Po latach nazistowskiej okupacji Sowieci byli witani jak wyzwoliciele, ale szybko pokazali prawdziwe oblicze. Tak czerwonoarmiści „wyzwalali” Wielkopolskę...
Czerwonoarmiści na „wyzwolonych” ziemiach polskich bynajmniej nie zachowywali się jak bohaterowie ratujący ludność przed uciskiem. Przeciwnie. Dla Polaków było to jak wpadnięcie z deszczu pod cieknącą rynnę.
Na przejmowanych przez Sowietów terenach organizowane były komendantury wojenne, które sprawowały tam pełnię władzy. Część z nich zlikwidowano w lipcu i sierpniu 1945 roku, ale 43 istniały jeszcze do lata kolejnego roku. Wszelkie rabunki przeprowadzane przez radzieckich żołnierzy były przez nie sankcjonowane odpowiednimi zarządzeniami. Na przykład 10 stycznia 1945 roku Rada Komisarzy Ludowych przyjęła uchwałę, w której ustalono sposoby postępowania na zajętych terenach. Na jej podstawie dziewięć dni później Nikołaj Bułganin wydał stosowny rozkaz. Stwierdził w nim, że grabieży podlegają:
Zakłady, majątki ziemskie, dwory, magazyny, spichlerze, sklepy z wszelkim asortymentem, maszyny rolnicze, artykuły spożywcze, paliwo, pasza, bydło, porzucony sprzęt gospodarstwa domowego i inne przedmioty, które nasze wojska zdobyły w miastach, wsiach i centrach przemysłowych znajdujących się na terytorium nieprzyjaciela.
A że tym terytorium przejętym od nieprzyjaciela stała się także Polska…
Grabież w majestacie prawa
Jeszcze w tym samym miesiącu, 29 stycznia powstały jednostki, których celem istnienia miała być właśnie grabież. Do lata 1945 roku w ich skład weszło ok. 80 000 radzieckich żołnierzy. Jednostki te zlokalizowano głównie w Bytomiu, Gorzowie Wielkopolskim, Gdańsku i Elblągu.
W uregulowanie ich funkcjonowania włączył się sam Józef Stalin. Na mocy zarządzenia nr 7558 z 20 stycznia zadecydował, że do ZSRR mają zostać wywiezione urządzenia, materiały oraz produkty konieczne do prowadzenia wojny, które pochodzą z niemieckich zakładów lub też zakładów rozbudowanych przez Niemców w czasie II wojny. Czerwonoarmiści dostali tym samym wolną rękę do grabienia „w majestacie (stalinowskiego) prawa” wszystkiego, czego w trakcie okupacji dotknęli się naziści.
Gwałciciele i mordercy
Jednym z miejsc, w których istniały zarówno komendantura (zlikwidowana dopiero w połowie 1946 roku), jak i jednostka trudniąca się grabieżą, był Gorzów Wielkopolski. Z tego miasta pochodzi wiele doniesień o popełnianych tam przez żołnierzy radzieckich przestępstwach. Niektóre z nich były szokujące.
Szczególnie dużo było zabójstw – w tym połączonych z gwałtami lub próbami ich dokonania. 10 lipca 1946 roku wyszła z domu matki i zaginęła mieszkająca w Pyrzanach 22-letnia Józefa Brona. Widziano, jak radziecki porucznik ciągnął ją w stronę lasu. 1 września znaleziono jej ciało. Przyczyna śmierci: strzał w głowę.
Wcześniej, 14 marca, zamordowani zostali małżonkowie Stanisław i Paulina Kazimierczakowie z Chwalęcic (którzy przeżyli obóz koncentracyjny) oraz nocujący u nich Bolesław Schneider. Sowieccy żołdacy próbowali zgwałcić będąca wtedy w ciąży kobietę. W Gorzowie Wielkopolskim tego samego dnia z rąk radzieckich żołnierzy śmierć poniosły nawet dwie przebywające w tym mieście młode Czeszki – Irmgard i Edit Steppan (lat 18 i 16). Wcześniej napastnicy próbowali je zgwałcić. Irmgard została zabita na miejscu, a Edit śmiertelnie raniona.
Czytaj też: Jak Polki broniły się przed gwałtami czerwonoarmistów?
Radziecki żołnierz zabije za buty
Dla najeźdźców, nad którymi nie panowali nawet ich przełożeni, nie miało znaczenia, kim jest ich ofiara. Każdy mógł zginąć z ich ręki. Na przykład 28 maja 1945 roku Franciszka Walczaka, milicjanta z Gorzowa Wielkopolskiego, zatrzymał radziecki żołnierz. Zażądał od niego… butów! Kiedy Polak odmówił, został brutalnie pokłuty bagnetem. Napastnik zabrał mu buty, po czym kazał zawieźć ofiarę do szpitala, gdzie zmarła kilka dni później. Zdarzały się też strzelaniny z Milicją Obywatelską.
28 października tego samego roku zabici zostali leśniczy Różanek Bernard Pokornowski, jego żona i brat. Należące do nich budynki spalono. Powód? Zapewne przeszkadzali w nielegalnych polowaniach, które urządzali sobie Sowieci. Natomiast w nocy z 22 na 23 października zastrzelony został Bolesław Wasilewski z Czechowa. Wraz z synem, który został ciężko pobity, próbował bronić rodzinnego majątku, który został obrabowany.
Czerwonoarmiści szczególnie upodobali sobie niedawne majątki ziemskie. Trafnie pisze o tym Piotr Gajdziński w książce Fabryka szpiegów, w której znajdziemy także odwołania do Wielkopolski w 1945 roku:
– Nasi już na pewno tam byli. Rozumiecie, towarzyszu, co mam na myśli… Jeszcze niedawno Jaszunin nie wiedziałby, o co chodzi. Ale teraz, po wieczornej wizycie w dawnym niemieckim kasynie oficerskim, wiedział. „Nasi tam byli” oznaczało, że budynek został splądrowany i zniszczony, a później być może podpalony. Należał do „panów”, a majątek posiadaczy ziemskich trzeba było niszczyć.
Czytaj też: Po Hiroszimie i Nagasaki ZSRR za wszelką cenę chciał dogonić Amerykę. Jak powstała radziecka bomba atomowa?
Rabusie, bandyci i… piraci drogowi
Napady i zawłaszczanie mienia były na porządku dziennym. W raporcie MO z 10 czerwca 1945 roku zapisano, że mieszkańcy Poznania uskarżają się na kradzieże rowerów, a także nachodzenie przez spitych żołdaków Polaków w ich własnych mieszkaniach. Rabowano wszystko, co się dało: krowy, konie wraz z wozami, zdarzało się, że i świnie oraz kozy, owies, pszenicę, zegarki, garnitury… Palono gospodarstwa, m.in. w Chwalęcicach. Łowienie ryb w rzekach i jeziorach odbywało się np. przy pomocy granatów. Ale czego można było się spodziewać po tym wojsku? Za w pełni uzasadniony można uznać ten oto fragment książki Piotra Gajdzińskiego Fabryka szpiegów, odnoszący się jeszcze do czasu, w którym Armia Czerwona wypierała wojska niemieckie:
Okazało się, że tutaj także dotarli już żołnierze Armii Czerwonej. Podłoga była zasłana szkłem ze stłuczonych luster, brakowało umywalek, znaczna część kafelków w kabinach prysznicowych została odłupana. (…) Swołocz – pomyślał, zastanawiając się, po jaką cholerę żołnierze wszystko to rozwalili. Rozumiał, że wyrwali umywalki ze ściany i sedesy z podłogi, że wykręcili krany i klamki. Wszystkie te przedmioty mogli już teraz wymienić na papierosy, żywność i samogon albo próbować przetransportować później do ojczyzny, ale niszczenie luster i kafelków było kompletnie pozbawione racjonalności.
Zagrożeniem bywali nawet radzieccy kierowcy, którzy za nic mieli przepisy ruchu drogowego i ludzkie życie. Uskarżali się na to mieszkańcy Poznania, ale i innych miejscowości Wielkopolski. Przykładowo 26 września 1946 roku radziecki żołnierz prowadzący ciężarówkę najechał na jadącego motorem podprokuratora Sądu Okręgowego w Gorzowie Alfonsa Niewiadomskiego. W Poznaniu zaś pijani radzieccy żołnierze tylko w maju 1945 roku zabili 17 mieszkańców.
Czytaj też: W gościnie czy u siebie? Armia Czerwona w Poznaniu w lecie 1945 roku
Ledwo przyjechaliście? To wynocha!
Również pochodzący z Wielkopolski przesiedleńcy nie mieli łatwo. Władysław Mochocki pisze o grupie takich osób z Poznania, która dotarła 6 czerwca 1945 roku do Zielonej Góry. W mieście rządziła już radziecka komendantura. Niechętnie, ale przyjęto przybyszów. Do czasu. Zakwaterowani byli w domu noclegowym PCK. Pewnego dnia wparowali tam radzieccy żołnierze. Pobili wszystkich kolbami pistoletów i… kazali się wynosić. Pod naciskiem Sowietów polski zastępca burmistrza musiał wyprosić ich z miasta.
Podobna sytuacja spotkała także Wielkopolan, którzy przyjechali do Winnego Grodu 7 czerwca. Tamtejsze radzieckie władze poinformowały ich, że nie mają skierowań, a zatem muszą natychmiast wyjechać. To samo usłyszeli od pełnomocnika rządu Jana Klementowskiego. Na szczęście tym razem obyło się bez pobicia przez żołnierzy Związku Radzieckiego. Ale i tak nastraszeni przesiedleńcy z Wielkopolski na wszelki wypadek szybko wrócili do Poznania.
Czerwony terror
Terrorowi nie było końca. Często śledztwa – prowadzone wspólnie z radzieckimi wojskowymi – nie kończyły się ujęciem ani wykryciem sprawców. Zresztą problemem jest nawet dokładne ustalenie skali przestępstw. Ówczesna poznańska administracja wychodziła z założenia, że duże liczby zbiorcze mogą szokować. Władysław Mochocki wskazuje na poszlaki świadczące o tym, że np. Urząd Wojewódzki w Poznaniu poddawał miesięczne sprawozdania pewnym „korektom”. Tymczasem opisane powyżej zbrodnie popełniane przez żołnierzy radzieckich działy się wszędzie. Nic więc dziwnego, że opinie o Sowietach wśród mieszkańców miast Wielkopolski – Poznania, Gorzowa Wielkopolskiego, ale i innych – były skrajnie negatywne.
Trafnie określono to w sprawozdaniu Urzędu Pełnomocnika Rządu RP w Gorzowie Wielkopolskim z drugiego kwartału 1945 roku: Tam zaś, gdzie żołnierz stara się ogołocić ludność ze wszystkiego i ludność skarżąc się, nie znajduje pomocy i ochrony u komendanta, trudno wymagać by ludność ta była przychylnie ustosunkowana. Po Kaliszu krążyła ulotka, której fragment brzmiał: Trzej królowie przyszli do żłobu, oddali pokłon i odeszli, a generałowie rosyjscy przyszli do żłobu i nie chcą odejść, bo im tu dobrze.
W październiku Zarząd Miejski w Gorzowie informował, że ekscesy żołnierzy zdarzają się coraz częściej, a przedstawiciele ZSRR nie panują nad sytuacją. W raportach przeważały informacje typu: „stosunek ludności do Armii Czerwonej – nieprzychylny”, czasem nawet „wrogi”. Częste były też sugestie, że ludność chciałaby już widzieć miasto wolne od władz radzieckich. Polacy zwyczajnie mieli już dosyć leczenia nazistowskiej dżumy sowiecką cholerą…
Inspiracja:
Bibliografia:
- A. Czabański, Samobójstwa w Poznaniu w 1945 roku. Analiza socjologiczna, „Poznańskie Studia Teologiczne”. Tom 12/2002.
- A. Kajczyk, Wkroczenie wojsk radzieckich do Gostynia w 1945 roku, „Rocznik Gostyński”, nr 3/2016.
- M. Kościuszko, Armia Czerwona i jej administracja w Kaliszu w latach 1945–1946, „Polonia Maior Orientalis”, tom X/2023.
- T. Łabuszewski, Sowiecka „operacja polska” 1944-1945, „Biuletyn IPN”, nr 5/2022.
- W. Mochocki, Przestępstwa pospolite Armii Czerwonej na Środkowym Nadodrzu (1945-1947) w przekazach urzędowych administracji terenowej i centralnej, „Studia Zachodnie”, nr 5/2000.
- D. A. Rymar, Przestępstwa żołnierzy sowieckich na terenie miasta i powiatu Gorzów Wielkopolski wobec polskich osadników w latach 1945–1946 w świetle akt polskiej administracji – próba bilansu, „Przegląd Zachodniopomorski”, tom 38/2023.;
KOMENTARZE (3)
Ruski nigdy nie był Polakowi bratem. To tylko niewielka szczypta tego co ruska swołocz robiła w naszym kraju. Ale też i na innych „ziemiach wyzwolonych”….
nie byli lepsi od faszystów,. ot co
Wielu Polaków po „wyzwoleniu” stwierdziło, że byli gorsi. Zwłaszcza mieszkańcy wsi. Niemcy pobierali kontyngenty, ale brali tyle, że tym ludziom zostawało żeby przeżyć i w miarę normalnie (jak na warunki okupacji) funkcjonować. Kacapska dzicz zabierała wszystko co miało jakąkolwiek wartość, a czego nie mogli zabrać to złośliwie niszczyli. Nie brakowało opinii, że za niemieckiej okupacji było lepiej, bezpieczniej i panował większy porządek, niż po ruskim „wyzwoleniu”.