Wianki na wodzie w Noc Kupały, święte gaje, postrzyżyny dorastających chłopców – takie są typowe wyobrażenia dotyczące obrzędowości dawnych Słowian żyjących nad Wisłą i Odrą. Romantyczną wizję obyczajów i religii naszych przodków ukształtowały dzieła literackie, ze słynną „Starą Baśnią” na czele. Czy jednak rzeczywiście bóstwa czczone przez Słowian zadowalały się tak „miłymi” obrzędami? Niekoniecznie. Zapiski kronikarzy i badania archeologiczne wskazują, że słowiańscy bogowie pragnęli ludzkiej, w tym i dziecięcej, krwi...
Na początek ważne zastrzeżenie, które koniecznie trzeba poczynić pisząc o religii Słowian. Nie wiemy o niej niemal nic pewnego. Nasi przodkowie nie zostawili żadnej spisanej mitologii, nie zachował się żaden epos na podobieństwo starogermańskiej Eddy Poetyckiej, stąd badania nad religią Słowian są błądzeniem po omacku. Zwłaszcza, gdy mowa o ludach żyjących w centrum obecnej Polski. O religijność plemion Połabia i Pomorza wspominali niemieccy kronikarze, sporo źródeł traktuje też o Rusi. Na temat plemion żyjących w głębi gęstych borów nad Wisłą i Odrą nie wspomina się prawie w ogóle.
Sytuacji nie poprawia fakt, że badacze dysponują skromnymi pozostałościami materialnymi. Jak barwnie określił to Stanisław Urbańczyk: historia badań nad religijnością Słowian, to historia rozczarowań.
Dziecko na ofiarę?
Być może dlatego odkrycie z Płocka, którego dokonano w 1959 r. zelektryzowało w tamtym czasie naukowców. Wydawało się, że wreszcie badacze znaleźli coś namacalnego, co w jakimś stopniu zasypywało dziurę naszej niewiedzy.
Mowa o tzw. uroczysku pogańskim odkrytym na Wzgórzu Tumskim w Płocku. W 1959 roku rozpoczęły się tam wykopaliska na dziedzińcu dawnego opactwa benedyktyńskiego, gdzie archeolodzy natrafili na pozostałości zabudowy grodu z XI w. W tych znaleziskach nie było nic sensacyjnego, ale wkrótce okazało się, że pod ujawnioną warstwą są ślady starsze – z czasów pogańskich.
Badania prowadził tam archeolog Włodzimierz Szafrański. On to na podstawie śladów materialnych ukuł hipotezę na miarę filmu grozy, którego nie powstydziłby się Hollywood. Oto w Płocku znajdowało się pogańskie miejsce kultu, gdzie kowal – kapłan składał krwawe ofiary przed posągiem bóstwa.
Ślady wskazywał, że poświęcił konia, ale to nie wszystko…. Według naukowca bóstwo czczone w tym miejscu pragnęło ludzkiej krwi i taką dostało – 12-letnią dziewczynkę, której kowal rozłupał głowę kamiennym tłukiem…
Co skłoniło badacza do ukucia tak makabrycznej wizji?
Wszystko co znalazł Szafrański to pozostałość słupa, który zidentyfikował jako słowiańskiego idola, czyli posąg bóstwa, oraz kilka ułożonych na sobie płasko kamieni otoczonych przez cztery doły w ziemi w kształcie półokręgu, w których znajdowały się pozostałości ceramiki i kości zwierzęce – w tym czaszka konia bez żuchwy, a także kość zidentyfikowana jako należąca do… dziecka. Szafrański uznał, że doły w ziemi to pozostałości zniczy/ognisk ofiarnych, płonących podczas mrocznych obrzędów. Niedaleko miejsca kultowego, odkrył natomiast ślady kuźni, co sugerowało, że kapłanem, czarownikiem był właśnie kowal.
„(…)płockie uroczysko tworzył półokrąg czterech ognisk-zniczów w głębokich jamach. W części centralnej łuku ognisk znajdował się owalny ołtarz ofiarny z ułożonych płasko kamieni polnych – pisał w opracowaniu Castrum i Castellum płockie w świetle wykopalisk.
Kowal – kapłan (żerca), co było typowe dla ówczesnego społeczeństwa, miał składać ofiary pod czworokątnym słupem, który według badacza, w przeszłości na swoim czubku mógł mieć także wizerunek bóstwa. Odrąbana głowa końska mogła zawisnąć na kamiennym posągu.
Ofiara z konia, jako zwierzęcego wcielenia ducha zboża, bóstwa urodzaju, miałaby więc zapewnić obfite plony. Na tego rodzaju ofiary składane na płockim, pogańskim uroczysku wskazywałyby znalezione obok wspomnianego ołtarza wśród kości zwierząt ofiarnych także kości konia, wśród których jedna była nawet opalona w ogniu. Można sobie wyobrazić uroczystą ucztę obrzędową, na której spożywano ofiarę złożoną bóstwu, które zadowalało się samym łbem końskim
– pisał naukowiec.
Makabryczna wizja, zgodnie z którą kapłan najpierw podrzyna zwierzęciu gardło, następnie odrąbuje mu czaszkę, którą wiesza nad obejściem bądź na słupie, a później rytualnie zjada resztę zwłok zwierzęcia, to jednak nie wszystko.
Przy ołtarzu ofiarnym, wśród kości zwierzęcych znaleziono bowiem właśnie fragment czaszki 12-letniej dziewczynki. Obok leżał kamienny tłuk, prawdopodobnie narzędzie zbrodni rytualnej.
Na szczególną uwagę zasługuje wspomniany ślad krwawej ofiary ludzkiej. Dokonano jej chyba przy pomocy porzuconego obok kamiennego tłuka, który najprawdopodobniej służył do rozdrabniania rudy darniowej, jako namiastka młota kowalskiego. Mógł więc również posłużyć czarownikowi, kapłanowi pogańskiemu, (…) do rytualnego zabicia ofiary
– wnioskował Szafrański.
Kamieni kupa
Mroczna wizja krwawych pogańskich obrzędów, jakich rzekomo dokonywano w Płocku, nie przetrwała próby czasu. Kolejni badacze, którzy zajmowali się tematem z rosnącą rezerwą podchodzili do rewelacji Szafrańskiego. Dziś uznaje się, że badacz – łagodnie mówiąc – nadinterpretował rzeczywistość.
Współczesne badania, które rozpoczęły się w latach 90. ubiegłego wieku wskazują na znacznie mniej sensacyjne przeznaczenie odkrytych elementów. Okazało się, że były one znacznie późniejsze niż sądził Szafrański, często nawet o wiek. Wgłębiania w ziemi, w których znaleziono rozbitą ceramikę i pozostałości kości, a które miały pełnić rolę zniczy ofiarnych zinterpretowano jako… jamy śmietnikowe wczesnośredniowiecznej osady. Jej mieszkańcy pozbywali się tu odpadów. Pozostałości słupa, który miał być posągiem bóstwa to po prostu fragment średniowiecznej budowli. Ołtarz ofiarny okazał się niczym więcej, niż przypadkową kupą kamieni.
A co z najmocniejszym elementem teorii, a mianowicie fragmentem czaszki? Wg badaczy mogła ona pochodzić z któregoś z sąsiednich grobów. Tuż obok rzekomego „miejsca kultu” od końca XI do końca XVIII w. znajdował się kościół, przy którym cały czas chowano zmarłych. Badacze podkreślają , że pod całym dziedzińcem opactwa są groby i jamy, w których składano kości ze starszych pochówków robiąc miejsce na nowe i prawdopodobnie takie jest pochodzenie tej czaszki.
Ofiara dla domowika
Czy obalenie teorii Szafrańskiego jednocześnie jest dowodem przeciwko ofiarom z ludzi u naszych przodków? Nie. Są inne przesłanki wskazujące, że coś „było na rzeczy”.
Wiemy doskonale o tzw. ofiarach zakładzinowych, dokonywanych podczas budowy domu. To jeden z ciekawszych obrzędów słowiańskich. Nasi przodkowie wierzyli, że domostwami ludzkimi opiekują się duchy, często utożsamiane ze zmarłymi – tzw. domowiki. To im podczas budowy nowego domostwa należało złożyć ofiarę, w kącie pomieszczenia. Mogła nią być głowa konia, lub innego zabitego zwierzęcia – np. tura, czy koguta. Składano też ofiarę z jajek czy zbóż.
Czy to wszystko? Niekoniecznie. W Gdańsku, pod podłogą domu z XII i XIII wieku odkryto szkielet niemowlęcia. Czy zostało złożone na ofiarę? Badacze nie formułują tak śmiałej tezy. Mogło być to np. dziecko przedwcześnie zmarłe, intencjonalnie pochowane przez rodziców itp. Podobnego odkrycia dokonano również w Poznaniu. Ludzką czaszkę w podwalinach domu z VIII wieku znaleziono także w Santoku.
Krew chrześcijanina
Znacznie bardziej pewne jest, że rytualne mordy spotykały chrześcijańskich misjonarzy. Kroniki średniowieczne odnotowują, że kapłani słowiańscy często ofiarowali bogom duchownych próbujących nawrócić ich na wiarę w Chrystusa.
Wzmianki o ofiarach ludzkich, dostarcza nam m.in. kronikarz niemiecki Thietmar. Wspomina, że około 990 roku, po przegranej wojnie sojuszników czesko–wieleckich (plemiona żyjące między Odrą a Łabą) z Mieszkiem I, Wieleci zdobyli nieznany z nazwy gród, którego wódz został natychmiast złożony na ofiarę, w celu wybłagania u bogów bezpiecznej drogi powrotnej do domu.
Formą rytualnego mordu była przede wszystkim dekapitacja (obcięcie głowy), połączona czasem z truncatio (ćwiartowanie, lub obcięcie członków). Tak właśnie zginął biskup Jan z Meklemburga, który wyruszył z misją chrystianizacyjną do Słowian połabskich. Wg kronikarza Adama z Bremy w 1066 roku biskup został schwytany w Mechlinie (gród słowiańskich Redarów, na terenie dzisiejszej Meklemburgii w Niemczech), następnie przewieziony do świątyni w Radogoszczy, (dziś Gross Raden w Niemczech) która była głównym miejscem kultowym Redarów. Tam, kiedy męczennik odmówił wyparcia się Chrystusa, został złożony w ofierze. Biskupowi odcięto głowę oraz odrąbano kończyny. Jego ciało porzucono, a głowę nabito na włócznię i poświęcono pogańskiemu bóstwu.
O morderstwach rytualnych dowiadujemy się też z zapisków saskiego duchownego i historyka Helmolda z Bozowa w Wargii (obecnie Bosau – Niemcy). Towarzyszył on jako kronikarz niemieckim wyprawom chrystianizacyjnym na Połabiu i Pomorzu Zachodnim. Autor Chronica Slavorum, czyli „Kroniki Słowian” szeroko opisywał obyczaje panujące w jednym z największych miast portowych Słowian, a mianowicie w Arkonie na Rugii:
Z wszystkich też krajów słowiańskich przychodzą tam [ludzie] z zapytaniami do wyroczni i płyną roczne opłaty na ofiary. Nawet kupcom, którzy by przypadkiem do nich przybyli, nie pozwalają na rozpoczęcie handlu, zanim bóstwu nie ofiarują czegoś cenniejszego ze swoich towarów.
Kronikarz wspomina, że na ofiary ludzkie, składane Świętowitowi chętnie wybierano pojmanych duchownych chrześcijańskich:
Trudno jest nawet zdać sprawę z tego, jak okrutną śmierć zadawali chrześcijanom: jednym wypuszczali wnętrzności wbijając na pal, innych przybijali do krzyża szydząc ze znaku naszego Odkupienia. Według ich bowiem zdania największych zbrodniarzy należy krzyżować. Tych zaś, których zachowają przy życiu w nadziei pieniężnego okupu, takimi torturami męczą, tak silnie więzami krępują, że wprost nie do wiary.
Relacje o ludzkich ofiarach dotyczą też wschodniej Słowiańszczyzny. W Powieści Lat Minionych, staroruskim tekście opisującym historię państwa od samych początków do XII wieku, narrator wspomina, że Włodzimierz Wielki rządzący w Kijowie postawił cały szereg idoli pogańskich, którym oddawano ofiary. O rodzaju tych ofiar decydowały wyrzucone wcześniej losy.
(…) postawił bałwany na wzgórzu teremnym (…) I składali im ofiary nazywając bogami, i przywodzili syny swoje i córy na ofiary biesom
Z kolei arabski podróżnik ibn Rosteh w zapiskach z X wieku wspominał, że Rusowie„mają lekarzy, którzy kierują ich królami, tak jakby byli ich panami i wymagają od nich ofiar z kobiet, mężczyzn lub bydła, wedle ich wyboru (…). Lekarz bierze osobę ludzką lub bydle, zarzuca sznur na szyję, przytwierdza do deski aż duszę z niego wydrze i mówi, że to „ofiara dla Boga”.
Żona pod nóż
Według Thietmara po śmierci mężczyzny słowiańska społeczność składała w ofierze jego żonę.
Palą oni swych zmarłych , gdyż czczą ogień. Po pogrzebie każdego męża, którego palono na stosie, obcinano głowę jego żonie i w ten sposób dzieliła jego los po śmierci.
Problem w tym, że poza zapiskami dziejopisów niewiele jest świadectw, które mogłyby potwierdzić fakt obrzędowego mordowania ludzi. Ich pozyskanie utrudnia m.in. zwyczaj palenia zwłok u Słowian. W przypadku obrządków szkieletowych z kolei ślady są niejednoznaczne i do tej pory wywołują dyskusje w środowisku naukowym.
Wiele rozczłonkowanych ciał znaleziono choćby na Pomorzu. Na stanowiskach wykopaliskowych w gminach w Jabłończycy Wielkiej (pow. Byków), w okolicach Chojnic, w Kałdusie w gminie Chełmno, w okolicach Cedyni, czy w Dębczynie w powiecie Białogard odkryto groby z rozczłonkowanymi szkieletami ludzkimi, po odcięciu głowy i kończyn oraz ze śladami krępowania.
Ofiara dla bóstw, czy może okrutny wyrok na pokonanych? Takie pytania można mnożyć.
Podobne znalezisko dotyczy miejscowości Ralswiek w Niemczech. Tam, w rejonie plaży, gdzie według badaczy miały się odbywać pogańskie obrzędy religijne znaleziono liczne szkielety złożonych na ofiarę zwierząt oraz kości ludzkie. Teorię o krwawej ofierze zdaje się potwierdzać fakt, że kości te noszą ślady cięć w tych samych miejscach (np. cięcia na wysokości stawów) co w przypadku koni, które – zwłaszcza u Słowian połabskich – były uważane za zwierzęta święte.
Polecamy video: Waza z Bronocic i jej tajemnice
Teorie o obrzędach ofiarnych w równym jednak stopniu zyskują akceptację, jak i są odrzucane przez badaczy jako niewiarygodne. Wskazują np., że dekapitacja była wówczas po prostu formą kary śmierci. Bez wiedzy o wierzeniach naszych przodków teorie o ludzkich ofiarach – mimo że wyjątkowo chwytliwe – ciągle są formułowane na wyrost. Tajemnice duchowości słowiańszczyzny nadal pozostają zakryte przed nami w mroku dziejów.
Bibliografia:
- Aleksander Gieysztor, Mitologia Słowian. Warszawa: 1980.
- Lech Leciejewicz, Słowianie zachodni: z dziejów tworzenia się średniowiecznej Europy. Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1989
- Henryk Łowmiański, Religia Słowian i jej upadek, PWN, Warszawa 1986
- Jerzy Strzelczyk, Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian, Poznań 1998;
- Włodzimierz Szafrański, Wczesnośredniowieczny pogański obiekt kultowy w Płocku, „Sprawozdania z prac naukowych Wydziału Nauk Społecznych PAN”
- Jan Papłoński, „Helmolda Kronika Sławiańska z XII wieku”, Warszawa 1862
- Artur Szyjewski, Religia Słowian, Kraków: WAM, 2003
- Thietmar; Kronika Thietmara. tł. Marian Zygmunt Jedlicki, posł. Krzysztof Ożóg. Kraków: Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas”, 2014
- Stanisław Urbańczyk, Dawni Słowianie – wiara i kult, Wrocław 1991
- Adam Turasiewicz, Dzieje polityczne Obodrzyców od IX wieku do utraty niepodległości w latach 1160 – 1164, Warszawa 2004
KOMENTARZE (11)
I całej sensacji zostały przypuszczenia. Co do obiektywizmu kronikarzy niemieckich to zmilczę.
Ofiary z ludzi były składane w Skandynawii, a to za miedzą. nie widzę racjonalnego powodu dla którego po drugiej stronie Bałtyku miałoby nie być takich obrzędów. Zwłaszcza że światy Słowian i Wikingów w takiej Arkonie na przykład – się przenikały
Wbrew pozorom archeologia to nauka opierająca się na dowodach, a takich na temat składania ofiar z ludzi przez Słowian brak. Nie wykluczam, że być może składano takie ofiary, ale dowodów materialnych na to brak. Co do przenikania się kultur naszej i ludów Skandynawii mam odmienne zdanie. Zawsze byliśmy w konflikcie może nie tak ostrym jak z ludami germańskim, ale zawsze.d
Ciekawe – nie słyszałem zbytnio o konflikrach słowiańsko – skandynawskich. a już na pewno nie „zawsze”. owszem zdarzały się najazdy łupieżcze (w obie strony) ale o jakiejś wielkiej wrogości nie słyszałem. za to znane są przypadki współpracy i lokalnych sojuszy Słowian z Pomorza i Połabia z klanami skandynawskimi
Owszem, cały czas odbywał się handel i wymiana gospodarczo- osobowa (my im produkty rolne i żony, oni nam najemników i stal na miecze). Chodziło mi o konflikt kultur, ich bogowie nie przyjęli się na słowiańszczyźnie, a nasi w Skandynawii. Wpływy chrześcijańskie cały czas rosły po obu stronach. Kiedy Słowianie z terenów obecnych Niemiec mieli nóż na gardle to dogadali się z wikingami (co było widać właśnie w Arkonie).
Dodam, jeszcze ciągłe napady ze strony wikingów na nasze ziemie i napady plemion słowiańskich na ziemie Duńczyków i Germanów. Konflikt pomiędzy Słowianami i Skandynawami istniał z różnym natężeniem cały czas.
Do Józefa – jesteś zwykłym szurem. Może jeszcze powiedz, że nas zaczipują…jak rany! Do Słowianina – kiedyś byłam świadkiem wywodów neopogańskiego młodzieńca. Był daleki od miłosierdzia do katolików. Normalni ludzie, nie zaburzeni psychicznie, o odmiennych poglądach, mogą istnieć obok siebie w pokoju. Tylko fanatycy są zakałą ludzkości. Czy wierzący czy nie.
Nie mogę się zupełnie z tobą zgodzić. Po pierwsze ludy skandynawskie są również ludami germańskimi. Po drugie relacje z tymi ludami, a Słowianami były od początku naszej historii bardzo bogate i niejednoznaczne, na pewno nie generalnie negatywne. Wiele wskazuje na to, że Waregowie mogli mieć wpływ na rozwój państwowości polskiej, wiemy o Waregach na dworze Mieszka, którzy stanowili elitę jego rycerstwa, niektórzy sugerują, że nawet on sam, mógł mieć w żyłach skandynawską krew, zbyt mało wiemy o Piastach. Mało kto podważa to, że dynastia Rurykowiczów, która utworzyla państwo/a ruskie, pochodzi z północy. Piastowie i Jagiellonowie byli blisko spokrewnieni z władcami Szwecji, Danii i Norwegii, nie bez powodu Świetosława/Sigrida córka Mieszka, nazywana jest matką królów w Skandynawii i nie bez powodu szlachta wybrała na elekcjach Wazów, którzy byli bliskimi potomkami Jagiellonów. Braliśmy udział w licznych wojnach, zarówno naprzeciwko, jak i ramię w ramię, ze Szwedami jak i z Duńczykami. Co do bogów i wierzeń Słowian wiemy bardzo mało, poganie indoeuropejscy nie nawracali się nawzajem na swoje religie, częściej rozumieli je jako te same wierzenia w innym języku, nie wiemy o tym jak wierzenia Słowian i Germanów mogły się przenikać, bo po prostu wiemy bardzo mało o wierzeniach tych rejonów we wczesnym średniowieczu, Skandynawowie przynajmniej mają swoje Sagi, które przetrwały do dziś. Ale wiemy, że wymiana kulturowa musiała być duża, skoro do dziś imię Svante pochodzące od Świętopełk jest popularne w Szwecji, podobnie jak Oleg w krajach ruskich.
Słowianin
„Z kolei arabski podróżnik ibn Rosteh w zapiskach z X wieku wspominał, że Rusowie„mają lekarzy, którzy kierują ich królami, tak jakby byli ich panami i wymagają od nich ofiar z kobiet, mężczyzn lub bydła, wedle ich wyboru (…). Lekarz bierze osobę ludzką lub bydle, zarzuca sznur na szyję, przytwierdza do deski aż duszę z niego wydrze i mówi, że to „ofiara dla Boga”.”
A teraz zamiast sznura na szyję „lekarze” na zamówienie polityków zamierzają ludziom robić szczepienia na COVID-19 „aż duszę z nich wydrą” – operacja w stylu Dr. Mengele.
Gdyby ofiary z ludzi były wśród naszych przodków jakoś szczególnie powszechne, to archeolodzy znaleźli by na to dość licznych dowodów. Pomijam, że wypada być konsekwentnym w swoich działaniach i jeśli przykładowo z braku pisemnych zachowanych świadectw zakłada się brak pisma u Słowian, to analogicznie w przypadku braku dowodów na składanie ofiar z ludzi nie można zakładać, że do tego rodzaju ofiar dochodziło (zwłaszcza, że ślady zachowanych ofiar zwierzęcych są archeologicznie poświadczone).