Gdy pojawiał się na ekranie, naszym babkom miękły kolana. Zabójczo przystojny i egzotyczny w „Szejku” (1921), Valentino był bożyszczem kobiet. Płeć piękna darzyła go wręcz bałwochwalczym uwielbieniem. A mężczyźni? Zwyczajnie się go bali.
Początki „kochanka wszechczasów” nie były imponujące. Rudolf Valentino przyszedł na świat we Włoszech, jako Rodolfo Alfonso Raffaello Pierre Filibert Guglielmi di Valentina d’Antonguolla. Był najmłodszym synem włoskiej mammy, który po okresie bumelowania rozpoczął w Paryżu karierę tancerza. W 1913 roku, nie znając słowa po angielsku, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych.
Brak znajomości języka nie dawał mu szerszych widoków na dobrą pracę. Aby się utrzymać, przystojny młody mężczyzna został… bawidamkiem. Valentino postanowił przekuć swoje fizyczne walory na konkretne pieniądze. Przyszły gwiazdor stroił się jak na bal, a następnie zabawiał w restauracjach i kabaretach odpowiednio chętne (i majętne) damy.
Spełniał wszelkie zachcianki swoich towarzyszek, odgrywając rolę utrzymanka. Wspinał się powoli po szczeblach społecznej drabiny, a jego starsze partnerki obsypywały przystojnego żigolaka coraz droższymi prezentami – kupowały mu samochody i fundowały kolacje. Rudolf chciał jednak od życia czegoś więcej.
Coś więcej niż przygoda
Przygoda z filmem nie zapowiadała wielkiego sukcesu dla młodego Włocha w czasach, gdy ciemnoskórych aktorów zwykle delegowano do odgrywania czarnych charakterów. Z jego typowo południową urodą mógł co najwyżej liczyć na kiepsko płatne pomniejsze rólki, jak „kabaretowego darmozjada” uwodzącego bohaterkę w „Oczach młodości” (1919) albo otoczonego fankami parszywego brazylijskiego pisarza w „Skradzionych chwilach” (1920). Nuda i frustracja przyszły szybko, ale wraz z nimi przyszedł przełom.
Jak pisze Anne Helen Petersen, autorka książki „Skandale złotej ery Hollywood”, po przeczytaniu „Czterech jeźdźców Apokalipsy” Valentino miał wybłagać u producenta rolę w filmie. Rex Ingram, który odpowiadał za wyreżyserowanie obrazu, dostrzegł w nim coś wyjątkowego. Dzięki jego zabiegom, rola Valentino z drugą, a nawet trzecioplanowej, urosła do gwiazdorskiej. Mimo nędznych zarobków i braków w garderobie włoski amant brylował w każdej scenie, a grany przez niego bohater stał się nieśmiertelny. „Czterej jeźdźcy” zostali najbardziej dochodowym filmem 1921 roku, a Valentino – objawieniem.
Lakierowany szejk na łasce swojej żony
Szał na Valentino rozpoczął się wraz z Szejkiem w 1921, w którym włoski amant zagrał arabskiego wodza uprowadzającego Angielkę – Dianę Mayo. Widzowie mogli sycić oko nie tylko namiętnymi spojrzeniami i intensywnymi uściskami śniadego szejka, ale również wahaniami nastrojów między kochankami.
W dodatku pod koniec filmu dowiedzieli się, że ów arab był tak naprawdę szkockim lordem, odnalezionym w dzieciństwie na pustyni. Za to w kilka miesięcy po premierze komicy naigrywali się z gładko przylizanych włosów szejka – Stan Laurel sparodiował go rolą Rhubarba Vaselino w obrazie „W błocie i w piasku”.
Jak czytamy w „Skandalach złotej ery Hollywood” Anne Helen Petersen, Dick Dorgan pisał o Valentino:
Mężczyźni założyli tajemne stowarzyszenie, na którego przewodniczącego i pierwszego z katów kandyduję, jak już zdążyliście zauważyć. W swoim statucie tajny zakon postanowił brzydzić się, nienawidzić i pogardzać nim z oczywistych względów. Co?! Ja – zazdrosny? Och, nie. Ja go po prostu nienawidzę.
Boski szejk budził lęk mężczyzn, bo swoją urodą wbijał w kinowe fotele żeńską publiczność i przyprawiał panie o palpitacje serca. Panowie obawiali się za to, że przestaną spełniać wyśrubowane kryteria, więc próbowali go zdyskredytować. Skandal rozwodowy okazał się w tym bardzo pomocny.
Pierwsza żona Valentino, Jean Acker, wystąpiła o rozwód w czerwcu 1921 roku. Nie obyło się bez batalii w sądzie, a małżeństwo okazało się jedną wielką pomyłką. Para nieustannie się kłóciła, w dodatku Jean uważała, że pasożytowanie na niej było wyjątkowo niemęskie i najwyższa pora, aby Rudolf stał się mężczyzną.
Co więcej, rozeszła się plotka, że małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane, co zrodziło plotki na temat homoseksualizmu aktora. I choć w tym akurat prawdy raczej nie było, to Acker twierdziła, że mąż równie chętnie korzystał z jej ciała, co z jej perfum.
Tego typu stwierdzenia idealnie podsycały sfeminizowany, eteryczny wizerunek aktora. Podobnie wypowiadała się o nim kolejna partnerka – Natacha Rambova, opisują go jako emocjonalnego chłopca wrażliwego na raniące słowa wypowiadane przez innych.
Wizerunek gwiazdora
W poprawie wizerunku aktora nie pomogła ani długa przerwa zawodowa, ani to, co nastąpiło po niej. Po długo wyczekiwanym powrocie na ekran Valentino pojawił się w dramacie historycznym Monsieur Beaucaire (1924). Niestety zawiódł nadzieje swoich fanów, za to krytycy nie posiadali się z radości na widok białej peruki i jedwabnych pantalonów, idealnie ich zdaniem dopełniających wizerunek zniewieściałego aktora.
Na swojej rozkładówce „Motion Picture” bezlitośnie obnażała „wszystkie sekrety piękności z buduaru kapryśnej młodej damy”, zapraszając do przeładowanej kosmetykami i akcesoriami do makijażu garderoby aktora. Szydzono z jego platynowej „bransolety niewolnika” – prezentu od Rambovej, który sugerował status utrzymanka. Dziennikarz „Chicago Tribune” pokrzykiwał: Na całą męskość tego świata, co ma oznaczać ta bransoleta niewolnika?! Jedynym sposobem na poprawę złego PR-u (i swojego stanu konta) było przyjęcie propozycji powrotu do dawnego wizerunku.
Porządny cios w szczękę
W 1926 roku na ekrany wchodził „Syn szejka”, a Valentino miał szansę odbudować swoją popularność. Film okazał się hitem, jednak aktor popełnił kardynalny błąd – dał się sprowokować dziennikarzowi. Południowa krew zwiodła go na manowce i doprowadziła do tragedii.
18 lipca 1926 roku anonimowy dziennikarz „Chicago Tribune” doniósł, że podczas wizyty w nowej sali balowej w zachodnim Chicago w męskiej toalecie odnalazł automat z pudrem. Był tak zszokowany, że upatrywał w tym upadku amerykańskiej cywilizacji, za co nie przebierając w słowach obwiniał oczywiście Rudolfa Valentino. Ten wściekł się i chciał zemsty.
Amerykańskie prawo zabraniało pojedynków, więc włoski aktor zadowoliłby się spotkaniem na ringu bokserskim lub macie zapaśniczej. Anne Helen Petersen cytuje w „Skandalach złotej ery Hollywood” jego kąśliwą uwagę skierowaną do autora obelgi, że ręka z bransoletą niewolnika na nadgarstku może wymierzyć w twoją obwisłą szczękę porządny cios.
Środowisko dziennikarskie zjednoczyło się przeciwko Valentino, drwiąc z jego patetyczności. Radzono mu, aby przestał „całować przyjezdne panny w rączki” i odgrywać melodramaty, a wtedy być może zdoła ocalić karierę. Niestety aktor nie zdążył zripostować – zasłabł w nowojorskim hotelu. Zdiagnozowano u niego zapalenie wyrostka robaczkowego i choroba wrzodowa żołądka wymagające natychmiastowej operacji.
21 sierpnia nabawił się ostrego zapalenia otrzewnej, zapadł w śpiączkę i zmarł dwa dni później, w wieku trzydziestu jeden lat. Niezwykłe życie i krótka, choć burzliwa kariera Rudolfa Valentino zrodziła mit egzotycznego kochanka, a historia zupełnie zapomniała o mało chlubnych i komicznych epizodach, jakie towarzyszyły rodzącej się sławie.
Źródło:
Anne Helen Petersen, Skandale złotej ery Hollywood
KOMENTARZE (5)
Jego zdjęcie stoi w ramce na mojej toaletce. Może nie był najlepszym aktorem, co jednak trzeba przyznać, ale nie brakowało mu tego magnetyzmu.
Wybrane komentarze do artykułu z serwisu facebook, które mogą Was zainteresować
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1102097613152230
Julita D.:
dżizas, moja babcia i jej siostry za nim szalały…
Olga N.:
Mam w moim rodzinnym domu czasopismo z tamtych czasów, bodajże „Kobieta w domu i na świecie”, w której, w kąciku plotek (taki ówczesny pudelek), mozna znaleźć informacje jak to po śmierci Rudolpha wywiązało się stowarzyszenie przeciwniczek diamentów. Było to związane z plotką jakoby ktoś dosypał ich opiłki do napoju, który podziurawił „wnętrzności boskiego amanta”
Oliwia K.:
Ach ten jego sławetny romans z naszą Polą Negri.. Aczkolwiek podobno uzywal wiecej pudru od niej
Nie wiem czy mam płakać czy się śmiać po przeczytaniu tego „artykułu”. Widać, że to kolejne powielenie plotek o Rudolfie. Może zamiast reklamować kolejne „genialne książki” warto byłoby Droga Redakcjo poszperać i napisać coś konkretnego, bo to co tu jest to sensacje rodem z pewnego psiego portalu plotkarskiego i naginanie prawdy.
podobno miał sporego siusiaka
do „Charlie”: za to ty…maly mozdzek!