Postać kata od wieków fascynuje. Mistrz małodobry odpowiadał w końcu za jedne z największych cierpień, jakich mógł doświadczyć człowiek. Był niezrównany w swym fachu, jednak by zadawać najdotkliwszy ból, jak każdy rzemieślnik, potrzebował narzędzi...
Doświadczony kat miał do wyboru całe mnóstwo najróżniejszych machin i nie mniej skutecznych małych urządzeń, które potrafiły skruszyć nawet najtwardszego grzesznika. Jednocześnie wiele z nich miewało urocze i niczego nie zdradzające nazwy, jak na przykład hiszpański zając, gruszka, czy drabina.
Oprócz poznania katowskiego repertuaru dowiemy się, dokąd zaprowadziły autorów „Podróży z kwasem, garbnikiem i słodyczą” wędrówki szlakiem wina. Poznamy historię markiza de Sade i prześledzimy, jak to właściwie było z odnalezieniem wraku ORP „Kujawiaka”.
Machiny do tortur. Kat, narzędzia, egzekucje, Robert M. Jurga (Vesper)
Kiedy czytamy, że kogoś zakuto w dyby, lub skazano na łamanie kołem, mamy jakiekolwiek pojęcie, jak wyglądało wymierzanie takiej kary. Co jednak z ludźmi wrzucanymi do afrykańskiego bębna, czy karano na biskupie? Tu sprawa się komplikuje.
Po przeczytaniu niejednej książki poświęconej średniowiecznu i wielu historycznych powieści nie zawsze wiedziałam, jak właściwie wyglądały męki skazańca, który stawał oko w oko z katem. Książka „Machiny do tortur” doskonale zapełnia tę lukę. Można się z niej także dowiedzieć na przykład, jaki był cennik kata w Brandenburgii, za co i gdzie karano chłostą i jak trudno było poćwiartować delikwenta.
Patrząc na kolejne bogato, kolorowo i sugestywnie ilustrowane strony książki można się tylko cieszyć, że jak na razie w Polsce nie ma instytucji wojewódzkiego kata, który wykonywałby kary cielesne na różnej maści przestępcach.
Podróże z kwasem, garbnikiem i słodyczą, Tomasz Kaźmierowski, Maciej Mizerka i Artur Paszczak (Zysk i S-ka)
Trzech miłośników wina wyrusza w niezwykłą podróż najdziwniejszymi szlakami. Dowiadują się, jak robi się szlachetny trunek w kibucu na środku pustyni, uczą się kochać włoskie lokalne alkohole i piją wino z absurdalnym przebiciem cenowym, zagryzane uzbecką jagnięciną, w moskiewskiej drogiej restauracji. W końcu nigdy nie wiadomo, dokąd zaprowadzi wieczór rozpoczęty butelka wina…
Siódme życie markiza de Sade, Jacques Ravenne (Książnica)
Od jego nazwiska powstało nawet specjalne słowo – sadyzm, określające odczuwanie przyjemności z zadawania komuś cierpienia. Donatien-Alphonse-François markiz de Sade nie był aniołkiem, a ekscesy nie jeden raz zaprowadziły go za więzienne mury. Czy można sobie wyobrazić ciekawszego bohatera powieści?
Podwodni tropiciele. Tajemnica wraku niszczyciela ORP Kujawiak, Mariusz Borowiak (Almapress)
Ponad siedemdziesiąt lat przeleżał na dnie morskim u wybrzeży Malty po tym, jak przepłynął trzydzieści dwa tysiące mil morskich walcząc w drugiej wojnie światowej. Losy tego okrętu, jego załogi i dwóch wypraw w celu badawczych opisuje Mariusz Borowiak, specjalista od obalania mitów. Gratka dla fanów marynistyki.
KOMENTARZE (5)
Ciekawe czy w tej książce o torturach jest chociaż wspomniany profil psychologiczny takiego człowieka, który torturował ^^ Przecież to musieli być naprawdę chorzy na łeb ludzie :D
Trzeba mieć też nieźle zryty łeb żeby opisywać to w książce.
Eksperyment Milgrama, „banalność zła” Arendt, przez wieki opisywane tzw. zezwierzęcenie zachowań ludzkich na wojnach – to wszystko może wskazywać, że tacy zostaliśmy stworzeni. Nie można na sto procent wykluczyć, że wielu z nas postawionych w podobnej sytuacji, nie powielało by tych zachowań.
W powszechnej (znaczy banalnie głupiej wyrosłej na popularno liberalnych mediach) świadomości kat to psychol nieledwie (albo całkiem) dewiant. Tymczasem prawda była inna, tortury wbrew temu czym nas się usiłuje epatować podczas zwiedzania „średniowiecznych izb tortur” (wystawy w sam raz dla debilków) były wyjątkam, czymś tak niezwykłym że wartym notatki kronikarskiej, normą były kary finansowe, pobyty w więzieniu lub… szybka śmierć.
Owszem łby zryte trzeba mieć by wierzyć iż ilustracje z powieści pornograficznych są „historycznymi przekazami z epoki”.
A propos…
„Patrząc na kolejne bogato, kolorowo i sugestywnie ilustrowane strony książki można się tylko cieszyć, że jak na razie w Polsce nie ma instytucji wojewódzkiego kata, który wykonywałby kary cielesne na różnej maści przestępcach.” „jak narazie” panuje chore przekonanie że kara więzienia czemukolwiek służy a szczególnie resocjalizacji – że jest to liberalno lewacka brednia świadczą statystyki sądowe.