, umrze śmiercią głodową (przeczytaj więcej na ten temat).
6. Torturowali ciała samobójców?
Może się to wydawać bezcelowe, ale mieszkańcy dawnej Europy z uporem maniaka wykonywali egzekucje na samobójcach. W końcu popełnili oni ciężkie przestępstwo, które nie mogło ujść im płazem! Dodatkowo wierzono, że surowo ukarany trup nie wróci, by nękać swych bliskich.
Ciała samobójców palono, topiono i wieszano na szubienicy. Jeśli dodatkowo uważano, że targając się na swoje życie, nieszczęśniki chciał uciec przed karą za inne popełnione zbrodnie, do repertuaru zabaw ze zwłokami dokładano też tortury, na przykład łamanie kołem (przeczytaj więcej na ten temat).
5. Wysyłali zbrojne ekipy, by wykradły z grobu cenne zwłoki?
W VIII wieku miasto Mira, gdzie żył, zmarł i został pochowany Święty Mikołaj, znalazło się w rękach muzułmanów. A w chrześcijańskiej Europie relikwie były wówczas na wagę złota. Każde państwo, miasto czy kościół marzyły choćby o kosteczce najpośledniejszego świętego. Co dopiero o całym ciele takiej szychy, jak słynny biskup!
W XI wieku o ten rarytas postanowiły powalczyć dwa kupieckie miasta: Wenecja i Bari. Każda ze stron liczyła, że relikwie przyniosą jej prestiż i namacalne dochody związane z biznesem pielgrzymkowym. W tym samym czasie wysłano dwie ekspedycje w celu uprowadzenia zwłok bizantyjskiego świętego.
Ale Baryjczycy mieli jedną przewagę. Ich miasto było wówczas prawdziwym tyglem kulturowym, a samą wyprawę łupieżcą zorganizowali spece od tego typu akcji – sprawujący wówczas władzę w mieście Normanowie. Nie bawili się w subtelności. Wpadli do grobowca Mikołaja całą uzbrojoną ekipą i po prostu zabrali, co chcieli (przeczytaj więcej na ten temat).
4. Jedli trupy zdrajców?
Jednoczesna kara powieszenia, ścięcia i ćwiartowania, wystawianie ciała na widok publiczny, patroszenie, włóczenie zwłok po całym mieście, rzucanie na pożarcie psom – w średniowieczu zabawa trwała jeszcze długo po tym, gdy skazaniec wyzionął ducha. Nic dziwnego, że egzekucje były nie lada rozrywką.
Ale to nie wszystko! Jeśli wierzyć przekazom kronikarzy, mieszkańcy włoskiego miasta Todi po prostu zjedli obalonego w 1500 roku tyrana, Altobello di Chiaravalle. Również w Mediolanie ciało spiskowca, który knuł przeciw księciu, zostało rozszarpane przez rozwścieczoną tłuszczę i niejeden zatopił zęby w sercu zdrajcy.
W XVI wieku wierzono też, że mięso, krew i inne płyny ustrojowe z ciał skazańców są doskonałym lekarstwem na wiele schorzeń (przeczytaj więcej na ten temat).
3. Łączyli się w gangi zajmujące się wykopywaniem i sprzedażą zwłok?
Uzbrojone straże nad grobami i przemyślne urządzenia na mogiłach – tak w XVIII wieku broniono się przed działalnością „porywaczy ciał”! Gangi tak zwanych „rezurekcjonistów” krążyły po cmentarzach i wykopywały świeże ciała, by następnie sprzedawać je studentom anatomii.
Popyt był tak duży, a legalnych sposobów na zdobycie zwłok do autopsji tak niewiele, że nielegalny handel trupami był złotym interesem! Dla wielu było to jedyne źródło utrzymania (przeczytaj więcej na ten temat).
2. Wskrzeszali zmarłych, by świadczyli na ich rzecz w sądzie?
Według średniowiecznych kronikarzy takiego aktu nekromancji miał się dopuścić najważniejszy polski święty, biskup Stanisław ze Szczepanowa. Podobno wydobył z grobu zmarłego rycerza i wskrzesił go, by ten mógł złożyć zeznania przed sądem królewskim.
Gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Tak było i tym razem. Sprawa dotyczyła finansów, a dokładnie aktu własności. Stanisław musiał udowodnić przed sądem, że zgodnie z prawem nabył wieś Piotrawin od niejakiego Piotra Strzemieńczyka.
Biskup nie miał potrzebnych dokumentów, a rodzina zmarłego nie zamierzała wierzyć mu na słowo, stąd też wzięła się skarga do króla. W tej sytuacji święty postanowił, że za nic ma spokój duszy zmarłego i przywołał go z zaświatów, by potwierdził jego wersję wydarzeń (przeczytaj więcej na ten temat).
1. Masakrowali ludzkie zwłoki kosą, sierpem, motyką, szpadlem…
Polscy chłopi byli zabobonni, ale też bardzo pomysłowi, jeśli chodzi o zmagania z urojonymi strachami. Metod walki z żywymi trupami znali więcej niż bohaterowie serialu „The Walking Dead”. Przyszłe zombie bezbłędnie rozpoznawali już za życia po zrośniętych brwiach, nietypowym uzębieniu, znakach na ciele itp.
Gdy we wsi zaczynały padać krowy, ktoś ginął bez wieści lub zboże nie obrodziło, jak oczekiwano, zaczynała się zabawa w rozkopywanie grobów. Choć nigdy nie było stuprocentowej pewności, że za nieszczęścia te odpowiada wychodzący z grobu upiór, zawsze lepiej było dmuchać na zimne.
W ruch szły kosy, szpadle i motyki. Odrąbywano głowy i wsadzano trupom pod nogi. Kładziono na szyi sierp, by wstając z grobu strzygoń sam się dekapitował. Przewracano ciała na brzuch, by „wgryzały się w ziemię” i nie mogły znaleźć wyjścia z mogiły.
Po zrobieniu ze zwłok sąsiadów krwawej miazgi spokojnie rozchodzono się do domów. Wszak niebezpieczeństwo zostało zażegnane (przeczytaj więcej na ten temat).
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.