Kazimiera Iłłakowiczówna wielką poetką była. To powszechnie znany fakt, tak samo jak ten, że przez prawie dziewięć lat pełniła funkcję sekretarza Józefa Piłsudskiego. Jednak mało kto słyszał, że literatka w pewnym momencie została – jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli – menadżerem Marszałka. Dodajmy, bardzo skutecznym menadżerem!
Józef Piłsudski poznał Iłłakowiczównę w Krakowie, gdy ta była jeszcze nastolatką. Jej siostra Barbara w tym czasie współpracowała z przyszłym Komendantem w roli tłumacza różnego rodzaju broszur i literatury wojskowej. Kazimiera początkowo niezbyt interesowała się działalnością „Ziuka” i jego otoczenia. Ba, wręcz śmiała się – jak sama wspominała po latach – z całej tej niepodległościowej retoryki. Uważała bowiem, że są to ludzie, którzy nawet muchy nie zabiją, a co dopiero mówić o walce zbrojnej z zaborcą. Wszystko uległo zmianie w trakcie Wielkiej Wojny, kiedy zapałała żarliwą wiarą w Józefa Piłsudskiego, której nie wyzbyła się aż do śmierci.
Tajna misja pani sekretarz
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości niemal natychmiast zgłosiła się do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, gdzie przez osiem lat była urzędniczką. W momencie wycofania się Piłsudskiego z życia publicznego w 1923 r. jej poglądy często narażały ją na szykany ze strony współpracowników. Ona jednak w żadnym wypadku nie miała zamiaru zmieniać swoich przekonań.
Być może właśnie ten upór zaimponował Marszałkowi, który latem 1926 r. zaproponował poetce, by ta została jego sekretarzem w Ministerstwie Spraw Wojskowych.
Początkowo praca nie sprawiała przyjemności Iłłakowiczównie. Odpowiadanie na tysiące listownych próśb i przyjmowanie dziesiątek petentów nijak się miały do wymarzonej osobistej współpracy z Józefem Piłsudskim. Wszystko to uległo zmianie pewnego listopadowego popołudnia, gdy dzwonek wezwał panią sekretarz do gabinetu ministra. Piłsudski właśnie skończył pisać – jak sam to nazwał – wywiad ze sobą pod tytułem „Ludzie bez wczoraj, ludzie bez jutra”.
Teraz Kazimiera miała go przepisać i przynieść gotowy tekst Komendantowi. Zdawać by się mogło kompletnie rutynowe polecenie służbowe. Nic z tych rzeczy. Po tym jak poetka zrobiła, co do niej należało nastąpiła niespodzianka. Piłsudski bowiem ni z tego, ni z owego powiedział:
– Ja, uważasz jestem także literatem i dość dużo zarabiam jako literat. Więc ty mi ten wywiad sprzedasz do gazet. Możesz to zrobić? Ja się ciebie pytam, no bo to nie należy do twoich obowiązków. Jak nie będziesz chciała, albo nie potrafisz, to mi to zrobi kto inny.
Nieoczekiwana propozycja nieco zbiła z tropu poetkę, która jednakże szybko odzyskała rezon i podjęła się nietypowego zadania. Jako że wcześniej nigdy czegoś podobnego nie robiła, zapytała Marszałka czy wybrał już konkretną gazetę w której tekst zostanie opublikowany oraz o wysokość honorarium jakiego ma żądać. O ile w pierwszym przypadku Piłsudskiemu było wszystkie jedno, byle tekst wydrukowała tylko jedna gazeta, to odpowiadając na drugie pytanie Pan Marszałek roześmiał się.
– Oho, ja jestem drogi! Niech ci się nie zdaje. Ostatni mój wywiad przyniósł mi około ośmiu tysięcy złotych.
Zastanawiacie się czy to dużo czy mało? Jak na owe czasy była to iście bajońska suma. Dla porównania prezes rady ministrów zarabiał wtedy miesięcznie nieco ponad 1600 złotych, a nauczyciel szkoły powszechnej niespełna 250 złotych. Przed poetką-menadżerem stanęło wobec tego niełatwe zadanie. Dodatkowo, cała sprawa miała zostać utrzymana w ścisłej tajemnicy.
Artykuł Marszałka drogo sprzedam
Zaraz po tym jak pani sekretarz opuściła gabinet Piłsudskiego ruszyła z kopyta do roboty. Po zasięgnięciu języka u kolegów zorientowanych w realiach prasowych Warszawy, w pierwszej kolejności zadzwoniła do redakcji „Kuriera Porannego”. Dziennik był znany z propiłsudczykowskich sympatii, dlatego też jego właściciel Feliks Fryze z miejsca wyraził chęć zakupu artykułu. Niestety, cena jaką usłyszał podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. Z rozbrajającą szczerością wypalił: Ależ proszę pani, to cena niemożliwa. „Kurier” nie może płacić takiego honorarium. Nie mamy pieniędzy. N i k t takich pieniędzy nie ma.
Niezrażona niepowodzeniem Iłłakowiczówna zwróciła się w następnej kolejności do „Dnia Polskiego”. Tam również nie dysponowano od ręki wymaganą kwotą, dodatkowo redaktorzy chcieli wcześniej zobaczyć za co mają zapłacić takie pieniądze. Poetka-menadżer nie miała jednak zamiaru iść na żadne ustępstwa, w końcu – chociaż raz – to ona dyktowała warunki.
Po dwóch nieudanych próbach Kazimiera zdecydowała się zadzwonić do redakcji „Expresu Porannego” – bardzo poczytnego, ale nie darzonego ani krztyną szacunku warszawskiego tabloidu. Swoistego protoplasty gazet takich jak Fakt czy Super Express. Tym razem trafiła w dziesiątkę. Zresztą oddajmy głos naszej bohaterce, która tak opisała całą sprawę we wspomnieniach:
– Co? Wywiad pana Marszałka! Gdzie jest? Bierzemy zaraz.
– Powoli panowie. Kosztuje osiem tysięcy złotych.
– Bierzemy. Czy można obejrzeć wywiad?
– Nie można. Przeczytam go panom w redakcji, po otrzymaniu honorarium.
– Zrobione, prosimy jak najprędzej.
Jak widać Piłsudski dobrze trafił z wyborem „menadżera”. Teraz wszystko potoczyło się błyskawicznie. Iłłakowiczówna zainkasowała honorarium, a nakład dziennika z wywiadem rozszedł się dosłownie na pniu, ale to nie koniec całej historii. Gdy nadszedł czas zdać raport Marszałkowi z transakcji nagle okazało się, że kwota wynegocjowana przez Kazimierę była zdecydowanie… za wysoka!
Dokładnie tak. Jak wyjaśnił skonfundowanej podwładnej Piłsudski, wspomniane wcześniej osiem tysięcy otrzymał łącznie od wszystkich pism w których ukazał się jego poprzedni artykuł. Nie ma jednak tego „złego”, co by na dobre nie wyszło. Pokaźna suma została bowiem przekazana na biednych, a Marszałek był pod wielkim wrażeniem talentów swojego sekretarza, kwitując całą sprawę słowami:
– To z ciebie zuch – widzę. A mówią, że literatura nie popłaca!
Źródła:
Podstawowe:
- Kazimiera Iłłakowiczówna, Ścieżka obok drogi , Warszawa 1939 (reprint 1989).
Uzupełniające:
- Andrzej Paczkowski, Prasa polska w latach 1918-1939, Warszawa 1980.
- „Rocznik Statystyki Rzeczypospolitej Polskiej 1927”, Warszawa 1927.
KOMENTARZE (10)
Wybrane komentarze z portalu Wykop.pl http://www.wykop.pl/link/1789332/marszalek-pilsudski-mial-wlasnego-talent-managera/
histeryk_13: Te osiem tysięcy złotych za artykuł, to faktycznie był niezły majątek. Z tego co kojarzę w drugiej połowie lat 20. można było za to kupić całkiem dobry samochód. Podejrzewam, że mogło to być najwyższe honorarium jakie zapłaciła jakaś gazeta za jeden tekst w II RP.
BTW Iłłakowiczówna na tym zdjęciu ma hipnotyzujące spojrzenie
sanger: Skończcie z tym wielbieniem Piłsudskiego. Był socjalistą, ale jednocześnie był odpowiednim człowiekiem na trudne czasy, bo potrafił wziąć za mordę, ale nie zapominajmy o tym, że ostatecznie zostawił za sobą słabą nieuzbrojoną Polskę, która szybko uległa Niemcom i Rosjanom. Był przeciwnikiem wszelkich nowości w wojsku, tradycjonalista, który uważał że najważniejsza jest odwaga żołnierzy i to decyduje o zwycięstwie.
histeryk_13: @sanger: No i po cóż powielać wszystkie stereotypy na temat Marszałka i jego rzekomej niechęci do unowocześniania armii? , który bardzo ładnie wyjaśnia jak było naprawdę.
julbo: @sanger: nie prawda – to wszak w czasie obrony Lwowa polskie wojska przeprowadzały manewry wojsk pancerno-zmechanizowanych na miarę wojny błyskawicznej. Koncepcje nowoczesnych broni jak Łoś, TP7, motocykl Sokół, działka Boforsa czy rusznice UR albo np. baza Małaszewicze to chyba powstało za czasów Marszałka, nie?
Po prostu w sytuacji takiej jakiej mieliśmy przez 21 lat trwania II RP mieliśmy tego wszystkiego trochę za mało i za późno.
A koni to używały wszystkie armie nawet długo później, więc nie ma się co czepiać.
wollypat: „słabą nieuzbrojoną Polskę, która szybko uległa Niemcom i Rosjanom”
@sanger: hmm…znajdź mi kraju który wygrałby z takimi dwoma krajami w tym okresie – bez oficjalnego wypowiedzenia wojny, bez pomocy sojuszników.
Jedynym błędem i to nie Piłsudskiego a Becka było tak wczesne przystąpienie do wojny.
Nie pamiętam czy to było w tej książce czy innej, ale Iłłakowiczówna bardzo ciekawie pisała o zamachu majowym. Jeśli ktoś nie znałby jej sympatii i związków z marszałkiem, mógłby pomyśleć, że to jakaś endeczka. A przynajmniej – stronniczka prezydenta Wojciechowskiego.
Ogółem ciekawa kobieta, choć dzisiaj chyba mało kto ją pamięta…
@Robert: Najprawdopodobniej chodzi o opis pochodzący z wykorzystanej tutaj książki. A czy Iłłakowiczówna jest zapomniana? W moich szkolnych czasach przerabialiśmy jej wiersze, ale być może teraz już się tego nie robi, w końcu minęło już parę ładnych latek odkąd skończyłem edukację.
Mocna babka, respekt. Nigdy bym ńie pomyslal ze pilsudski mial takie zaufanie do kobiet.
Marszałek i kobiety to bardzo ciekawy temat. A co do Iłłakowiczówny polecam jej wspomnienia, na których został oparty artykuł. Można tam znaleźć wiele innych interesujących historii.
Teraz w Polsce przydałby się Piłsucki żeby chołote w sejmie chwycić za morde.
Dzisiaj w Polsce jest potrzebny Marszałek Piłsucki żeby chołote w sejmie chwycił za morde.
Poznaniak może, ale prawdziwy Poznańczyk nigdy by mordercy 400 Polaków dla własnych, chorych ambicji nie pochwalił!!
Brawo poznaniak.Święta prawda A najlepiej zrobić zamach majowy i reaktywować Bereze-Kartuską
PRECZ z Natowską okupacją
no normalnie takie treści to pis-na wode
koniec z celebrowaniem mordercy POLAKÓW wielkiego szkodnika POLSKI