Ciekawostki Historyczne
XIX wiek

Erebus i Terror – obłęd i kanibalizm zdobywców Arktyki

To miała być wyprawa, która potwierdzi dominację Brytyjczyków na oceanach. Arktyczną ekspedycję statków Erebus i Terror śledzono z zapartym tchem. Okazało się jednak, że happy endu nie będzie. Dwa statki z ponad setką marynarzy przepadły w lodach Arktyki. Okrutna prawda, jakiej długo nie chciano przyjąć, została potwierdza dopiero 140 lat później. Wygłodniali i zatruci ołowiem polarnicy, by przetrwać, zjadali swoich współtowarzyszy...

Ekspedycja, której celem było odkrycie Przejścia Północno-Zachodniego, a więc przedarcie się przez Archipelag Arktyczny na północ od Kanady z Atlantyku na Ocean Spokojny, wyruszyła w 1845 roku. Marynarka wojenna Wielkiej Brytanii pokładała w misji kpt. Johna Franklina – doświadczonego marynarza i polarnika – wielkie nadzieje.

Po latach nieudanych prób eksploracji Arktyki w końcu miało się udać, a Brytania jako pierwsza miała „położyć rękę” na nowej trasie gwarantującej krótszą podróż do Azji, a więc i sukces gospodarczy. Zadbano, by wyprawa była świetnie przygotowana. Statki Erebus i Terror wyposażono w najnowocześniejsze wówczas silniki parowe z brytyjskiej kolei. Jednostki miały także centralne ogrzewanie parowe, a nawet i coś dla ducha. By marynarzom się nie nudziło i nie tracili wiary, na pokładzie Erebusa znalazła się pianola, biblioteka, oraz dagerotypowy aparat fotograficzny – bezapelacyjny hit techniki tamtych czasów.

fot.Gordon Leggett / CC BY-SA 4.0

Groby na wyspie Beechey

Zabrano też kilkanaście ton prowiantu, który miał wystarczyć na parę lat. Ponieważ prawdziwą zmorą marynarzy tamtych czasów był szkorbut, wywołany niedoborem witaminy C w diecie ludzi pozostających wiele miesięcy na morzu, zadbano o używany wówczas przez brytyjską marynarkę sok z limonki, który miał dostarczać uczestnikom wyprawy niezbędną dla zdrowia substancję.

Na statku znalazło się też ponad 8000 puszek najnowocześniej pakowanego wówczas mięsa – a mianowicie konserw, które postrzegano jako zdrowe, niepsujące się źródło pożywienia. Owen Beattie i John Geiger, autorzy książki „Na zawsze w lodzie” o wyprawie Franklina, będącej jednocześnie reportażem z późniejszego śledztwa na temat przyczyn tragedii, piszą:

Innowacja żywieniowa bardzo szybko zyskała akceptację Admiralicji przekonanej o potężnych właściwościach przeciwszkorbutowych nowego wynalazku. (…) Zanim w 1810 roku pojawiły się metalowe konserwy z mięsem i warzywami, wszystkie dotychczasowe wyprawy morskie były zdane na suchy prowiant, który można było przechowywać przez długi okres: soloną wołowinę i wieprzowinę, suchary, pemmikan i mąkę. Tylko że taka żywność nie dość, że nie chroniła przed szkorbutem, to szybko się psuła, do czego wydatnie przyczyniały się zalęgające się w niej owady oraz szczury.

Po ponad wieku, w 1986 roku, zwłoki ofiar z Terrora i Erebusa jeszcze raz przebadała grupa naukowców z Uniwersytetu Alberta. Pobrali próbki z ciał marynarzy, którzy zginęli na początkowym etapie wyprawy. Badanie wykazało, że młodzi mężczyźni umierali na zapalenie płuc i gruźlicę, ale też wszyscy byli silnie zatruci ołowiem. Stężenie tej substancji przekraczało o kilka tysięcy procent dopuszczalne normy.

Na jaw wyszła również okrutna prawda. Naukowcy potwierdzili doniesienia XIX-wiecznych poszukiwaczy załogi Franklina, którzy od miejscowych Inuitów dowiedzieli się, że podczas dramatycznego marszu ku granicom Kanady biali ludzie zjadali się nawzajem…

Szaleństwo w ciemnościach

Wyprawa wyruszyła rankiem 19 maja 1845 roku z Greenhithe w Anglii, z 24 oficerami i 110 członkami załogi. Choć sam kpt. Franklin i dowodzący Terrorem kpt. Francis Crozier byli doświadczonymi polarnikami, większość załogi stanowili nowicjusze, którzy po raz pierwszy wybrali się do królestwa lodu. Był to duży błąd.

Ludzie ci na własnej skórze przekonali się o tym, jak groźna jest ta jałowa, choć specyficznie piękna kraina z potężnymi górami lodowymi. W warunkach ekstremalnego zimna, ciemności nocy polarnej, stłoczone na małej przestrzeni, dodatkowo ograniczonej tonami prowiantu, bez możliwości wystarczającego zadbania o higienę, wśród brudu i szczurów, upchane pod pokładem załogi musiały przetrwać najtrudniejszy czas – miesiące arktycznej zimy, gdy statki skute lodem nie mogły płynąć.

W czasach, kiedy nie było lodołamaczy, tak wyglądało zdobywanie Arktyki. Kolejne wyprawy liczyły się z tym, że zlodowacenie cieśnin między dziesiątkami wysp archipelagu unieruchomi ich statki na długie miesiące, które trzeba będzie przeczekać pod pokładem.

Sir John Franklin, dowódca wyprawy

Nie zachowały się żadne relacje (poza dwoma krótkimi notatkami) z wyprawy Franklina, ale marynarze musieli przeżywać to samo, co członkowie ekip poszukiwawczych, które wypłynęły niedługo po tym, gdy Erebus i Terror nie wróciły do domu. Lekarz pokładowy ekspedycji ratunkowej z 1850 roku tak wspominał warunki na statku:

Na małej przestrzeni o kubaturze mniejszej niż ojcowska biblioteka tłoczy się trzydziestu trzech grubo ubranych mężczyzn. Jednym z nich jestem ja. Trzy piecyki, piec w kambuzie, trzy kaganki spalające niedźwiedzi tłuszcz płoną cały czas jak w świątyni Westy. Wilgotne futra, brudna wełniana odzież, zzute buty, chorzy ludzie, jedzenie, dym tytoniowy, efekty trawienia, wszystko to tworzy razem wyziewy otaczające mnie i wdzierające się we mnie. Godzina po godzinie, dzień po dniu, bez koi, na której mógłbym odpocząć, albo zasłony z koca, za którą mógłbym się schować. To wszystko składa się na rzeczywistość mojego obecnego domu.

Doktor dodawał do tego coraz wyraźniej widoczne objawy wyczerpania i psychiczne aberracje u członków załogi.

Czytaj też: Niewolnictwo i krwawy podbój w imię Boga, czyli co Kolumb sprowadził do Ameryki

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Wszędzie szczury

Owen Beattie i John Geiger piszą:

W tej atmosferze przygnębienia już we wrześniu pojawiły się pierwsze objawy szkorbutu. Gdy nadchodzi Boże Narodzenie, wielu ludziom brakuje oddechu, a oficerowie dostrzegają dziwne, zauważone już także wcześniej przez brytyjskich polarników zjawisko, „nieokreślony głód” zwierzęcego tłuszczu.

Kane opisuje „dziwną woskową bladość”, a nawet „upiorność” twarzy członków ekspedycji. Ludzie opowiadają, że mają bardzo wyraziste, dziwaczne sny. Jeden mówi na przykład, że znalazł „sir Franklina w pięknej zatoczce wysadzanej drzewkami pomarańczowymi”. Innemu śniło się, że poszedł niedaleko na pusty i pozbawiony życia brzeg wyspy i „wrócił obładowany arbuzami”.

Przekleństwem marynarzy były też szczury. Elisha Kent Kane, oficer amerykańskiej marynarki wojennej, musiał zmagać się z gryzoniami jako dowódca statku Advance w czasie wyprawy poszukującej Franklina w latach 1853–1855. W swoim notatniku pisał:

Są wszędzie (…) pod piecykiem, w szafkach, w poduszkach, biegają po kojach. Gdyby spytano mnie o trzy najgorsze po ciemności, zimnie i szkorbucie plagi, które spadły na nas podczas pobytu w Arktyce, odparłbym bez wahania: SZCZURY, SZCZURY, SZCZURY. (…) Nie sposób już trzymać czegokolwiek pod pokładem. Futra, wełniana odzież, buty, zebrane okazy przyrody, wszystko, czego nie chcielibyśmy stracić, chociaż dla nich ma niewiele wartości, pogryzły i zniszczyły.

Czytaj też: Lodowe piekło. Jak ludzie radzili sobie przez tysiąclecia w najgorszym miejscu na ziemi?

Uwięzieni w lodzie

Pierwszą zimę statki przeczekały skute lodem w okolicach wyspy Beechey. Tu pochowano trzech członków załogi. Najstarszy miał nieco ponad 30 lat. Badania zwłok z lat 80. ubiegłego wieku wykazały, że wszyscy byli mocno zatruci ołowiem, chorowali na szkorbut, zapalenie płuc, gruźlicę.

Po pierwszej zimie, gdy lód nieco odpuścił, Erebus i Terror kontynuowały rejs w głąb Archipelagu Arktycznego. W 1846 roku statki popłynęły w kierunku cieśniny Peel i Wyspy Króla Williama – i tam właśnie Arktyka upomniała się o śmiałków, którzy próbowali wydrzeć jej sekret.

Erebus i Terror unieruchomił napierający zewsząd lód. Statki, specjalnie wzmacniane przez wypłynięciem z Wielkiej Brytanii (masywnymi belkami i żelaznym pokryciem wzmocniono wręgi, żelazna osłona miała chronić śruby i stery), okazały się bezradne w starciu z żywiołem. Lód gniótł, łamał konstrukcję, maszty, elementy parowego napędu. Szybko okazało się, że cuda brytyjskiej techniki są niezdolne do dalszej żeglugi.

Komandor F.R.M. Crozier, kapitan HMS „Terror”, późniejszy dowódca wyprawy

W takich okolicznościach zmarł kpt. Franklin – jeszcze zanim pozostała ponad setka ludzi podjęła rozpaczliwą próbę ratowania życia. Nie wiadomo, co było przyczyną śmierci dowodzącego wyprawą. Wieść o zgonie Franklina, którego w wiktoriańskiej Anglii traktowano jak celebrytę, wyszła na jaw dopiero 13 lat po wyprawie, gdy wyspę króla Williama przeszukiwała kolejna ekipa, wysłana z inicjatywy nie dającej za wygraną lady Franklin – żony kapitana Erebusa.

Ekspedycja pod wodzą Francisa MacClicktoka znalazła na wyspie usypany kopiec. Tego typu konstrukcje w tamtych czasach stawiali polarnicy, by w środku zostawić wiadomość innym ekipom – o swojej pozycji, przebiegu wyprawy itp. Tak było i tym razem.

We wnętrzu odnaleziono dwie wiadomości – dobrą i złą. Jeszcze do lata 1846, po pierwszej zimie w Arktyce, wyprawa przebiegała bez zakłóceń. „Wszystko w porządku” – głosiła notatka. Drugi komunikat był jednak znacznie gorszy. Pod datą 25 kwietnia 1848 roku zanotowano, że Erebus i Terror były uwięzione w lodzie przez półtora roku i że załoga opuściła okręty 22 kwietnia. Dowodzący kpt. Franklin nie żył już od dawna. Wedle notatki zmarł 11 czerwca 1847 roku. Oprócz niego zginęło 24 członków załogi i oficerów.

Czytaj też: Kanibalizm, niewolnictwo i tajemnicze zniknięcia. Początki Ameryki były skąpane we krwi

Obiad z kolegi

Ponad setka marynarzy pod wodzą Johna Croziera podjęła dramatyczną próbę ratowania życia. Wyczerpani, ciężko chorzy, osłabieni ludzie wpakowali na sanie to, co było potrzebne i przedstawiało jakąś wartość, i ruszyło w marsz śmierci – najbliższa osada białych ludzi znajdowała się dwa tysiące kilometrów od Wyspy Króla Williama. Kolejne wyprawy w poszukiwaniu zaginionych marynarzy (a było ich kilkadziesiąt), zbierając porzucony dobytek i kości zmarłych, odsłaniały straszną prawdę o losie marynarzy. Przekazywali ją poszukiwaczom Inuici, czyli rdzenni mieszkańcy tych ziem.

Wspominali, że pod koniec marszu biali ludzie „zjadali się nawzajem”. Takie wieści, potwierdzone znaleziskami, na które składały się piłowane i miażdżone ludzkie kości, przywiózł do Brytanii m.in. John Rae – dowodzący wyprawą z 1855 roku. Dotarł do Inuitów, którzy opowiadali o śmierci głodowej ponad 40 białych, umierających w pobliżu ujścia rzeki Back.

fot.Victoria Island.svg / CC BY-SA 3.0

Mapa ostatniej ekspedycji Franklina.
1. postój w zatoce Disko, lipiec 1845. 2. zimowanie na wyspie Beechey, 1845/46 3. okręty uwięzione w lodzie, od 1846 4. wrak HMS Erebus, znaleziony w 2014
5. wrak HMS Terror, znaleziony w 2016

Kolejne doniesienia o kanibalizmie wywoływały opór i oburzenie Brytyjczyków. Społeczeństwo nie było gotowe na okrutną prawdę o ostatnich chwilach tych, w których lokowało tak wielkie nadzieje. Uczestników wyprawy bronili oficjele i szanowani ludzie świata kultury – m.in. Charles Dickens, który publicznie na łamach prasy atakował Inuitów:

Twierdzimy, że pamięć o tych zaginionych arktycznych podróżnikach, na podstawie samego rozumu i doświadczenia, sytuuje się znacznie wyżej niż plamiące ich dobre imię pomówienia tak pochopnie dopuszczanych powiązań, oraz że szlachetne postępowanie i przykład tych ludzi oraz ich wielkiego przywódcy w podobnych, wcześniejszych okolicznościach przeczą, przewyższając swoją wagą, całemu wszechświatowi paplaniny ordynarnej garstki nieucywilizowanych ludzi żywiących się krwią i wielorybim tłuszczem.

Wraz z kolejnymi wyprawami nie dało się jednak na dłuższą metę zaprzeczać makabrycznej prawdzie. Autorzy książki „Na zawsze w lodzie. Śladami tragicznej wyprawy Johna Franklina” piszą:

Piętnaście lat później Rae uzyskał potwierdzenie swoich informacji od Charlesa Francisa Halla, który także słyszał od Inuitów relacje o kanibalizmie i przedstawił je znacznie bardziej szczegółowo. Te relacje nawet dzisiaj budzą grozę. Inuici opowiadali, że znajdowali buty „sięgające do kolan, a w niektórych było ugotowane ludzkie mięso”. Hall pisał: „Niektóre kości odcięto piłą; w niektórych czaszkach wybito dziury”. W innych znalezionych w pobliżu obozowiska zwłokach starannie oddzielono od kości wszystkie tkanki, „tak jak, gdyby ktoś je odciął, żeby je zjeść”.

Ustalenia poczynione przez poszukiwaczy z XIX wieku ostatecznie potwierdzono w latach 80. XX wieku. Ekipa badawcza, która ekshumowała ciała marynarzy zmarłych w pierwszej części wyprawy, zbadała też pozostałości rozrzuconych ludzkich kości na wyspie króla Williama. Były one łamane, cięte i piłowane. Pozostały niemym śladem dramatu ludzi, którzy – by ratować życie – złamali tabu, dopuścili się działań będących poza marginesem człowieczeństwa.

Czytaj też: Statystyka kanibalizmu w Leningradzie. Ilu ludzi zjedzono w oblężonym mieście?

Śmierć z konserwy

Już w XIX wieku uczestnicy wypraw w rejon podbiegunowy wspominali o zaskakująco szybkim postępie „marynarskiej” choroby, czyli szkorbutu, mimo że podejmowano kroki zaradcze, by zapobiegać drastycznym brakom witaminy C. W tym celu statki wiozły ze sobą limonki i każdy marynarz codziennie dostawał porcję soku z tych owoców.

Jednak marynarze w Arktyce bardzo szybko tracili siły, stawali się otępiali, przeraźliwie bladzi, do tego dochodził zupełny roztrój psychiczny. Uczestnicy wypraw popadali w zmienne nastroje, stany neurotyczne i paranoidalne. Możliwość racjonalnej oceny sytuacji, a także zdolności intelektualne w takiej sytuacji drastycznie malały. Dziś wiemy, że chodziło nie o – podobny w objawach – szkorbut, a zatrucie ołowiem.

Skąd jednak ołów w organizmach marynarzy? Pod koniec XIX brytyjska admiralicja zdała sobie sprawę, że może on pochodzić z supernowoczesnej, hermetycznej metody pakowania mięsa, czyli… konserw. W tamtych czasach konserwy lutowano zarówno od wewnątrz, jak i od zewnątrz grubą warstwą ołowiu. To samo w sobie było niebezpieczne, a do tego zdarzało się, że kładziony niedokładnie lut dostawał się do mięsa.

Artefakty z zaginionej ekspedycji znalezione przez McClintocka

Dopiero w latach 80. XIX wieku, po tragicznej wyprawie do Arktyki George’a Washingtona de Long, powiązano nieszczęsne konserwy z marnym losem marynarzy. Dowódca wyprawy regularnie prowadził dziennik, który po śmierci jego i wszystkich innych uczestników ekspedycji udało się odnaleźć. Zanotował w nim:

1 czerwca [1881] Środa. – Co dalej? Lekarz informuje mnie dzisiaj rano, że jego zdaniem kilka osób z załogi, które teraz leczy, zatruło się ołowiem. (…) Najpierw podejrzewaliśmy wodę (…). Potem sprawdziłem dokładnie wszystkie naczynia, w których przechowujemy lub przenosimy wodę albo robimy kawę lub herbatę i wyłączyłem z użycia wszystkie, gdzie były luty i zastąpiłem je naczyniami żelaznymi pokrytymi emalią.

Kiedy jednak przyjrzeliśmy się naszym pomidorom, zobaczyliśmy w nich ślady ołowiu obecnego w większych ilościach niż w wodzie, zaś lekarz sądzi, że to rozdrażnienie załogi, jeśli tak to mogę nazwać, spowodowane jest dużym spożyciem tego warzywa. Kwas pomidora wchodzi w reakcję z lutem z konserw i tworzy się niebezpieczny związek, (…). Teraz do nas dotarło, że steward, który jest w najgorszym stanie, bardzo lubi pomidory i nigdy ich sobie nie odmawiał (…).

Lodowa pułapka

Prawdopodobnie ołowica była również przyczyną śmierci marynarzy z Erebusa i Terrora. Ekipa naukowców, która badała zwłoki w latach 80., potwierdziła kilkudziesięciokrotne przekroczenie norm stężenia tego pierwiastka w organizmach trzech marynarzy pochowanych na wczesnym etapie wyprawy.

Los zdobywców Arktyki musiał być wcielonym koszmarem. Nie mogąc dojść do ładu z własnymi, coraz słabszymi organizmami, nie mogąc spać mimo ciemności, popadali w coraz większy obłęd, przebywając na statku w lodowym więzieniu przez dużą część roku. Wraz z końcem trujących konserw zdecydowali się na porzucenie statków i marsz, który nie mógł się powieść. W tym czasie obudziły się w nich najmroczniejsze instynkty. Owen Beattie i John Geiger, autorzy „Na zawsze w lodzie” piszą:

Opowieść o tym, jak Królewska Marynarka Wojenna przegrała bitwę o Przejście Północno-Zachodnie, to tak naprawdę opowieść o tym, jak największe morskie siły zbrojne ówczesnego świata zostały ostatecznie pokonane przez nieskomplikowaną, a zarazem przerażającą chorobę powodowaną przez niedobór witaminy C sprzymierzoną z zagrożeniem dla zdrowia, o którym nikt jeszcze wówczas nie miał pojęcia, czyli ołowicą.

Źródłem klęski brytyjskich polarników nie były zatarasowane lodem morza, przeraźliwe zimno, ciągnąca się przez długie miesiące arktyczna noc, labirynt cieśnin i zatok ani zabijające duszę odcięcie od świata. To źródło ukryte było w ich prowiancie, ponieważ polegali (i polegli) na konserwach.

Co ciekawe – arktyczne wyprawy XIX wieku przetrzymywali przy życiu ci marynarze, którzy postępowali dokładnie tak jak miejscowi Inuici – a więc spożywali surowe mięso łososi, karbiu i innych zwierząt Arktyki. Okazało się, że tu krył się klucz do zaspokojenia potrzeb organizmu i uzupełnienia braków witamin.

W ten sposób postąpił John Ross, pierwszy odkrywca, który ustalił położenie północnego bieguna magnetycznego. Podczas wyprawy w 1830 roku nakazał swoim ludziom, zamiast konserw jeść to, co tubylcy, dochodząc do wniosku, że „sekretem przetrwania w tych krainach mrozu jest spożywanie dużej ilości oleju zwierzęcego i tłuszczu”. Autorzy „Na zawsze w lodzie” piszą:

Na podstawie kontaktów z tubylcami doszedł do wniosku, że świeże mięso stanowiące główny składnik ich diety ma właściwości przeciwszkorbutowe i zauważył, że „ludzie miejscowi nie są w stanie utrzymać się bez niego przy życiu przy mniej obfitej diecie chorują i umierają”. Zapisał nawet w dzienniku okrętowym: „Pierwsze łososie tego lata były lekarstwem, którego nie są w stanie zastąpić żadne leki na pokładzie okrętu”.

Epilog

Dziś część naukowców kwestionuje dominujący wpływ ołowicy na katastrofę Erebusa i Terrora. Najnowsze badania wskazują na niedożywienie, a w szczególności niedobór cynku w diecie marynarzy, wynikający z braku świeżego mięsa. Czy tu tkwi źródło tragedii w lodach Arktyki, czy raczej zadziałało kilka czynników?

Rada Arktyczna planująca poszukiwania Johna Franklina na obrazie Stephena Pearce’a z 1851

W 2014 roku dzięki najnowszym metodom badawczym udało się zlokalizować wrak Erebusa. Statek znajduje się na głębokości 11 metrów w lodowatych wodach u wejścia do Cieśniny Wiktorii. Dwa lata później kanadyjscy naukowcy zlokalizowali wrak Terrora na głębokości 24 metrów. Co ciekawe – wbrew hipotezie, że oba statki zostały doszczętnie zniszczone przez lód, zachowały się one w dobrym stanie, wraz z wyposażeniem w środku. Adrian Schimnowski, dyrektor Arctic Research Foundation, w mailu przesłanym do prasy z pokładu jednostki badawczej „Martin Bergmann” napisał:

Znaleźliśmy m.in. dwie butelki wina, stoły, puste półki oraz biurko z otwartymi szufladami. W jednej z nich znajduje się bliżej nieokreślony przedmiot. Podobna eksploracja daje częściową odpowiedź na pytanie jak wyglądało życie na okręcie 170 lat temu.

Badacze ustalili, że Terror szedł na dno powoli. Statek, choć widoczne były zniszczenia (połamane maszty), jednocześnie sprawiał wrażenie przygotowanego na zimę. „Wszystkie luki są szczelnie zamknięte, a najróżniejsze sprzęty znajdują się na swoich miejscach. Trzy z czterech okien rufowych również przetrwały i znajdują się na swoim miejscu nietknięte! Śmiem twierdzić, że gdyby podnieść wrak i wypompować z niego wodę, okręt unosił by się na powierzchni” – dodał Schimnowski.

Udało się przeprowadzić eksplorację messy, schowka na żywność i pomieszczenia w którym trzymano naczynia. Okrycie statków wskazuje, że ich ostatnie chwile, tak jak i ich pozycje, były inne niż pierwotnie zakładano. Jedno jest pewne – mimo odnalezienia Erebusa i Terrora, tragiczna wyprawa sprzed 176 lat nadal kryje wiele tajemnic.

Źródło:

Artykuł powstał na podstawie książki Owena Beattiego i Johna Geigera „Na zawsze w lodzie. Śladami tragicznej wyprawy Johna Franklina”, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2021.

Zobacz również

Nowożytność

Bunt na HMS „Bounty”

Historię tę znamy z filmu „Bunt na Bounty”. Ale czy faktycznie William Bligh był tyranem? A może to marynarze rozleniwili się na rajskiej wyspie? 

17 kwietnia 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Nowożytność

Śmierć Jamesa Cooka

Kapitan James Cook, najsłynniejszy brytyjski odkrywca, został ugotowany i poćwiartowany. Zostały po nim... kości nóg i rąk, dłonie, czaszka oraz skóra głowy.

24 października 2022 | Autorzy: Maria Procner

XIX wiek

Belgica. Polarny survival

W 1897 roku statek Belgica wypłynął na ekspedycję naukowo-badawczą na Antarktydę. Dziś doświadczenia jego załogi przydają się w… planowaniu misji kosmicznych.

24 maja 2022 | Autorzy: Agnieszka Bukowczan-Rzeszut

XIX wiek

Belgijska Wyprawa Antarktyczna

W sierpniu 1897 roku Adrien de Gerlache i Roald Amundsen na pokładzie statku Belgica ruszyli na kraniec Ziemi – pokryty lodem kontynent Antarktydy.

17 maja 2022 | Autorzy: Julian Sancton

Dwudziestolecie międzywojenne

Pechowa ekspedycja Italii

Ekspedycja polarna sterowca Italia w 1928 roku miała być spektakularnym sukcesem. Okazała się pasmem porażek, które kosztowało życie połowy załogi.

12 grudnia 2021 | Autorzy: Joanna Wycisło

Nowożytność

Statkiem w piękny rejs – jak podróżowano na przełomie XVIII i XIX wieku?

Pod koniec XVIII wieku podróżowanie było tyleż ekscytujące, co żmudne i niebezpieczne. Nie wszędzie zainwestowano w drogi, czas kolei dopiero miał nadejść, a najszybszy, (i...

20 września 2021 | Autorzy: Niklas Natt och Dag

KOMENTARZE (8)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

ewew

Ależ mroczna historia!!!

Artur Hermann

Trochę słabe te wytłumaczenie wszystkiego ołowiem trochę dziwi fakt że przez taki kawał czasu ci Inuici się przyglądali i nic nie robili ani ci że statki nie wpadli na to jak oni tam sobie radzą…

    wiw

    to jest bardzo akurat proste do wytłumaczenia i jest wytłumaczone w książce – Inuicui mieli do wykarmienia siebie i swoje rodziny. polowali dla siebie i swoich rodzin, nie dla białych. z kolei biali wierzyli w swój prowiant – brzydzili się jedzeniem surowego mięsa. tylko takie pomagało. trochę polowali na wczesnym etapie wyprawy, ale potem nie mieli już sił. A ołów jest mocno trujących związkiem

      fog

      I oczywiście, żaden prymitywny tubylec nie będzie mówiłym Anglikom co maja robić…

    Hhhuu

    Gdybym byla swiadkiem kanibalizmu to tez bym nie podchodzil

Poserrival

Z tego co pamiętam to nie wszyscy uczestnicy wyprawy Dr Longa zmarli. Trzynastu spośród nich wróciło do domu.

    pinkiwoman

    wow to ty to pamiętasz? ile masz lat?

Panczax

Zainspirowany serialem The Terror czytam sobie ciekawostki o tej wyprawie i trafiłem tutaj. Sam fakt podjęcia się takiej wyprawy na dzisiejsze realia nie mieści mi się w głowie, ale jestem pewien, że każdy walcząc o przetrwanie kiedy miałby do wyboru umrzeć albo zjeść martwego kolegę wybrałby to drugie. Takim ludziom po tak długim czasie w takich warunkach i temperaturze nie ma się co dziwić, że wariowali. Do tego wizja przejścia 2000km…

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.