Ciekawostki Historyczne

Amerykański gwiazdozbiór, który radował kibicowskie oczy w trakcie igrzysk olimpijskich w Barcelonie, był zjawiskiem nie tylko sportowym. To fenomen socjologiczny, kulturowy i psychologiczny. Ekipa, która wywindowała koszykówkę na szczyty popularności, nie była jednak krystalicznie czysta. W drodze po złoto natrafiała na różne trudności.

Kiedy w 1990 roku Anglicy, dumnie określający siebie „Ojcami Futbolu”, odpadali z batalii o mistrzostwo świata, Gary Lineker – niegdyś świetny napastnik, dziś ceniony ekspert telewizyjny – powiedział: „Piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy”.

Nie pomylił się – to podopieczni Franza Beckenbauera zwyciężyli na włoskich boiskach. Nie zdominowali jednak futbolu. Właściwie to nikt tego nie zrobił. Każda wielka reprezentacja, czy to Austrii w latach 30., czy Węgier 20 lat później, albo Brazylii prowadzonej przez słynnego Pelé – czarowała swoją grą, by w końcu ustąpić miejsca komuś innemu. Z Niemcami było podobnie. Są jednak w sporcie dyscypliny, w których od dziesięcioleci zwycięzcę wskazuje się w ciemno, zazwyczaj jeszcze przed rozpoczęciem zmagań. Jedną z nich jest koszykówka i turnieje olimpijskie.

Skrzywdzeni hegemoni z USA

James Naismith – kanadyjski lekarz, który stworzył tę grę – nie mógł przypuszczać, że z czasem zyska ona wymiar globalny. Wizjoner jeszcze żył, gdy w 1936 roku koszykówka zadebiutowała na igrzyskach olimpijskich w Berlinie, a pierwszymi mistrzami zostali Amerykanie. Zmarł trzy lata później. Nie było mu już dane zobaczyć, jak „Ojcowie Basketu” zawładnęli tym sportem.

Kolejne igrzyska rozegrano dopiero po wojnie, w Londynie w 1948 roku. Na brytyjskich parkietach znów rządzili gracze z USA. Do 1988 roku, z dwunastu turniejów olimpijskich Amerykanie wygrali aż dziewięć. Gorycz porażki przełknęli w 1972 roku, kiedy w Monachium, po niezwykle kontrowersyjnym meczu finałowym, zostali pokonani przez ZSRR. Żaden z uczestników tamtego spotkania nie odebrał srebrnego medalu olimpijskiego – tak mocno Jankesi czuli się skrzywdzeni.

James Naismith – kanadyjski lekarz, który stworzył tę grę – nie mógł przypuszczać, że z czasem zyska ona wymiar globalny.fot.domena publiczna

James Naismith – kanadyjski lekarz, który stworzył tę grę – nie mógł przypuszczać, że z czasem zyska ona wymiar globalny.

Osiem lat później z powodu politycznego bojkotu Amerykanie nie pojawili się w Moskwie, zaś w Seulu w roku 1988 pierwszy raz w historii nie awansowali do finału, ostatecznie zajmując trzecie miejsce. Na domiar złego w Korei Południowej ze złota cieszyli się Sowieci – ich najwięksi rywale. W Stanach Zjednoczonych tamten brązowy medal odebrano jak porażkę. Głośno mówiło się o potrzebie rewanżu. Najlepiej takiego, jakiego świat nie widział.

Czytaj też: Ze szkolnej sali gimnastycznej na światowe areny. Jak narodziły się najpopularniejsze sporty zespołowe?

Zobacz również:

Bój o profesjonalistów z NBA

Igrzyska olimpijskie – przynajmniej z założenia – miały hołdować amatorstwu. W latach 80. sport mocno się komercjalizował, kreował też interkontynentalnych bohaterów, którzy coraz częściej pojawiali się w reklamach znanych producentów. Ich popularność generowała niespotykane wcześniej zyski. Popularyzowała też dyscypliny, które reprezentowali.

Po porażce w Seulu Amerykanie naciskali na działaczy FIBA, by ci zezwolili właśnie takim, profesjonalnym koszykarzom na udział w igrzyskach. Odwoływali się przy tym do poczucia niesprawiedliwości, gdyż Europejscy gracze, grający w zawodowych ligach swoich państw, z wyjazdem na zawody nie mieli problemu. Byli traktowani jak amatorzy.

Po porażce w Seulu Amerykanie naciskali na działaczy FIBA, by ci zezwolili właśnie takim, profesjonalnym koszykarzom na udział w igrzyskachfot.Ken Hackman, U.S. Air Force/domena publiczna

Po porażce w Seulu Amerykanie naciskali na działaczy FIBA, by ci zezwolili właśnie takim, profesjonalnym koszykarzom na udział w igrzyskach

Po stronie Amerykanów stanął sekretarz generalny federacji, Borislav Stanković, który rozumiał, że ewentualna zgoda władz da szansę na olimpijski skalp graczom z NBA – najlepszej i najpopularniejszej ligi koszykarskiej świata. Ich udział w olimpijskim turnieju nie tylko zwiększał jego rangę, ale i popularność. Jednak nie były to jedyne argumenty zwolenników rewolucji.

Od dziesięcioleci olimpijskie amatorstwo sportowców z bloku komunistycznego było farsą. W większości tych państw zawodnicy byli zatrudniani na fikcyjnych, państwowych etatach, ale w pracy się nie pojawiali. Zamiast tego mieli regularnie trenować i zwyciężać – ku chwale komunistycznych władz!

Gdy 28 września 1988 roku złożona ze studentów olimpijska reprezentacja Stanów Zjednoczonych przegrała półfinałowy mecz z ZSRR, bańka pękła. Oto twórcy i dominatorzy gry zostali upokorzeni. I to w okolicznościach nieuczciwych, choć wcześniej – w trakcie serii zwycięstw – niedostrzegalnych. Presja nałożona na FIBA i MKOl jeszcze nigdy nie była tak wielka. W kwietniu 1989 roku organizacje te uległy naciskom. Zawodowym koszykarzom dano zielone światło. Mogli wziąć udział w igrzyskach.

Czytaj też: Po zwycięstwo! Do czego zdolni byli sportowcy, by pokonać przeciwników?

Jeśli on jedzie, ja nie jadę

Komisja selekcyjna, na czele której stanął Rod Thorn, rozpoczęła pracę. Thorn nie zastanawiał się długo, do kogo zadzwonić najpierw. Złapał za telefon i wybrał numer Michaela Jordana, absolutnej gwiazdy ligi i faceta, który był najistotniejszym elementem całej układanki. Przewodniczący przedstawił „MJ-owi” swoją wizję. Gwiazdor Chicago Bulls słuchał i zadawał pytania. Najbardziej ciekawiło z kim przyjdzie mu grać w drużynie. Ponoć działacz miał usłyszeć: „Rod, nie chcę grać, jeśli Isiah Thomas ma być w zespole”.

Thomas był gwiazdą Detroit Pistons. Na przełomie lat 80. i 90. „Bad Boys” mocno dali się we znaki Jordanowi. Grali twardą i bezkompromisową koszykówkę, część ekspertów twierdziła, że wręcz brudną i wymierzoną w najlepszych zawodników przeciwnych drużyn. Michael stał się ofiarą Isiaha i spółki, dlatego za nim nie przepadał. Dodatkowo w 1991 roku, po finałowym meczu Konferencji Wschodniej, pokonani gracze z Detroit nie uścisnęli dłoni konkurentom z Chicago, okazując im brak szacunku. Ale czas pokazał, że nie tylko Jordan nie chciał grać z Thomasem. Dla dobra zespołu gwiazda Pistons została w domu.

Thorn nie zastanawiał się długo, do kogo zadzwonić najpierw. Złapał za telefon i wybrał numer Michaela Jordanafot.Pepitoet /CC BY-SA 4.0

Thorn nie zastanawiał się długo, do kogo zadzwonić najpierw. Złapał za telefon i wybrał numer Michaela Jordana

Selekcja trwała. Do gry w „Dream Teamie” – nazwy tej pierwszy raz użyto w lutym 1991 roku na okładce magazynu „Sports Illustrated” – przekonano Magica Johnsona i Larry’ego Birda. Chociaż obaj zawodnicy borykali się z problemami zdrowotnymi, to decyzję o włączeniu się do projektu podjęli natychmiast. Kilka lat wcześniej ich rywalizacja napędzała ligę NBA, a oni, mimo że byli rywalami z parkietów, darzyli się ogromnym szacunkiem. Gdy Johnson poznał kompletny skład powiedział: „Mnie najbardziej poruszało to, że zagram w końcu w tym samym zespole co Larry Bird. Obaj zawsze o tym marzyliśmy”.

W maju 1992 roku świat wreszcie poznał „Drużynę Marzeń”. W jej skład – prócz wspomnianych Jordana, Johnsona i Brida – weszli jeszcze: Scottie Pippen, John Stockton, Karl Malone, Patrick Ewing, Chris Mullin, David Robinson, Charles Barkley, Clyde Drexler i jedyny gracz uniwersytecki – Christian Laettner. Na czele grupy stanął trener Chuck Daly.

Czytaj też: Ateny 1896. Pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie

Jak zlepek egoistów stał się drużyną?

Może się wydawać, że Daly ze swoim sztabem otrzymali pracę życia – mieli tylko organizować treningi i dbać o swoich zawodników. Rzeczywistość okazała się brutalna. Już pierwsze zajęcia przekonały szkoleniowca, że ma przed sobą koszykarski gwiazdozbiór, w którym ważniejsze niż dobro drużyny jest ego każdego jej członka. Każdy chciał być tym najlepszym. Oddawać decydujące rzuty.

W trakcie treningów dochodziło do starć, które były pokłosiem meczów ligowych. Jordan o palmę pierwszeństwa walczył z Jonsonem, często będąc przez niego prowokowanym. Karl Malone i Charles Barkley skupiali się na swojej wewnętrznej wojnie, w której stawką był tytuł najlepszego silnego skrzydłowego świata. Media doszukiwały się też konfliktu na linii Daly–Jordan. Przecież trener prowadził wcześniej Detroit Pistons, a chłopcy z Chicago mieli z nimi na pieńku. Sensacje okazały się bredniami, a obu panów połączył golf, który uwielbiali.

24 czerwca drużyna przegrała sparingowy mecz z reprezentantami ligi NCAA. Tej grupie brakowało tego, co najważniejsze w sportach zespołowych – chemii. Gwiazdy, przekonane o swojej wielkości, zostały ograne przez onieśmielonych studentów. Po latach członkowie sztabu szkoleniowego twierdzą, że w tamtym spotkaniu Chuck Daly celowo dokonywał częstych roszad w składzie, zmieniał taktykę i długo trzymał na ławce Jordana. On ten mecz odpuścił. Jeśli to prawda, to było to posunięcie genialne. Szkoleniowiec dzięki porażce zyskał coś więcej – kontrolę nad graczami. Przekonał ich, że są tylko ludźmi. Oswoił z przegraną. Efekt? Dzień później zespół wziął srogi rewanż na studentach.

Magic wspominał: „W Portland nasi przeciwnych przed każdą grą prosili o pozowanie do zdjęć pamiątkowych, ale najbardziej zadziwiało, że zdarzało się to również podczas meczu”.fot.domena publiczna

Magic wspominał: „W Portland nasi przeciwnych przed każdą grą prosili o pozowanie do zdjęć pamiątkowych, ale najbardziej zadziwiało, że zdarzało się to również podczas meczu”.

Pierwszym poważnym sprawdzianem dla „Dream Teamu” były mistrzostwa Ameryki rozegrane w Portland. Na przełomie czerwca i lipca 1992 roku reprezentanci USA zdeklasowali konkurencję, ale to nie wymiar sportowy najmocniej wrył się w ich pamięć. Magic wspominał:

W Portland nasi przeciwnych przed każdą grą prosili o pozowanie do zdjęć pamiątkowych, ale najbardziej zadziwiało, że zdarzało się to również podczas meczu. Facet kozłował piłkę i zatrzymywał się znienacka przed swoją ławką, żeby inni kolesie mogli pstryknąć dobre zdjęcie.

Dwunastu wybranych, z których aż jedenastu trafi później do koszykarskiej Hall of Fame, zrozumiało, że są zjawiskiem nie tylko sportowym, ale i kulturowym. Podziwianym przez kibiców, dziennikarzy i przeciwników.

Przed turniejem olimpijskim drużyna zameldowała się w Monako. Trenowała, rozgrywała gry sparingowe i korzystała z uroków Monte Carlo. W jednej z tamtejszych hal doszło wówczas do starcia Niebieskich, na czele których stał Magic Johnson, i Białych – dowodzonych przez Michaela Jordana. Eksperci twierdzą, że w czasie tej potyczki doszło do pokoleniowej zmiany warty, a nieustannie zaczepiany i prowokowany przez Magica Michael udowodnił, że to on jest najlepszy na świecie. Zresztą, po ostatnim gwizdku Jordan podszedł do Johnsona i Birda i powiedział: „Hej Magic! Jest nowy szeryf w mieście!”.

Cała trójka miała wybuchnąć śmiechem. W Monako zrodziła się kompletna, scalona i spoglądająca w jednym kierunku drużyna. To tam tworzyły się wieloletnie przyjaźnie i wzajemny szacunek. Połączenie tego wszystkiego z wielkimi umiejętnościami sportowymi sprawiło, że w Barcelonie kibice byli świadkami niesamowitego show. Spektaklu, jakiego świat nigdy wcześniej – ani później – nie widział.

Najpiękniejszy zespołowy występ w historii igrzysk

Samolot z „Drużyną Marzeń” wylądował w stolicy Katalonii 24 lipca 1992 roku. Zainteresowanie, z jakim spotkali się koszykarze, przerosło wszelkie oczekiwania. Ludzie ustawiali się wzdłuż ulic, którymi podróżowali gracze. Krzyczeli, gdy tylko któryś z nich znalazł się w zasięgu wzroku. Przepychali się z plakatami lub kartkami papieru w ręku, byle tylko dostać autograf. Wszystko wyglądało jak zbiorowa psychoza.

Reprezentanci USA zostali zakwaterowani w luksusowym hotelu, a nie – jak pozostali uczestnicy igrzysk – w wiosce olimpijskiej. Chodziło o bezpieczeństwo. W prasie i telewizji na bieżąco informowano o ich poczynaniach. Przed pierwszym meczem Amerykanów zorganizowano konferencję prasową. Wiele pytań dziennikarze kierowali w stronę Barkleya – wesołego i bardzo bezpośredniego chłopaka. „W naszych sercach drzemie chęć zemsty za 1972 i 1988 rok. Nie wiem gdzie leży Angola, ale wiem, że Angola ma problem”.

Charles się nie mylił. Od pierwszego pojedynku, właśnie z Angolą, „Dream Team” miażdżył kolejnych przeciwników. W drodze do finału gracze ze Stanów Zjednoczonych pokonali: Angolę, Hiszpanię, Niemcy, Brazylię, Chorwację, Puerto Rico i Litwę. Grali jak z nut, gromiąc rywali ze średnią blisko 45-punktową przewagą.

8 sierpnia 1992 roku, w starciu o olimpijskie złoto spotkali się z Chorwatami. Na czarnym rynku bilet na ten mecz kosztował ponoć trzy tysiące dolarów! Pierwsze minuty gry były bardzo wyrównane, a w pewnym momencie dość nieoczekiwanie to drużyna Toniego Kukoča i Dražena Petrovića objęła prowadzenie (25:23). Fakt ten tylko rozzłościł Jordana i spółkę. Kiedy rozbrzmiała ostatnia syrena, na tablicy wyświetlany był wynik: 117:85. Dla Amerykanów.

8 sierpnia 1992 roku, w starciu o olimpijskie złoto spotkali się z Chorwatami. Na czarnym rynku bilet na ten mecz kosztował ponoć trzy tysiące dolarów!fot.Gapvenezia /CC BY-SA 3.0

8 sierpnia 1992 roku, w starciu o olimpijskie złoto spotkali się z Chorwatami. Na czarnym rynku bilet na ten mecz kosztował ponoć trzy tysiące dolarów!

Ceremonia wręczenia złotych medali miała w sobie element irracjonalny. Kiedy hiszpański spiker zapraszał na najwyższy stopień podium zwycięzców, Michael Jordan chował twarz w dłoniach, Magic Jonson przytulał każdego napotkanego kolegę, a zazwyczaj wesoły Charles Barkley – stał niczym posąg. Oni, najlepsi zawodnicy z najlepszej ligi świata, giganci koszykówki – nie kryli łez. Scottie Pippen o chwili, w której odebrał złoty medal, mówił: „Przechodziły mnie dreszcze. To była nagroda, która – jak wcześniej myślałem – nigdy mi się nie przytrafi. Zrobić to na takiej imprezie, z taką grupą graczy – to coś, czego nigdy nie zapomnę”.

„Dream Team” na stałe zapisał się w świadomości kibiców, jako najlepszy zespół w historii sportu. I to bez względu na dyscyplinę. Każda kolejna reprezentacja koszykarzy wysyłana z USA na igrzyska olimpijskie musi mierzyć się z jego legendą.

Ale fenomen tamtego zespołu wykracza daleko poza kontynent amerykański. Po igrzyskach olimpijskich w Barcelonie popularność koszykówki na świecie eksplodowała. Nastolatkowie, zauroczeni „Drużyną Marzeń”, rozpoczynali treningi z nadzieją, że kiedyś trafią do NBA. W Polsce również mieliśmy do czynienia z „basket-boomem”, czego przykładem jest ogromna popularność programu telewizyjnego „Hej, hej, tu NBA” lub moda na bazarowe czapki z daszkiem zdobione herbami ekip tej ligi. To, co „Dream Team” zrobił dla koszykówki, było, jest i pozostanie nieśmiertelne.

Finałowy mecz USA – Chorwacja

Bibliografia

  1. Jack McCallum, Dream Team, wyd. SQN.
  2. M. Wawrzynowski, Sportowe rewolucje. Dream Team, czyli najlepsza drużyna, jaka kiedykolwiek istniała, Sportowe Fakty, Wp.pl (dostęp: 14.04.2021).
  3. Magic Jonson, William Novak, Moje życie, wyd. Atlantis.
  4. M. Mendelski, Dream Team jest tylko jeden, Historia NBA (dostęp: 14.04.2021).
  5. Film dokumentalny, Dream Team 1992.

KOMENTARZE (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mirek57

Tylko zapomina się o tym, że wiele miesięcy zajęło wynegocjowane wyjęcia ekpy USA z badań antydopingowych. I tyle w temacie :(

Zobacz również

Zimna wojna

Jego programy gromadziły rzesze widzów, książki rozchodziły się w milionowych nakładach. To on nauczył Polaków majsterkowania!

Jak zrobić ze starej pralki samochód, a z puszki po konserwie – radio? Tego uczył Polaków Adam Słodowy, prowadzący kultowego programu „Zrób to sam”.

19 grudnia 2022 | Autorzy: Piotr Janczarek

Zimna wojna

Przez jego łóżko miało się przewinąć nawet 20 tysięcy kobiet! Z równym zapałem kolekcjonował rekordy NBA

Kiedy grał, śrubował rekordy – nie tylko strzeleckie. Widowiskowość, jaką gwarantował, sprawiała, że kasy biletowe zapełniały się dolarami. Każdy kibic NBA chciał obejrzeć go w...

2 maja 2021 | Autorzy: Tomek Sowa

Zimna wojna

Chleba, igrzysk i... polityki. Sportowcy na froncie zimnej wojny

W Moskwie, w 1980 roku, i w Los Angeles – cztery lata później – zimna wojna zagościła na olimpijskich arenach. Nigdy w dziejach igrzysk polityka...

22 marca 2021 | Autorzy: Tomek Sowa

Dwudziestolecie międzywojenne

Dla zwycięstwa poświęcali zdrowie, a nawet życie. Ci sportowcy w dążeniu do sukcesu poszli o krok za daleko

Ayrton Senna, legendarny kierowca Formuły 1, powiedział kiedyś, że zdobycie drugiego miejsca oznacza tak naprawdę bycie pierwszym przegranym. Bo prawdziwi sportowcy trenują po to, by...

18 marca 2021 | Autorzy: Tomek Sowa

Historia najnowsza

Przebierańcy, dowcipnisie i zwyczajni kanciarze. Najbardziej „kreatywni” oszuści w dziejach sportu

Oszustwa w sporcie są tak stare, jak sam sport. Pragnienie zwycięstwa, sławy i pieniędzy nieraz popychało zawodników do niecnych czynów. Doping farmakologiczny, techniczny, nieczyste zagrania,...

30 grudnia 2020 | Autorzy: Tomek Sowa

XIX wiek

Ze szkolnej sali gimnastycznej na światowe areny. Jak narodziły się najpopularniejsze sporty zespołowe?

Miliardy kibiców, miliony zawodników i setki tysięcy meczów – tak wygląda dziś piłka nożna, koszykówka i siatkówka. Aż trudno uwierzyć, że początki tych dyscyplin związane...

20 grudnia 2020 | Autorzy: Tomek Sowa

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.