Dziś Hollywood żyje strajkiem aktorów i scenarzystów. Ale taka sytuacja już kiedyś miała miejsce. Strajkiem aktorów przewodził wtedy... Ronald Reagan.
Paradoksalnie pomiędzy strajkiem z 2023 roku a tym, który miał miejsce w roku 1960, można odnaleźć pewną interesującą paralelę. Ale po kolei. W pierwszej połowie XX wieku amerykański przemysł filmowy przeszedł nieprawdopodobne zmiany. I nie chodzi tu o wprowadzenie filmów dźwiękowych. Przede wszystkim nowe produkcje zaczęły trafiać nie tylko do kin, ale i na ekrany telewizorów. Jednak żaden z aktorów z lat 20. czy 30. nie mógł tego przewidzieć przy podpisywaniu kontraktu. Wszak wtedy telewizji zwyczajnie jeszcze nie było.
Przez kilkadziesiąt lat amerykańscy aktorzy otrzymywali więc wynagrodzenie tylko raz: w związku z nakręceniem filmu. Natomiast w latach 50. zaczęli się orientować, że coraz więcej filmów, w których wystąpili, jest sprzedawanych do telewizji. Co więcej, „współcześni” oni muszą konkurować z samymi sobą sprzed lat. I przegrywają. Do tego nie dostają za to nawet złamanego centa – w odróżnieniu do producentów i właścicieli stacji telewizyjnych. Zaczęli więc żądać „swojego kawałka tortu”. Paradoksalnie obecnie aktorzy po części domagają się tego samego, ale w kontekście platform streamingowych: wzrostu wynagrodzeń z tego tytułu.
Koszmar się spełnia
Aktorzy już pod koniec lat 40. zaczęli czuć pismo nosem. I próbowali się zabezpieczyć, oczekując odpowiednich zapisów w kontraktach. Wtedy jeszcze w telewizji filmy nie pojawiały się na taką skalę. Jak pisze David Prindle, można w niej było przede wszystkim obejrzeć niskobudżetowe westerny i walki wrestlingowe.
Nic więc dziwnego, że producenci stanowczo odmawiali. Twierdzili, że już zapłacili aktorom, a teraz mogą robić z filmami, co im się żywnie podoba. Zresztą nie byli aż tak tępi, by sprzedawać je swojej największej konkurencji. Jedyną potencjalną drogą dla aktorów, członków Screen Actors Guild (SAG), byłby strajk. Jednak w ówczesnych realiach, a do tego w momencie, kiedy właśnie przez telewizję produkowano mniej filmów, nawet w Hollywood dla wielu z nich byłoby to ekonomiczne samobójstwo.
Wtedy zagrożenie ze strony telewizji było jedynie czymś hipotetycznym. Ale w latach 50. ten koszmar aktorów rzeczywiście zaczynał się spełniać. Filmy zaczął kupować Columbia Broadcasting System. W 1955 roku nabyto 740 filmów od RKO Pictures, a rok później – 725 od Metro Goldwyn Mayer. W kolejnym roku Warner Brothers sprzedali całą swoją filmografię sprzed 1948 roku. Natomiast producenci w dalszym ciągu nie chcieli nawet słyszeć o żądaniach aktorów z SAG. Jedynie studia niezależne, jak chociażby wspomniane RKO, rzeczywiście zawarły z nimi takie porozumienia.
Demokrata Reagan kontra parszywy łamistrajk
Członkowie SAG zaczęli dochodzić do wniosku, że należą im się także pieniądze za ich udział w filmach, które już sprzedano telewizji. Zresztą chcieli zawalczyć jeszcze o coś: w przeciwieństwie do innych grup zawodowych nie uzyskiwali nawet prawa do ubezpieczenia zdrowotnego ani jakiegokolwiek planu emerytalnego. Potrzebowali kogoś, kto to wszystko dla nich wywalczy. I znaleźli. Byłego kilkukrotnego prezydenta SAG, wspierającego politycznie Demokratów. Nazywał się Ronald Reagan. Tak: przyszły prezydent USA w młodości popierał Partię Demokratyczną.
W międzyczasie próbowano jeszcze rozmów z producentami filmowymi. Niezależne wytwórnie (np. MCA) chciały pójść aktorom na rękę. Frank Sinatra – posiadający wtedy własną wytwórnię Dorchester Productions, która kręciła w tamtym czasie film Ocean’s Eleven – wystąpił nawet na konferencji prasowej z Reaganem, deklarując, że kiedy film wejdzie na ekrany, aktorzy będą mogli liczyć na późniejsze zyski.
Z drugiej strony kierujący wtedy 20th Century Fox Spyros Skouras publicznie narzekał, że konieczność płacenia aktorom takich zobowiązań finansowych doprowadzi jego przedsiębiorstwo do bankructwa. W to wszystko wmieszał się jeszcze Richard Walsh z International Alliance of Theatrical Stage Employees, który wręcz zaczął wygrażać zbyt elastycznie nastawionym producentom. W rozmowie z Reaganem prezydent American Federation of Labor and Congress of Industrial Organizations George Meany określił go wtedy mianem „parszywego, cholernego łamistrajka”.
Czytaj też: Złote lata Hollywood: epoka wielkich hitów i surowej cenzury
Na ostrzu noża
Mniejsi gracze chcieli się dogadać, ale najwięksi stanęli okoniem. Stanowczo twierdzili, że nie będą płacić aktorom kilka razy za to samo. Zresztą ich celem była na tamtym etapie redukcja kosztów. Reagan żartował, że w ogóle negocjował z nimi wtedy prawo do negocjacji. Członkowie SAG nie zamierzali jednak odpuszczać. Prezydent SAG zarządził głosowanie. 83% aktorów opowiedziało się za strajkiem, który zaczął się w poniedziałek 7 marca 1960 roku.
Skutkiem był prawdziwy chaos. Wstrzymane zostało kręcenie filmów, w tym 8 naprawdę wielkich produkcji. Wśród nich znalazły się Butterfield 8 z Elizabeth Taylor, The Wackiest Ship in the Army z Jackiem Lemonem, Go Naked in the World z Giną Lollobrigidą oraz Pokochajmy się z Marilyn Monroe. To, czy w ogóle prace zostaną wznowione, wydawało się niepewne. A rzeczywistość była wtedy inna. Terminy były krótkie i napięte. Zazwyczaj jeszcze w tym samym roku, w którym zaczynano kręcić film, wchodził on na ekrany kin. Sytuacja groziła więc katastrofą. Stanowiła wręcz egzystencjalne zagrożenie dla całego amerykańskiego przemysłu filmowego.
Czytaj też: Najlepiej stłumiony skandal w dziejach Hollywood. Jak zatuszowano gwałt na młodziutkiej aktorce?
Niektórzy poczuli się wykiwani
Impas trwał łącznie 5 tygodni. Jednak nie tylko środowisko producentów filmowych nie było monolitem. Również w samym SAG zdania na temat kontynuowania strajku były podzielone. Zdarzały się nawet głosy, jak ten Heddy Hopper, która twierdziła, że niemoralne jest przyjmowanie pieniędzy dwa razy za to samo. Ona sama była również felietonistką i bynajmniej nie miała oporów przed przyjmowaniem kolejnej zapłaty, kiedy któryś z jej artykułów był ponownie drukowany. Zwyczajnie też aktorzy tworzący SAG znajdowali się w różnej sytuacji tak zawodowej, jak i materialnej.
Ostatecznie 18 kwietnia 1960 roku zawarto porozumienie, które nazwano „The Great Giveaway”. Ze strony producentów zaakceptowali je najwięksi gracze: Paramount, Disney, Warner Brothers, MGM, Columbia i 20th Century Fox. Aktorzy stosunkiem głosów 6399 do 259 zadecydowali o zakończeniu strajku.
A oto co uzgodniono: nowe warunki dotyczące przyszłych płatności miały dotyczyć wszystkich aktorów, którzy zagrali w jakimkolwiek filmie po 31 stycznia 1960 roku. Jednocześnie ci, którzy wystąpili w produkcjach sprzed roku 1948, o jakichkolwiek dodatkowych wpływach mogli zapomnieć. I paradoksalnie jeszcze w 1951 roku wynegocjował to… Ronald Reagan za obietnicę późniejszego podjęcia rozmów w sprawie przyszłych filmów. Co zaś się tyczy okresu od 1948 do 1960 roku: producenci zgodzili się jednorazowo wypłacić SAG rekompensatę w kwocie 2,65 miliona dolarów, która miała posłużyć dla stworzenia „Pension and Welfare Plan”.
Czy był to sukces Reagana? Wielu uważało, że nie. Wiceprezydent SAG James Garner komentował, że Reagan nigdy nie miał żadnych własnych pomysłów i że ciągle ktoś musiał mu mówić, co ma robić. Część aktorów twierdziła, że inny przywódca byłby w stanie wynegocjować wynagrodzenia nawet za filmy sprzed 1948 roku. Taka opinię wyrażali chociażby Mickey Rooney i Bob Hope. Nawiasem mówiąc, Rooney przy wsparciu innych aktorów zdecydował się w 1981 roku na wytoczenie procesu w tej sprawie, ale przegrał. Skomentował całą sprawę konstatacją, że jedyne, co należy się aktorom, to dom spokojnej starości, aby w nim zachorować i umrzeć.
Czytaj też: Co zabiło Marilyn Monroe?
Od przywódcy związkowego do łamistrajka
Sam udział Ronalda Reagana w całej sprawie budził niemałe kontrowersje. Przede wszystkim ze względu na konflikt interesów, ponieważ był wtedy nie tylko aktorem, ale również producentem. Jego ówczesnym agentem był człowiek, który w przyszłości miał stanąć na czele Universal Studios: Lew Wasserman. Kierował on wspomnianą już MCA. Poza tym prowadził emitowany na antenie CBS program General Electric Theater. Czy mogło to oznaczać, że celowo negocjował łagodniej?
Swoją drogą w życiu Ronalda Reagana akurat w roku 1960 dokonała się pewna istotna zmiana. Otóż to właśnie wtedy zaczął popierać Republikanów, czego wyraz dał już przy okazji kandydowania na prezydenta przez Richarda M. Nixona. Jeszcze w latach 60. Reagan cieszył się pewnym poparciem wśród ruchów pracowniczych, których członkowie dali mu ok. 30% poparcia w wyborach na urząd gubernatora. Jednak dość szybko sam zaczął w publicznych wypowiedziach uznawać takie ruchy za problematyczne.
A w 1981 roku, już jako prezydent, zwrócił się przeciwko jednemu z nich – Professional Air Traffic Controllers Organization (PATCO), która wcześniej udzieliła mu w wyborach poparcia. Jej członkowie domagali się lepszych płac i redukcji zbyt długiego ich zdaniem czasu pracy. Reagan nie ustąpił nawet na cal i dał związkowcom 48 godzin na powrót do pracy pod groźbą zwolnienia. Tak oto stał się pierwszym w historii USA przewodniczącym związku zawodowego, który został wybrany na prezydenta, a jednocześnie pierwszym prezydentem od dziesięcioleci, który de facto stał się łamistrajkiem.
Bibliografia
- 1960s, www.sagaftra.org, dostęp: 15.07.2023.
- Avi-Yonah, A. Salcedo, Ronald Reagan led an actors strike decades before his U.S. presidency, www.washingtonpost.com, dostęp: 15.07.2023.
- Federman, What Reagan Did for Hollywood, www.theatlantic.com, dostęp: 15.07.2023.
- Larman, Ronald Reagan, pension plans and the curse of TV: what we can learn from the 1960 actors’ strike, www.telegraph.co.uk, dostęp: 15.07.2023.
- E. Moldea, Dark Victory. Ronald Reagan, MCA, and the Mob, Open Road Integrated Media, New York 2017.
- Monaco, The Sixties: 1960-1969, University of California Press, Berkeley 2001.
- F. Prindle, The politics of glamour. Ideology and democracy in the Screen Actors Guild, University of Wisconsin Press, Madison 1988.
KOMENTARZE (1)
Warto dodać, że jako prezydent USA toczył walkę ze Związkiem Radzieckim.
Był twardy i nie dał sobie dmuchać.
Komuniści autentycznie się go bali.
Specjalnie pokazywano go w takich sytuacjach żeby każdy wiedział że to twardy facet. Nie będzie się bał rzucić bombę atomową. Bano się i nikt nie chcial konfrontacji