Kapitulacja Francji 22 czerwca 1940 roku była dla Anglii poważnym zagrożeniem. By francuska flota nie dostała się w ręce Hitlera, Churchill kazał ją... zatopić.
Jak stwierdził Winston Churchill, była to okropna, najbardziej bolesna i nienaturalna decyzja, jaką kiedykolwiek brał pod uwagę. Warunki, które towarzyszyły jej podjęciu, w istocie były niecodzienne. Na jednej szali trzeba było położyć własne sumienie i lojalność sojuszniczą. Na drugiej – interes strategiczny. Jednak zdecydowanie było to coś, co daleko wykraczało poza „friendly fire”…
Nieoczekiwany skutek kapitulacji Francji
Od momentu, gdy III Rzesza ostatecznie przejęła kontrolę nad Francją, sytuacja Wielkiej Brytanii stawała się coraz trudniejsza. Nie chodziło tylko o przejęcie przez hitlerowców francuskiego terytorium i słynną ewakuację Dunkierki… Był jeszcze jeden niezwykle istotny element: francuska flota na Morzu Śródziemnym. Powstawało pytanie: co jeżeli Hitler położy rękę na tych okrętach, przejmując je w taki czy inny sposób? Dostanie się ich pod kontrolę Niemców mogło radykalnie zmienić układ sił.
Między najbardziej nieprawdopodobne bajki należało włożyć zapewnienia Hitlera, że nie zaangażuje francuskiej floty do działań wojennych. A myślał przecież również o inwazji na Wielką Brytanię… Co można było w tej sytuacji zrobić? Najlepiej byłoby, gdyby Francuzi pozostali po właściwej stronie frontu – i historii. Ale również wariant pesymistyczny należało wziąć pod uwagę. I Churchill doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W takim przypadku okręty francuskie należało unieszkodliwić, a w najgorszym razie… po prostu je zniszczyć. I temu służyć miała operacja „Catapult”. Tylko jak zareagowałaby na nią sama Francja?
Minister marynarki w rządzie marszałka Petaina, Jean Louis Xavier François Darlan, wydał 20 czerwca rozkaz. Nakazywał flocie walczyć tak długo, jak długo legalny rząd francuski nie wyda innych poleceń. Zastrzegł jednocześnie, że nigdy nie można oddać wrogowi nienaruszonego okrętu. Już po zawarciu przez Francję upokarzającego rozejmu z III Rzeszą Darlan nakazał m.in. przygotowanie środków samozniszczenia, aby żadne obce państwo nie miało możliwości wykorzystania francuskich jednostek. Kontrowersyjny, ale zapewne związany ze wspomnianym rozejmem był punkt mówiący o tym, że okręty, które znajdą się za granicą, bez rozkazu nie mogą zostać wykorzystane przeciwko Niemcom lub Włochom.
Czytaj też: Admirał Drax spieszy się do domu… Brytyjczycy i Francuzi tuż przed wojną usiłowali dogadać się ze Stalinem
Ku nieuniknionemu…
Szczególne obawy Brytyjczyków budziła możliwość wykorzystania francuskich okrętów zlokalizowanych w Algierii, w bazie Mers el-Kébir oraz w jej aneksie – Oranie. Była to potężna flotylla, w skład której wchodziły 2 krążowniki liniowe, 2 pancerniki i 21 innego typu jednostek, w tym okręty podwodne. Czas naglił. Grozy sytuacji dodawał fakt, że Niemcy zaczęli już stosować francuskie kody morskie… W gabinecie Churchilla na Downing Street w nocy zorganizowano spotkanie, na którym obecni byli dowódcy z admiralicji sir Dudley Pound oraz Albert Victor Alexander, a także minister produkcji lotniczej Max Aitken, znany powszechnie jako Lord Beaverbrook.
To właśnie ten ostatni wypowiedział przytoczone przez Erika Larsona w książce Rok, który zmienił wszystko słowa, obrazujące powagę sytuacji: „Niemcy zmuszą Francuzów do przyłączenia się do Włochów, tym samym przejmując władzę nad Morzem Śródziemnym” – stwierdził. „Dopną swego, bo w razie oporu zagrożą spaleniem Bordeaux pierwszego dnia, Marsylii drugiego, a Paryża trzeciego”. Taki szantaż emocjonalny mógłby wywrzeć odpowiednie wrażenie.
Oczywiste obiekcje co do operacji „Catapult” miał wiceadmirał sir James Fownes Sommerville, na którego barkach miała spocząć bezpośrednia odpowiedzialność. Telegrafował do brytyjskiej admiralicji, naciskając, aby za wszelką cenę uniknąć użycia siły. Do użycia jej doszło jednak już wcześniej, m.in. w Portsmouth i Plymouth. Przy mniejszym lub większym oporze załóg przejęto zacumowane tam francuskie okręty. Jednocześnie na tyle szybko zajęto radiostacje, że informacja o tym nie wydostała się na zewnątrz. Spowodowało to też, że późniejszy rozkaz francuskiej admiralicji (Vichy), nakazujący wypłynięcie z portów, nie dotarł do adresatów… bo nie miał już do kogo.
Czytaj też: Niemiecki kolos idzie na dno. Zatopienie „Bismarcka”
Napięcie wzrasta
Do wykonania tego niezmiernie niewdzięcznego zadania oddelegowana została flota o kryptonimie Force H. W jej skład weszło łącznie 17 okrętów. Dowodził wiceadmirał Sommerville. Ostateczne rozkazy przesłano mu 2 lipca o godzinie 4:26 nad ranem. O świcie zacumowane na Gibraltarze okręty wypłynęły w kierunku francuskich baz w Algierii. Na miejsce dotarły 3 lipca o godzinie 3 nad ranem. Rozpoczęto rozmowy z francuskim dowództwem. Już wcześniej przygotowane zostało stosowne ultimatum. Francuzom dawano do wyboru: wypłynięcie z bazy i dołączenie do floty brytyjskiej, dopłynięcie do brytyjskich portów lub dotarcie do odległych zamorskich baz francuskich, gdzie nastąpiłoby rozbrojenie okrętów lub przekazanie ich Stanom Zjednoczonym.
A jeśli Francuzi nie wybraliby żadnego z tych wariantów? Erik Larson cytuje komunikat wiceadmirała: Jeśli odrzucicie te rozsądne propozycje, muszę z najgłębszym żalem zażądać, byście zatopili swoje jednostki w ciągu najbliższych sześciu godzin. Jeśli do tego nie dojdzie, otrzymałem rozkaz Rządu Jego Królewskiej Mości do użycia wszelkiej siły koniecznej, by zapobiec przejęciu Waszych okrętów przez Niemców lub Włochów.
Ultimatum stało się konieczne, ponieważ francuski admirał Marcel Gensoul odmówił spotkania z dowództwem Force H. Nie takiej reakcji Brytyjczycy się spodziewali. Za dobrą monetę i oznakę zamiaru wypłynięcia w morze wzięto np. zwinięcie zadaszenia na francuskich okrętach. Na dodatek admirał Gensoul zapewnił, że nie pozwoli, aby flota trafiła w ręce Niemców. Z drugiej strony jednak zapowiedział, że w obronie swojej floty nie cofnie się przed niczym.
Czytaj też: HMS Venturer – podwodny snajper, który zatopił dwa U-Booty
Haniebny atak
Pierwotnie Sommerville dał Gensoulowi czas do 14:30. Ostatecznie o 16:15 doszło do spotkania admirała z przedstawicielem Brytyjczyków na pokładzie francuskiego okrętu. Nie przyniosło ono żadnych konkretów. Gensoul wspomniał m.in. o 3. punkcie rozkazu Darlana, mówiącym, że w sytuacji przymusowej miał doprowadzić okręty do USA. Uważał jednak, że sytuacja jeszcze do tego nie dojrzała.
Sommerville ponownie dał Francuzom czas, tym razem do 17:30. Trzeba podkreślić, że na podjęcie decyzji nalegała admiralicja, ponieważ obawiano się przybycia francuskich posiłków. Ostatecznie atak rozpoczął się dopiero o 17:54. Dość szybko wyeliminowany został pancernik Bretagne, który kilkakrotnie dotkliwie trafiony, przełamał się na pół na skutek eksplozji. Francuzi próbowali stawić opór. Jak (być może ironicznie) skomentował to Churchill: Francuzi zaczęli walczyć z werwą po raz pierwszy od wybuchu wojny. Jednak zniszczenia na ich jednostkach były coraz większe. Poważnie uszkodzony okręt flagowy admirała Gensoula Dunkerque został skierowany na mieliznę. Podobnie postąpiła załoga pancernika Provence.
Ostatecznie Gensoul drogą radiową poprosił o wstrzymanie ognia ze względu na fakt, że wszystkie jego okręty przestały być zdolne do walki. Wywiesił też białą flagę. Cała wymiana ognia trwała zaledwie kilkanaście minut. Łącznie kosztowała życie około 1300 francuskich marynarzy. Strat po stronie brytyjskiej prawie nie było. Kilku okrętom francuskim udało się uciec, lecz – obawiając się zapewne okrętów podwodnych – Sommerville nie zdecydował się na pościg.
Czytaj też: Friendly fire. Najtragiczniejsze pomyłki aliantów podczas II wojny światowej
Czy naprawdę nie dało się tego uniknąć?
Czy istniało ryzyko francuskiej odpowiedzi? Owszem. Przynajmniej tego chciał admirał Darlan, który w odwecie nakazał flocie koncentrację w pobliżu Balearów, a następnie zaatakowanie powracającej na Gibraltar Force H. Nie doszło jednak do tego, ponieważ rozkaz został… anulowany. O dziwo – na skutek interwencji ministrów z rządu Vichy. 4 lipca miał jeszcze miejsce francuski nalot na brytyjskie okręty zacumowane w bazie koło Gibraltaru, jednak rezultat tej operacji był mizerny. Sam Darlan, nie konsultując się z nikim, próbował jeszcze namówić włoską admiralicję na przeprowadzenie wspólnego ataku na Aleksandrię.
Kiedy Winston Churchill 4 lipca poinformował Izbę Gmin o operacji „Catapult”, poparły go wszystkie zasiadające w brytyjskim parlamencie siły polityczne. Również opinia publiczna opowiedziała się za premierem. Poparcie dla niego wręcz poszybowało – do rekordowych 88%. Pytania jednak pozostają. Jak ocenić tę operację? I jak potoczyłyby się losy wojny, gdyby rząd Vichy zdecydował się jednak zatwierdzić plany admirała Darlana? Wiele kwestii zawisło wtedy na włosku…
Kup na stronie:
Bibliografia
- M. Gates, End of the affair: the collapse of the Anglo-French alliance, 1939-40, University of California Press, Los Angeles 1981.
- E. Larson, Rok, który zmienił wszystko, Znak Horyzont, Kraków 2022.
- T. Parker, When Churchill Bombed France, „The National Interest”, nr 145/2016.
- A. Perepeczko, Od Mers el-Kebir do Tulonu, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1979.
KOMENTARZE (7)
Bardzo ciekawe wiadomości historyczne Dziękuję !
Co tu dużo mówić Anglicy wykazali się gracją słonia w składzie porcelany. A Francuzi, raz że dali się podejść jak dzieci Anglikom. Dwa zamiast podzielić siły Anglików i swoje wysyłając najstarsze okręty do Aleksandrii, natomiast najlepsze i najnowsze w tym Strasbourga i Dunkerque oraz niszczyciel, niby do kolonii w Azji, a w rzeczywistości do Casablanki. To wybrali najgłupsze i najgorsze rozwiązanie – walkę do której nie byli zupełnie gotowi. Bo najnowsze i najsilniejsze okręty francuskie miały całą artylerie skierowaną w stronę lądu w dwu czterodziałowych wieżach. Później też było tylko gorzej, bo okręty które wysłali do Tulonu zostały tam zatopione, szkoda że Francuzi całkiem zapomnieli o bazie w Casablance, gdzie cumował ich potężny Jean Bart.
No cóż Larson to tzw. twórca bestselerów historycznych, na które znów na szczęście nastała „grand” moda…, zresztą czy kiedykolwiek jej tak na prawdę nie było?
Chciał, nie chciał, przeczytać więc trzeba :) ale mam obawy bowiem…
O całej wyżej opisanej operacji, to bajki – jak m. in. te tutaj powyżej (ale i poniżej), pisać to jest po prostu taki „fatalny” niestety standard. Proszę więc nie mieć z tego tytułu żadnych wyrzutów sumienia jeśli i Wy… ;)
„Między najbardziej nieprawdopodobne bajki należało włożyć zapewnienia Hitlera, że nie zaangażuje francuskiej floty do działań wojennych.”
A niby dlaczego?
Przecież to jest właśnie ta „najprowdziwsza prawda” – Hitler nie miał najmniejszej ochoty na francuską flotę, to fakt!, moi drodzy w ww. istnym morzu bajek! przekazywanych nam zresztą już od dziesięcioleci, w narracji do tej całej historii chyba zresztą jedyna taka „faktyczna” prawda…
„Dostanie się ich pod kontrolę Niemców mogło radykalnie zmienić układ sił.”
– a to już jest właśnie ta kompletna „bazowa bajka” dla wszystkich innych, taki od podszewki wręcz totalny nonsens…
Wyobraźcie sobie bowiem Państwo, że flota francuska wzięła jednak udział w walkach po stronie aliantów! I to licznie, do… dnia kapitulacji Francji. Sukcesów w przeciwieństwie do swoich aliantów nie osiągnęła jednak absolutnie żadnych, a…
Churchill wiedział o kompletnym niedoinwestowaniu i niedostosowaniu tej floty do współpracy z brytyjską ale… i potencjalnie niemiecką. Owszem włączano okręty francuskie, by nie urazić ambicji alianta, do nawet operacji oceanicznych – ale z racji tego, że miały niewielki zasięg, to były one raczej tam bardziej „kulą u nogi”, niż realnym wsparciem. Zgodnie bowiem z porozumieniem jeszcze z przed I wojny, Francuzi mieli się skupić wyłącznie na Morzu Śródziemnym i ochronie francuskich portów kolonialnych w Afryce (jedynie najnowsze pancerniki Richelieu i Jean Bart oraz ostatnie serie niszczycieli, miały quasi oceaniczny – nieco większy zasięg). Duży zasięg był im bowiem do niczego niepotrzebny. No i Francja, międzywojenny ekonomicznie niewątpliwy „chory człowiek Europy”, zdemolowana i zadłużona po I wojnie, za wszelką cenę chciała oszczędzać na drogich okrętach, co zresztą i przed I wojną już robiła, miała więc potrzebne doświadczenie ;) w tym względzie.
Anonim napisał: „…najlepsze i najnowsze w tym Strasbourg i Dunkerque…”
Najlepsze? Nic bardziej mylnego, nigdy takimi te okręty nie były!
Miały np. iście idiotyczny kaliber dział głównych, nigdzie indziej niespotykany – 330 mm, trudny do użycia w szyku liniowym. No fakt miały być przeznaczone głównie do walki z pancernikami kieszonkowymi Hitlera, ale do tego by nigdy nie doszło, te bowiem ostatnie miały działać wyłącznie na Atlantyku…
Strasbourg i Dunkerque były zbudowane ponadto w typowym dla Francuzów stylu: niepoprawnie „poprawnym politycznie”, tj. zgodnie z ograniczeniami traktatowymi – waszyngtońskimi, podczas gdy wszyscy inni robili to tylko na papierze… ;) Ponadto Francuzi swe okręty budowali naprawdę długo – np. Richelieu 5 lat!
„Oszczędnościową” piętą achillesową tych jednostek (tak samo jak i nowszych: Richelieu i Jean Bart) było umieszczenie artylerii głównej tylko w dwóch 4 działowych wieżach. Wystarczył więc jeden celnie wystrzelony pocisk by sparaliżować połowę ich artylerii… Co zresztą się stało na Richelieu po nakryciu go salwą oddaną z HMS „Valiant” i, lub HMS „Resolution”. Anonim wspomniał jeszcze niszczyciele, jako wartościowy składnik francuskiej floty. Niestety i tam oszczędności dały się we znaki – zbudowano zbyt dużo niepraktycznych „do bólu”, tzw. dużych niszczycieli, tj. takich „ni pies ni wydra”, czyli ni to krążownik, ni niszczyciel, do tego często z równie nonsensownym,bo nietypowym, kalibrem dział głównych 130 mm.
Flota francuska to zatem był taki „niepraktyczny” kolos na glinianych nogach, ładnie prezentujący się jedynie na paradach, w praktyce jednak nigdzie i nikomu do niczego niepotrzebny. Widać to wyraźnie po historii, rzekomo z grupy tych „najlepszych”, pancernika Strasbourg. Niemcy i Włosi do końca wojny traktowali ten okręt, podrzucając go sobie wzajemnie, jako takie „kukułcze jajo”;)
Dlaczego po zdemolowaniu przez Brytyjczyków floty francuskiej najbardziej ODETCHNĄŁ Z ULGĄ Hitler, i… głośno śmiał się z radości?
Po pierwsze znał kiepski stan floty francuskiej, nie miał też w ogóle przeszkolonych choć wstępnie marynarzy, by obsadzić choćby tylko najcenniejsze jej jednostki, wolał ponadto tych marynarzy, gdyby ich miał, zaokrętować na… u-boty.
Po trzecie Führer pamiętał co się stało po bitwie jutlandzkiej – wielka flota Kajzera rdzewiała w portach do końca wojny przez dwa lata, a jej bezczynne załogi ulegały demoralizacji (zwłaszcza słysząc ilu ich kolegów dziennie ginie za Wilusia i ojczyznę) i ca za tym idzie komunistycznej agitacji – to przecież marynarze zaczęli w Niemczech rewolucję…!
Zresztą, po zatopieniu Bismarcka niemieckie wielkie jednostki też zaczęły rdzewieć w portach… No i flota UK nawet nad połączoną niemiecko-francuską, dalej miałaby co najmniej 2,5 krotną przewagę!
Hitler mówił więc o inwazji na UK tylko do, wobec własnego narodu, dla jego „wewnętrznego” użytku, w celach li tylko propagandowych, wiedział bowiem, że nigdy „lew morski” nie mógłby de facto realnie „ożyć”, bo nie miałoby to jakiegokolwiek tak politycznego, jak i strategicznego wojskowo, sensu…
Co więc i jak tak naprawdę chciał osiągnąć Churchill, wydając rozkaz zaczęcia operacji Catapult?
W bodajże 2018 roku na aukcji akt dawnych w Londynie, poddano licytacji ściśle tajną depeszę Winstona… A były tam ni mniej ni więcej, tylko właśnie omówione cele i wytyczne do operacji Catapult. Otóż chodzić miało w niej głównie o pokazanie ciągle wielkiej potęgi imperium brytyjskiego, zastraszenie na tyle Francji i Francuzów, żeby kolonie francuskie, ich siły wojskowe, przeszły na stronę aliancką, jako na tą silniejszą od Osi, i nie tyle o francuskie kiepskie w większości okręty, ale o ich wyszkolonych i doświadczonych marynarzy…
Churchill zatem w rzeczonej depeszy, zalecał aby zrobić wszystko by było jak najmniej ofiar śmiertelnych wśród francuskich marynarzy… Chciał więc operacji wykonanej z iście chirurgiczną precyzją, tylko że… W warunkach wojennych było to, stało się to niestety nie możliwe…
„Bo w innym przypadku kolonie będą twardo stały przy rządzie Vichy” – napisał Churchill, a ten może przystąpić do koalicji z Hitlerem – a z kolei tego Winston bał się najbardziej, bo to by już realnie dało istotną przewagę państwom Osi w siłach lądowych. No bo „na morzu czuję się tchórzem” przyznawał się samokrytycznie Hitler, chciał więc wojnę wygrać w operacjach lądowych..
Gdy zatem Winston dowiedział się, że tylko na samym pancerniku Bretagne, który wyleciał w powietrze, życie straciło aż 977 marynarzy…, to ponoć przez kilka godzin siedział samotnie i szlochał w swym gabinecie, absolutnie nikogo nie dopuszczając do siebie…, a… Pech chciał, że trafiło na już w chwili wejścia do służby w 1915 r., słabo opancerzony istny złom okrętowy z prawie równie „cudacznym” kalibrem dział głównych jak te z Strasbourga, 340 mm; i słabiutkim jak na tak duży kaliber zasięgu…
Hitler natomiast, gdy się o tym – „demolce” floty francuskiej, dowiedział, to ponoć aż zawył z radości!, i wyściskał wszystkich którzy akurat wtedy byli u niego!
Czy miał się rzeczywiście z czego cieszyć?
Otóż tak, jak najbardziej. W wyniku tego rzeczywiście nonsensownego i „haniebnego ataku” mordującego bezsensownie francuskich marynarzy, a… Po zajęciu kolonii francuskich przez aliantów oburzenie na Brytoli francuskich żołnierzy było tak wielkie, że blisko 90 % z nich demonstracyjnie i z pogardą, odrzuciło propozycję zasilenia szeregów Wolnych Francuzów… A słynny francuski ruch oporu rozwinął się dopiero po zajęciu resztek Francji przez Hitlera… Churchill zatem wbrew swej woli, mordując francuskich marynarzy, przedłużył II wojnę co najmniej o kilka mm-cy…
„Z konfliktu brytyjsko-francuskiego najbardziej zadowoleni byli oczywiście Niemcy. Kilka tysięcy ofiar pogrzebało szanse porozumienia pomiędzy Londynem a Vichy.” – słusznie skonstatował jeden z naszych historycznych popularnonaukowych periodyków.
………
Mimo to nawet wybitni felietoniści, piszą tutaj ciągle przysłowiowe kompletne „kocopoły”, propagandowe bajki. Np. Z. Rogers, 2020: „Jego [Churchilla] decyzja o ataku na Mers el-Kebir jest wyraźnym przykładem postępowania godnego męża stanu [???], wartym studiowania i naśladowania [!!!].” „…okazał się mężem stanu, z mocą rozwagi i determinacji podejmującym decyzję o zniszczeniu francuskiej floty w Oranie […!!!].” „Prezydent Franklin Roosevelt pochwalił decyzję Churchilla i powitał ją jako istotną przysługę daną amerykańskiej obronie. Również innym amerykańskim urzędnikom „Catapult” rozwiał wszelkie wątpliwości co do zdolności Wielkiej Brytanii do odparcia inwazji wroga. To nowo odkryte zaufanie przełożyło się na korzyści materialne dla Wielkiej Brytanii, gdy FDR naciskał na Kongres, aby wzmocnił wsparcie w ramach umowy Lend-Lease…” „Gdyby więc – jak rozumował Churchill – francuskie okręty zostały wcielone do Kriegsmarine, Royal Navy znalazłaby się w rozpaczliwym położeniu [???].”
Jak więc widać mity zawsze mają długie i „barwne” życie, jednak pamiętajmy, że kłamstwa nawet wielokrotnie powtarzane, nigdy nie będą prawdą, no bo np. tutaj…
FDR w swych wspomnieniach mówił, że gdy, po pierwsze, zauważył jaki oddźwięk w angielskim społeczeństwie, jego „dołach” zwłaszcza, miało wyśmiewane przez europejskie elity, przemówienie Becka o honorze…, i zobaczył te rozentuzjazmowane tłumy na ulicach Londynu, gdy UK wypowiedziały wojnę Hitlerowi… oraz doszły do niego groźby linczu, powieszenia na latarni lorda Halifaxa, który po klęsce Francji optował za upokarzającym pokojem z Hitlerem; to już wtedy nie miał absolutnie żadnych wątpliwości co do zdolności Wielkiej Brytanii do odparcia inwazji wroga… I natychmiast podjął, jeszcze przed operacją Catapult, decyzję o „wypożyczeniu” Wielkiej Brytanii na początek 150 starych niszczycieli…
Czy więc Churchill popełnił „niewybaczalną zbrodnię”? Gorzej, „To nie zbrodnia, to błąd” – Charles-Maurice de Talleyrand…
Co opracował i napisał zajmujący się nią blisko już pół wieku, jeden z największych :) zatem być może na świecie znawców „realnych realiów” operacji Catapult.
I nie jest to li tylko objaw megalomanii z mojej strony… :))))
P.S. No i przepraszam ale krócej to chyba by się jednak tego wszystkiego ująć nie dało ;)
sorry, oczywiście powinno być u-booty, a nie u-boty.
Przy okazji reasumując: to Brytyjczykom zatem zależało na francuskich okrętach – głownie ich załogach a Niemcom by ich właśnie Brytyjczycy nie przejęli.
Z Francuzami to w ogóle jest coś nie tak. Wiele „dziwnych” historii z udziałem Francuzów można usłyszeć, przeczytać itd…
Jak nie opisywana sytuacja z flotą która niby jakąś wartość bojową posiadała ale tak naprawdę to nie posiadała zdolności wcale, Ilość jednostek przy braku odpowiedniej ilości marynarzy a gdy takowych wcielono to powstawał problem z wyszkoleniem ich… Albo sytuacja z Polski również z Francuzami w roli głównej podczas walk na pomorzu. Tam to dopiero powstało zamieszanie… Podczas wyzwalania już obszarów Polskich z rąk Niemców doszło do sytuacji z której można by się śmiać jednak śmiesznie nie było. Otóż Polskie Oddziały wraz z oddziałami Francuskimi walczyły z Niemcami. Na to wszystko z rozpędu wjechali żołnierze armii czerwonej. Jako że w tamtym momencie wszyscy grali do jednej bramki dokładnie to tej niemieckiej powinno doprowadzić do szybkiego zniszczenia wojsk niemieckich. Zamiast takiego rozwiązania zrobił się kocioł. Ponieważ Francuzi nie mogli pojąć dlaczego polacy walczą razem z armią czerwoną skoro oni są komunistami… I ot tak sobie oddziały Francuskie zaatakowały oddziały Polskie i armię czerwoną. Przez pewien czas Francuzi pomimo gorszego wyposażenia lecz z większym morale walczyli z Niemcami, Polakami i ZSRR na raz zadając wszystkim poważne straty. Czy to to jest normalne ? Normalne tak samo jak dwa biegi wsteczne i trzy do przodu we Francuskich czołgach…
Francuzi o których mówisz nie walczyli z Niemcami, a byli w Waffen-SS i było to na obszarze obecnego Pomorza Zachodniego, głównie przy oblężeniu Kołobrzegu.