Nie można było mówić o sukcesie operacji „Overlord” bez zdobycia tego portu. Dlatego gdy tylko alianci wylądowali na plażach Normandii, ruszyli na Cherbourg.

Po przechwyceniu przyczółka w Normandii cztery alianckie pułki rozpoczęły natarcie w kierunku Cherbourga. Bez zdobycia tego – działającego – portu niemożliwe byłoby bowiem obsłużenie większych jednostek. Okazało się to jednak trudniejsze niż zakładano, m.in. ze względu na ukształtowanie terenu oraz silne ufortyfikowanie. Jak pisze w książce „Operacja Neptun. D-Day i inwazja aliantów na okupowaną Europę” Craig Symonds:
Miasto i port leżały w swoistej kotlinie otoczonej kilkoma górskimi grzbietami, które zapewniały Niemcom kontrolę ogniową nad drogami natarcia. Po zachodniej stronie miasta znajdowała się stara cytadela, a po wschodniej – fort Flamands. Pośrodku wznosił się potężny fort du Roule, usytuowany na wysokim urwisku. Pomiędzy nimi Niemcy wykopali głębokie stanowiska obronne.
Do 14 czerwca aliantom udało się wprawdzie ustanowić front na północ od plaży Utah, ale na szybkie przejęcie miasta nie można było liczyć. W pierwszej kolejności postanowiono odciąć półwysep, aby uniemożliwić Niemcom sprowadzenie na miejsce posiłków. Natarcie na sam Cherbourg rozpoczęło się 19 czerwca 1944 roku. Już na początku alianccy żołnierze musieli zmierzyć się z nieoczekiwanym wrogiem: sztormem, który uderzył w wybrzeża Normandii. Ale najgorsze było dopiero dopiero przed nimi – broniący portu hitlerowcy nie zamierzali bowiem oddać miasta bez walki.
„Do ostatniego człowieka i ostatniego naboju”
Niemieckimi oddziałami w Cherbourgu dowodził generał Karl von Schlieben. Nawet gdyby chciał wycofać swoich ludzi na przygotowane wcześniej stanowiska obok miasta, nie mógł tego zrobić z powodu bezpośredniego rozkazu Adolfa Hitlera. Jak pisze w książce „Operacja Neptun. D-Day i inwazja aliantów na okupowaną Europę” Craig Symonds: „(…) von Schlieben posłusznie rozkazał swoim żołnierzom walczyć o Cherbourg »do ostatniego człowieka i ostatniego naboju«”.

Rozmieszczenie niemieckich wojsk na półwyspie Cotentin.
Tymczasem alianci – przede wszystkim Amerykanie – nacierali. 21 czerwca w kilku językach nadano wezwanie do kapitulacji, ostrzegając, że jeśli nie nastąpi ona do godz. 9:00 następnego dnia, siły von Schliebena zostaną unicestwione. Oczywiście żadna odpowiedź nie nadeszła, więc rankiem 22 czerwca zaczął się zmasowany nalot na niemieckie pozycje. Jednak mimo bombardowań nie udało się zniszczyć fortyfikacji. Co gorsza, zdarzały się przypadki tzw. friendly fire – część ładunków spadła na alianckie pozycje.
Naloty nie nadwyrężyły znacząco niemieckich umocnień, ale ich wpływ na morale okazał się destrukcyjny – tym bardziej że istotną część podkomendnych von Schliebena stanowili nie Niemcy, a siłą wcieleni jeńcy z państw Europy Wschodniej, w tym Rosjanie. Craig Symonds wspomina: „Sam von Schlieben przyznał: »Chcemy zbyt wiele, żądając, aby Rosjanie, tu, we Francji, walczyli z Amerykanami dla Niemiec«”.
Aliancka flota vs nieporuszalne niemieckie obiekty
Alianci musieli się śpieszyć. I to nie tylko dlatego, że sztorm zniszczył sztuczny port koło plaży Omaha. Niemcy, starając się utrzymać kontrolę nad Cherbourgiem, jednocześnie rozpoczęli wysadzanie w powietrze infrastruktury portowej, by – zgodnie z życzeniem Hitlera – w razie porażki oddać wrogowi nie działający port, a morze ruin. Aby im przeszkodzić, nacierający musieli jak najszybciej zniszczyć umocnienia. Potrzebowali do tego jednak potężniejszych dział: kalibru 305 mm i 356 mm. A tymi dysponowały jedynie okręty.
Atak z morza miał zostać przeprowadzony za dnia. Operacja sama w sobie była ryzykowna, ponieważ ulokowane niedaleko Cherbourga 283-milimetrowe działa na jednostkach Kriegsmarine mogły zagrozić alianckim pancernikom i krążownikom. Do tego miały większy zasięg, a jedyną osłonę dla okrętów armii inwazyjnej stanowiły tworzące zasłonę dymną niszczyciele.
I rzeczywiście Niemcy postawili alianckiej flocie twarde warunki. Oficer pokładowy jednego z okrętów odnotował, że wróg bardzo szybko się wstrzeliwał. Kilka jednostek zostało uszkodzonych i tylko szczęściu załogi amerykańskich niszczycieli zawdzięczały to, że niektóre pociski, które wbiły się w ich okręty, nie eksplodowały. Ale nie wszystkie okazały się felerne. Pocisk wymierzony w pancernik „Teksas” zniszczył mostek, zabijając kilkunastu marynarzy. Na dodatek efekty alianckiego ataku z morza okazały się dość mizerne: ostatecznie udało się zniszczyć tylko 1 z 4 baterii nabrzeżnych.
Klęska obrońców była już jednak nieunikniona, a bitwa znacząco podkopała i tak już nadszarpnięte morale niemieckiej załogi Cherbourga. Von Schlieben usiłował nawet przekonać wyższe dowództwo do zgody na podjęcie negocjacji, ale w odpowiedzi usłyszał, że – zgodnie z wolą Hitlera – ma walczyć do ostatniego naboju.
Czytaj też: Jak skuteczniej wylądować w Normandii? Najbardziej szalone pomysły aliantów na pokonanie Hitlera
Niehonorowy generał
Ostatecznego przełomu dokonały wojska lądowe. 25 czerwca alianci przebili się na obrzeża miasta. Zaczął się szturm, w którym dochodziło do licznych pomniejszych starć. Fort du Roule skapitulował, kiedy Amerykanie szybami wentylacyjnymi opuścili do środka materiały wybuchowe. Namierzono też podziemny bunkier von Schliebena. Ten jednak, wierny rozkazom, początkowo odmówił poddania się. Znajdujących się w środku Niemców do zmiany zdania skłoniła dopiero salwa z dział niszczycieli czołgów, kaliber 76 mm. Po ostrzale dano im dwie minuty na ewakuację. Tym razem skorzystali. Wraz z generałem von Schliebenem w ręce aliantów wpadł również dowódca niemieckiej marynarki wojennej w Cherbourgu, admirał Walther Hennecke.

Żołnierze amerykańscy podczas walk ulicznych w Cherbourgu.
Szturm był już właściwie wygrany. Kolejne punkty oporu kapitulowały. Dowódca arsenału marynarki major Robert Sattler poprosił jedynie o… salwę na pokaz w kierunku jego pozycji, aby mógł z czystym sumieniem poddać się w obliczu przytłaczającej przewagi wroga. Jako ostatnie ustąpiły niemieckie fortece. Stało się to 29 czerwca.
Zwycięstwo okazało się jednak pyrrusowe. Jak pisze Craig Symonds w książce „Operacja Neptun”, kiedy alianci wkroczyli do portu, „ich oczom ukazał się obraz całkowitego zniszczenia dokonanego z niemiecką precyzją. Wszystko, co się ostało, było zaminowane. Do zniszczenia pirsu kolejowego Niemcy użyli całego pociągu wypełnionego materiałami wybuchowymi. Port wewnętrzny był zapchany dziesiątkami wraków i usiany minami”. Mozolnie zabrano się za oczyszczanie Cherbourga i odbudowę infrastruktury. Pierwsze większe jednostki transportowe mogły skorzystać z portu dopiero w sierpniu. Rozkaz Hitlera został zatem wypełniony: wróg zdobył morze ruin.
Źródło:

KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.