ZSRR rozpadł się na 15 państw. Niemal wszędzie władzę przejęli partyjni aparatczycy. Wyjątkiem była Białoruś. Tu prezydentem został człowiek „z ludu”. Pokonał postkomunistycznego premiera kontrolującego media i instytucje państwowe. Alaksandr Łukaszenka odniósł prawdziwie demokratyczny tryumf.
Kiedy Białoruś uzyskała niepodległość, Alaksandr Ryhorawicz Łukaszenka, dyrektor sowchozu, był szeregowym deputowanym do parlamentu. Należał do partii, ale występował jako polityk niezależny. Kreował się na zwolennika demokracji i przeciwnika upadającego systemu, ale wkrótce został zwolennikiem odbudowy Związku Radzieckiego.
Raz współpracował z narodowcami, raz z komunistami. Wypowiadał się codziennie i na każdy temat: w Radzie Najwyższej, w której sprawował mandat, w radiu i telewizji… Mówił ludziom to, co chcieli usłyszeć, posługując się prostym (a nawet prostackim) językiem i chwytliwymi hasłami. Szybko stał się rozpoznawalny.
Pogromca korupcji
Przełomowym punktem kariery przyszłego dyktatora był 4 czerwca 1993 roku, kiedy wybrano go na przewodniczącego antykorupcyjnej komisji parlamentarnej. Narodowa opozycja widziała w nim narzędzie walki partyjnej z nomenklaturą.
Postkomunistyczna większość sądziła, że będzie mogła nim łatwo kierować. On jednak wymanewrował jednych i drugich. Stanowisko wykorzystał do zbierania haków i wykreowania własnej osoby na pogromcę złodziejskich polityków.
Andrzej Brzeziecki i Małgorzata Nocuń, autorzy książki „Łukaszenka. Niedoszły car Rosji”, rozmawiali z członkiem komisji, Siarhiejem Antonczykiem, który tak opisywał postawę swojego szefa:
Zwariował po tym, jak jego status się podniósł. Był już innym człowiekiem. Na posiedzeniach mówił godzinami. Innym nie dawał dojść do głosu. Nie interesowała go korupcja jako problem do rozwiązania, ale zbieranie kwitów na ludzi. Mieliśmy informacje o lewych interesach rodziny Kiebicza. Kiedy podnosiliśmy sprawę na komisji, Łukaszenka mówił, żebyśmy to zostawili.
Prezydent kradnie dolary
Społeczeństwo biedniało, ale rosły też fortuny ludzi przejmujących za bezcen państwowy majątek. Było więc zapotrzebowanie na polityka, który podjąłby walkę z nieuczciwością władzy. W grudniu Łukaszenka przedstawił raport z prac komisji, w którym rzucał oskarżeniami na prawo i lewo.
Zarzuty bywały kuriozalne. Przewodniczący parlamentu, będący wówczas głową państwa, Stanisłau Szuszkiewicz miał przywłaszczyć sobie całe sto dolarów. Z kolei winą jednego z deputowanych miało być… posiadanie zagranicznego samochodu.
Realne efekty tego spektaklu były więc co najmniej wątpliwe, ale wystarczyły, by zapewnić jego autorowi uznanie i popularność. By podtrzymać atmosferę, Alaksandr Ryhorawicz zapowiadał, że wkrótce ujawni kolejne kompromitujące fakty.
Wkrótce doszło do odwołania Szuszkiewicza i zaczęto szykować się do wyborów prezydenckich. Głównym faworytem był postkomunistyczny aparatczyk, premier Wiaczesłau Kiebicz.
Kandydował też odwołany przewodniczący Rady Najwyższej i lider narodowej opozycji Zianon Paźniak. Oraz Łukaszenka, który zgromadził wokół siebie najbardziej kompetentny sztab. Tworzyli go młodzi i ambitni politycy, którzy spodziewali się, że przebojowy dyrektor sowchozu zapewni im przepustkę do władzy.
Mission impossible?
Teoretycznie przed Łukaszenką i jego ekipą stało zadanie prawie niemożliwe do zrealizowania. Z wyjątkiem państw bałtyckich, w dawnych radzieckich republikach wszędzie przejmowali władzę przedstawiciele lokalnych elit partyjnych. Na Białorusi Kiebicz mógł liczyć na wsparcie aparatu państwowego i zaplecza swego ugrupowania. Ograniczał konkurentom dostęp do mediów. Był popierany przez Moskwę. Jak rywalizować z takim przeciwnikiem?
Łukaszenka spędził kampanię na nieustannych wiecach i spotkaniach z wyborcami, do których wygłaszał płomienne przemówienia. Występował jako rzecznik prostego ludu. Posługiwał się słownictwem, manierami i sposobem rozumowania tych, którzy mieli na niego głosować. Zamiast służbowym mercedesem, jeździł po mieście autobusem lub tramwajem.
Obiecywał wpakowanie skorumpowanych polityków za kratki, reintegrację z Rosją i powszechny dobrobyt. I ludzie mu wierzyli. Po jego perorach słuchacze nie kryli wzruszenia, byli przepełnieni entuzjazmem. Chłonęli populistyczne frazesy jak gąbki. Poparcie Alaksandra Ryhorawicza rosło nawet po 2% dziennie.
Sfingowany zamach
Jakby tego było mało, Łukaszenka sfingował prawdopodobnie zamach na swoją osobę. Media informowały, że jego samochód został ostrzelany w czasie powrotu ze spotkania wyborczego. Nikomu nic się nie stało, ale przekaz był jasny: polityczna mafia nie chce zwycięstwa swojego największego wroga, próbuje go zabić lub zastraszyć.
Milicyjne śledztwo wykazało, że strzał do kandydata na prezydenta oddano z odległości zaledwie metra, z wnętrza pojazdu, ale kto by się przejmował takimi drobiazgami? W każdym razie nie głosujący.
I tura wyborów przyniosła Łukaszence ogromny sukces: poparcie 44,82% głosujących przy frekwencji wynoszącej blisko 4/5 uprawnionych. W Mińsku otrzymał poparcie zaledwie 26,5% mieszkańców, ale wygrał dzięki prowincji. Kiebicz, którego obwiniano za kryzys gospodarczy, był drugi z wynikiem zaledwie 17,33%. Obaj mieli się spotkać w kolejnej turze.
Demokratycznie wybrany… dyktator
Łukaszenka postanowił powtórzyć w nowej formie numer sprzed pierwszej rundy wyborów. Choć siedziba jego antykorupcyjnej komisji była od miesięcy zamknięta i opieczętowana, kandydat na prezydenta postanowił koniecznie do niej wejść. Pilnujący drzwi milicjanci wdali się z nim w przepychankę, jego marynarka została podarta. Antykorupcyjny bojownik, a de facto komediant i kabotyn, znów został ofiarą władzy.
10 lipca 1994 roku, dokładnie 20 lat temu, odbyła się druga tura wyborów. Łukaszenka odniósł w nich druzgocące zwycięstwo: krzyżyk przy jego nazwisku postawiło aż 80,34% biorących udział w głosowaniu. Człowiek, którego jeszcze chwilę temu nikt nie traktował poważnie, wbrew wszystkiemu pokonał postkomunistycznego rywala, nie tak dawno pewnego zwycięstwa.
Tryumf i pogrzeb demokracji
Idealnie wykorzystał wyjątkowy splot okoliczności: nominację na szefa komisji antykorupcyjnej, antyestablishmentowe nastawienie wyborców, rywalizację demokratycznych kandydatów jak Paźniak i Szuszkiewicz, którzy odbierali sobie nawzajem głosy. Duży atut Kiebicza, czyli jego związki z Moskwą, zneutralizował częściowo dzięki równie prorosyjskiej retoryce.
Jak piszą w swojej książce Andrzej Brzeziecki i Małgorzata Nocuń, nie ma dowodów, by za sukcesem dyrektora sowchozu stały rosyjskie służby specjalne, i dodają: nikt nie zmuszał Białorusinów do oddawania głosu na Łukaszenkę. To on sam ich do tego przekonał.
Doszedł on do władzy jako swoisty trybun ludowy, wyniesiony dzięki autentycznemu poparciu mas w wolnym głosowaniu. Nie był jednak prawdziwym rzecznikiem społeczeństwa ani ideowym zwolennikiem praw obywatelskich. Interesowała go osobista kariera i jak najwyższa władza.
Tryumf demokracji okazał się jednocześnie początkiem jej pogrzebu, a demokratycznie wybrany prezydent stał się wkrótce ostatnim dyktatorem Europy.
Bibliografia:
- Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń, Łukaszenka. Niedoszły car Rosji, SIW Znak 2014.
- Przemysław Foligowsk, Białoruś. Trudna niepodległość, Alfa 2 1999.
- Zachar Szybieka, Historia Białorusi 1795–2000, Instytut Europy Środkowo-Wschodniej 2002.
KOMENTARZE (7)
Komentarze z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Grzegorz S.: Każdy dyktator w europie został demokratycznie wybrany
Ciekawostki historyczne: No chyba jednak nie . Mussolini, Piłsudski, Franco…
Grzegorz S.: Piłsudski był autokratą, nie dyktatorem
Ciekawostki historyczne: Mimo że jestem sympatykiem Marszałka, to moim zdaniem był jednak dyktatorem, łaskawym ale jednak dyktatorem ~ Rafał Kuzak
Grzegorz S.: Zdaje się, że jak większość rzeczy w naszej historii będzie to kwestie opinii
Patryk Z.: Myśle, ze w przejęciu przez niego władzy pomijając zamach stanu nie bez znaczenia sa jego „przyjazne” stosunki z naszym niemieckim sąsiadem
Wybrane komentarze do art. z portalu Wykop.pl
haes82: Zawsze miałem wrażenie, najgorszą krzywdą, jaką robi Łukaszenka swojemu krajowi i za którą cała Europa go tak mocno nienawidzi jest fakt, że trzyma się twardo stołka i nikogo nie dopuszcza do koryta. Cała reszta… no cóż, nikt nie jest idealny, ale lepszy taki przyspawany do stołka Łukaszenka aniżeli nasze pożal się boże elity, które co kilka lat się zmieniają, a wcale jakoś nie jestem przekonany, że u nas jest lepiej niż na Białorusi.
UrzadPracy: a wcale jakoś nie jestem przekonany, że u nas jest lepiej niż na Białorusi. @haes82: Pod względem gospodarczym: większe ceny są na Białorusi niż w Polsce, a pensje większe w Polsce niż na Białorusi. Biurokracja i korupcja na Białorusi dosłownie szaleje (dla Białorusina Polska to oaza wolności). Poza tym: Tutaj możesz ładnie skrytykować premiera, dopóki nie zaczniesz mu grozić i nazywać od kurw itd. (jak każdego innego – wolność słowa tak, ale z szacunkiem do innego) – na Białorusi złe zdanie o Łukaszence może przynieść porządne kłopoty. Poza tym u nas opozycja żyje i ma się dobrze, a Łukaszenka eliminuje przeciwników pistoletami. Najlepszym dowodem na to, że na Białorusi jest gorszej to są wpisy białoruskich internautów, którzy coraz częściej przyrównują swój kraj do nas jak my porównujemy siebie do Niemców, Szwajcarów czy też Brytyjczyków
tl.dr: Jedyna dobra rzecz na Białorusi, której możemy zazdrościć to najniższe ceny gazu w Europie – a reszta jest mniej lub bardziej lepsza tutaj
miszcze12: Na pewno ten demokratyczny prezydent po raz pierwszy został wybrany w uczciwych wyborach …
Czajna_Seczen: @miszcze12: Gdyby były nieuczciwe, to wygrałby kto inny.
szurszur: Nie wiem jak mozna wychwalac Lukaszenke w Polsce. Bialorus przez krótki czas na poczatku lat 90 obrała bardzo korzystny dla Polski kierunek. Głowne swieto obchodzili w rocznice bitwy po Orsza. Tam wojska polsko – litewskie pokonały armie Moskiewska. Bialorusini w barwach flagi jak i naszywkach milicji i wojska zaczeli nawizywac to tradycji Wielkiego Ksiestwa Litewskiego i zbliżali sie do polski. Kilku znaczaych politykow mowilo po Polsku zreszta bywali to czasem potmkowie polskojezycnzej szlachty. Gdyby nie pojawil sie ten zarzadca kołchozu to byc moze mielibysmy bardoz przyjazne panstwo przy granicy niezalezne od Rosji. A tak Łukaszenka przenisol siwieto na idzen wyzwolenia przez Armie Czerwona. Przywrocil flage komnistyczna i zminimalizowal odwolania do okresu Rzepospolitej na rzecz wychwalania sojuszu z Rosja. Z drugiej storny byli jeszcze iweksi zwolennicy Rosji. Moglob byc lepiej ale i pewno gorzej.
kapica_mateusz: Tak czytam, i JKM to samo obiecuje co on kiedys :D
barteq_g: Radzę pojechać na Białoruś i porównać sytuacje do tej na Ukrainie. Tam taki ktoś był potrzebny. Po śmierci Łukaszenki sytuacja się diametralnie zmieni.
W porównaniu np. do państw bałtyckich Białoruś traktuje mniejszości narodowe wzorowo, A. Ł. od zawsze powtarza z resztą że Białoruś jest państwem wielonarodowym. Co do kwestii historycznych to proponuję wejść na google i poszukać ulic np. Kościuszki we Lwowie, czy w Wilnie, a w Mińsku jest, sąsiaduje z ul. Dzierżyńskiego :-). Zamierzam się tam wybrać w przyszłym roku i na własne oczy zobaczyć jakie wyniki daje model ekonomiczny inny niż neoliberalne gówno które mamy nad Wisłą bo polskojęzycznej propagandzie nie można wierzyć ani trochę, natomiast pytając Białorusinów otrzymuję skrajnie różniące się relacje.
A co to jest wolnośc i dyktatura w rozumieniu Polaków??? Na Białorusi prawdziwe jedzenie, czysto, nie ma ani głodnych, ani bezdomnych, za mieszkanie ludzie płaca 10-15% od zarobku. Idziesz miastem, nikt na ciebie nie napada, nikt nie opluje, nikt nie obrazi, nikt nie przyczepi sie o jałmuzne! Przejedziesz całą Białorus i nie zobaczysz radarów ani policji.
W Polsce wolnośc – wolno smiecic, wolno robic parady geowskie, wolno popełniac samobójstwa (w 2014 roku na 25% więcej niz w 2013 r). Wolno żreć GMO, wolno oddawać 70-80% na mieszkanie od najniższego zarobku, wolno wyrzucać ludzi z mieszkań, elycie wolno kraść ile wlezie i byc bezkarnej, wolno wyprzedawać majątek, (w Białorusi nie wolno) W Polsce wolno płacic 75% podatku od nieujawnionych dochodów (na Białorusi 7%), wolno ludzi wyrzucac z pracy, i NIE wolno niczego dawac za darmo, bez uprzedniej zapłaty żarłocznemu państwu!!! Czy Polacy to rzeczywiście maja zrypane łby, żeby wierzyc w to, że w Polsce jest wolność, ale ta prawdziwa, a nie wolność pieniądza???? a może Polacy mają pomroczność jasną, że czepiają się Białorusi? Bo wiadomo, jeżeli my siedzimy po uszy w gownie, to chcemy, żeby Białorus tez siedziała po uszy w gownie! Nikt nie może być lepszy od Polaków, czyz nie?
Wolno również pisać pożałowania godne kłamstwa jak to powyższe.
Jeśli Ci się aż tak bardzo u nas nie podoba, to jedź do Białorusi i tam zamieszkaj. Tylko wcześniej przypomnij mi proszę gdzie i w jakich czasach (poza Białorusią i jak mniemam Rosją) istniała ta mityczna, diametralnie większa niż u nas „wolność”?
Czy znacie lub wiecie o obywatelach Polski którzy chcą, poszukują lub juz pracuja na Białorusi, chcą tam zamieszkać, jeżdżą tam za zarobkiem?
Czy znacie lub wiecie o obywatelach Białorusi którzy chcą, poszukują lub juz pracuja w Polsce, chcą tu zamieszkać, jeżdżą tu za zarobkiem?
Skąd dokąd przemieszczają się ludzie i po co (oprócz zwiedzania) i w jakich ilościach? Co by się nie nawypisywało, to najlepszy miernik.
..kto byl niech rzuci prawda;p